Verne Juliusz - Wyspa błądząca.pdf

(326 KB) Pobierz
Juliusz Verne
Wyspa błądząca
Wydawnictwo Biblioteki Powieści Podróżniczych dla Młodzieży Drukarni Braci Wójcikiewicz z
Warszawy w tłumaczeniu E. Korotyńskiej
1012476833.002.png
1012476833.003.png
Rozdział I
17 marca 1859 roku kapitan Craventy urządzał wspaniałe przyjęcie.
Nie był to bal, lecz serdeczne, miłe zespolenie się bliskich mu i znajomych, tych, co darzyli
sympatią wyruszające po cenne futra i żądne przygód Towarzystwo Handlowe z kapitanem Craventy
na czele.
Pod nadzorem kaprala Żolifa i jego młodej żony forteca zmieniła się nie do poznania. Zamieciono
izby, poustawiano ławy drewniane dla gości, ogromne stoły uginały się pod ciężarem naczyń z
potrawami, a poza jadalnią, w sąsiednich pokojach porozwieszano wspaniałe futra. Były tam
puszyste skóry szarych i białych i niedźwiedzi, również przepyszne bobry, srebrzyste lisy i sobole.
Bogactwo wiało z tych ścian obwieszonych skórami zwierząt północy i spoglądano z podziwem na
dobór przeróżnych barw i odcieni.
W środku salonu stał olbrzymi piec z żelazną rurą ogrzewającą coraz to nowych przybyszów. A
tymczasem na dworze rozpętały się żywioły: huczały przewlekle groźne wichry, szalała, mrożąca
krew w żyłach, śnieżyca.
Pod wpływem tej niepogody drżał dom, poruszały się sprzęty — nie przeszkadzało to jednak
ludziom, tutaj zebranym, do zajadania ze smakiem i do prowadzenia wesołej z wybuchami śmiechu
rozmowy. Do burz i wichrów, do huraganów i zamieci przyzwyczajeni byli ci odważni, niezwykle
zżyci z naturą podróżnicy.
Było ich tu dziewiętnastu, z porucznikiem Hobsonem na czele.
Miedzy stałymi mieszkańcami fortecy znajdowały się dwie kobiety przybyłe z Nowego Jorku w
celu odbycia podróży. Jedna z nich, Paulina Barnett, była tu szczególnie szanowana i otaczana
opieką.
Sławna podróżniczka, niejeden raz wyróżniana przez towarzystwa geograficzne, była kobietą w
średnim wieku, wysokiego wzrostu, o oczach wyrazistych i twarzy nacechowanej niezwykłą energią.
Wdowa, od kilkunastu lat, lubowała się w podróżach i nadzwyczajnych przygodach.
Przybyła tu, ku wielkiemu zdziwieniu podróżnych z listem polecającym od dyrektora Towarzystwa
i zwróciła się do kapitana Craventy. Kapitan Craventy po przeczytaniu listu oznajmił przybyłej, że
wyruszają aż do wybrzeży Morza Północnego, nie wyobraża więc sobie, aby delikatna kobieta
zdołała przetrzymać tamtejszy klimat i niewygody.
Odpowiedziała mu, że w obecnej roli nie jest ona słabą i wątłą kobietą, lecz laureatką
Towarzystwa i żadne trudy nie zniechęcą jej do projektowanej podróży.
W ten sposób weszła w skład personelu wyruszającego na północ.
1012476833.004.png
Towarzyszka jej Magdalena, zacna i całym sercem oddana powiernica, była na pół służącą na pół
przyjaciółką.
Starsza o kilka lat od swej pani przyjęła rolę opiekunki i otaczała ją troskliwością bez granic oraz
opieką prawdziwie macierzyńską.
Siedziały obok kapitana, wsłuchując się w wypowiadane przez niego projekty i cele podróży,
zachwycone tą wymarzoną przez Paulinę Barnett daleką wycieczką i zatopione całkowicie w myślach
o mającym się odbyć na drugi dzień wyjeździe, gdy naraz ciszę przerwał groźny okrzyk, przerażające
wołanie o ratunek.
Odskoczono od stołu chcąc biec na czyjś tak bardzo wymowny i rozpaczliwy krzyk, ale kapitan
powstrzymał wszystkich w tym zamiarze, wysyłając jedynie sierżanta Longa, aby dowiedział się, kto
wzywa ich na ratunek.
1012476833.005.png
1012476833.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin