Putney Mary Jo - Z dala od wrzosowisk.pdf

(2238 KB) Pobierz
Mary Jo
Putney
Z dala od
Wrzosowisk
Przełożyła
Teresa Komłosz
DC
Wydawnictwo Da Capo
Warszawa
815581082.004.png 815581082.005.png
Prolog
Młody mężczyzna siedzący w rogu zadymionej sali pił sam
Wyspa Muli, Szkocja, 1799
Jego samotność nie wynikała jedynie z faktu, że był pozbawiony
towarzystwa: od mieszkańców wyspy oddzielała go niemal namacalna
ściana. Minęło już ponad pięćdziesiąt lat od dnia, w którym książę
Karol Edward dowodzący klanami szkockimi został pobity pod
Culloden, lecz Szkoci długo przechowują wspomnienia. Chociaż słyną
z gościnności, żaden nie czuł potrzeby dołączenia do mężczyzny,
który ponad wszelką wątpliwość był bogatym Anglikiem, a w dodatku
jego stalowe spojrzenie nie zachęcało do nawiązania kontaktu.
Wicehrabia Gerwazy Brandelin wcale się tym nie przejmował.
W gruncie rzeczy samotność bardzo mu odpowiadała. Dopił mocną
szkocką whisky, czując, jak pali mu trzewia, mimo że już wcześniej
pociągnął kilka łyków. Zarówno trunek, jak i wywołany przezeń efekt
trudno byłoby określić mianem delikatnych, a jednak po spędzeniu
ponad miesiąca na Pogórzu i wyspach szkockich zaczynał go lubić.
W gospodzie unosił się charakterystyczny zapach farmerów i ry-
baków, lecz dominowała nad nim ostra, gryząca woń palonego torfu.
Rozejrzawszy się po niskim pomieszczeniu, Gerwazy zauważył spo-
jrzenie barmanki i dał jej znak, by przyniosła następną szklaneczkę
whisky. Pił zdecydowanie za dużo, ale po całym dniu jazdy po Mull
w nieustannie padającym deszczu chciał się odprężyć i rozgrzać.
Spodobała mu się ta gospoda. Jej właścicielom, Anglikom, udało się
stworzyć odmienną od szkockiej atmosferę wesołości.
Podeszła barmanka. Powinna była od razu zostawić mu całą butelkę,
815581082.006.png 815581082.007.png
M ARY J O P UTNEY
ale wtedy nie miałaby okazji do prezentowania swoich wdzięków. Za
każdym razem, gdy nalewała kolejne porcje whisky, coraz niżej
obciągała stanik sukni i mocniej kołysała biodrami.
- Czy jego lordowska mość życzy sobie coś jeszcze? - zapytała,
dając do zrozumienia, że oferuje całe bogactwo różnych możli
wości.
Gerwazy odpowiedział półuśmieszkiem, ciesząc się miłym ciepłem
rozchodzącym się po lędźwiach. Te zaloty, jeśli tak można było to
nazwać, trwały już od ponad dwóch godzin. Bez wątpienia barmanka
wiedziała, że Gerwazy jest bogatym angielskim arystokratą. Wprawdzie
nie był jeszcze lordem, ale jego kamerdyner, Bonner, na pewno zdążył
już wszystkim rozpowiedzieć, że jego pan jest dziedzicem wicehrabiego
St. Aubyn. Taka wiadomość natychmiast zapewniała szacunek i wysoką
jakość usług i nawet jeśli oznaczała też kilka dodatkowych koron za
nocleg, to i tak wszystko wydawało się tu tanie w porównaniu z
cenami w Londynie.
- A co jeszcze możesz mi zaproponować? - zapytał leniwie i prze
czesał ciemne włosy, zadowolony, że nareszcie wyschły. Zaczynał
się zastanawiać, czy na Hebrydach można znaleźć coś, co zawsze jest
suche.
Nalewając ciemnobursztynową whisky do szklanki, dziewczyna
pochyliła się nad nim i otarła się pełnymi piersiami o jego
policzek i ramię. Poczuł piżmowy, nie najświeższy zapach jej ciała.
Wolał znacznie bardziej wyrafinowane kochanki, jednak już od
dawna nie miał kobiety, a ta dziewczyna była pod ręką i
najwyraźniej miała chęć na to samo co on. Była też przyjemnie
pulchna. Z zadowoleniem przesunął dłonią po jej krągłym biodrze.
Widząc, że Gerwazy nie pozostaje obojętny na jej wdzięki, uśmiech-
nęła się prowokująco.
- Wszystko, na co pan będzie miał ochotę.
Popatrzył na stanik z dużym dekoltem, z którego wyłaniały się
okazale piersi, jakby czekające na pieszczoty.
- Wszystko?
- Wszystko. -Barmance najwyraźniej nie brakowało doświadczenia
ani entuzjazmu dla cielesnych uciech, co zapowiadało miłą noc.
- Wiesz, który pokój zajmuję? - zapytał cicho pośród szczęku kufli
i gwaru rozmów.
815581082.001.png
Z DALA OD WRZOSOWISK
9
- Tak.
- O której kończysz pracę?
- Za godzinę, milordzie. Czy zostanę odpowiednio wynagrodzona,
jeśli do pana przyjdę? - Ton jej głosu zdradzał, że chociaż wysocy
i przystojni mężczyźni, tacy jak on, bardzo jej się podobali, zdawała
sobie sprawę, że jako biedna pracująca dziewczyna musi być prak-
tyczna.
Spodziewając się tego, Gerwazy miał już przygotowaną złotą
monetę. Rzucił ją teraz barmance. Złapała ją zręcznie i błyskawicznie
schowała, zanim ktokolwiek z obecnych na sali zdołał to zauważyć.
- Czy to wystarczy jako... dowód mojego szacunku?
Uśmiechnęła się szeroko, ukazując mocne, krzywe zęby.
- Wystarczy... na początek.
Cena barmanki była zawyżona jeszcze bardziej niż opłata za whisky
i pokój, ale Gerwazy miał dziś ochotę na wydawanie pieniędzy. Z
uśmiechem uniósł szklaneczkę.
- W takim razie do zobaczenia później.
Odeszła, leniwie kołysząc biodrami. Gerwazy z przyjemnością
odprowadził ją wzrokiem, zastanawiając się, czy dziewczyna po-
trafiłaby powtórzyć ten ruch w łóżku. Odstawił opróżnioną do połowy
szklankę. Postanowił, że to będzie jego ostatnia porcja tego wieczoru;
inaczej nie będzie w stanie cieszyć się swoim zakupem.
Barmanka z wyrazem zadowolenia na twarzy nalewała za ladą
piwo. Betsy MacLean, jej kuzynka i pomoc kuchenna w gospodzie,
rozpoznała to pełne satysfakcji spojrzenie.
- Umówiłaś się z tym angielskim lordem, Maggie?
Maggie MacLean uśmiechnęła się z zadowoleniem.
- Tak, później pójdę do niego. Przystojniaczek, co? Jest bardzo
hojny.
Betsy popatrzyła na Anglika. Rzeczywiście był przystojny; zgrabny,
o szerokich ramionach i dobrze zarysowanych mięśniach, które
wydawały się pozostawać w ciągłym napięciu. Jego lordowska mość
miał najwyżej dwadzieścia kilka lat. Ubierał się z niewyszukaną
elegancją, rzadko spotykaną w tej odległej części Wielkiej Brytanii.
Chociaż miał regularne rysy, zdaniem Betsy były one zbyt surowe,
815581082.002.png
10
M ARY J O P UTNEY
by mogła nazwać je pięknymi. Jego twarz nie zdradzała żadnych
emocji. W tłumie pijących wyróżniał się chłodem i opanowaniem.
- Nie wiem, Maggie... Przyjrzałam mu się wcześniej, ale nie
spodobały mi się te jego szare oczy. Kiedy na mnie popatrzył,
poczułam zimne ciarki na plecach. O wiele bardziej przypadł mi do
gustu jego służący.
- A zrobiłaś coś w tym kierunku, Betsy? - zapytała Maggie, nie
odrywając wzroku od swej zdobyczy.
- Tak. Spotkamy się. Może nie zapłaci mi aż tyle, ale kiedy na
mnie patrzy, robi mi się ciepło, a nie zimno.
Maggie prychnęła.
- Jego przystojna lordowska mość jest tylko mężczyzną, no nie?
Dobrze wiem, czego chce, i będzie musiał mnie zadowolić, żeby to
dostać.
- Rób, jak chcesz. - Betsy wzruszyła ramionami i wróciła do kuchni.
Gerwazy dopił whisky i postanowił wyjść na dwór, zaczerpnąć
świeżego powietrza. Kiedy wstał, zakręciło mu się w głowie. Przestał
pić w samą porę; jeszcze dwie szklaneczki i znalazłby się pod stołem.
Deszcz przestał padać, lecz mimo że była połowa maja, wieczorne
powietrze przesycone było wilgocią przeszywającą do szpiku kości.
Idąc powoli w stronę brzegu odległego o jakieś sto jardów, Gerwazy
słuchał miękkich uderzeń fal o wąski skrawek kamienistej plaży.
Oparł się o wielki głaz i leniwie zaczął rzucać kamyki do ciemnej
wody. Gwar podochoconych głosów oddalał się - miejscowi pomału
wracali do swych ponurych kamiennych chat.
Obecny stan melancholii był dla niego prawdziwym wytchnieniem
po silnym wzburzeniu, które spowodowało jego wyjazd od ojca z
Edynburga. Po pewnym czasie Gerwazy zrozumiał, że nie powinien
był od razu powiadamiać lorda St. Aubyn, iż jego jedyny syn i dziedzic
został oficerem i wkrótce ma wyjechać do Indii. Zbytnio pośpieszywszy
się z tą wiadomością, zafundował sobie trzy tygodnie nieustannych
awantur w czasie objazdu odległych posiadłości St. Aubynów. Wice-
hrabia uważał, że wojsko jest odpowiednią instytucją dla dających
się zastąpić młodszych synów, ale na pewno nie dla dziedzica
ogromnego majątku i zobowiązań rodziny St. Aubyn.
815581082.003.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin