Łysiak Waldemar - Konkwista.pdf

(982 KB) Pobierz
4245144 UNPDF
Valdemar Baldhead
(Waldemar Łysiak)
KONKWISTA
Conquista (Konkwista) - określenie stosowane
w odniesieniu do podbojów...
Encyklopedia Popularna, PWN, wyd. VI,
Warszawa 1982
Nie ma lepszej odtrutki niż przygodowość
historii, trwający ledwie na jej powierzchni
taniec śmierci z prawdą podstawowych zasad .
Miklosz Szenkuthy, Wyznanie i teatr lalek
I. W imieniu bękartów
Biały człowiek szedł wzdłuż wysokiego płotu fabryki. Lewą ręką trzymał smycz złego
psa, prawą zaczepił na pasku dobrego karabinu, tym ruchem, jakim strażnicy kładą dłonie na
paskach karabinów obciążających ramiona. Mijając dół, do którego obsługa fabrycznej kuchni
wysypywała śmieci, przyspieszył i odwrócił nos. Fetor bijący z tej dziury w ziemi był silny,
lecz węch psa był silniejszy. Dog szarpnął smycz i zjeżył sierść, wpatrując się w coś, co nagle
pojawiło się wśród chwastów na krawędzi dołu. Był to wylot tłumika. Strzał nie zabrzmiał
głośniej niż pstryknięcie palcami. Kula weszła w wyszczerzony pysk i rzuciła zwierzę na płot.
Z dołu wygramolił się czarny człowiek i podszedł do białego człowieka, cały czas
mierząc mu w brzuch. Zabrał białemu człowiekowi broń i pchnął go w stronę bramy.
Cuchnąca czeluść wyrzuciła na powierzchnię kilku innych czarnych ludzi z bardzo dobrymi
automatami w dłoniach.
Od strony gór wiatr przynosił drobiny dławiącego pyłu, a busz był zbyt niski, żeby
powstrzymać to świństwo. Można było tylko czyścić podniebienie plując żółtą śliną, która
skwierczała na ziemi jak rzucona na rozpaloną blachę.
Gdy Timma przychodziła do Bride'a wieczorem, to znaczyło, iż sama chce zarobić.
Gdy przychodziła o innej porze, to znaczyło, że zarobić chce porucznik Takebo, albowiem
kochać się w Matabele można było tylko po zmierzchu, kiedy spało potworne słońce; reszta
doby służyła czynnościom, które nie wyciskają potu, takim jak sjesta lub interes, chyba że
ktoś był członkiem klasy niższej od uprzywilejowanej i musiał harować w spiekocie. Timma,
Takebo i Bride nie musieli.
Ona była dziewczyną z plemienia Moronga, którego kobiety mają w Afryce najwyższą
cenę, gdyż ich piersi, zadki, dłonie, usta i krocza wprawiają czarnych i białych mężczyzn w
stan erotycznego delirium z talentem nie do podrobienia przez samice innej krwi. Pracowała
w burdelu “Kokos” dla korpusu dyplomatycznego i dziennikarzy akredytowanych w
Matabele. Robiła za darmo tylko jedną rzecz: była łączniczką między Bride'em a Takebo
(dzięki temu miała” etat w “Kokosi” , nie zaś w podrzędnym burdelu dla wszystkich).
Porucznik Takebo-Otuma-Ganda-Wulelehutu (lub podobnie), daleki siostrzeniec
wiceszefa policji w kraju Tanga, był oficerem tejże policji biorącym łapówki od kogo tylko
się dało, zaś wynagrodzenie dodatkowe od Bride'a.
Andrew Bride był stałym korespondentem “New York Timesa” w Matabele,
posiadającym przewagę informacyjną nad gronem kolegów z innych redakcji i agencji. Tą
przewagą był porucznik Takebo-Otuma-Ganda itd.
27 marca rano Timma przyszła do apartamentu Bride'a w hotelu “Lew” i została u
niego przez całą godzinę, żeby agenci Narodowego Bezpieczeństwa, którzy mogli ją
obserwować, pomyśleli, iż robi z jankesem “luluputu” (w narzeczu Moronga). Zawsze tak
postępowała przynosząc wezwanie od Takebo i zawsze wykorzystywała tę godzinę na kąpiel
w łazience Bride'a. Łazienka Bride'a miała dwie zalety: była lepsza od sanitariatów w domu
“Kokos” i była jedynym u Bride'a pomieszczeniem, w którym nie działały aparaty do
podsłuchu. Jeśli Bride nie miał akurat kaca, był wyspany i w humorze, a klimatyzacja nie była
zepsuta - zdarzało się, że pukał do łazienki i chociaż był dzień, robili z Timmą coś, o czym
faceci z NB myśleli, że jest właśnie robione. Ale zdarzało się to rzadko, Bride bowiem był
mężczyzną rozsądnym i uważał, że w jego wieku nie należy przesadzać z seksem, zwłaszcza
gdy się już przesadza z alkoholem.
Tego samego dnia po południu Bride zawitał do kasyna “Słońce Afryki” i grał przez
dwie godziny w pokera z umiarkowanym pechem. Około 19-ej udał się do w.c., wyszedł
przez okno na drabinkę pożarową, zszedł na dziedziniec towarowy i w ciasnym przejściu
między dwiema piramidami pustych kartonów po piwie i whisky stanął przed Takebo. Powitał
go pytaniem:
- Co jest?
- Jest duży numer, który rząd trzyma w tajemnicy, ale długo nie utrzyma, bo ambasady
szybko się zorientują. Duży i drogi - odpowiedział Takebo.
- Dla mnie za drogi, właśnie się zgrałem - burknął Bride, udając, że ma zamiar odejść.
Takebo znał te sztuczki, więc nawet się nie uśmiechnął, tylko podał cenę tonem
subiekta, którego nic nie może wyprowadzić z równowagi:
- Sto dwadzieścia dolców.
- Te dwadzieścia to za co?
- Za spadek kursu waszej waluty. Od wczoraj doleć stoi pięć kendów niżej.
- Nie moja wina, tylko zasranej gospodarki...
- Bride, nie pieprz, bo będziemy tu stać do rana i moja bomba przestanie być atrakcją.
Któryś z twoich kumpli może też dostać cynk i puści ją w świat pierwszy! - przerwał mu
Takebo. - Kupujesz czy nie?
- Kupuję, ale policzę sam. Startuj.
- Wczoraj dokonano napadu w prowincji Harel... - zaczął Takebo.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin