Lynch - Sekretny dziennik Laury Palmer.rtf

(825 KB) Pobierz

 

 

                                         JENNIFER LYNCH

                     SEKRETNY DZIENNIK LAURY PALMER


Kochany pamiętniku!                                                                                    22 lipca 1984 r.

Nazywam się Laura Palmer. Właśnie parę minut temu skończyłam oficjalnie dwanaście lat! Jest 22 lipca 1984 roku, a był to dla mnie wspaniały dzień.

Ty byłeś ostatnim prezentem, jaki rozpakowałam, i nie mogłam się doczekać momentu, kiedy pójdę na górę, żeby zacząć ci opowiadać o sobie i o swojej rodzinie. Tobie zwierzać się będę ze wszystkiego. Obiecuję opowiadać ci wszystko, co się będzie działo, wszystko, co czuję, wszystko, czego pragnę, każdą najmniejszą myśl. Są rzeczy, których nie mogę wyjawić nikomu. Obiecuję ci, że ty będziesz o nich wiedział.

Kiedy zeszłam dziś rano na śniadanie, zobaczyłam, że mama obwiesiła cały dom serpentynami i nawet tata paradował w zabawnym kapeluszu, przygrywając na trąbce. Myślałam, że nie wytrzymamy z Donną ze śmiechu.

Donna to moja najlepsza przyjaciółka pod słońcem. Nazywa się Hayward, a jej ojciec, doktor Hayward, sprowadził mnie na świat dwanaście lat temu. To nie do wiary, że udało mi się zajść tak daleko. Mama popłakała się przy stole, mówiąc, że zanim się spostrzegę, będę dorosłą kobietą. O tak, na pewno. Wiem, że upłyną jeszcze lata, zanim dostanę pierwszej miesiączki. Chyba zwariowała, jeśli myśli, że dorosnę w mgnieniu oka, zwłaszcza jeśli będzie mi nadal dawała pluszowe zwierzątka na urodziny!

Dziś wszystko się odbyło tak, jak tego pragnęłam, to znaczy była tylko Donna i rodzice. No i oczywiście mój kot Jupiter. Na śniadanie były moje ulubione naleśniki z jabłkami i sokiem klonowym oraz grzanki z zakwasem.

Od Donny dostałam bluzkę, którą widziałam na wystawie w domu towarowym Horne'a. Wiem, że kupiła ją za swoje kieszonkowe, które odkładała od dłuższego czasu, nie chcąc mi powiedzieć na co. To najpiękniejsza bluzka, jaką kiedykolwiek widziałam! Jest z białego jedwabiu, cała w haftowane różyczki, ale nie na tyle, żeby wyglądała źle. Jest po prostu doskonała. Ja też dam Donnie na urodziny coś ekstra.

Jutro przyjeżdża na cały tydzień moja kuzynka Madeline lub po prostu Maddy. Zamierzam z nią i z Donną wybudować w lesie twierdzę i nocować tam, jeśli mama nam pozwoli. Co do taty -nie mam wątpliwości. On kocha las tak jak ja. Kiedyś śniło mi się, że przeprowadziliśmy się z nim do domu w głębi lasu i za oknem mojego pokoju rosło olbrzymie drzewo, na którym zagnieździły się śpiewające ptaki.

Kochany pamiętniku, zaraz wrócę. Tata woła mnie z dołu. Mówi, że ma niespodziankę. Opowiem ci wszystko, jak wrócę.

Całuję, Laura.


Kochany pamiętniku!                                                                      22 lipca 1984 r., później

Nigdy nie uwierzysz, co się stało! Zeszłam na dół, a tata powiedział mnie i mamie, żebyśmy wsiadły do samochodu i nie zadawały żadnych pytań aż dojedziemy na miejsce. Oczywiście, mama zadawała pytania przez całą drogę. Ja nie miałam nic przeciwko temu, licząc, że tacie może coś się wypsnie. Ale na próżno. Sama siedziałam cicho, żeby nie stracić niespodzianki. Kiedy zajechaliśmy pod stajnię na Łamanym Kręgu - wiedziałam! Tata kupił mi kucyka! Pamiętniczku, on jest przepiękny, znacznie piękniejszy niż mogłabym sobie kiedykolwiek zamarzyć! Jest w kolorach czerwono cynamonowym i ciemnobrązowym. Ma duże i słodkie oczy. Mama nie wierzyła własnym oczom, kiedy go zobaczyła i zaczęła się dopytywać, jak tacie udało się to zrobić w tajemnicy przed wszystkimi. Tata powiedział, że gdyby ona wiedziała, z całej niespodzianki byłyby nici, i ma rację.

O mało nie przyprawiłam mamy o zawał, włażąc kucykowi pod nogi, żeby sprawdzić czy jest chłopcem czy dziewczynką. Ale wystarczył rzut oka, żeby stwierdzić, że to chłopiec. Tak jakbym nigdy przedtem czegoś takiego nie widziała. Mama nie zna swojej córeczki tak, jak się jej to wydaje...

Wracając do kucyka. Postanowiłam go nazwać Troy, tak jak kucyk w albumie pani Larkin. Zippy, który pracuje w stajni, powiedział, że napisze mi dużymi literami TROY na tabliczce, którą powiesi się z przodu, tak żeby każdy wiedział od razu, jakie ma imię. Troy jest jeszcze za mały do jazdy, ale za dwa miesiące będę mogła go już dosiąść i pogalopować przez pola. Dziś poszłam z nim na spacer i dałam mu marchewki (tata miał ją w bagażniku) i kostkę cukru, którą dał mi Zippy. Troy był tym wszystkim zachwycony. Przed rozstaniem się wyszeptałam w jego ciepłe, miękkie ucho, że zobaczymy się jutro i że napiszę o nim wszystko tutaj, w pamiętniku. Nie mogę się doczekać, żeby go pokazać Donnie! Zapomniałabym, Maddy też go przecież zobaczy!

Kiedy wracaliśmy ze stajni do domu, tata powiedział, że obchodzimy z Troyem urodziny tego samego dnia, bo kiedy podarowuje się kucyka komuś, kto go będzie kochał, dzieli się z nim wszystko. A więc tobie też, Troy, wszystkiego najlepszego!

Cieszę się, że nie wiem skąd pochodzi, bo w ten sposób jest jakby zesłany z nieba prosto dla mnie.

W każdym razie, pamiętniczku, jutro jest wielki dzień. Dziś będę cudownie spała, śniąc o Troyu i o tym, jak będziemy spędzać razem cały czas. Jestem najszczęśliwszą dziewczyną na świecie.

Całuję, Laura.

P.S. Mam nadzieję, że BOB nie przyjdzie dziś w nocy.


Kochany pamiętniku!                                                                                    23 lipca 1984 r.

     Jest późna noc, a ja nie mogę spać. Śnił mi się koszmar za koszmarem i postanowiłam w końcu w ogóle zrezygnować ze snu. Myślę, że Maddy będzie zmęczona podróżą do nas i będzie chciała się jutro zdrzemnąć tak czy owak, więc i ja będę się mogła wtedy przespać. Może kiedy rozjaśni się, moje sny nie będą takie ponure.

Jeden z nich był okropny. Obudziłam się z krzykiem, bojąc się, że mama mnie usłyszy i przyjdzie, a ja chcę być teraz po prostu sama. Ona tego nie zrozumie. Kiedy nie mogę zasnąć albo, tak jak dzisiaj, mam koszmary, zawsze przychodzi i śpiewa mi „Walc Matyldy”. Nie to, żebym nie chciała, żeby mi śpiewała. Po prostu śnił mi się dziś dziwny mężczyzna, który śpiewał właśnie tę piosenkę mamy głosem. Byłam tak przerażona, że nie mogłam się ruszyć.

Śniło mi się, że chodzę po lesie w pobliżu Perłowych Jezior. Wiał bardzo silny wiatr, ale tylko wokół mnie. Było upalnie. Wiatr. Jakieś sześć metrów dalej stał ten mężczyzna. Miał długie włosy i bardzo duże, zgrubiałe ręce. Były bardzo szorstkie, a on, śpiewając, wyciągał je ku mnie. Jego broda nie poruszała się na wietrze, bo wiało tylko wokół mnie. Opuszki jego kciuków były czarne jak węgiel i zataczał nimi kręgi, zbliżając ku mnie ręce. Posuwałam się ku niemu, choć wcale nie chciałam, bo przerażał mnie.

Powiedział: „Mam twojego kota”, a Jupiter wyskoczył mu zza pleców i pomknął w głąb lasu jak biały punkcik na czarnym papierze. Śpiewał dalej, a ja usiłowałam mu powiedzieć, że chcę wracać do domu i chcę, żeby Jupiter poszedł ze mną. Słowa nie mogły mi się jednak przecisnąć przez gardło. Wtedy podniósł ręce, bardzo, bardzo wysoko, jak gdyby z każdą minutą rósł i powiększał się. W miarę jak jego ręce wznosiły się, czułam, że wiatr wokół mnie ustaje i nagle wszystko uspokoiło się. Pomyślałam, że puszcza mnie, bo czyta w moich myślach, tak to przynajmniej odczuwałam. Więc kiedy zatrzymał w ten sposób wiatr swoimi rękami, pomyślałam, że wypuszcza mnie, pozwala pójść do domu.

Wtedy musiałam spojrzeć w dół, bo poczułam ciepło między nogami, ale nie takie przyjemne ciepło, lecz żar. Paliło mnie, więc musiałam rozsunąć nogi, żeby się ochłodziły. Żeby przestały mnie piec, tak mocno. I wtedy zaczęły się rozsuwać same, jak gdyby miały oderwać się od ciała. Pomyślałam, że umrę już tak, i czy ktoś zrozumie, że usiłowałam zacisnąć nogi, ale nie mogłam, bo paliły mnie. Wtedy mężczyzna spojrzał na mnie z tym swoim strasznym uśmiechem i zaśpiewał głosem mamy „Puścisz się ze mną w walca, Matyldo”. A ja znowu usiłowałam mówić, ale nie mogłam. Próbowałam się ruszyć, też nic z tego. On zaś powiedział „Lauro, jesteś w domu”. I obudziłam się.

Czasem kiedy śnię, czuję się jak w potrzasku, tak jestem przerażona. Ale teraz kiedy czytam to, co tu napisałam, nie wydaje mi się to tak straszne. Może od tej pory będę spisywać wszystkie swoje sny, żeby się ich nie bać.

Którejś nocy w ubiegłym roku miałam taki makabryczny sen, że przez cały następny dzień nie mogłam się w szkole uczyć. Donna myślała, że mi szajba odbiła, bo za każdym razem kiedy wypowiadała moje imię albo dotykała mego ramienia, żeby mi podać kartkę, podskakiwałam. Nie odbijała mi jednak szajba, tak jak na przykład Nadine Hurley, tylko wydawało mi się, że ciągle jeszcze śnię. Nie pamiętam tego dokładnie, ale wiem, że w tym śnie byłam w strasznych tarapatach, bo oblałam dziwaczny test, polegający na tym, że trzeba było pomóc łodzią ludziom znajdującym się po drugiej stronie rzeki, a ja nie mogłam, bo chciało mi się akurat pływać czy coś takiego, więc wysłano do mnie kogoś, żeby mnie dotykał w zły, świński sposób. Nie pamiętam nic więcej i nie sądzę, żeby to była wielka strata.

Jestem już tak zmęczona wyczekiwaniem aż dorosnę. Któregoś dnia to się stanie i będę jedyną osobą, która będzie decydować o tym, czy mam czuć się źle czy dobrze po zrobieniu czegoś.

Do usłyszenia jutro. Ogarnia mnie zmęczenie.

Laura


Kochany pamiętniku!                                                                                    23 lipca 1984 r.

Kuzynka Maddy będzie tu lada moment. Tata pojechał po nią sam na stację, bo mama nie pozwoliła mu mnie obudzić. Nie śpię dopiero od piętnastu minut. Żadnych snów, nie licząc tego, że mama słyszała, jak wołam ją, po czym mówi, że hukałam jak sowa. Głupio mi. Mówi, że kiedy weszła do pokoju, byłam na pół we śnie i... znowu zahukałam, po czym zachichotałam, przekręciłam się i znowu zasnęłam. Mam nadzieję, że nikomu o tym nie powie. Zawsze rozpowiada takie rzeczy w czasie proszonych kolacji na przykład z Haywardami. Zaczyna się to zawsze od słów „Kochana Laura zrobiła coś niezwykłego”, i wtedy już wiadomo, co się święci.

Kiedyś opowiedziała na przykład w obecności wszystkich, że któregoś wieczoru, tuż przed jej pójściem spać, poszłam we śnie do kuchni. Zdjęłam z siebie ubranie, wepchnęłam je do piecyka i wróciłam do łóżka. Teraz za każdym razem kiedy pomagam z Donną przy kolacji u Haywardów i podchodzę do piecyka, pani Hayward pyta żartobliwie, czy zdaję sobie sprawę z tego, że piecyk to piecyk a nie pralka.

Mama popiła sobie tego wieczoru, kiedy to opowiadała, więc jej przebaczyłam. Ale jeśli powie komuś, że pohukiwałam, to chyba umrę. Przypuszczam, że nigdy nie nadchodzi taka chwila, żeby rodzice przestali być dla dzieci źródłem ciągłego zażenowania. Moi nie są tu wyjątkiem.

Może gdybym przestała wyprawiać głupoty przez sen, nie miałaby co ludziom opowiadać.

Reszta potem.

Laura

(hu, hu)


Kochany pamiętniku!                                                                                    27 lipca 1984 r.

Mam ci tyle do opowiedzenia. Te słowa dochodzą z wnętrza fortecy, którą zbudowałyśmy z Donną i Maddy. Tata i mama zgodzili się na nią, pod warunkiem, że będziemy z tyłu domu. Użyłyśmy drzewa, które dał nam Ed Hurley, a tata pozbijał wszystko gwoździami. Donna mówi, że gdyby zerwała się burza, byłoby po wszystkim, ale mnie się wydaje, że to by wytrzymało, bez względu na okoliczności.

Maddy jest teraz taka ładna. Ma szesnaście lat i tak jej zazdroszczę jej życia. Żebym to ja miała szesnaście lat! U siebie ma chłopaka i już za nim tęskni. On już tutaj wcześniej dzwonił, żeby się upewnić, czy dojechała szczęśliwie. Tata podśmiewał się z niej, jak to się przez telefon wdzięczyła, ale Maddy nic sobie z tego nie robiła. Donna uważa, że stałego chłopaka będzie miała pewnie dopiero po czterdziestce, kiedy brać ją będzie głuchota. Powiedziałam jej, że zwariowała, bo chłopcy już się za nami obydwiema oglądają, tylko że my jesteśmy za mądre, żeby z nimi chodzić. Zastanawiam się, jak to będzie, kiedy ktoś oprócz rodziców będzie mnie kochał i czy będzie dzwonił, kiedy będę w drodze, żeby upewnić się czy wszystko w porządku.

W każdym razie wcześniej poszłyśmy wszystkie odwiedzić Troya w stajni, wyszczotkowałyśmy go i nakarmiły. Zarówno Donna jak i Maddy powiedziały, że w życiu nie widziały tak pięknego kucyka. Zastanawiam się, czym też sobie na niego zasłużyłam. Donna też marzyła o kucyku latami, a ojciec nigdy jej go nie kupił. Ciekawe, jak długo Troy będzie żył i czy po jego śmierci kiedykolwiek przestanę płakać.

Donna właśnie podejrzała, co napisałam o umieraniu Troya i mówi, że mam za dużo smutnych myśli i jeśli tak dalej pójdzie, to kto wie, co się stanie. Donna nie wie wszystkiego tego, o czym ja wiem. Nic na to nie poradzę, ale czasami mam smutne myśli. Czasem są to myśli siedzące we mnie najgłębiej.

Mama zapakowała nam kanapki i dwa termosy. Jeden z lodowatym mlekiem, drugi z gorącą czekoladą. Maddy nie wypije więcej niż filiżankę czekolady, bo mówi, że zawsze jej od tego wyskakują krosty. Ja tam nie widzę na jej twarzy żadnych krost. Miesiączkować zaczęła trzy lata temu i mówi, że to wprost koszmar. Dostaje się od tego wyprysków i skurczów, i przez cały czas jest się zmęczoną i zdenerwowaną. Świetnie. Jeszcze jedna rzecz do wypatrywania z utęsknieniem. Mama dostała pierwszy okres, kiedy była w moim wieku. Mam tylko nadzieję, że to nie oznacza, że i ja go dostanę w tym roku. Teraz kiedy Maddy mi to opisała, straciłam wszelką ochotę.

Wszystkie trzy jemy kanapki, popijamy mlekiem i piszemy pamiętniki. Pamiętnik Maddy jest taki duży i gruby! Pamiętnik Donny jest grubszy niż mój, ale ja uczynię cię większym niż ten, który ma Maddy. Podoba mi się idea trzymania wszystkich myśli w jednym miejscu; jakby to był mózg, do którego można zajrzeć. Latarka, którą powiesiłyśmy na szczycie twierdzy, świeci w dół tak, że wszystkie możemy widzieć. Trochę światła dochodziło też z okien domu, ale zasłoniłyśmy je, zgodziwszy się, że psuło wrażenie znajdowania się samemu w lesie. Wszystkie te koce i jedzenie dają nam i tak poczucie znajdowania się dokładnie tam, gdzie się znajdujemy. W ogródku z tyłu domu! Maddy mówi, że przyniosła paczkę papierosów i później, kiedy rodzice pójdą spać, jeśli chcemy, możemy ich spróbować. Mówi, że stęchły, bo trzyma je od miesięcy, ale nie dotykała ich, bojąc się, że rodzice się zorientują. Może spróbuję jednego. Donna mówi, że nie chce, a my z Maddy na to, że nie będziemy nalegać, bo prawdziwe przyjaciółki tego nie robią. Ale ja założę się, że mogę skłonić Donnę do zapalenia rzucając na nią właściwe spojrzenie. Założę się.

Reszta później.

Jestem z powrotem.

Śmiejemy się tak głośno, że bolą nas brzuchy. Maddy opisywała, jak całuje swego chłopaka językiem, co mnie i Donnę zbulwersowało. Donna wykrzywiła się i powiedziała, że nie podoba się jej pomysł całowania przy pomocy języka, a ja udałam, że jestem tego samego zdania..., ale, serio, mój ty pamiętniku, kiedy usłyszałam, jak to się robi, dziwnie jakoś i śmiesznie poczułam się na żołądku. Inaczej niż..., no, nie ważne. Doznałam uczucia, że może mi się spodobać całowanie językiem. Wypróbuję to z chłopcem, który mi się podoba, jak tylko będę mogła. Maddy powiedziała, że na początku się bała, ale teraz robi to już od roku i uwielbia to. Ja opowiedziałam im obu o tym, jak w ubiegłym miesiącu, kiedy miałam gorączkę, weszłam do sypialni rodziców i zobaczyłam ich nagich, z ojcem na wierzchu. Po prostu wyszłam, a parę minut później mama przyniosła mi aspirynę i napój. Nigdy do tego nie wróciła. Donna mówi, że na pewno kochali się. Ja już o tym wiedziałam, ale nie wyglądało na to, że lubią to. Po prostu zdawali się poruszać bardzo powoli, właściwie nawet na siebie nie patrząc.

Maddy sądzi, że to był „chybcik”. Uch, moi rodzice i seks. Co za grubiaństwo. Wiem, że z tego pochodzę, ale nie zależy mi na zobaczeniu tego ponownie kiedykolwiek. Obiecuję od razu, że (jeśli) będę uprawiać miłość, będzie to dla mnie znacznie większą uciechą.

Rodzice przyszli właśnie powiedzieć nam dobranoc. Dzwonili rodzice Donny, mówiąc, że nie musi iść jutro do kościoła, więc może spać z nami. Ucieszyłyśmy się wszystkie słysząc to.

Tata kazał nam wszystkim zamknąć oczy i otworzyć ręce, po czym wetknął każdej batona, zastrzegając, żebyśmy nic nie powiedziały mamie. Potem przyszła mama, wsunęła mi torebkę i powiedziała, żeby nic nie mówić tacie. Były tam następne trzy batony! Maddy spojrzała tylko na swój i westchnęła. „Krosty”, to było wszystko, co mogła wymówić. Ale otworzyła oba, po czym wszystkie wepchnęłyśmy do ust oba nasze batony i usiłowały śpiewać „Wiosłuj, wiosłuj, wiosłuj swoją łodzią” z pełnymi ustami. Donna powiedziała, że przeżuty baton wygląda jak resztki pozostawione nam przez Troya, więc wszystkie wyplułyśmy to.

Maddy opowiedziała fajną historię, dość straszną, o rodzinie, która wyjeżdża na noc, a po powrocie znajdują ukrywających się w ich domu ludzi, którzy czekają, żeby ich zabić. Były tam jeszcze inne rzeczy, ale nie jestem pewna, co z tego chcę w przyszłości pamiętać. Nie chcę podsycać swych snów. Kiedy Donna wyszła z fortecy, żeby zrobić siusiu, Maddy zwierzyła mi się, że też miała złe sny. Powiedziała, że nie chciała mówić o tym w obecności Donny, bo ona mogłaby nie zrozumieć. Mówi, że widzi w snach mnie w lesie. Wróciła Donna i Maddy nic już nie dodała. Ciekawe czy Maddy widziała długowłosego mężczyzną? A wiatr? Maddy pisze w pamiętniku wiersze, bo mówi, że czasem fajniej jest pisać je niż jakieś nudne starocie, a gdyby pamiętnik wpadł komuś przypadkiem w ręce, to wiersze mogą pozostać niezrozumiałe. Jutro spróbuję.

Reszta później.

Aha, nie mówiłam, że Donna spróbuje pod moim wpływem papierosa? Maddy wyjęła je i zapaliła jednego, po czym podała go mi do pociągnięcia. Lubię wypuszczać dym z ust. To tak jak gdyby wychodził ze mnie duch, tańczący, snujący się, wiotki duch. Jak gdybym była dorosłą kobietą, otoczoną ludźmi, którzy się we mnie wpatrują, jak gdyby chcieli być mną. Nawet Donna powiedziała, że kiedy palę, wyglądam jak dojrzała osoba. Nawet się nie zaciągnęłam, więc ciekawa jestem, jak by to wyglądało, gdybym to zrobiła.

Potem była kolej na Donnę i zanim zdążyła powiedzieć „nie”, ja rzuciłam: „Cieszę się, że spróbowałam; wcale nie muszę tego więcej robić, jeśli nie będę chciała”. Więc wzięła ode mnie papierosa i wypuściła parę razy dym w twierdzy. Ona też wyglądała dobrze paląc, ale obleciał ją jakoś strach, zakrztusiła się i zaniosła naprawdę głośnym kaszlem, więc zgasiłyśmy papierosa i szybko wywietrzyłyśmy twierdzę, na wypadek gdyby rodzice się obudzili. Myślę, że kiedyś kupię sobie paczkę papierosów i będę je po prostu trzymać, tak jak Maddy. Nie przyzwyczaję się, jestem za ostrożna.

Teraz już idziemy spać i wszystkie odmeldowujemy się u naszych pamiętników. Dobranoc! Myślę, że ty i ja będziemy wspaniałymi towarzyszami.

Całuję, Laura.


Kochany pamiętniku!                                                                                                  29 lipca 1984 r.

Oto wiersz.

Od światła w moim oknie może wejrzeć we mnie,

Ale ja widzę go dopiero kiedy jest blisko

Oddychając, z uśmiechem koło mego okna

Przychodzi po mnie

Kręć się, kręć

Wyjdź i baw się, baw

Leż i nie ruszaj się, leż.

Okruchy rymów i piosenek

Części lasu w moich włosach i ubraniu

Czasem widzę go obok

kiedy wiem, że nie może tu być

Czasem czuję go obok

wiem, że muszę to znieść.

Kiedy wołam

Nikt nie może mnie usłyszeć

Kiedy szepcę, myśli

Że to tylko do niego.

Mój głosik w gardle

Zawsze myślę, że musiałam

Coś zrobić

Lub mogę coś zrobić

Ale nikt, nikt nie śpieszy z pomocą,

Mówi,

Dziewczynce małej jak ty.


Kochany pamiętniku!                                                                                    30 lipca 1984 r.

Maddy przywiozła ze sobą górę ubrań i dała mi je wszystkie do przymierzenia przed lustrem. Zrozumiała, że byłam czymś przygnębiona... Chyba. Niektóre z jej strojów są przepiękne. Lubię to, jak się w nich czuję. Zwłaszcza w tej krótkiej spódniczce, z obcasami i białym puchowym sweterkiem.

Maddy powiedziała, że wyglądam jak Audrey Horne. To córka Beniamina Horne'a, u którego pracuje mój ojciec. Beniamin jest bardzo, bardzo bogaty. Audrey jest ładna, ale cicha, a czasem złośliwa. Ojciec nie poświęca jej wiele uwagi i prawdopodobnie dlatego ona się tak zachowuje. O mnie jednak zawsze dbał od urodzenia. Zawsze kiedy jest przyjęcie albo spotkanie w Great Northern, Beniamin sadza mnie na kolanach i śpiewa mi cicho do ucha. Czasem jest mi głupio wobec Audrey. Kiedy widzi, jak on mi śpiewa, musi jej się robić smutno, bo często wybiega z pokoju i nie wraca aż matka jej każe. Kiedy indziej sprawia mi jednak chyba satysfakcję, kiedy ona tak wybiega. Tak jakbym była w centrum uwagi, znaczyła dla niego więcej niż własna córka. Wiem, że nieładnie tak mówić, ale jestem po prostu szczera.

Prawdę mówiąc, chyba podobałam się też sobie w ubraniach Maddy. Coś we mnie wezbrało jak bańka. Tak czujesz się na karuzeli, nie będąc jeszcze przyzwyczajoną do lotu w górę i w dół. Na pewno gdybym ubierała się w ten sposób cały czas, wszystko byłoby zupełnie inne.

Później poszłyśmy z Maddy na spacer, ale oczywiście w dżinsach i koszulkach. W Twin Peaks rzadko spotyka się obcasy i krótkie spódniczki poza upstrzonymi chorągiewkami ogłoszeniami o zabawie tanecznej czy jarmarku. Poszłyśmy do Parku Wschodniego i przysiadłyśmy na tarasie. Maddy powiedziała, że nie narzeka na sytuację w domu, „z wyjątkiem niesłychanej czasem wrzaskliwości rodziców”. Cytuję ją celowo dosłownie, bo pomyślałam sobie, że jest to bardzo celnie powiedziane. Powiedziała, że w życiu jest wiele rzeczy, które początkowo wyglądają na niewłaściwe, ale z czasem zżywamy się z nimi.

Może powinnam zacząć myśleć w ten sposób. Może powinnam być lepszym człowiekiem, a nie myśleć w kółko o tym, co mi się przydarza. Mam nadzieję, że wkrótce na tyle dojdę w tym do wprawy, że uda mi się otrząsnąć ze wszystkiego, co tak mnie trapi, ze spraw, których nadal nie jestem nawet w stanie opisać inaczej niż fragmentarycznie. Jeśli będę lepszym człowiekiem i każdego dnia będę się starała coraz bardziej, może wszystko to się jakoś ułoży.

Całuję, Laura.


30 lipca 1984 r., później.

KTÓREGOŚ DNIA DORASTAĆ BĘDZIE ŁATWIEJ

W głębi są wzgórza kobiety gotowe do wynurzenia By ujrzeć niebo

By ujrzeć słońce i księżyc

I gwiazdki w czerni ręki mężczyzny

Czasami rano

Przejrzę się na wskroś

Zobaczę tworzące się wzgórza i doliny

Pomyślę o podziemnych rzekach.

Na zewnątrz

Kwitnę

Wewnątrz usycham

Gdybym tylko mogła zrozumieć

Dlaczego płaczę

Gdybym tylko mogła powstrzymać strach

Przed snem o swej śmierci.


...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin