3.Niespodzianka.doc

(33 KB) Pobierz

Dzieckiem ciemność mogę zwać się..

Krwiopijcą. w głowie mogę być..

Wampirzycą, demonem.. bo to one siedzą w mej głowie..

Możecie bluzgać i przeklinać..

Na wszystkich Bogów i Aniołów..

Lecz to siedzi w mej głowie..

Nikt nie poradzi..

Nie opamięta..

Widzę drogie ofiary...

Kiedyś krwiożercą bestią się stanę..

I wtedy szyderczy uśmiech na twarzach waszych się zjawi..

A ja będę studiować księgi zakazane..

I rozmyślać..

I wciąż pisać...

Nad życia poświęceniem..

Które fascynuje mnie doszczętnie..

Niszcząc siebie..

 

***

muzyka

***

Zatrzymaliśmy się. Właściwie nie zwracałam uwagi na to gdzie jedziemy.Rozejrzałam się- dookoła były same drzewa, jedynym wolnym od nich miejscem byłam piaszczysta droga, którą przyjechaliśmy. Nie byłam tu nigdy wcześniej. Posłałam Edwardowi pytające spojrzenie, ale on tylko uśmiechnął się szeroko. Uspokoiłam się. Przez pierwszy moment obawiałam się, że coś się stało- Edward rzadko tak niespodziewanie wyciągał mnie z domu. Właściwie to nigdy wcześniej tego nie robił. Ale mimo wszystko byłam spokojna.
- Chodźmy - rozkazał i ruszył w stronę lasu.
- Nie pobiegniemy? - nie ukrywałam zdziwienia.
- A chcesz? - on także się zdziwił. Uśmiechnęłam się lekko i potrząsnęłam przecząco głową. Odwzajemnił uśmiech. Złapał mnie za rękę i pociągnął w las. Szliśmy w milczeniu co chwilę na siebie zerkając. Zachodziłam w głowę co też Edward wymyślił.
- Masz piękniejszy zapach niż powiew wiatru nad jeziorem o zmierzchu - powiedział niespodziewanie Edward. Mimowolnie się przestraszyłam. Nie chciałam się go bać. Ale za każdym razem gdy wspominał o moim 'cudownym zapachu' przechodziły mnie ciarki. Edward zaśmiał się cicho z mojej reakcji i objął mnie ramieniem, przyciągając bliżej siebie. - Boisz się?
- Nie - odparłam zgodnie z prawdą. Mój chwilowy strach ulotnił się z chwilą w której Edward mnie objął. Uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek.
- Zaraz będziemy na miejscu. Mam nadzieję, że... - urwał jakby zorientował się, że wypowiedział część swoich myśli na głos. Spojrzałam na niego z zaciekawieniem.
- Że co ? - spytałam spoglądając mu w oczy.
- Że nic. I nie patrz tak na mnie i tak ci nic nie powiem - pokazał mi język. To nie fair, pomyślałam. Jak on na mnie patrzy to od razu wyciąga ze mnie wszystko. Chcę być wampirem. Zachichotałam. Po raz kolejny cieszyłam się, że Edward nie czyta mi w myślach.
Doszliśmy. Rozejrzałam się ze zdumieniem. Spojrzałam na Edwarda. Polana była zalana słońcem. Dokładnie tak jak... I wtedy zrozumiałam.
- Oh Edward... - patrzył na mnie z czułością.
Polana nie wyglądała jakoś specjalnie. Była dokładnie taka sama jak niemal dokładnie rok temu, kiedy przyszliśmy tu po raz pierwszy. Niemal. Na środku leżał rozłożony duży koc, a naokoło niego, ułożone w idealny kwadrat rosły piękne, błękitne kwiaty. Obok kocha leżał wiklinowy koszyk.
Pamiętałam o... o naszej rocznicy. Ale nie przyszło mi do głowy, że on też będzie. Chyba za dużo nasłuchałam się opowiadań Jessicy i innych, żeby wierzyć, że mężczyźni nie pamiętają o takich rzeczach. Umknęło mi jednak to, że Edward nie był zwykłym mężczyzną. Był wampirem. Moim, własnym, osobistym wampirem. Pocałował mnie delikatnie i poprowadził w stronę koca. Leżeliśmy razem, przytuleni.
- Pomyślałem sobie, że zorganizuję dla nas piknik. Co prawda wystrojem zajęła się Alice, ale pomysł był w całości mój.
Rozmawialiśmy. O wszystkim i o niczym zarazem. Co chwila któreś z nas wybuchało śmiechem. Opowiedział mi kilka przygód sprzed kilku (kilkunastu, bądź kilkudziesięciu) lat. W pewnym momencie głośno zaburczało mi w brzuchu i Edward wybuchnął śmiechem.
- Nie martw się. Jestem przygotowany na taką ewentualność - powiedział sięgając do koszyka i podał mi kanapkę. Uśmiechnęłam się szeroko i zaczęłam ją konsumować. Edward przyglądał mi się z podziwem.
- Nigdy nie zrozumiem jak możecie jeść coś takiego.
- Ludzkie jedzenie jest całkiem smaczne - odparłam. Wzdrygnął się.
- Wampiry jakoś go nie przyswajają. Wasze jedzenie jest takie... mdłe. Bezsmakowe. A poza tym nie możemy nawet go strawić.
- Dlaczego? - spytałam od razu. Edward zaśmiał się cicho.
- Bello... Ja teoretycznie nie żyję. Większość moich czynności życiowych jest niemożliwa, lub całkiem mi nie potrzebna. Nie wiem czy pamiętasz nie muszę oddychać, nie mogę spać...
Pocałował mnie w czoło, uśmiechając się. Znów zaczęliśmy rozmawiać.
- Bello... - spojrzał mi głęboko w oczy. Zbyt głęboko. Serce zabiło mi trzy razy szybciej niż normalnie, a w mojej głowie jedynym obrazem było płynne złoto jego oczu. - Przepraszam - szepnął, śmiejąc się i przestał przyglądać mi się tak natarczywie. Uśmiechnęłam się również przepraszająco.
- Kocham cię Bello.
- Ja ciebie też kocham.
- Będę cię kochał przez całą wieczność. Na zawsze. A nawet dłużej - poczułam gorąco zalewające mi twarz. Z pewnością byłam cała czerwona. Delikatnie przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Przez dłuższą chwilę nie odrywaliśmy się od siebie. Po chwili Edward wstał i wyszczerzył się do mnie.
- Usiądź tam - wskazał jakieś złamane drzewo. Złamany fragment był. Nie było pnia. Zrozumiałam, że to dokładnie to samo drzewo, które wyrwał kiedy byliśmy tu po raz pierwszy.
- Bello... - zaczął poważnie, uważnie obserwując moją twarz. - Znam cię ponad rok. Może to nie jest zbyt długi okres czasu... Ani dla wampira, ani dla człowieka. Ale ja wiem, że chcę być z tobą tak długo jak to tylko możliwe. Do końca mojego istnienia. Na zawsze.
Patrzyłam na niego oniemiała. Zaczynałam rozumieć do czego zmierza.
- Chcę też, abyś miała pewność... Stuprocentową pewność, że już przenigdy cię nie opuszczę. Wiem, że już wiele razy złamałem dane ci słowo, ale tym razem to nie będzie tylko słowo.
Edward uklęknął. O mój Boże, pomyślałam, a serce znów zaczęło bić mi o wiele za szybko.
- Isabello Marie Swan, czy wyjdziesz za mnie?
Poczułam pod powiekami łzy. Patrzyłam na niego chwilę nie mogąc się ani ruszyć, ani odezwać. Otworzyłam usta, by udzielić odpowiedzi.
- NIE !
Krzyk, który usłyszeliśmy nie wydobył się z moich ust. Edward warknął cicho i odwrócił się, stając tak by w razie czego móc mnie obronić. I wtedy usłyszałam kolejny warknięcie. Nie Edwarda. Coś z nieziemską szybkością pędziło prosto na nas...

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin