Jordan Czarna wieża.txt

(1303 KB) Pobierz
ROBERT JORDAN

CZARNA WIE�A

ROZDZIA� 1
POSELSTWO
Egwene odwr�ci�a spojrzenie od muzykant�w, graj�cych na rogu ulicy - spoconej 
kobiety dmuchaj�cej w d�ugi flet oraz m�czyzny o czerwonej twarzy, kt�ry 
szarpa� struny bitterny - i posz�a dalej z l�ejszym sercem, przepychaj�c si� 
przez ci�b�. S�o�ce sta�o wysoko na niebie, l�ni�o blaskiem stopionego z�ota, a 
kamienie chodnika by�y tak rozpalone, �e parzy�y przez podeszwy mi�kkich but�w. 
Kropla potu sp�yn�a jej po nosie, szal zaci��y� niby gruby koc, mimo tego 
nawet, �e zsun�a go lu�no na ramiona, w powietrzu za� wisia�o tyle py�u, �e 
w�a�ciwie ju� teraz mia�a ochot� wypra� swe rzeczy - a jednak, mimo wszystko, 
u�miecha�a si�. Niekt�rzy mierzyli j� spojrzeniami z ukosa, kiedy zdawa�o im 
si�, �e tego nie widzi, a to z kolei sprawia�o, �e mia�a ochot� roze�mia� si� w 
g�os. Tak w�a�nie bowiem patrzono na Aiel�w. Ludzie widzieli to, co spodziewali 
si� zobaczy�, a poniewa� mieli przed sob� kobiet� w stroju Aiel�w, nawet nie 
byli w stanie zauwa�y�, �e jej wzrost i kolor oczu przecz� przynale�no�ci do 
tego ludu.
Domokr��cy i sprzedawcy krzykiem og�aszali swe ceny, wsp�zawodnicz�c z 
wrzaskami rze�nik�w i wytw�rc�w �wiec; z warsztat�w z�otniczych i garncarskich 
dobiega� szcz�k i grzechot, w powietrzu unosi� si� skrzyp �le naoliwionych osi. 
Wo�nice o niewyparzonych g�bach i ch�opi prowadz�cy wozy zaprz�one w wo�y w 
niewybredny spos�b spierali si� o pierwsze�stwo przejazdu z tragarzami 
d�wigaj�cymi polakierowane na ciemno lektyki albo z forysiami powoz�w z god�ami 
rozmaitych Dom�w na drzwiach. Wsz�dzie, gdzie nie spojrza�a, widzia�a 
muzykant�w, �ongler�w i akrobat�w. Min�a j� gromadka bladych kobiet odzianych w 
suknie do konnej jazdy i z przypasanymi mieczami; na�ladowa�y spos�b, w jaki ich 
zdaniem zachowuj� si� m�czy�ni, �miej�c si� zbyt g�o�no i przepychaj�c przez 
t�um. Wywo�a�yby kilkana�cie zwad na przestrzeni stu krok�w, gdyby naprawd� by�y 
m�czyznami. M�ot kowalski dobywa� z kowad�a d�wi�czne echa. A na to wszystko 
nak�ada� si� nieustaj�cy pomruk ludzkich g�os�w i szum ulicznego ruchu, odg�osy 
miasta, kt�re niemal�e ju� zd��y�a zapomnie� podczas pobytu u Aiel�w. A za 
kt�rymi, jak czu�a, naprawd� zat�skni�a.
�mia�a si� wi�c, tutaj, na samym �rodku ulicy. Pierwszy raz w �yciu, kiedy 
us�ysza�a gwar wielkiego miasta, niemal�e j� og�uszy�. Teraz czasami wydawa�o 
jej si�, �e tamta wielkooka dziewczyna by�a zupe�nie kim� innym.
Kobieta na bu�anej klaczy przeciska�a si� mozolnie przez t�um. W pewnej chwili 
odwr�ci�a si� i spojrza�a z ciekawo�ci� na Egwene. W d�ug� grzyw� i ogon konia 
wplecione by�y liczne ma�e, srebrne dzwoneczki, kolejne za� zdobi�y d�ugie, 
czarne w�osy w�a�cicielki, si�gaj�ce jej a� do po�owy plec�w. By�a urodziwa i 
niewiele starsza od Egwene, ale na jej twarzy go�ci� twardy wyraz, oczy patrzy�y 
ostro, za pasem za� tkwi�o sze�� co najmniej no�y; jeden by� niemal�e tak wielki 
jak te, kt�rymi pos�ugiwali si� w boju Aielowie. Uczestniczka Polowania na R�g, 
bez najmniejszych w�tpliwo�ci.
Wysoki, przystojny m�czyzna w zielonym kaftanie, z r�koje�ciami dw�ch mieczy 
stercz�cymi sponad ramion, przygl�da� si� jad�cej kobiecie. Najpewniej jeszcze 
jeden. Wydawali si� by� wsz�dzie. Kiedy t�um poch�on�� kobiet�, odwr�ci� si� i 
zauwa�y�, �e Egwene na niego patrzy. U�miechn�wszy si� na tak niespodziewany 
objaw zainteresowania, wyprostowa� szerokie plecy i ruszy� w jej stron�.
Egwene pospiesznie spojrza�a na niego w tak lodowaty spos�b, jak tylko 
potrafi�a, pr�buj�c stworzy� kombinacj� najgorszej miny Sorilei z obliczem Siuan 
Sanche, z czas�w, kiedy na jej ramionach spoczywa�a jeszcze stu�a Zasiadaj�cej 
na Tronie Amyrlin.
Tamten przystan��, wyra�nie zaskoczony. Kiedy si� odwraca�, us�ysza�a, jak 
warkn��:
- Przekl�ci Aielowie. - Znowu nie potrafi�a st�umi� g�o�nego �miechu; musia� j� 
us�ysze� mimo panuj�cego wok� ha�asu, poniewa� zesztywnia� i pokr�ci� g�ow�. 
Jednak nie obejrza� si�.
Jej dobry nastr�j mia� dwojakie �r�d�o. Jedno stanowi� fakt, �e M�dre ostateczne 
przysta�y na to, i� w�dr�wka po mie�cie stanowi r�wnie stosowne �wiczenie jak 
spacer wok� jego mur�w. Chocia� wszystkie, a zw�aszcza Sorilea, wydawa�y si� 
nie pojmowa�, dlaczego mia�aby chcie� sp�dzi� chocia� minut� d�u�ej ni�li to 
konieczne w�r�d mieszka�c�w mokrade� t�ocz�cych si� w obr�bie mur�w miasta. Co 
wi�cej, i co znacznie wa�niejsze, czu�a si� dobrze, poniewa� wreszcie dosz�y do 
wniosku, �e te b�le g�owy, kt�re wprawia�y je w tak� konfuzj�, w obecnej chwili 
znikn�y w�a�ciwie bez �ladu - niczego nie potrafi�a skry� przed ich bacznym 
spojrzeniem - a wi�c b�dzie mog�a wkr�tce powr�ci� do Tel'aran'rhiod. Mo�e nie 
podczas nast�pnego spotkania, kt�re przypada�o za trzy noce od dzi�, ale z 
pewno�ci� wcze�niej, ni�li mia�o nast�pi� kolejne.
Poczu�a prawdziw� ulg�, kiedy si� o tym dowiedzia�a, i to z wielu powod�w. 
Nareszcie koniec z potajemnym zakradaniem si� do �wiata Sn�w. Koniec z mozolnymi 
pr�bami rozwik�ywania wszystkiego na w�asn� r�k�. I koniec z obawami, �e M�dre 
przy�api� j� i odm�wi� udzielania dalszych nauk. I nie b�dzie musia�a ju� wi�cej 
k�ama�. To wprawdzie by�o konieczne - nie mog�a sobie pozwoli� na marnowanie 
czasu; zbyt wielu rzeczy nale�a�o si� nauczy�, a ona w pewnym momencie prawie 
przesta�a wierzy�, �e w og�le starczy jej czasu na jak�kolwiek nauk� -jednak�e 
one nigdy by tego nie zrozumia�y.
W t�umie od czasu do czasu mign�a jej sylwetka jakiego� Aiela, odzianego w 
cadin'sor b�d� te� w biel gai'shain. Gai'shain udawali si� tam, dok�d ich 
pos�ano, za to w�r�d tych pierwszych mogli by� tacy, kt�rzy w obr�bie miejskich 
mur�w znale�li si� po raz pierwszy w �yciu. I by� mo�e po raz ostatni, s�dz�c z 
ich min. Aielowie najwyra�niej w og�le nie lubili miast, chocia� wielu ich 
przyby�o do Cairhien sze�� dni temu, by obejrze� egzekucj� Mangina. Powiadano 
potem, �e sam za�o�y� sobie p�tl� na szyj� i wyg�osi� jaki� Aielowy �art na 
temat tego, �e nie wiadomo, czy to p�tla skr�ci mu kark, czy to raczej kark 
skr�ci p�tl�. S�ysza�a ju�, jak wielu Aiel�w opowiada o tym, nikt jednak nawet 
s�owem nie zaj�kn�� si� na temat przebiegu samej egzekucji. A przecie� Rand 
lubi� Mangina, tego by�a pewna. Berelain poinformowa�a M�dre o wyroku, takim 
tonem, jakby m�wi�a, �e ich pranie b�dzie gotowe nast�pnego dnia, one za� 
przyj�y to w podobnie lekki spos�b. Egwene nie przypuszcza�a, by kiedykolwiek 
mia�a zrozumie� Aiel�w. Coraz bardziej jednak obawia�a si�, �e Randa r�wnie� za 
grosz nie rozumie. Je�li za� chodzi�o o Berelain, Egwene pojmowa�a tamt� a� za 
dobrze - interesowali j� przecie� wy��cznie �ywi m�czy�ni.
Kiedy g�ow� wype�niaj� tego rodzaju my�li, to naprawd� trzeba w�o�y� sporo 
wysi�ku w zachowanie dobrego humoru. Z pewno�ci� w mie�cie nie by�o ch�odniej 
ni� poza jego murami - w rzeczy samej by�o chyba jeszcze gor�cej, bo ani 
podmuchu wiatru i tak wielu ludzi wok�-i na dodatek w powietrzu wisia�o tyle 
samo kurzu, ale przynajmniej nie musia�a brn�� bez celu przed siebie, nie widz�c 
nic pr�cz zgliszczy Podgrodzia. Jeszcze kilka dni i b�dzie mog�a z powrotem 
wzi�� si� do nauki, do prawdziwej nauki. Gdy o tym pomy�la�a, u�miech powr�ci� 
na jej oblicze.
Zatrzyma�a si� obok �ylastego Iluminatora o twarzy zlanej potem; jego profesja, 
obecna lub przesz�a, nie mog�a budzi� wi�kszych w�tpliwo�ci. Sumiastych w�s�w 
nie os�ania�a przezroczysta zas�ona, jak� zazwyczaj nosili Tarabonianie, jednak 
workowate spodnie haftowane na nogawkach oraz r�wnie lu�na koszula ozdobiona 
takim� haftem skro� piersi jednoznacznie dawa�y do zrozumienia, kim jest. 
Sprzedawa� zi�by i inne ptaki �piewaj�ce, zamkni�te w nieporz�dnie skleconych 
klatkach. Odk�d Shaido spalili ich kapitularz, wielu Iluminator�w ima�o si� 
najrozmaitszych zaj��, by zdoby� �rodki na powr�t do Tarabonu.
- Otrzyma�em te wie�ci z najbardziej wiarygodnego �r�d�a -zwraca� si� w�a�nie do 
przystojnej, siwiej�cej kobiety w ciemnoniebieskiej sukni prostego kroju. 
Najpewniej by�a kupcem, z tych, kt�rzy oczekiwali w Cairhien na lepsze czasy, 
pr�buj�c wykorzysta� ka�d� nadarzaj�c� si� okazj�. - Aes Sedai - wyzna� 
Iluminator, pochylaj�c si� nad klatkami, aby m�c szepta� jeszcze ciszej - 
podzieli�y si�. Aes Sedai walcz� pomi�dzy sob�. - Kobieta pokiwa�a g�ow�.
Egwene przystan�a na moment, udaj�c, �e przygl�da si� zi�bie o zielonym �ebku, 
a potem posz�a dalej, chocia� zaraz i tak musia�a ust�pi� drogi bardowi o 
kr�g�ej twarzy, kt�ry kroczy� naprz�d pe�en poczucia w�asnej wa�no�ci. Bardowie 
wiedzieli a� nazbyt dobrze, �e zaliczaj� si� do tych nielicznych mieszka�c�w 
mokrade�, kt�rych ch�tnie przyjmowano na Pustkowiu; Aielowie nie onie�mielali 
ich. Przynajmniej udawali, �e tak jest.
Plotki zmartwi�y j�. Nie chodzi�o o to, �e w Wie�y dosz�o do jawnego roz�amu - 
tego i tak nie da�oby si� d�ugo utrzyma� w tajemnicy - ale ca�e to gadanie o 
wojnie mi�dzy Aes Sedai... Dowiedzie� si�, �e Aes Sedai walcz� z innymi Aes 
Sedai, to by�o jakby zda� sobie spraw�, �e jedna cz�� rodziny toczy wojn� z 
drug�; ledwie by�a w stanie to znie��, mimo i� zna�a przecie� powody, jednak na 
my�l, �e ca�a sytuacja mo�e si� jeszcze zaogni�... Gdyby tylko istnia� jaki� 
spos�b na uzdrowienie Wie�y, �eby bez rozlewu krwi mog�a sta� si� ponownie 
ca�o�ci�.
W g��bi ulicy, spocona jak mysz kobieta z Podgrodzia, kt�r� mo�na by uzna� za 
bardzo �adn�, gdyby jej twarz by�a nieco czystsza, rozdziela�a po r�wno plotki 
wraz ze wst��kami i szpilkami, kt�re sprzedawa�a z tacy zawieszonej na szyi. 
Mia�a na sobie sukni� z b��kitnego jedwabiu, w dolnej cz�ci ozdobion� 
czerwonymi paskami, najwyra�niej zreszt� uszyt� na kobiet� o wiele ni�sz� - 
straszliwie postrz�piona lam�wka znajdowa�a si� na tyle wysoko ponad ziemi�, aby 
ka�dy m�g� zobaczy� mocne buty; dziury w r�kawach i staniku zdradza�y miejsca, 
sk�d wyrwano hafty.
- Prawd� ci powiem - poinformowa�a kobiet�, kt�ra grze...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin