Danielle Steel - Wypadek.pdf

(1001 KB) Pobierz
5631998 UNPDF
DANIELLE STEEL
WYPADEK
Popeye,
która jest zawsze, kiedy tego potrzebuję
przy sprawach ważnych i tych mniej ważnych.
W każdej godzinie,
każdej chwili dnia
Zawsze będę cię kochać
całym sercem i duszą.
D.S
ROZDZIAŁ PIERWSZY
To było jedno z tych wspaniałych, niezwykle ciepłych wiosennych popołudni, kiedy
powietrze delikatnymi jak jedwab muśnięciami dotyka twoich policzków i kiedy jedynym
twoim pragnieniem jest, aby to trwało bez końca.
Długi, skąpany w słońcu kwietniowy dzień miał się już ku końcowi, gdy Page
przejeżdżała przez Golden Gate Bridge do Marin, z zachwytem patrząc na rozciągającą
się przed nią przepiękną panoramę. Kątem oka zerknęła na siedzącego obok syna, który
wyglądał dosłownie jak jej mała blond replika. Jedynie jego włosy sterczały w miejscu,
gdzie jeszcze tak niedawno spoczywała czapka baseballowa, a na twarzy widniały ślady
rozmazanego brudu. Andrew Patterson Clark w ubiegły wtorek skończył siedem lat.
Kiedy tak siedział, odpoczywając po męczącej grze w piłkę, nie sposób było nie dostrzec,
jak silna więź łączyła tych dwoje. Page - dobra matka i równie dobra żona, była
jednocześnie przyjacielem, o jakim zwykle się marzy. Troskliwa, kochająca, cokolwiek
robiła, wkładała w to całą swą duszę. W kręgu znajomych i przyjaciół cieszyła się opinią
osoby, na którą zawsze można liczyć, a jej fantazja i dużej klasy uroda sprawiały, że była
prawdziwą duszą towarzystwa.
- Byłeś dzisiaj znakomity, kochanie. - Uśmiechnęła się do syna i puszczając na
chwilę kierownicę, jedną ręką zmierzwiła jego i tak już potarganą czuprynę. Andy miał
takie same jak ona grube, jasne włosy o odcieniu dojrzałego zboża, takie same
niebieskie oczy oraz jasnokremową skórę, z tym, że jego była gęsto usiana piegami.
- Nie mogłem wprost uwierzyć, że udało ci się złapać tę piłkę. To była pewna
bramka. - Page zawsze jeździła z synem na jego mecze oraz szkolne zawody i wycieczki
w plener z jego klasą i przyjaciółmi. Bardzo go kochała i każda spędzona z nim chwila
sprawiały jej ogromną radość. Wyraz twarzy Andy'ego, kiedy patrzył na matkę, nie
pozostawiał cienia wątpliwości, że malec doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
- Ja też myślałem, że będzie bramka. - Uśmiechnął się ukazując dziąsła, w
których jeszcze do niedawna tkwiły obydwa przednie zęby. Sądziłem, że Benjije nie
zmarnuje takiej okazji... - Przejechali właśnie most i znaleźli się po stronie Marin County,
kiedy Andy krztusząc się od śmiechu z satysfakcją dodał: - ...ale mu się nie udało!
Page śmiała się razem z synem. To było sympatyczne popołudnie. Żałowała, że
Brad nie mógł z nimi być. W każde sobotnie popołudnie grywał w golfa z kolegami z
pracy. Była to dla nich znakomita okazja zarówno do relaksu, jak i przedyskutowania
różnych nie cierpiących zwłoki spraw biurowych. Rzadko się zdarzało, aby spędzali
sobotnie popołudnia tylko we dwoje. A nawet jeśli czasem się na to zanosiło, to i tak w
ostatniej chwili wypadało coś, co burzyło ich plany. Na przykład jakiś mecz Andy'ego;
jedno z kolei słynnych organizowanych przez Allyson spotkań dla znajomych z drużyny
pływackiej, których charakterystyczną cechą było to, że zawsze odbywały się w
zapomnianych przez Boga miejscach; jak na zawołanie pies kaleczył sobie łapę,
przeciekał dach; albo nagle wysiadała hydraulika. W tej sytuacji leniwe, sobotnie
popołudnia pozostawały jedynie w sferze marzeń. Tak było już od wielu lat i ona zdążyła
się do tego przyzwyczaić. Kradli więc każdą wolną chwilę, pomiędzy jego podróżami w
interesach czy też podczas rzadkich weekendów sam na sam, aby być razem w nocy,
gdy dzieci spały. Znalezienie czasu na miłość w tym pędzącym szybko życiu nie było
łatwe. Jednak jakoś im się to udawało.
Po szesnastu latach małżeństwa i urodzeniu dwojga dzieci Page wciąż była w
Bradzie szaleńczo zakochana. Miała wszystko, czego pragnęła: męża, którego uwielbiała
i który ją bardzo kochał, spokojne, bezpieczne życie oraz dwoje wspaniałych dzieci. Ich
dom w Ross początkowo niczym szczególnym się nie wyróżniał, był jednak pięknie
położony i bardzo wygodny. Z biegiem lat Page, dzięki nieustannym zabiegom, uczyniła z
niego coś wyjątkowo uroczego. Nareszcie mogła wykorzystać wiedzę zdobytą w czasie
studiów historii sztuki, popartą praktyką u dekoratora wnętrz w Nowym Jorku. Zaczęła
malować dla siebie i dla przyjaciół piękne freski, wśród których wyjątkową urodą
wyróżniał się fresk wykonany dla szkoły średniej w Ross. Jej własny dom stał się z
czasem oazą autentycznego piękna. Malowane przez nią obrazy i freski sprawiły, że ten
zwykły wiejski dom stał się przedmiotem podziwu i zazdrości każdego, kto choć raz miał
okazję go zobaczyć i nikt nie miał wątpliwości, że to wszystko było wyłączną zasługą
Page.
W ubiegłym roku tuż przed Bożym Narodzeniem na jednej ze ścian pokoju syna
namalowała grę w Baseball. Andy'emu bardzo się to spodobało. Kiedy była bez pamięci
zakochana we wszystkim co francuskie, namalowała dla Allyson scenkę z życia paryskiej
ulicy. Niedługo po tym, zainspirowana twórczością Degasa, sznur tancerek, a całkiem
niedawno jak czarodziej przy pomocy magicznego dotyku przeobraziła pokój Allyson w
basen kąpielowy. Nawet meble pomalowała w ten sposób, aby to wrażenie jeszcze
bardziej spotęgować. Allyson i jej przyjaciele stwierdzili, że osiągnięty efekt był
zdumiewający, a pod adresem Page posypały się pełne uznania okrzyki w rodzaju: „Ale
fajne... niesamowite... fantastyczne”, co było najwyższą oceną w ustach zgrai
piętnastolatków. Patrząc na nich Page żałowała, że nie miała więcej dzieci. Zawsze
chciała mieć ich więcej, ale Brad akceptował najwyżej dwoje, nie ukrywając, że
najchętniej pozostałby przy jednym. Był nieprzytomnie zakochany w swojej małej
córeczce i nie rozumiał, dlaczego mieliby posiadać więcej dzieci. Potrzebowała aż
siedmiu lat, aby go przekonać, że powinni mieć przynajmniej jeszcze jedno.
Andy - ich maleńki skarb - jak go nazywała, przyszedł na świat niedługo po tym,
kiedy przeprowadzili się z miasta do własnego domu w Ross. Poród nastąpił w dwa i pół
miesiąca przed czasem, kiedy Page spadła z drabiny, malując w dziecięcej sypialni
prześliczny fresk o tematyce bajkowej. Kiedy pośpiesznie wieziono ją ze złamaną nogą
do szpitala, dziecko było już w drodze. Przez dwa miesiące Andy przeleżał w
inkubatorze, ale kiedy Page odbierała go ze szpitala, był już pod każdym względem
doskonały. Uśmiechnęła się, przypominając sobie jaki był maleńki i jak bardzo się
obawiała, że go utraci. Nawet nie była w stanie wyobrazić sobie, aby mogła to przeżyć.
Chociaż zdawała sobie sprawę, że w końcu musiałaby... dla Allyson i dla Brada. Bez tego
dziecka jednak życie Page nie byłoby już takie jak dawniej.
- Masz ochotę na loda? - zapytała, gdy skręcili w Sir Francis Drake.
- Jasne. - Andy znowu się roześmiał, ukazując bezzębne dziąsła. Jego buzia
wyglądała przy tym tak zabawnie, że Page nie mogła się powstrzymać, aby mu nie
zawtórować.
- Kiedy wreszcie będziesz miał nowe zęby, Andrew Clarke?
- Nooo... - Andy zachichotał.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin