Pamiętniki Pana Boga.pdf

(434 KB) Pobierz
G j o v a n n i P a p i n i urodził się we Florencji w 1881 r, zmarł w 1956 r. Pozostawił wiele
głównych dzieł literackich i filozoficznych. Do ważniejszych jego utworów należą m. in.: Un
uomo finito (Skończony człowiek, 1912); Pragmatismo (Pragmatyzm, 1913); Storio di Chri-
sto (Dzieje Chrystusa, 1921); Gog , 1930; Lettere di Celestino (Listy Celestyna); Il Diavolo
(Szatan, 1953).
Papini przeszedł w swojej twórczości oryginalną drogę.
Pragmatyzm, futuryzm, panteizm, ateizm, ezoteryzm, okultyzm i teozofia, katolicyzm orto-
doksyjny i heretycki - oto niektóre jej etapy.
Pisząc Pamiętniki Pana Boga (1911) Papini był ateistą.
Później ułaskawił boga, aby pod koniec życia zaproponować bogu ułaskawienie szatana.
Przypuszczamy, że późniejsza ewolucja poglądów Papiniego nie ma znaczenia dla oceny war-
tości teoretycznej Pamiętników i dlatego wydajemy je w naszej serii.
Niniejsze wydanie jest przedrukiem pierwszego wydania polskiego z roku 1921.
Giovanni Papini
PAMIĘTNIKI PANA BOGA
I
Tym razem nie mówię ustami cudzymi, i nie piszę ręką cudzą. Nie chcę apostołów,
wyrzekam się zwiastunów, pomijam posłów, odwołuję ambasadorów, występuję bez tłuma-
czy, Ja sam we własnej osobie, Bóg, chcę mówić twarzą w twarz z tobą, Człowieku, ze
wszystkimi ludźmi, wprost, bezpośrednio, bez pismaków i bez pośredników.
Po raz pierwszy: dotychczas bowiem milczałem zawsze. Nie wiecie nic o mnie. Moja
istotna myśl, mój byt, moje cierpienia są wam nie znane. Znacie o mnie tylko legendę, przez
siebie samych wytworzoną - ale nie historię. Ani jedno słowo z mojego serca nie przeszło do
serca waszego. Najgłębsza moja wola pozostała dla was tajemnicą. Ktoś kto ją odgadnął - na
chwilę - zamykał się na resztę życia w milczeniu, i nikt z towarzyszy jego wędrówki nie do-
wiedział się, jaka chmura wisi na jego czole i co uczyniło go tak niepocieszenie milczącym.
Wiem: stawali wpośród was ludzie, którzy przysięgali, że są wysłani przeze mnie, że
umyślnie zstąpili z nieba w tym celu, aby dać świadectwo prawdzie i zbawić w imię moje.
Miałem przemawiać ich językiem; mieli pisać pod moim rozkazem; uchodzić za natchnio-
nych przeze mnie, zrodzonych i wiedzionych przeze mnie, pełnych mojej myśli i mojego du-
cha. Byli tacy, którzy słyszeli głos mój na samotnych wyżynach, pośród pustyni, spoza gore-
jących krzaków; byli tacy, którzy widywali mnie w snach, kołysanych powiewem sielanki;
byli tacy, którzy czuli ciało moje zwarte z ich ciałem, którzy zmagali się ze mną aż do świtu.
W pierwszych porankach ziemskich pierwsze oczy ludzkie, ostatnie oczy niewinne, dostrze-
gały mnie pośród drzew i owoców wiecznych ogrodu zamkniętego; niektórzy zaś Żydzi opo-
wiadali, że krzyk mój ostatni słyszeli pod krzyżem hańby, wśród grzmotów i ciemności nieba.
Możecie teraz mi wierzyć: ja sam, ja, który jestem prawdą, zaklinam was ludzkimi
słowy: w tym wszystkim nie było słowa prawdy. Ja nie wysyłałem nikogo. Nie wzbudzałem
nikogo spośród was, aby przemawiał w moim imieniu. Nie wysyłałem zwiastunów; nie po-
dawałem ani ksiąg, ani praw; nie zawierałem przymierza z nikim spośród was, ani spośród
waszych zmarłych. Jeśli od czasu do czasu jakiś objawiciel powstawał pośród was, niby słup
ognisty wśród trwożnego stada, i głosił, że to ja rozkazałem mu przemawiać i że słowa jego
1
są słowami moimi, to kłamał, aby się wywyższyć i otoczyć grozą, albo sam uległ złudzeniu,
nim począł łudzić was.
Gdybym chciał mówić do was naprawdę, czyliż nie obrałbym sobie, ja - wszechmogą-
cy, pewniejszej ku temu drogi? Czyż nie sprawiłbym, abyście w duszach swoich mieli słowa
moje własne, prawdy niewątpliwe, pewniki niewzruszone? Po cóż miałbym powoływać ja-
kiegoś królewskiego, jakiegoś żydowskiego cieślę, jakiegoś koczującego handlarza wielbłą-
dów, aby w sposób ciemny, ułomny, w słowach zmiennych, grubych, niepewnych, objawiać
swoją wolę, swoje przykazania, swoje tajemnice? A gdybym nawet to uczynił, to czyżbym do
was nie wysłał ludzi godniejszych ich powołania i pewniejszych powodzenia? Tymczasem
jeden z nich znalazł się wśród ludu niesfornego, który weń nie wierzył i który, zaledwo pro-
rok się oddalił, uczcił zwierza odlanego z kruszcu; drugi został zdradzony i przez lud swój
ukrzyżowany; jeszcze inny znosił prześladowania, niedole i wojny aż do śmierci. I żaden
z nich dla swego posłannictwa nie potrafił zdobyć wszystkich ludzi.
Trzeba było krwi i czasu na to, aby głoszona przez nich nauka rozszerzyła się po świe-
cie, aby nie uległa stłumieniu; a ledwo zyskała pewną liczbę wyznawców, już rozpoczynały
się pomiędzy nimi spory i odszczepieństwa, tak że synowie tych, którzy uwierzyli, nie chcieli
już wierzyć, i ziemią targać poczęły rozterki gorsze niż dawniej: każdy, ktokolwiek występo-
wał przeciw słowom jakiegoś wysłannika Bożego, sam mienił się Bożym wysłannikiem. Po-
słowie tego samego wydali sobie wojnę nawzajem i nawzajem zaczęli się tępić!
A każdy z nich mówił inaczej, inaczej budził nadzieje, trwożył innymi trwogami. Otóż
więc: albo wszyscy, wyjąwszy jednego, byli kłamcami; albo też ja każdemu z nich kładłem
w uszy naukę nową, objawienie coraz inne - a po cóż miałbym to czynić? Czy może przeto, ja
sam, Niezmienny, zmieniałem myśl z biegiem czasu? A może chciałem wichrzyć i zamącać
ludzkie wiary?
Prawdziwie, powtarzam wam: nikt nie miał prawa powoływać się na to, że ja go wy-
słałem. Ja nie posyłałem nikogo na ziemię. Nawet ten, którego tak wielu mieni synem moim,
nawet ten Jezus, który silniej nad innych wzruszył i wstrząsnął wasze serca, który wzbił aż
pod niebiosa waszą duszę grzeszników na skrzydłach wysnutej przez się poezji odkupienia,
nawet ten Jezus, który wniósł nowe życie w wasze dusze spalone i którego wy nagrodziliście
za to, jak przystało, męczarnią i zgonem, nawet ten Jezus, który został uwielbiony jako praw-
dziwy syn Ducha, jako moje ciało własne, zjawione pośród innych ciał, i którego tylu ludzi
wzywa i zadręcza modłami o pośrednictwo do mnie, nawet Jezus z Nazaretu, powiadam wam,
nie był wysłany przeze mnie. Nie jest synem moim, albo jest synem moim o tyle, o ile wy
wszyscy jesteście moimi synami, podobnie jak synem moim jest gołąb na wieży, jak są
dziećmi moimi motyle na kwiatach. Ja nie uznaję go: on mówił w swoim imieniu; obietnice
jego i groźby nie są obietnicami i groźbami moimi.
Sprawa moja jest różna od jego sprawy: mogę myśleć o nim jako o najlepszym spo-
śród was, lecz ciało jego było ciałem zrodzonym z niewiasty śmiertelnej; serce jego biło tą
samą krwią, co serca wasze, i myśli jego duszy były myślami ziemi.
II
Dlaczego dziś przerywam to milczenie tysiącletnie? Dlaczego kuszę się ja, wielkie
Milczenie, Byt, nie mający nic do wyrażenia w słowie, Byt, który wypowiada się rzeczami,
nie zaś znakami, któremu za księgę służy nieskończony wszechświat, a za kartę czarne niebo
nocy, który miast liter używa globów słonecznych, dlaczego ja, który jestem wszystkim
i wiem wszystko, staję przed wami, aby mówić do was, aby wyznać wam swoje błędy i bóle?
Wam! Istotom najbardziej obcym bóstwu, jakie tylko stworzyłem, wam, którzyście zranili
mnie okrutniej niż włócznik Longinus i zaparli się mnie głębiej niż Piotr, i ukrzyżowali nie na
2
krzyżu z drewna, ale wewnątrz serc swoich niegodziwych, i nie raz jeden, ale nieskończoność
razy!
Co za upokorzenie! Tylko ja jeden poniżyć się mogłem aż tak dalece: gdyby ktoś
z was prosił o przebaczenie na kolanach przed grudką błota, nie wyobraziłby sobie dostatecz-
nie tego, czego ja doznaję obecnie. Nigdy jeszcze nie upodliłem się tak bardzo; JA mówię do
w a s!...
Wy zaś zrazu będziecie tym zakłopotani i osłupiali - być może, upokorzeni.
Rozumiem was; postanowienie moje - mój upadek - wyda się wam niedorzeczny,
niewiarygodny. Pobudki moje zobaczycie potem: są to pobudki poważne i odsłonię je przed
wami. Ale przede wszystkim: po co te ceremonie? Wy, obywatele Europy i Lewantu, wierzy-
liście przez wieki całe aż po dzień dzisiejszy, że przyszedłem na ziemię, aby nauczać i cier-
pieć, wcieliwszy się w postać i ubrawszy się w szaty pewnego cieśli z Galilei.
Historia jest nieprawdziwa - wielu spośród was stale kłam jej zadawało - lecz miliony
wierzyły w nią mocno i uparcie, jak w prawdę niezachwianą i przyrodzoną, a są tacy, którzy
dziś jeszcze nie przestają w nią wierzyć bez podejrzeń! Czyż więc śmielibyście przypuszczać,
że ja nie mógłbym wcielić się w pisarza włoskiego, gdyby mi się tak podobało? Że nie mógł-
bym mówić jego językiem, wypowiadać się jego prozą?
Może w oczach waszych młody pisarz, człowiek niepotrzebny, wynalazca snów, ści-
gacz próżni, stoi niżej, o wiele niżej od palestyńskiego stolarza lub cieśli? Któż wam mówi,
ze nie? Stolarz robi krzyże koloru krwi, aby przybijać do nich żywych, i skrzynie koloru no-
cy, aby w nich chować umarłych, i nie ulega wątpliwości, że i krzyże, i trumny są niezbędnie
potrzebne do należytego biegu ludzkiej gospodarki. Pisarz natomiast nie miewa najczęściej
nic do powiedzenia, a jeśli mówi naprawdę to, co widzi , osiąga jedynie to, że w ludziach budzi
niesmak do samego życia; dla tych, którzy książki jego czytali, świat nabiera innej postawy
oraz innych odbłysków, ten zaś, kto żył wraz z autorem książki, kto przeżył z nim coś wspól-
nie, nie postępuje już dawnym trybem; coś bardzo dawnego zamiera na dnie jego duszy; to
zaś, co pozostaje, dalekie jest od radości. Jeśli pisarz chce bawić, wtenczas zaczyna kłamać.
Staje się żałosny albo interesowny. Kto mówi prawdę, ten rozczarowuje; z ust jego, wraz z tę-
czą snów i melodią wyrazów, płyną wyroki potępienia: każda jego prawda jest wyrokiem
śmierci.
Dlatego i dla innych powodów, o których zbyteczne tu mówić, nie lubicie pisarzy
i skoro tylko zdarzy się sposobność, usypiacie ich i zmuszacie do umilknięcia narkotykami
powodzenia albo - przeciwnie - skazujecie ich na to, aby zgryźli własne serca pośród kamien-
nego milczenia, wśród tępej nienawiści, pozbawieni chleba i troskliwej dłoni. Lecz ja, acz-
kolwiek tak do was podobny, nie czuję tej tak bardzo wygórowanej wzgardy. Chcąc mówić
do was, biorę postać tego, który ma siłę i wolę, aby mówić do wszystkich - m ó w i ć, powta-
rzam: wy, ludzie, nie mówcie! Czym bowiem są wasze rozprawy, wyjąwszy najgórniejsze
chwile poetów wielkich, jeśli nie gaworzeniem i jąkaniem?
A wszakże ja sam ongiś byłem literatem uroczystym i wymownym, jeśli wierzyć Moj-
żeszowi. Świat powołałem do bytu słowem swoim! Mój zaś rozkaz, aby stało się światło, po-
czytany był za wyraz szczytności już przez gramatyków greckich - dotąd przynajmniej, dopó-
ki Niemiec pewien na moje fiat lux nie odpowiedział swoim nienasyconym mehr Licht!
Lecz gdyby pisarz nawet był najlichszym robakiem ziemi, to i wtenczas mocen jestem
podnieść go ku sobie, mocen jestem, gdy zechcę, uczynić zeń odgłosu bożego narzędzie nie-
biańskie. Im lichsze zdaje się to narzędzie, tym wspanialszy jest mój czyn. Któż nie potrafi
czynić rzeczy wielkich środkami olbrzymimi? Ja nie dbam o środki. Biorę młodego pisarza,
pisarza nieznanego, może niecenionego - pisarza, który nie posiada pereł morskich w swoich
skrzyniach, nie posiada słów melodyjnych w swoim słowniku, biorę młodego nieznanego
pisarza, który niesie w sobie jedynie hardość nieulękłą życia samotniczego i jakąś nieukojoną
żądzę lotu w swoich milczących zadumach.
3
I z tego pisarczyka, z tego najnędzniejszego robaka ziemskiego, robię nie tłumacza
swego, nie sekretarza, nie przepowiednika, ale cząstkę samego siebie.
Tak mi się podoba i tak jest. Skoro wszystko przeze mnie zostało stworzone, skoro
wszystko z rąk moich wyszło, to czyż i on także nie jest moim dziełem, czy i on nie przyszedł
także stamtąd, skąd ja przyszedłem? Czy w nim, jak i w każdym, nie istnieje ów blask bosko-
ści, którego nic nie zgasi? Jeśli on żyje i działa we mnie, to dlaczegóż ja nie miałbym istnieć
i myśleć także w nim?
III
Rzekłem: nie wiecie nic o mnie. To, co piszą o mnie wasze księgi, nie wyłączając naj-
ciemniejszych, jest tylko bełkotaniem nie zrozumianym i nie zrozumiałym, jest tylko cieniem
zamglonym dalekiego odbicia. Najmniej zaś rozumieli mnie ci, którzy długie lata życia stra-
wili, aby, aby mnie określić: jak gdyby rysa biała, którą rysownik stawia na papierze, mogła
kiedykolwiek dać wyobrażenie o promieniu słońca, jak gdyby drobna akwarela na papierze
mogła odtworzyć burzę szalejącą na pełnym morzu.
Do najmędrszych należeli ci ludzie, którzy orzekli, że o mnie nic powiedzieć nie po-
dobna: nazwali mnie Niepoznawalnym i Niewypowiedzialnym. Ze wszystkich tak licznych
słów, jakie słyszałem na ziemi, niewiele podobało mi się tak jak to zdanie francuskiego mni-
cha: "Jeśli posłyszycie, że mówię o Panu Bogu, i zrozumiecie cokolwiek, będzie to znakiem,
że się pomyliłem".
Jestem tym, czym wy nie jesteście; jestem tym, czego nie znacie. Wasze pojęcia o rze-
czywistości wysnute są z tego zakątka bytu, w którym spędzacie swoje życie krótki i roztar-
gnione. Ja także obecny jestem w tym zakątku, ale tak jak światło, które napełnia obszar
sierpniowego nieba i przenika zarazem w szczelinę skały. Toteż ilekroć zechcecie mówić
o mnie, myśl wasza doznaje zawrotu; język wasz - tak niesprawny nawet tam, gdzie chodzi
o potrzeby ludzkie - buntuje się, pojęcia wasze przestają służyć: więc, by móc powiedzieć
choć cokolwiek, odwracacie je i przypisujecie mnie to wszystko, czego nie posiadacie, to jest
to wszystko, czego pragniecie.
Ja zaś, zapewne, jestem i tym także - ale jestem i czymś ponadto. Istnieją rzeczy, któ-
rych nie posiadacie, i takie, o których nie śnicie nawet, a więc pragnąć ich nie możecie - otóż
we mnie są one wszystkie, a są one czymś o wiele, wiele większym nad to, co możecie pojąć
i wyobrazić sobie.
Otóż stanąłem tutaj mówię do was, aby odsłonić przed wami to, co nie było powie-
dziane na żadnej górze Synaj, aby wyznać wam mękę swoją, dłuższą i okropniejszą niż mę-
czarnie Golgoty. I wiem, że mnie zrozumiecie; wiem już teraz, że nie zapomnicie nigdy tego,
co dziś, po raz pierwszy, usłyszycie!
Jeżeli jestem zanadto Bogiem, abym mógł cały zawrzeć się w powijakach waszej naj-
kwiecistrzej mowy, to jednak jest w duszy mojej cząstka bardziej ludzka, jak w każdym z was
jest coś boskiego. Czyż zdumiecie się, gdy w Bogu odnajdziecie człowieka? Gdy chwilami
wyda się On wam cieniem waszym, wyolbrzymiałym na bezkresie niebios? Czy ja stworzy-
łem was, czyli też wy stworzyliście mnie; czy jestem stwórcą waszym, czy też waszym two-
rem, w obu przypadkach jesteśmy sobie poniekąd braćmi: gdyby we mnie nie było ani jedne-
go rysu człowieczego, to jakżeby w duchu waszym być mogła owa iskra wszechpożerającego
ognia Boskości?
4
IV
Powtarzam wam: nie wiecie nic o mnie i ja nie wszystko będę mógł wyjawić. Ta for-
ma nie zapewnia mi pełni swobody: to, co jest we mnie jasne i przezroczyste, staje się w wa-
szych źle członkowanych dźwiękach szarzyzną pozbawioną znaczenia albo pustą zawisłością
szaleństwa. W tej postaci, którą dla ciebie obrałem, czuję się skrępowany: to nędzne ciało
ludzkie zdaje się wytężać i łamać od wysiłku, a czoło jego jest schylone: oczy nie widzą tego,
co dostrzegają inni w pobliżu i w oddali. Czuję się tak jak wolny człowiek dziki, który z rów-
nin i puszcz bezbrzeżnych przybywa do miasta i staje pośród waszych ciasnych ulic; brak mu
tchu w piersi i nagle podrywa go chęć rozeprzeć swe szalone ramiona, rozwalić głębokie mu-
ry, które zasłaniają przed nim śmiech błękitu i rozhukany pęd wolności, nie znającej ani ście-
żek, ani granic.
I te słowa! Wypowiadać się słowami, znakami, dźwiękami w obrębie czasu, w obrębie
przestrzeni! Nie nawykłem do tego: co za męczarnia! Mógłbym, gdybym zechciał, stworzyć
wyrazy nowe i nowe sposoby, lecz to wszystko byłoby ciemne i tajemnicze dla was, jak
wprzódy. Wiem: sam uczyniłem was takimi. Wy granic moich nie znacie, lecz ja znam wasze.
Myślicie sobie w tej chwili: dlaczego nie rzekłeś nam bez słów, w jakiś sobie tylko
dostępny sposób, tego, co chcesz wyrazić w naszej niemowlęcej i gnuśnej mowie?
Ależ robiłem to, od wieków, niezliczone razy! To była właśnie moja myśl pierwsza ,
mój najstalszy zamiar. Żadnej nie zaniedbałem próby, lecz wy nie zrozumieliście mnie nigdy.
Czyż cały ten świat, przed wami otwarty, nie jest nieustającym świadectwem o mnie, mowa
milknąca, zwiastowaniem to jasnym, to bolesnym, spowiedzią przerywaną wybuchami płaczu
i zgrzytaniem zębów?
Cóż mówią drżące trójkąty gwiazdozbiorów, jeśli nie to, co ja powiem dziś w słowach
i zdaniach ludzkich? A żyłkowate liście drzew, liczne płatki kwiatków, cętki na skórze tygry-
sów i żmij, żłobione rysunki głazów, ostre i łagodne oblicza gór: czy nie są to wszystko zgło-
ski owych słów, których nie potraficie złożyć? Błyskawice chmur oblegających niebo, ryk
wichru na samotnych szczytach, pożarne pióropusze wulkanów i grzmoty podziemne: czyż
nie były to znaki, wołania , głosy, niemal wykrzykniki i znaki pytania w mojej nie wysłucha-
nej mowie?
A owe głosy, które niektórzy z was słyszeli pośród nocy, idące z najgłębszych tajni-
ków duszy, owe niespodziane, oślepiające pioruny myśli, których nic nie wstrzyma, nie spęta,
nie ogarnie - które was przerażały może - czyż nie były to moje próby szukania bezpośredniej
styczności z wami, bez pośrednictwa proroków i słów?
Ale wy nie słuchaliście mojej mowy; nie zrozumieliście mnie nigdy. I ponieważ byli-
ście głusi i ślepi, jestem zmuszony oto zamienić się w pisarza książek.
V
"Ale po co piszesz? Po co zwracasz się do nas dzisiaj, po tylu, tylu stuleciach i tysiąc-
leciach i odczuwasz potrzebę, ty - władca wszechrzeczy najdoskonalszy i wszechmocny, zni-
żania się aż do nas, czyniąc nas równymi sobie, mówiąc z nami prawie tak jak z braćmi?
Ile już razy to pytanie dobywało się nam na usta! A ja za każdym razem odpychałem
je od siebie, ponieważ nie przyszła na nie pora!
Ta spowiedź mi ciąży; jest to moja spowiedź pierwsza i krok ten jest ciężki. Czuję
potrzebę, aby mnie lepiej poznano.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin