Betina Krahn - Fatum.pdf

(1076 KB) Pobierz
4983771 UNPDF
Betina
Krahn
fatum
Wstęp
Cyganie mają własną, tajemną wiedzę. Znają magiczną
siłę piątku i siódemki i zdają sobie sprawę ze szczęściodajnej
mocy nowiu księżyca. Wiedzą również, że czerwone przed­
mioty skutecznie chronią przed urokiem, stare buty mogą
przynieść więcej szczęścia niż nowe. Doświadczenie nauczyło
ich, że zabicie pająka może ściągnąć nieszczęście w postaci
biedy i chorób. Wiedzą, że zawieszony na szyi dziecka wore­
czek z kawałkiem żelaza i suszonymi ziołami zapewni mu
zdrowie i siłę.
Wieki wędrówek po najodleglejszych zakątkach ziemi na­
uczyły ich rozpoznawania znaków zarówno zwiastujących
pomyślność, jak i złowróżbnych.
Przy dymiących ogniskach obozowiska, pod rozgwieżdżo­
nym niebem, przekazują tę tajemną wiedzę swoim dzieciom.
Odczynianie uroków, magiczna moc zaklęć, amulety, zabiegi
dla pozyskania szczęścia, nauka o zwierzętach, które są przy­
chylne Cyganom, i o zwierzętach, które przynoszą nieszczęście,
wróżenie z ręki... jest niewątpliwie wiele do przekazania.
Trzeba siedzieć przez wiele lat przy obozowym ognisku, żeby
nauczyć się tego wszystkiego, co każdy Cygan wiedzieć
powinien.
A na koniec, każdy Cygan musi się nauczyć jeszcze jednego -
szczęście, a więc to, co najcenniejsze, nie jest wartością
bezwzględną. Ludzie mogą wybłagać, wypożyczyć sobie szczę­
ście lub go nadużyć, ale ma ono swoją własną, nieprzekraczalną
granicę. Tylko miłość nie ma granic.
1
Hrabstwo Devon, Anglia 1810 rok
Padał deszcz. To była prawdziwa katastrofa. Ten koszmarny
dzień niósł ze sobą dodatkowe utrapienia. Nigdy nie jest tak
źle, żeby nie mogło być gorzej - w tym powiedzeniu jest dużo
prawdy, pomyślała z rozpaczą Charity Standing.
W jej pięknych oczach koloru bursztynu zaszkliły się łzy,
kiedy usłyszała szum deszczu. Uniosła welon, przytknęła
chusteczkę do oczu i wyprostowała się w twardej kościelnej
ławce, żeby nie poddać się nowej fali rozpaczy.
Rozejrzała się po niewielkim kościółku, szukając pociechy
w dobrze znanym widoku jego szarych ścian, wąskich okien
i kamiennych łuków. Przodkowie Charity wybudowali tę
kaplicę przed wieloma wiekami i niegdyś służyła całej okolicy.
Teraz kamienne ściany przesiąknięte były wilgocią, dębowe
ławki nosiły ślady zniszczenia. Wszystko przemija i ulega
zapomnieniu. Na tę myśl jej oczy znowu wezbrały łzami.
W tym świecie daremnie szukałaby pociechy. Czy gdziekolwiek
potrafi ją znaleźć?
Nabożeństwo żałobne dobiegało końca. Właśnie wtedy
deszcz przeszedł w gwałtowną ulewę. Zaniepokojeni żałobnicy
zaczęli wymieniać szeptem uwagi. W tych okolicach ludzie
wierzyli, że oberwanie chmury podczas pogrzebu przynosi
nieszczęście. Obrzucali się niespokojnym wzrokiem, jednak
głównym obiektem zainteresowania była Charity Standing.
Jedni patrzyli na nią ze współczuciem, inni z nieukrywaną
ciekawością.
Chociaż pogrzeb wielmożnego Uptona Standinga miał skro­
mną oprawę, jego śmierć wzbudziła ogólny żal. Prawie wszyscy
obecni w kaplicy byli jego sąsiadami. Niektórzy z nich byli
drobnymi właścicielami ziemskimi lub dzierżawcami, miesz­
kającymi w skromnych chatach na ziemi dziedzica, a jeszcze
inni kupcami z pobliskiego miasteczka, z którymi niegdyś
prowadził interesy. Wszyscy dobrze znali wielmożnego Uptona
Standinga i darzyli go szacunkiem. Jednak tłumna obecność
w kaplicy miała jeszcze inną przyczynę - każdy chciał się
przyjrzeć pięknej córce dziedzica i jego ekscentrycznej teś­
ciowej, lady Margaret Villiers. Przez ostatnie dziesięć lat pan
Standing izolował swoją rodzinę od otoczenia, co wzbudzało
wiele różnych domysłów.
Pastor spojrzał w zalane deszczem okno, odchrząknął i po­
wrócił za pulpit.
- Teraz oddamy się cichej modlitwie i uczcimy zmarłego
chwilą zadumy.
W kościele rozległo się zbiorowe westchnienie ulgi. - Tą
decyzją pastor uchronił żałobników przed całkowitym prze­
moczeniem. Ale dla Charity zwłoka oznaczała tylko pełne
udręki oczekiwanie na to, co przecież musiało w końcu na­
stąpić - jej ukochany ojciec zostanie złożony do grobu.
Stłumiła szloch, czując rękę babki na swojej dłoni. Podniosła
głowę i przez ciemną siatkę welonu dostrzegła pełną współ­
czucia twarz lady Margaret. Po chwili wzrok Charity zatrzymał
się na trumnie ojca i nie mogła już powstrzymać łez. Kiedy
się trochę uspokoiła, rzuciła okiem na przeciwległy rząd ławek
i ogarnęło ją przemożne uczucie przygnębienia.
Siedział tam Sullivan Pinnow, baron Pinnow z Mortehoe,
Zgłoś jeśli naruszono regulamin