Radłowski Adam - Cena pokusy(1).pdf

(705 KB) Pobierz
811990375.002.png
ADAM RADŁOWSKI
Cena pokusy
WYDAWNICTWO
MINISTERSTWA OBRONY NARODOWEJ
811990375.003.png
Okładkę projektowała
ELIZA MAZURKIEWICZ
Redaktor
WANDA STEFANOWSKA
Redaktor techniczny
ZOFIA SZYMAŃSKA
Korektor
LEONARDA KRÓLIKOWSKA
Pięć tysięcy osiemset dwudziesta dziewiąta
publikacja Wydawnictwa MON
Printed In Poland
Wydawnictwo
Ministerstwa Obrony Narodowej
Warszawa 1976 r.
Wydanie I
Nakład 120 000+Ï50 egz.
Objętość 5,86 ark, wyd. 6,25 ark, druk.
Papier druk, sat. VII kl. 65 g, rola 63 cm
z Fabryki Papieru w Głuchołazach.
Oddano do składu w marcu 76 r.
Druk, ukończono w wrześniu
w Wojskowych Zakładach Graficznych
w Warszawie.
Zam, nr 277 z dnia 24.03.76.
Cena zł 12. ‒
J-120
811990375.004.png
1.
Jadąc zatłoczonymi jak zwykle rano ulicami Brukseli
Robert z przyjemnością wspominał ostatni weekend.
Jeszcze dwa dni temu nie podejrzewał, że można tak
ciekawie spędzić czas. Prawdę mówiąc, rzadko wyjeż-
dżał. W piątkowe wieczory, kiedy miasto stawało się
nieco luźniejsze, odkrywał na nowo uroki małych re-
stauracyjek, wałęsał się do późnego wieczora po uli-
cach, wstępował do kina, czasem zdarzało się, że wsia-
dał z tym zwariowanym z lekka Ianem do sportowego
wozu, by po kilkunastu minutach szaleńczej jazdy zna-
leźć się w jego domku nad jeziorem, gdzie urządzali
wielką pijatykę.
Kiedy więc Christine zgodziła się wreszcie na
wspólny wyjazd, musiał przyjąć jej propozycję odwie-
dzenia małego motelu i restauracji „Pod Koniem”, gdzie
‒ jak twierdziła ‒ można jeszcze zjeść prawdziwe bef-
sztyki. Befsztyki okazały się wprawdzie takie same jak
wszędzie, ale miejscowość była urocza, pogoda dopi-
sywała przez cały czas, słowem Robert nie tylko nie
mógł narzekać, ale biorąc pod uwagę towarzystwo
Christine z jej miłą paplaniną i atrakcyjną urodą poczuł
się naprawdę wspaniale. Sporo pływali po jeziorze,
niewiele wypili i Robert udawał się teraz do pracy w
5
811990375.005.png
doskonałym niemal nastroju. Pomyślał, że tego rodzaju
eskapady trzeba będzie urządzać każdego tygodnia, nie
troszcząc się zanadto o przygotowanie jakiegoś progra-
mu.
Zaparkował wóz możliwie najbliżej biura i po chwili
siedział już w swoim pokoju, stwierdzając z niejaką
melancholią, że nie jest to najlepsze miejsce dla spędza-
nia życia i że do końca tygodnia pozostało jeszcze pięć
dni.
Była dokładnie dziewiąta pięćdziesiąt pięć, gdy na
biurku odezwał się telefon.
‒ Zechce pan pofatygować się do dyrektora gene-
ralnego ‒ głos sekretarki nacechowany był standardową
uprzejmością.
Spokojnie włożył do małej aktówki zebrane z biurka
kartki papieru z ostatnim opracowaniem, zamknął karto-
teczną szafę i bez pośpiechu wyszedł z pokoju.
Gabinet dyrektora mieścił się na dwunastym piętrze
biurowca Cooperation Chimique Internationale w nieda-
lekim sąsiedztwie sal recepcyjnych. Na ten poziom do-
cierali tylko specjalni goście i niektórzy wyżsi urzędni-
cy.
‒ Pan będzie łaskaw. Szef oczekuje. ‒ Sekretarka
spojrzała na umieszczony w regale elektronowy zegar
cyfrowy wskazujący równo dziesiątą. Otworzyła przed
Robertem drzwi z uśmiechem, a raczej czymś, co mogło
być tylko jego przeczuciem, na zawodowo skupionej
twarzy.
6
811990375.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin