Bursztynowe drzewo - baśnie kaszubskie - Edmund Puzdrowski.txt

(321 KB) Pobierz
Edmund Puzdrowski 

Bursztynowe drzewo ba�nie kaszubskie

Bartkowi
O z�otym ptaku, 
kt�ry nie chcia� �piewa�
W kr�lestwie ani du�ym, ani ma�ym zdarzy�o si� wielkie nieszcz�cie. Gdy kr�l 
wraz z 
dworem wyruszy� w doroczn� podr� po kr�lestwie � w czasie kt�rej mia�y si� 
odby� przepi- 
sane prawem s�dy � w pa�acu kr�lewskim zacz�y si� dzia� rzeczy tak dziwne, i� 
s�udzy, 
rozleniwieni cisz�, zacz�li szepta� sobie, �e musia�o si� zdarzy� jakie� wielkie 
nieszcz�cie.
To samo z siebie, bez �adnej przyczyny p�k�o kryszta�owe lustro wisz�ce w 
kr�lewskiej 
bawialni, to znowu przedziwne drzewo cytryny zacz�o z dnia na dzie� traci� 
swoje li�cie. 
Prawdziwa trwoga ogarn�a jednak wszystkich w pa�acu wtedy, gdy kr�lewski 
p�zegar sam 
od siebie stan��, a nikt nie m�g� go poruszy�.
Rzeczywi�cie, nie min�y cztery dni od chwili wyjazdu dworu, gdy na spienionych 
koniach 
pojawili si� pos�a�cy, polecaj�c przygotowa� kr�lewskie komnaty. W �lad za nimi 
pojawi� si� 
ca�y orszak kr�lewski. Kr�l zachorowa�.
Choroba, kt�ra wybuch�a prawie w chwili wyjazdu, pog��bia�a si� z ka�dym dniem. 
Nic 
wi�c dziwnego, �e ca�y orszak, zachowuj�c najwi�ksz� ostro�no��, powr�ci� do 
kr�lewskiego 
grodu. Trzej synowie wnie�li kr�la do komnaty.
Przyboczny lekarz, kt�ry od wielu ju� lat opiekowa� si� kr�lem, u�ywa� 
wszystkich zna- 
nych sobie lekarstw. Okadza� kr�la bursztynem, poi� nalewk� z r�nych zi� 
zbieranych o 
tajemnych porach � lecz �aden z tych �rodk�w kr�lowi nie pom�g�.
Gdy wiadomo�� o chorobie kr�la rozesz�a si� w�r�d ludu, w ca�ym kraju zapanowa� 
wielki 
smutek. Pr�no oczekiwali na kr�la wszyscy ci, kt�rzy pok�adali ufno�� w 
kr�lewskiej spra- 
wiedliwo�ci. Kr�lewskiego s�du nie b�dzie. Nie min�y dwa dni, a wszyscy 
obywatele pa�- 
stwa wiedzieli o tym, �e kr�l jest nieuleczalnie chory.
Tymczasem z kr�lewskiego pa�acu dniem i noc� wyje�d�ali pos�a�cy. Z ca�ego 
�wiata za- 
cz�li przybywa� znani lekarze, lecz �aden z nich nie m�g� wskaza� lekarstwa ani 
przyczyny 
choroby. Lekarzom p�acono najczystszym z�otem, a byli i tacy, kt�rzy kazali 
sobie p�aci� 
wielkimi bursztynowymi bu�ami, w kt�rych zamkni�te by�y ga��zki tui i sosny, czy 
te� deli- 
katne muszki. Jeden ze szczeg�lnie s�ynnych lekarzy zgodzi� si� przyjecha� pod 
tym tylko 
warunkiem, i� otrzyma jako honorarium najcenniejszy skarb kr�lestwa � wielk� 
bry�� zielo- 
nego bursztynu z zamkni�t� w nim jaszczurk�. Ale i ten medyk okaza� si� 
bezradny.
Mija� dzie� za dniem, a los dobrego kr�la zdawa� si� by� ju� przes�dzony. Dawno 
opu�cili 
kr�lewski pa�ac s�ynni medycy. Tylko nadworny lekarz czyta� stare ksi�gi, maj�c 
nadziej�, i� 
w pisanych inkaustem pergaminach znajdzie opis podobnej choroby. Ale i to na nic 
si� zda�o. 
Nic dziwnego, �e gdy pewnego dnia do furty w obronnym murze zastuka� siwy jak 
go��bek 
starzec, z brod� do pasa, m�wi�c, �e zna lekarstwo na kr�lewsk� chorob�, czym 
pr�dzej za- 
prowadzono go do komnaty, w kt�rej le�a� stary kr�l. Wraz z nim oczekiwali 
starca kr�lew- 
scy synowie i nadworny medyk.
Starzec wszed�szy do komnaty pok�oni� si� nisko i rzek�:
� Kr�lu, wszyscy wiedz� o tym, i� jeste� cz�owiekiem dobrego serca, ale wok� 
ciebie pe�- 
no jest fa�szu i z�a. Z�o zupe�nie zag�uszy�o dobro i dlatego nie s�yszysz. 
Powr�cisz do zdro- 
wia, gdy us�yszysz g�os z�otego ptaka.
� Gdzie mo�na go kupi�? � zapyta� najstarszy syn kr�lewski.
� Ca�y skarbiec b�dzie tw�j, je�eli kr�l powr�ci do zdrowia � rzek� syn �redni.
5
� S�ysza�e�, co rzekli synowie? � zapyta� medyk. � Mo�esz by� pewien wspania�ej 
nagro- 
dy, je�eli przyniesiesz tego z�otego ptaka.
� O, nie! � powiedzia� starzec. � Nie ja mam tego ptaka i nie wiem, gdzie si� 
znajduje. 
Mo�e go zdoby� rycerz odwa�ny i prawego serca, a tych � mam nadziej� � jest na 
kr�lew- 
skim dworze niema�o.
Kr�l, widz�c starca, lecz nie s�ysz�c, co m�wi�, napisa� czerwonym woskiem na 
z�otej ta- 
bliczce kilka s��w. Medyk przeczyta� je, uj�� laseczk� wosku w swoje r�ce i pod 
s�owami 
kr�lewskimi napisa� kilka innych. Tak trwa�a ta milcz�ca rozmowa, a starzec 
rozgl�da� si� 
woko�o, jak gdyby szuka� w�r�d obecnych tego rycerza, kt�ry przyniesie z�otego 
ptaka na 
kr�lewski dw�r.
O �wicie nast�pnego dnia najstarszy syn kr�lewski wyruszy� na poszukiwanie 
z�otego pta- 
ka. Droga kr�lewskiego syna wiod�a w stron� po�udniow�, w kt�rej rozci�ga�y si� 
wielkie 
bory. Na p�nocy o zimny i piaszczysty brzeg bi�y fale gro�nego morza i tam 
ptaka by� nie 
mog�o.
Min�� dzie�, drugi, a borom nie wida� by�o ko�ca. Wreszcie poja�nia�o za 
s�dziwymi 
drzewami, ale to tylko polana, nie zwiastuj�ca nawet kra�ca lasu. Na tej polanie 
zobaczy� 
kr�lewicz bia�ego wilka, chwyci� wi�c �uk i naci�gn�wszy ci�ciw� � wypu�ci� 
strza��. Nie 
powstrzyma�y go s�owa, kt�re wilk wypowiedzia� ludzkim g�osem. Strza�a nawet nie 
musn�a 
wilka, a szmer li�ci �wiadczy�, i� opad�a ona gdzie� po�r�d roz�o�ystych buk�w. 
Wilk znikn�� 
w g�stwinie boru.
Kr�lewicz jecha� wci�� dalej i dalej, a� wreszcie b�r si� zako�czy�. Nie min�o 
wiele 
chwil, gdy zobaczy� karczm� stoj�c� na rozstaju dr�g. Do niej skierowa� 
kr�lewicz swojego 
konia, maj�c nadziej�, �e nie tylko wierzchowiec, lecz i on sam odpoczn� po 
trudach podr�y. 
Wieczorem pojawili si� w karczmie muzykanci i grali tak, �e g�osy skrzypiec i 
bas�w s�y- 
cha� by�o w pokoju, w kt�rym odpoczywa� kr�lewicz. W kilka chwil p�niej 
kr�lewicz us�y- 
sza� pukanie do drzwi. To karczmarz zaprasza� swojego go�cia, aby i on si� 
zabawi�, a wkr�t-
ce przemin� wszelkie smutki i strapienia.
Kr�lewicz zszed� na d�. Bawi�c si� wraz z innymi i pij�c bia�e wino, straci� 
wkr�tce rachu- 
b� czasu, a jeszcze wcze�niej ca�y mieszek pieni�dzy. Karczmarz tak d�ugo 
dolewa� mu wina, 
dop�ki i ko� nie sta� si� jego w�asno�ci�. Gdy to si� sta�o, wyda� go zb�jcom, 
kt�rzy ob�upiw- 
szy kr�lewicza ze wszystkiego, co jeszcze mu pozosta�o, zamkn�li go w ciemnej 
piwnicy.
Mija� dzie� za dniem, a na kr�lewskim zamku nie wiedziano, co si� sta�o z 
najstarszym 
kr�lewiczem. Gdy min�� rok, w drog� wyruszy� �redni syn. I on spotka� na swojej 
drodze wil- 
ka, do kt�rego wypu�ci� strza�� z �uku. Kr�lewicz cieszy� si� na sam� my�l o 
tym, jaki wzbu- 
dzi podziw, gdy przywiezie nie tylko z�otego ptaka, ale i sk�r� bia�ego wilka. 
Strza�a jednak 
chybi�a, a wilk znikn�� w g�stych zaro�lach.
Min�o kilka dni dalszych, gdy na drodze �redniego syna pojawi�a si� znana nam 
karczma. 
Ju� z daleka dolatywa� j�kliwy d�wi�k skrzypiec i gruby g�os basetli. Gdy 
kr�lewicz przeje�- 
d�a� obok karczmy, wyszed� mu naprzeciw karczmarz, pytaj�c:
� Dok�d jedziesz, panie?
� Szukam z�otego ptaka � odpowiedzia� rycerz. 
Za�mia� si� karczmarz i rzek�:
� Wiele lat mija od chwili, gdy na tym rozdro�u wybudowa�em karczm�, lecz po raz 
pierwszy s�ysz� o z�otym ptaku. Czy nie jeste� jednym z tych b��dnych rycerzy, 
kt�rzy we 
mgle nocy i przywidze� szukaj� rzeczy i zjawisk, kt�rych nie ma? Lepiej wejd� do 
karczmy. 
Tam si� ogrzejesz i zgubisz trosk�, kt�r� widz� na twym czole.
Nie min�o wiele chwil, gdy karczmarz wprowadzi� nowego go�cia do karczmy. Bia�e 
wi- 
no la�o si� strug� z solidnie okutych beczek. Nim nasta� �wit, i �redni syn 
kr�lewski znalaz� 
si� w mocy zb�jc�w. Ograbionego z cenniejszych rzeczy zamkn�li w piwnicy, w 
kt�rej spo- 
tka� starszego brata.
6
Gdy min�� rok, a �redni syn nie powr�ci�, stary kr�l pogodzi� si� z tym, �e musi 
umrze�. 
Przekonany, �e dwaj starsi synowie zgin�li, nie zgodzi� si�, aby i najm�odszy 
wyruszy� w 
drog�, na kt�rej czeka�a go niechybna zguba. Najm�odszy syn d�ugo prosi� ojca, 
nim ten ze- 
zwoli� mu wyruszy� na poszukiwanie z�otego ptaka. Jedzie kr�lewicz dzie�, drugi 
� a� wresz- 
cie zobaczy� bia�ego wilka. Zobaczywszy go, zdumia� si� bardzo, gdy� nigdy 
jeszcze wilka o 
takiej ma�ci nie widzia�. Zdumienie to powi�kszy�o si� wtedy, gdy us�ysza�, �e 
zwierz� m�wi 
do niego ludzkim g�osem.
� Nie b�j si�, wilku � odpowiedzia� kr�lewicz. � Nie zrobi� tobie �adnej 
krzywdy. Dziwi� 
si� tylko ma�ci twojej sk�ry, gdy� takiej jeszcze nie widzia�em.
� Wiem � odpowiedzia� wilk � �e szukasz z�otego ptaka. Nie znajdziesz go, je�eli 
ja tobie 
nie pomog�. Pozostaw tutaj swojego konia i si�d� na mnie. Zanios� ciebie do tego 
pa�acu, w 
kt�rym jest z�oty ptak.
Kr�lewicz uczyni� tak, jak powiedzia� wilk. Zdj�wszy nogi ze strzemion zeskoczy� 
na zie- 
mi�. Ko� nie chcia� odej�� od swojego pana, lecz gdy ten kilka razy powt�rzy� 
polecenie, 
najpierw k�usem, a p�niej galopem ruszy� w drog� powrotn�.
W pe�ni s�o�ca do kr�lewskich stajen przybieg� okryty pian� ko� najm�odszego 
kr�lewi- 
cza. Masztalerze pobiegli po koniuszego, a gdy ten przyszed� i zobaczy� konia, 
�cisn�o mu 
si� serce. Sam od najm�odszych lat uczy� kr�lewicza sztuki je�dzieckiej. Powr�t 
konia bez 
je�d�ca m�g� oznacza� to jedynie, �e kr�lewicz nie �yje. To samo my�leli wszyscy 
dworza- 
nie, lecz nikt nie odwa�y� si� zakomunikowa� tej smutnej wiadomo�ci kr�lowi. 
Min�o kilka 
dni, nim kr�l dowiedzia� si� o tym, i� wierzchowiec najm�odszego syna powr�ci� 
bez je�d�ca. 
Od tej chwili kr�l zupe�nie zoboj�tnia� na to, co dzia�o si� wok� niego. Ca�ymi 
dniami nie 
odrywa� si� od pisania traktatu o prawie i kr�lewskiej sprawiedliwo�ci. Pracowa� 
gor�czkowo,
jak gdyby przeczuwaj�c, i� los nie pozwoli mu zako�czy� tego dzie�a.
Tymczasem najm�odszy syn, ani przypuszczaj�c o jak� bole�� przyprawi� swojego 
ojca, 
wtulony w sier�� bia�ego wilka p�dzi� do z�otego pa�acu, w kt�rym znajdowa� si� 
ptak o z�o- 
tych pi�rach. Wilk p�dzi� tak, �e strza�a przez kogokolwiek wypuszczona, �e 
g�osy przez ko- 
gokolwiek wypowiedziane nie mog�y ich dogoni�.
Gdy na widnokr�gu zaja�nia�y z�ote banie pa�acowych wie�, wilk stan�� i rzek�:
� Id� teraz do z�otego pa�acu, lecz uwa�aj, aby twoich oczu nie spali�y 
promienie s�o�ca odbite 
od z�otych blach. Gdy wejd...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin