Brent Madeleine - Modesty Blaise 11 - Noc grozy.docx

(453 KB) Pobierz
Noc grozy





Noc grozy

peter o'donnell

PHILIP WILSON


Tytuł oryginału: THE NIGHT OF MORNINGSTAR

Copyright © 1982 by Peter O'Donnell

Copyright © na polskie wydanie Philip Wilson Warszawa, 1999

Tłumaczenie:

Jan Zaus

Redakcja:

Małgorzata Kąkiel

Projekt okładki:

Miłka Wasiak

Redakcja techniczna:

Aleksandra Napiórkowska

Korekta:

Małgorzata Pośnik

ISBN 83-7236-009-X

CIP - Biblioteka Narodowa

O'Donnell, Peter

Noc grozy / Peter O'Donnell ; [tł. Jan Zaus].

- Warszawa : Philip Wilson, 1999

WYDAWNICTWO PHILIP WILSON - WARSZAWA 1999

Warszawa, ul. Szpitalna 6/17,

tel. 827 65 12,827 96 27 fax. 826 07 79, e-mail: pwilson@pol.pl

Skład i łamanie: RADIUS,

Warszawa, ul. Nowogrodzka 31

Druk i oprawa:

Opolskie Zakłady Graficzne


Rozdział 1

Garcia akurat zawiązał krawat, gdy nagle usłyszał klakson mercedesa. Założył jasnoszarą marynarkę, włączył alarmy, zamknął na klucz mieszkanie i zszedł na ulicę łączącą się na północnym końcu z bulwarem Mohammeda V. Willie Garvin pochylił się i, otwierając od strony pasażera drzwi szarego mercedesa 450 SL, powiedział:

-              Dzień dobry, Rafaelu.

-              Dziękuję, Willie - Garcia wsiadł i oparł się z lekkim westchnieniem. - Nie sądzisz, że się starzeję?

Willie spojrzał na niego.

-              Na ile się czujesz?

-              Nie jestem pewien. Sąsiednie mieszkanie zajmują piękna dziewczyna i bogaty młody prawnik.

-              Wiem. Zbadaliśmy ich. Są w porządku. Więc...?

-              Wczoraj wieczorem widziałem ich wracających do domu. No wiesz, śmiali się, lepili do siebie, on ją obejmował. Ale nie czułem zazdrości. Nawet nie mogłem sobie wyobrazić, co mogą razem robić.

Willie pokiwał głową.

...W tym tylko taki twój cel?

Choć wierzę, że więcej nic nie było

Poza tym, co mnie się zdarzyło

Z Bridget i z Nell.

5


Garcia westchnął.

-              Nie przypominam sobie. Powiedziałeś, Nell?

-              To ostatnie strofy wiersza, Rafa, ty ośle.

Willie zapuścił motor.

-              Ach tak... - Garcia zastanawiał się nad tym. - Tak, teraz rozumiem.

-              I nie martw się, że nie mogłeś sobie wyobrazić, co ta para robi razem. To tylko świadczy o tym, że nie masz brudnych myśli starucha.

-              W moim wieku takie myśli są interesujące.

Willie uśmiechnął się. Samochód ruszył, aby wkrótce włączyć się w nurt pojazdów sunących do centrum Tangeru. Po chwili Garcia zapytał:

-              Kiedy mademoiselle mówiła ci, że zamierza zlikwidować Sieć?

-              Mniej więcej miesiąc temu.

W głosie Williego Garvina zabrzmiała przepraszająca nuta. Garcia machnął niecierpliwie zadbaną dłonią.

-              W porządku, nieważne.

-              Właśnie pomyślałem... no, że byłeś z nią dłużej od innych.

-              Tak, na Boga, to już coś. Ale wdzięczny jestem, że nie powiedziała mi o tym aż do wczoraj. Wiedziała, iż nie chciałbym, w chwili, gdy prowadzę negocjacje z Amsterdamem, żeby coś takiego rozpraszało mi myśli. Posłuchaj, Willie, cokolwiek ona zrobi, będzie dobre dla mnie. Zawsze tak było.

-              Jasne.

Willie zahamował na światłach i patrzył z szacunkiem na siedzącego obok, lekko tyjącego mężczyznę z kwadratową, smagłą twarzą i siwiejącymi włosami.

-              Kim byłem przed dziesięciu laty? - zapytał Garcia. - Byłem tu numerem trzecim niewielkiego gangu. A teraz razem z tobą stoję na szczycie Sieci i mam dość pieniędzy na trzy życia - przez chwi milczał, rozpamiętując. - Wiesz, jak było na początku?

Willie ruszył, manewrując w dużym porannym ruchu.

6


-              Ona nie lubi dużo mówić o przeszłości, ale tu i tam coś złowiłem. Wiem, że kiedy miała siedemnaście lat, opuściła pustynię i dostała pracę w kasynie prowadzonym przez gang Louche'a.

Garcia skinął głową.

- To było w czasie wojny gangów. Zastrzelili Louche'a i jego numer dwa. Myśleliśmy, że to koniec. Musieliśmy się rozproszyć i zniknąć. Ale właśnie wtedy ta dziewczyna z czarnymi włosami i oczami jak oczy samego Boga wygłosiła do nas płomienną mowę, wychłostała nas słowami, nazwała stadem baranów - nagle zachichotał. - Nie tylko pokazała, że jest dojrzałą kobietą, ale też pozwoliła nam podziwiać swoją całkiem niezłą figurkę. La Roche zupełnie oszalał i próbował ją obłapiać, ale była szybka jak wąż. Powaliła go kopniakiem w jaja.

Willie uśmiechnął się. Byli na Place de France i ruch przyspieszył, ale oni jechali wolno. Mieli dużo czasu do wyznaczonej pory spotkania, które miało tego ranka odbyć się w dużym biurze mieszczącym się nad Banque Populaire de Malaurak.

-              To było chyba jeszcze przed ukończeniem przez nią szkoły walki. Już wtedy pokazała wrodzone zdolności.

-              Tak, na długo przedtem - zgodził się Garcia. - Dopiero dwa lata później pojechała do Kambodży na szkolenie u Saragama - znowu zachichotał. - Na krótko przedtem jak jakiś Anglik uwolnił ją z więzienia w sąsiednim państwie. Potem został poddany próbie, zanim go zwerbowała do Sieci.

-              Coś mi się obiło o uszy - zauważył Willie.

-              Z pewnością. No więc, jak ci mówiłem, zgromadziła ludzi gangu Louche'a, wlała w nas otuchę i kiedy zjawili się najemni mordercy, byliśmy przez nią dobrze przygotowani - Garcia uniósł oczy. - Mój Boże, jeśli pomyślę, jakich przez te lata używała sztuczek... Było ich pięciu i kiedy zjawili się w kasynie, zastali tylko bardzo wystraszoną młodą dziewczynę. Powiedziała, że ukryliśmy się w pokoju na górze, że jesteśmy złymi ludźmi, nienawidzi nas i dlatego prosi, aby tam weszli dwoma niezależnymi drogami - frontowymi i tylnymi, mniejszymi, schodami. Tak to było.

7


Garcia poważnie skinął głową.

-              Tak, tak to było. Dwóch zaprowadziła na tylne schody. Kiedy już wspięli się po nich, odwróciła się i - bang! bang! Już byli na dole - jeden ze złamaną ręką - a ich broń znalazła się u niej. Poleciła Krolliemu, aby ich przypilnował, a sama pobiegła od frontu ostrzec pozostałych trzech, żeby uważali, bo ktoś może do nich strzelać w korytarzu przy podeście schodów. To oznaczało, że muszą się skupić razem i przykucnąć w korytarzu na małej powierzchni do chwili, gdy ich dwaj kumple wlezą tylnymi schodami na dach. Uwierzyli.

Garcia zatrząsł się w niemym śmiechu. Po chwili uspokoił się i kontynuował:

-              Ale przedtem musieliśmy według jej instrukcji pięć godzin harować, zrywając deski podłogi i legary, a potem przebijać sufit nad parterem. Następnie poukładaliśmy deski na podobieństwo zapadni pod szubienicą. Chwytasz, Wille?

-              Z jednej strony opierając je na krawędzi, a z drugiej podpierając pionowo?

-              Tak - Garcia promieniał. - Podpórkę wybiłem młotem kowalskim i cała nasza piątka znalazła się w miejscu, gdzie tamci czaili się w korytarzu pod nami - odchylił się z cichym westchnieniem. - To był początek. Potem przez pół roku trwała wojna czterech gangów. I nie było to łatwe. Po tym pierwszym dniu jakoś wiedziałem, że ona wygra, jednak nie poszło gładko. Straciliśmy kilku ludzi. Dwóch zabito. Ale ostatecznie wyłonił się jeden gang, a z niego powstała Sieć. W ciągu dwóch lat kontrolowaliśmy osiem obszarów w rejonie Morza Śródziemnego. Potem nawiązała kontakt z obu Amerykami i Dalekim Wschodem, a ja - od samego początku - byłem jej numerem dwa.

-              Opłaciło się - Willie zwolnił, skręcając na końcu rue de Belgique. - Powstrzymałeś ją od popełnienia samobójstwa. Ty, Krolli i Nedic. Mówiła mi o tym.

Garcia uniósł trochę ramiona.

8


-              Widziałem w niej... - szukał odpowiedniego słowa. - Siłę. Widziałem w niej siłę, Willie. Coś dziwnego, coś o czym nigdy ze sobą nie mówiliśmy, ale myślę, że inni też to widzieli.

-              Wyobrażam sobie - powiedział łagodnie Willie. - Kiedy po tej testującej misji, na którą mnie wysłała, wróciłem z Hongkongu, bałem się, że nie przyjmie mnie do Sieci - zerknął na przyjaciela.

-              Bałem się też, że ty możesz wystąpić przeciwko mnie.

Garcia potrząsnął głową.

-Widziałem, że boisz się, co o tobie powiem, ale ona zawsze sama dobierała sobie ludzi.

-              Wtedy nie miałem o tym pojęcia. W każdym razie przyzwoity z ciebie facet, Rafa, za co ci dzięki. Sposób, w jakim wywindowała mnie po drabinie Sieci, mógłby cię zmusić do brzydkiego załatwienia mnie.

-              Willie, Willie, przyjacielu, mam już pięćdziesiąt siedem lat. Kiedy cię odkryła i dała ci szansę, miałem już pięćdziesiąt jeden. Jestem za stary na taką robotę i obawiam się, że wkrótce mogę jej zawalić jakąś ważną akcję. Od początku stawiałem na ciebie i po sześciu miesiącach wiedziałem, że mnie nie zawiedziesz. Wiedziałem, że staniesz się jej prawą ręką, którą ja nigdy nie będę i jestem z tego powodu szczęśliwy jak diabli, Willie. Wiesz co? Mówiłem już z mademoiselle o wycofaniu się, ale jeśli przydzieli mnie do współpracy z tobą, zostanę. Dobrze mieć kogoś młodego, kogoś, kto będzie się zajmował działaniem w terenie. Ona tego potrzebuje. I, na Boga, tego i mnie potrzeba.

-              No, tak... to na pewno się sprawdza - Willie niepewnie podrapał się w policzek. - Z pewnością będziemy się czuć dziwnie, gdy teraz wszyscy się rozdzielimy.

-              Mówiła mi, że zabierze nam to trzy miesiące - wtrącił Garcia.

-              Jest dużo spraw do załatwienia. Jeśli terenowi szefowie zechcą, mogą przejąć swoje rejony - skrzywił się i potrząsnął głową. - Ale bez niej są przegrani; stracą styl Sieci i sprawy szybko przybiorą zły obrót. Lepiej się wycofać.

9


-              Chcesz się wycofać?

-              Oczywiście. Wrócę do domu w Urugwaju, do rodzinnego San Tremino. Wyjechałem stamtąd bez peso przy duszy, ale wrócę z milionem dolarów. Nieźle, Willie.

-              Przestępstwo popłaca.

-              Ty też chcesz się wycofać?

Willie skinął głową.

-              Dziś przestępcy nie są tacy jak kiedyś. Stali się bezwzględni, zbyt okrutni. Czas porzucić ten zawód.

-              To prawda. Jestem wdzięczny mademoiselle, że zdecydowała się z tym skończyć. Ostatnio musieliśmy za dużo czasu poświęcać tego rodzaju oprychom i nie mogliśmy zajmować się własnymi sprawami.

-              Zwykle z rozbicia jakiejś przestępczej bandy płynęły korzyści.

-              Zgadza się. Ale to nie nasze zajęcie. Inspektor Hassan wspomniał, że nie popiera prywatnej policji.

Willie roześmiał się.

-              Jesteśmy tego bardzo bliscy. Ale jeśli nawet tego nie lubi, to może być więcej niż wdzięczny za wyniki.

Garcia spojrzał na zegarek. Po chwili powiedział:

-              ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin