MORRIS DESMOND NAGA MA�PA PRZEDMOWA Naga ma�pa to �wiatowy besteseller. Od czasu pierwszego wydania ksi��ka ta mia�a mn�stwo wznowie�. Przet�umaczono j� na kilkana�cie j�zyk�w. By�o o niej g�o�no w mediach. Komentowano j� nawet w specjalistycznych czasopismach naukowych. Autorowi, oczywi�cie, przynios�a fortun�. Napisa� j� brytyjski biolog. Ta popularna rozprawa o Naturze Ludzkiej jest pr�b� wyja�nienia spraw ludzkich w kategoriach czysto zoologicznych. Zdaniem autora, nasze zachowania, obyczaje i instytucje dadz� si� wyt�umaczy� przy u�yciu dok�adnie tych samych poj��, kt�rych zoolog u�ywa do analizowania zachowa� pawian�w, ps�w, g�si, jaszczurek. Zachowania ludzkie s� oczywi�cie bogatsze i bardziej skomplikowane od zwierz�cych, ale w�a�nie tylko "bardziej", a nie "bez por�wnania bardziej". Tak� "uzwierz�con�" wizj� cz�owieka jako gatunku nie Morris zaprezentowa� jako pierwszy. Prze�wieca�a ona w rozwa�aniach wielu antropolog�w i filozof�w co najmniej od czas�w Darwina. Lecz autorowi Nagiej ma�py nale�y si� tytu� pioniera o tyle, �e on pierwszy wykorzysta� techniki nowoczesnego marketingu do zaprezentowania owej filozofii. Ubra� j� w �wietne opakowanie i potrafi� sprzeda� na wielkim rynku, masowemu odbiorcy. Nie znaczy to wcale, �e opakowanie jest zwodnicze, bo "towar" wewn�trz tandetny. Przeciwnie: Naga Ma�pa to ksi��ka nie tylko ogromnie interesuj�ca, b�yskotliwa i dowcipna, lecz tak�e napisana z profesjonalnym znawstwem problemu, pe�na niebanalnych pomys��w i prowokuj�cych do my�lenia obserwacji. Wzbudza te� w�tpliwo�ci. Ale o tym za chwil�. Desmond Morris bardzo trafnie przedstawia dominuj�ce we wsp�czesnej antropologii pogl�dy na pochodzenie i "biologiczny sens" wielu wa�nych w�a�ciwo�ci cz�owieka jako gatunku. Dotyczy to mi�dzy innymi tezy o niejako podw�jnej, "prymatowo-drapie�nej" naturze Homo sapiens. W skr�cie mo�na j� uj�� nast�puj�co: Pod wzgl�dem budowy anatomicznej, a tak�e struktury genotypu, cz�owiek nale�y do rz�du prymat�w, w ich obr�bie za� stoi szczeg�lnie blisko afryka�skich ma�p cz�ekokszta�tnych. Zarazem jednak cz�owiek jest (lub raczej by� do niedawna) jedyn� w�r�d prymat�w "ma�p� drapie�n�", uprawiaj�c� systematycznie polowania na du�� zwierzyn�, a nie wy��cznie zbieraczem ro�lino�erc�. Archeologowie za� twierdz�, �e �w �owiecki tryb �ycia pojawi� si� w dziejach ludzko�ci bardzo dawno -by� w pe�ni rozwini�ty ju� u praludzi typu pitekantropa, kilkaset tysi�cy lat temu, a zacz�� raptownie zanika� dopiero wraz z wynalezieniem uprawy ro�lin i hodowli, to znaczy zaledwie od o�miu do dziesi�ciu tysi�cy lat temu. Ot� wielu badaczy jest zdania, �e to w�a�nie fakt przej�cia dalekich przodk�w cz�owieka od tradycyjnej dla prymat�w ro�lino�erno�ci do trybu �ycia wszystko�ernego, drapie�cy poluj�cego zespo�owo - by� owym "naci�ni�ciem guzika", kt�ry niejako wprawi� w ruch ca�� lawin� zmian post�puj�cych w kierunku ucz�owieczenia. Jest to hipoteza p�odna, bo za jej pomoc� da si� wyja�ni� genez� niekt�rych wa�nych osobliwo�ci gatunkowych cz�owieka, na przyk�ad: utrat� g�stego ow�osienia cia�a; wytworzenie si� (nie znanej innym prymatom) instytucji sta�ego obozowiska; powstanie monogamicznej organizacji rodziny; ostry podzia� r�l ekonomicznych mi�dzy kobiet� i m�czyzn�; systematyczn� obr�bk� narz�dzi kamiennych; rozw�j nowego systemu sygnalizacji, czyli mowy symbolicznej. Morris rozwija t� koncepcj� z zapa�em. Stara si� pokaza�, �e wiele ludzkich zachowa� to w rzeczywisto�ci tylko przekszta�cone i wystylizowane przejawy tych zasadniczych pop�d�w i sposob�w reagowania, kt�re s� charakterystyczne dla ma�p. Natomiast te zachowania, w kt�rych cz�owiek zdecydowanie odbieg� od ma�p, s� w�a�nie skutkiem "udrapie�nienia", to znaczy, nawarstwienia na stare "pod�o�e ma�pie" pewnych w�a�ciwo�ci psychologicznych, cechuj�cych zespo�owo poluj�ce ssaki drapie�ne, zw�aszcza ssaki z rodziny psowatych. W rezultacie, w niekt�rych rodzajach zachowa� pozosta� cz�owiek typowym prymatem; w innych przewa�y�y u niego cechy ssaka-drapie�cy; a s� te� sytuacje, gdy obie te sk�adowe ludzkiego dziedzictwa wsp�wyst�puj� w nas obok siebie, na zasadzie wymuszonego i niezbyt harmonijnego kompromisu. Uzbrojony w taki klucz, usi�uje Morris otwiera� po kolei rozmaite zamki, odkrywa� "prawdziw� natur�" r�nych ludzkich obyczaj�w, upodoba� i instytucji. Pokazuje, �e owe stare, zwierz�ce strategie drzemi� w nas do dzi�, nawet w spo�eczno�ciach miejsko-przemys�owych, i to na ka�dym kroku: w domu, w biurze, na ulicy, w sklepie, w samochodzie, w salonie, nawet u fryzjera. S� to obserwacje cz�sto przenikliwe, niekiedy zabawne, a zawsze warte namys�u. Przekonuj�ce, a przy tym pyszne w lekturze, s� wywody, w kt�rych autor ukazuje, jak zadziwiaj�co rozd�ta jest u nas, ludzi, czysto erotyczna, nie prokreacyjna strona zachowa� seksualnych, i jak ta charakterystycznie ludzka erotomania da si� uzasadni� ewolucyjnie: jako dodatkowe, pot�ne wzmocnienie wi�zi ��cz�cych m�czyzn� i kobiet� w ramach rodziny elementarnej. R�wnie frapuj�cy jest rozdzia� o wychowaniu potomstwa, a tak�e o ludzkich zachowaniach agresywnych; w szczeg�lno�ci Morrisowska analiza instytucji wojny sk�ania do przemy�le� bardzo na serio. A jednak przy lekturze tej fascynuj�cej ksi��ki warto zachowa� czujno��. Przenika j� bowiem postawa besserwissera: problemy na og� nie maj� tajemnic, fakty nale�y interpretowa� w�a�nie tak, a nie inaczej, wyja�nienia alternatywne s� z regu�y dyskwalifikowane jako naiwne lub bzdurne. Oczywi�cie, popularyzuj�c sprawy skomplikowane, nie m�g� autor nie upraszcza�. Ale p�ynne bywaj� granice mi�dzy uproszczeniem i prostactwem. Przyk�ad: zaprezentowane w rozdziale "Walka" fantastyczne spekulacje na temat genezy religii i wiary w b�stwo, kt�re to instytucje wywodzi Morris z naszej rzekomo odziedziczonej wprost po ma�pich przodkach t�sknoty do podporz�dkowania si� "pot�nemu tyranowi", przyw�dcy stada. Tu w�a�nie ponios�o autora ju� poza granic� dopuszczalnych uproszcze�. Po pierwsze, niew�tpliwe �lady praktyk magiczno-religijnych, mianowicie obrz�dowe poch�wki zmar�ych, pojawiaj� si� dopiero u wczesnych neandertalczyk�w, oko�o stu pi��dziesi�ciu tysi�cy lat temu, a zatem �adne par� milion�w lat po (hipotetycznej zreszt�) epoce ma�piego tyrana-przyw�dcy. Po drugie, pojawienie si� tych praktyk mo�na bardziej przekonuj�co przypisa� ca�kiem innym psychologicznym potrzebom: potrzebie uporania si� z perspektyw� kresu w�asnej, jednostkowej egzystencji, czyli uporania si� ze �wiadomo�ci� �mierci -ten za� problem stan�� m�g� przed pracz�owiekiem dopiero na znacznie bardziej zaawansowanym (ni� ma�pi) poziomie autorefleksji. Po trzecie wreszcie -cz�owiek, wraz ze wszystkimi osobliwo�ciami swego umys�u, formowa� si� przez setki tysi�cy lat w zbieracko-�owieckim ustroju spo�ecznym; to za� by�y spo�ecze�stwa zdecydowanie egalitarystyczne, uprawiaj�ce gospodark� komunistyczn� i zupe�nie pozbawione nie tylko instytucji przyw�dcy-tyrana, lecz jakiejkolwiek w og�le struktury hierarchicznej: nie zna�y �adnych nier�wno�ci uprawnie� lub przywilej�w! Nawiasem m�wi�c, z tego samego wzgl�du za naci�gane trzeba te� uzna� wszelkie analogie mi�dzy hierarchiczn� struktur� stada szympans�w lub pawian�w a zjawiskiem rozwarstwienia spo�ecznego (np. hierarchiami zawodowymi) w ludzkich spo�ecze�stwach historycznych. S� to rodzaje hierarchii kompletnie r�nego pochodzenia, i mi�dzy t� pierwsz� i t� drug� nie ma �adnej ci�g�o�ci ewolucyjnej. Ale -mo�na te� podj�� z Morrisem sp�r bardziej zasadniczy. Dotyczy on sprawy wielkiej wagi. W przedmowie mo�emy j� tylko zasygnalizowa�. "Zwierz�ca" koncepcja cz�owieka znalaz�a swe, bodaj ostateczne, ukoronowanie wraz z powstaniem, w latach siedemdziesi�tych, tak zwanej socjobiologii. Jej fundamentem jest teza nast�puj�ca: Wszystkie bez wyj�tku gatunki zwierz�ce wyposa�y�a ewolucja we wrodzone sk�onno�ci do takich, i tylko takich, sposob�w zachowa�, kt�re wzmagaj� szanse osobnika na wprowadzenie do nast�pnego pokolenia mo�liwie wielu w�asnych (tego osobnika) gen�w, Ot� taki sukces w mno�eniu moich gen�w mog� osi�gn�� trojako: najpierw dbaj�c o w�asne prze�ycie przynajmniej do schy�ku wieku rozrodczego, czyli staraj�c si� unikn�� przedwczesnej �mierci; nast�pnie, zabiegaj�c o jak najskuteczniejsze wykorzystanie okresu rozrodczego, po to by p�odzi� potomstwo i doprowadzi� je do wieku dojrza�o�ci; a tak�e, dbaj�c o pomy�lno�� moich krewnych, zw�aszcza krewnych bliskiego stopnia, bo to wszak krewniacy w�a�nie (z definicji) nosz� w sobie niekt�re kopie moich gen�w. Zasada powy�sza -nazwijmy j� tu skr�towo "zasad� EG", od terminu "Egoizm Gen�w" -jest, zdaniem socjobiolog�w, uniwersalna i obowi�zywa� ma r�wnie� cz�owieka. I rzeczywi�cie: mn�stwo ludzkich postaw i zachowa� da si� bez trudu zinterpretowa� jako pos�usze�stwo temu w�a�nie pot�nemu nakazowi. Je�li, na przyk�ad, anga�uj� si� we wsp�prac� z kim� albo w walk� konkurencyjn� w zawodzie, albo w zaloty, albo w obron� przed napadem, albo w dba�o�� o w�asne zdrowie, albo w opiek� nad potomstwem, albo gdy decyduj� si� na kradzie� lub oszustwo, a tak�e gdy przedk�adam interes moich krewniak�w ponad interes obcych, nie b�d�cych krewnymi -nietrudno wykaza�, �e ka�de z takich dzia�a� ma na celu powodzenie moje lub mego rodu, a zatem, w ostatecznym rachunku, rozmno�enie mego genotypu, jego "zasianie" w nast�pnym pokoleniu. I tu w�a�nie dochodzimy nag�e do progu pewnej tajemnicy. Bo ju� odrobina namys�u pozwala dostrzec, �e cz�owiek -cho�, jak inne gatunki, przymuszany przez sw� zwierz�c� natur� do s�uchania "zasady EG" -jest zarazem wyposa�ony w przedziwn� zdolno�� do jej gwa�cenia, w zdolno�� do podejmowania dzia�a�, kt�re w �wietle tej zasady s� bezsensowne lub zgo�a z ni� sprzeczne. Do takich zachowa� nale�y na przyk�ad wszelkie �wiadczen...
ZuzkaPOGRZEBACZ