Złodziej i Ignorantka ~całość~.doc

(392 KB) Pobierz

Rozdział I

 

              Obudził mnie dźwięk tego wstrętnego budzika, wzięłam poduszkę i rzuciłam w niego. Spadł na podłogę, co zignorowałam. Przeciągnęłam się i spojrzałam na podłogę, rozwaliłam go, znowu, co za pech, ziewnęłam. Do pokoju weszła pokojówka i oznajmiła, że za półgodziny jest śniadanie. Po wykonaniu swojego zadania, wyszła, każdego ranka robi to samo. Mogłaby, chociaż powiedzieć „dzień dobry, panienko” czy coś takiego. To by była jakaś odmiana, wstałam i poszłam do garderoby, która była wielkości pokoju. Wyjęłam mundurek i poszłam się umyć. Wyszłam z pokoju, szłam długim korytarzem, co chwila ziewając. Potem schody, zjechałam po poręczy bijąc wazę, która stała na końcu niej. Ups… czy ona się nigdy nie nauczy by niczego tu nie stawiać. Ignorując stłuczoną wazę, poszłam na prawo do jadalni. Był w niej długi stół na czternaście osób. Westchnęłam i usiadłam na swoim miejscu, ojciec jak zwykle pewnie jeszcze śpi. Do jadalni weszła szczupła kobieta o krótkich blond włosach. Gdy szła jej piersi latały we wszystkie strony. Co za poraszka, nie dobrze mi się robiło. Oparłam głowę na jednej ręce i jak co rano ignorowałam ją.

- Witaj Sheri – przywitała się całując mnie w głowę, ble…

- Hej Sukie – odparłam ze znudzeniem. Ciekawe czy już wie, że jej waza wylądowała na podłodze.

Ta blondyna to moja macocha na imię jej Susanna, tata mówi do niej Sue, a ja – nigdy w obecności ojca – Sukie. Dlatego, że dla mnie jest suką. Mogłaby robić za moją siostrę, nie matkę. Jak zwykle powstrzymała grymas lub złość, ciekawe czy ojcu mówi jak ją nazywam. Jakoś nigdy ze mną na ten temat nie rozmawiał. Macocha usiadła prostopadle do mnie, zachowywała się normalnie, czyli starała się być jak matka. Służąca postawiła talerze z jedzeniem, dobrze, że jedzenie się zmienia. Zaczęłam jeść.

- A tak przy okazji – skierowałam słowa do służącej, która zamieniła się w słuch, ziewnęłam – waza się zbiła – spojrzałam na Sukie, wciąż powstrzymywała złość, kurcze… kiedyś ją złamie, wróciłam do znudzonego tonu – i potrzebuje kolejnego budzika.

Służąca przytaknęła i odeszła. Skończyłam jedzenie, czas się zmywać do szkoły. Wróciłam do pokoju po czarną torbę i zjechałam windą do garażu. Wsiadłam do srebrnego Porsche Carrera i ruszyłam, jechałam przez Richdistrict, dzielnice bogatych. Miasto Liquor Town, nudne jak flaki z olejem, nic tu się nie dzieje nawet festyny są takie same, co roku ten sam badziew. Moja szkoła znajduje się na wzgórzu to prywatna buda Mindhero. Gdzie roi się od sztucznych przyjaciół, wjechałam na parking i zaparkowałam. Przy moim aucie pojawił się wianuszek dziewczyn i chłopaków. Nie ma to jak być prawie najbogatszą dziewczyną w mieście. Najbogatszą dziewczyną rodziną jest Canfly, mają dwójkę dzieci, które są najbardziej popularnymi dzieciakami w szkole. Wyłączyłam silnik i ziewnęłam, wysiadłam z auta, jakiś chłopak chciał nieść moją torbę, ale go zignorowałam. Wszyscy tolerują moje zachowanie, tytułują mnie Sheri Ignorantka. Co do mnie pasuje, bo mam wszystko gdzieś. Zanim poszliśmy do budynku jak zwykle musieli mi truć jakimiś plotkami. Oparłam się o auto i udawałam, że słucham.

- Podobno do szkoły mają przyjść jacyś nowi za granicy – powiedziała blondynka, ziewnęłam.

- Tak, też o tym słyszałam ciekawe, z jakiej rodziny? – spytała brunetka, ta niby powinnam pamiętać jak mają na imię, ale jakoś mnie to nie interesuje.

- Skoro przenoszą się do Mindhero to znacz, że z bogatej – stwierdziłam znudzona i znów ziewnęłam.

- Taka sama jak zawsze – usłyszałam głos za sobą, odwróciłam głowę, ta oczywiście to musi być ta snobka z rodziny Canfly, zawsze musi się wtrącić – moim zdaniem powinnaś bardziej interesować się, co się dzieje wokół ciebie.

- To twoje zdanie – ziewnęłam – nie będzie mnie interesowało nawet jak przejedzie ciebie załóżmy… autobus – dodałam znudzona – będę żyć jak chce, twoje zdanie tego nie zmieni.

Ruszyłam w stronę budynku szkoły za mną ruszył mój wierny wianuszek chłopaków i dziewczyn. Na niektórych lekcjach o mało, co nie zasnęłam. Były takie nudne, mogliby jakoś ciekawiej tłumaczyć to wszystko z tych durnych podręczników. Na stołówce znowu gadali o tych nowych, jak zwykle brałam tylko wodę i sałatkę. Odwracałam krzesło w stronę okna usiadałam i oparłam niechlujnie nogi o parapet. Na kolanach trzymałam sałatkę i ją jadłam. A za mną inni trejkotali o nowych, co mają przyjść.

- Myślicie, że to będą latynosi? – zapytała jakaś dziewczyna.

- No nie wiem, mi wystarczy, że będą przystojni – odpowiedziała druga i zaczęła chichotać. Zaczynało to być denerwujące.

- Nie podobają wam się tutejsi chłopcy?  - zapytał jakiś męski głos, zapadła cisza. Oczywiście nie tylko najbogatszy, ale i najprzystojniejszy chłopak w szkole, czyli Izzy Canfly, najpierw jego siostra Loren teraz on.

- Ja tam nie widzę, żadnych przystojniaków w tej szkole Isabel – stwierdziłam znudzonym tonem.

- Mam na imię Izzy! – krzyknął waląc o stół pięścią, jak łatwo go wkurzyć to robiło się nudne.

- Dziwne, bo w legitymacji masz napisane Isabel – ziewnęłam - nie lubisz swojego pełnego imienia?

Dziewczyny zaczęły cicho chichotać. Nic więcej nie powiedział tylko odszedł. Szkoda, że jego siostry nie da się tak łatwo pozbyć. Szkoła szybko minęła jak zwykle, co ja bym dała żeby coś się wydarzyło.

 

~*~

              Liquor Town kolejne miasto, kolejne bogate snoby, które okradamy. Vinnie załatwił mi szkołę dla bogatych dzieciaków, Mindhero czy jakoś tak. Mamy dość kasy na koncie, że moglibyśmy sobie wyspę kupić. Nie rozumiem, dlaczego robimy jeszcze skok w tym mieście. Nie ma policji, która potrafiła nas złapać, a co dopiero przyłapać na gorącym uczynku. Travis jest szefem, więc nie będę się sprzeciwiać, ale moim zdaniem powinniśmy na tym skończyć, nawet najlepszym podwija się noga i zostają złapani. Wysiedliśmy z pociągu, od razu udaliśmy się do domu, który wynajął Travis.

- Jakie ciekawe miasto – stwierdził Vinnie rozciągając się.

- Bogaci oddzieleni od biednych, hm… niczym się nie różni od reszty miast – uśmiechnął się Travis.

- Miasto jak miasto – dodałem bez zainteresowania.

- Nie zaczynaj znowu Ace – podszedł do mnie Travis – zostało nam tylko to miasto, potem będziemy mogli kupić sobie wyspę, żyć tak jak oni, mieć wszystko, co chcemy.

- Tak – tylko tyle powiedziałem.

Dom, w którym byliśmy znajdował się na trasie z bogatej dzielnicy Richdistrict do prywatnej szkoły Mindhero. Wyjrzałem przez okno i zobaczyłem przejeżdżające srebrne Porsche Carrera. Jakaś bogata dziewczyna jechała do szkoły. Zazdrościłem jej miała wszystko, czego ja nie mogłem mieć, dopiero dzięki Travisowi mogę zdobyć wszystko. Na początek jak zwykle mały rekonesans kamery w bramie do bogatej dzielnicy, strażnik i jego zmiany. To zadania dla Travisa i Vinniego, ja mam obczaić najbogatsze dzieciaki w szkole popytać o nie. Co nie jest trudne, wystarczy spytać się automatycznie mówią. Czyli mam wolne mogę się przejść, jutro zaczynam robotę. Wyszedłem z domu i ruszyłem na wzgórze zobaczyć jak wygląda ta szkoła. Po dotarciu tam oczywiście nikt nie zwrócił na mnie uwagi, bo byłem za siatką. Szkoła jak szkoła, do moich uszy dotarły jakieś rozmowy. Zerknąłem w ich stronę, to srebrne Porsche Carrera.

- Podobno do szkoły mają przyjść jacyś nowi za granicy – powiedziała blondynka, jacyś? Czyżby Vinnie szedł razem ze mną? Ciekawe, a może po prostu przejęzyczenie.

- Tak, też o tym słyszałam ciekawe, z jakiej rodziny? – spytała brunetka, oczywiście tylko to ich ciekawi, z jak bardzo bogatej rodzinny pochodzi nowy nabytek.

- Skoro przenoszą się do Mindhero to znacz, że z bogatej – stwierdziła znudzona brunetka z dwoma krótkimi kucykami. Interesująca osoba wydaje się, jakby nic ją nie obchodziło.

- Taka sama jak zawsze – usłyszałem głos obok porsche, znudzona dziewczyna odwróciła głowę, jakaś blondyna z długimi włosami do niej mówiła – moim zdaniem powinnaś bardziej interesować się, co się dzieje wokół ciebie.

- To twoje zdanie – ziewnęła, widać było, że ma ją gdzieś, takich dziewczyn się nie spotyka w dzielnicy dla bogatych – nie będzie mnie interesowało nawet jak przejedzie ciebie załóżmy… autobus – dodała znudzona, ciekawe może to nie będzie takie zwykłe miasto – będę żyć jak chce, twoje zdanie tego nie zmieni.

Poszła do szkoła, a za nią grupka osób. Blondyna też poszła ze swoją grupką osób. Ciekawa ta brunetka w kucykach, muszę się jej bardziej przyjrzeć jak będę jutro w szkole. Wróciłem do domu Travisa, tam dowiedziałem się, że Vinnie i ja idziemy do tej szkoły, jako bracia. Z bogatej rodzinny o nazwisku Speedspirit, dostaliśmy mundurki, jak ja ich nie cierpię. Westchnąłem i wziąłem swój oraz legitymacje, poszedłem do swojego pokoju. Rzuciłem mundurek i legitkę na krzesło, opadłem na łóżko. Patrzyłem na sufit, to ostatni raz i będę robić, co chce i będę mieć, co chce. Przymknąłem oczy i przypomniałem sobie twarz tamtej brunetki z kucykami, bogaczka, która ma wszystko gdzieś. Ciekawe, a nawet zabawne, uśmiechnąłem się do siebie.

- Czego się tak szczerzysz? – zapytał Vinnie, otworzyłem oczy.

- Nie wiesz, co to pukanie? – spytałem siadając.

- Pukałem, o czym tak rozmyślasz?

- Nad tym, co będzie dalej – skłamałem, to kolega po fachu, choć czasem traktuje go jak brat, jest najmłodszy z nas. Travis jest najstarszy, ja jestem po środku. Cóż to nie zmienia faktu, że nie będę mu mówić, o czym myślę.

Dzień szybko miną jutro zaczynaliśmy akcje szukania najbogatszego dzieciaka. Oby wszystko się udało, nie mam ochoty trafić do pierdla.

 

~*~

              Dom, nareszcie, teraz stanie twarzą w twarz z Sukie, pierwsze, co zrobi to mnie ochrzani za wazę. Chociaż może daruje mi tak jak ostatnie cztery wazy. Zaparkowałam w garażu i ruszyłam do salonu, gdzie na mnie czekała. Ciekawe, a ja chciałam tylko wziąć książkę, zignorowałam ją, jak zawsze. Nic nie mówiła, dobra… sięgnęłam po książkę pt. Kształt demona, Amelia Atwater - Rhodes. Ostatnio ją kupiłam, ale nie zdążyłam przeczytać. Odwróciłam się by udać się do pokoju, gdy macocha stanęła mi na drodze.

- Czy możesz mi wyjaśnić, czemu ciągle zbijasz moje wazy? – zapytała krzyżując ręce na piersi. Zaczyna się, westchnęłam.

- Stały mi na drodze – odpowiedziałam znudzona.

- Jak to na drodze? Co ty po poręczy zjeżdżasz? – jaka domyślna, kto by pomyślał.

- Poniekąd – odparłam ziewając.

- Co proszę?! – czyżby się wkurzyła, złamałam ją?

- To, co słyszysz, Sukie.

- W moim domu nie zjeżdża się po poręczy młoda damo! – młoda damo? – tylko schodzi po schodach! Masz prawie osiemnaście lat a zachowujesz się jak dziecko! Jeśli jeszcze raz stłuczesz moją wazę dostaniesz szlaban! – a jednak złamałam ją, uśmiechnęłam się lekko – co masz mi do powiedzenia?

- Po pierwsze to nie twój dom, po drugie nie nazywaj mnie młoda damo, po trzecie mam cię gdzieś i będę robić, co chcę w MOIM domu, S-u-k-i-e – stwierdzałam i pobiegłam na górę zostawiając ja z tą jej zszokowaną gębą.

Jak ojciec przyjdzie to pewnie mu o wszystkim powie albo stwierdzi, że da sobie sama radę. Ziewnęłam i przebrałam się w coś luźnego, usiadłam na łóżku i zaczęłam czytać książkę. Mijały godziny, a tata do mnie nie zajrzał, czyli mu nie powiedziała. Jutro po szkole chyba odwiedzę ojca w pracy, dawno go nie widziałam. Nagle zaczęły mi się powieki zamykać, w końcu zasnęłam z książką w ręku.

 

 

Rozdział II

 

              Kolejny ranek, obudził mnie nowy budzik „Pobudka! Pobudka!”, jak słowo daje coraz bardziej wkurzające są te budziki. Dałabym głowę, że Sukie maczała w tym palce. Chwyciłam budzik i rzuciłam nim o ścianę. Przeciągnęłam się i ziewnęłam, pokojówka weszła i zerknęła na podłogę obok drzwi. Potem zwróciła się do mnie mówiąc, że śniadanie jest półgodzinny. A już miałam nadzieje, że coś innego powie, wyszła. Jak co rano wzięła mundurek i poszłam się umyć, tym razem wzięłam torbę ze sobą. Ziewając przeszłam przez korytarz i zjechałam po poręczy na dół, oczywiście bijąc kolejną wazę. Pokręciłam głową, hm… znalazłam sobie hobby bicie waz Sukie. Udałam się do jadalni, usiadłam i zrobiła sztandarową pozycje, czyli oparłam głowę o rękę. Po kilku minutach pojawiła się macocha tym razem nie sama, na śniadaniu pojawił się tata. To nowość…

- Witaj, skarbie – przywitał mnie i objął.

- Cześć tato – uśmiechnęłam się do niego.

- Dzień dobry, Sheri – przywitała mnie macocha, jak zwykle całując mnie w głowę, fuj…

- Cześć Susanna – odparłam znudzona.

Ona się tylko uśmiechnęła, śniadanie minęło w ciszy. Jak zawsze, jestem ciekawa, czemu ona nic nie mówi ojcu, nie traktuje ją za dobrze. Cóż dla mnie to lepiej wystarczy, że ona próbuje być matką, ojciec żyje tylko pracą zapomniał nawet, że trzeba rozmawiać z dziećmi. Poszłam do garażu i wsiadłam do auta, pojechałam do szkoły na parkingu jak zawsze już na mnie czekami. Tylko stanęłam i już byli przy mnie zanim wysiadłam, ziewnęłam.

- Sheri, słyszałaś będzie ich dwóch, jeden ma siedemnaście lat a drugi osiemnaście – poinformowała mnie blondynka, na co ja zareagowałam ponownym ziewnięciem. Wysiadłam z auta.

- To są bracia z rodziny Speedspirit – dodała brunetka.

Speedspirit? Dziwne nazwisko jakby je ktoś wymyślił, ziewnęłam. Wzięłam torbę, w tym momencie podeszła do nas Loren.

- Jak tam samopoczucie Sheri, gotowa poznać nowych? – zapytała szczerząc się jakby już miała ich w swojej grupce. Spojrzałam na nią zaspanym wzrokiem.

- Mam ich gdzieś – stwierdziłam.

W tedy na parking zajechało niebieskie volvo, z niego wysiedli dwaj chłopacy. Brunet i blondyn, dziewczyny zaczęły chichotać. Zmywam się z tą, ominęłam moją grupkę osób i weszłam do szkoły, ignorując nowych. W końcu sama bez swojej wiernej grupce.

 

 

~*~

              Zajechaliśmy na parking, jak w każdej szkole wszyscy się na nas gapili. Wysiedliśmy i od razu do moich uszu doszedł chichot dziewczyn. Vinnie uśmiechnął się i puszczał oczka do nich, kasa nowa. Rozejrzałem się i zlokalizowałem brunetkę w kucykach szła do szkoły, olała nas. Uśmiechnąłem się do siebie, podeszła do nas jakaś blondynka.

- Witajcie, jestem Loren Canfly – uśmiechnęła się szeroko.

- Witaj – odwzajemniłem uśmiech.

- Cześć, oprowadzisz nas po szkole? – zapytał Vinnie.

- Oczywiście, jako przewodnicząca mam taki obowiązek – wzięła nas pod ręce i zaprowadziła do szkoły.

              Przez całą drogę po między tłumaczeniem gdzie, co jest, gadała o sobie i swojej rodzinie. Nie ma to jak chwalenie się tym, że jest się bogatym. Zaprowadziła mnie do sali, w której mam lekcje, biedny Vinnie będzie musiał jej słuchać. Dobra zobaczmy tu siedzi jakaś samotna blondynka, podeszłem do ostatniej ławki.

- Witaj, mogę? – zapytałem uśmiechając się. Dziewczyna oblała się rumieńcem.

- Oczywiście – uśmiechnęła się.

Usiadłem zanim lekcja się zaczęła pozwoliłem sobie na poznanie jej.

- Jak masz na imię?

- Jean

- Ładnie – kolejny rumieniec, zabawne to było – ja jestem Ace.

- Miło mi – uśmiechnęła się.

- Powiedz Jean, jak jest w tej szkole są, jakie wyróżniające się grupy osób? – zapytałem niewinnie.

- Owszem – odparła – są dwie grupy, jedna jest w towarzystwie Loren i Izzego Canfly, a druga Sheri Towerpure.

- Rozumiem, a której grupie warto być?

- To zależy jeśli chcesz mieć lepsze stanowisko to w grupie Canfly, a jeśli nie interesujesz się zbytnio pozycją to w grupie Towerpure – wytłumaczyła.

- A której ty jesteś? – zapytałem.

- W grupie Towerpure, Sheri jest całkiem miłą osobą – odpowiedziała – nazywają ją Sheri Ignorantka – dodała z uśmiechem.

- Dlaczego tak?

- To dlatego bo nic ją nie interesuje, zawsze obojętnie podchodzi to życia.

Do sali wszedł nauczyciel i rozpoczął lekcje. Interesujące to znaczy, że Canfly i Towerpure należą do najbogatszych w mieście. Reszta lekcji minęła normalnie, nie mogłem doczekać się lunchu. Vinnie złapał mnie jak szedłem na stołówkę.

- Siemka, dowiedziałem się, że Canfly jest najbogatszą rodziną w mieście zaraz za nią jest rodzinna Towerpure – powiedział.

Zaraz za nią? Czyli jest na drugim miejscu hm… interesujące.

- Myślisz, że Travis będzie wybierał? – zapytał jak wchodziliśmy do stołówki.

- Sądzę, że nie.

Wzięliśmy jedzenie i przystanęliśmy na środku stołówki. Rozejrzałem się i ją znalazłem, siedziała plecami do stolika oparta nogami o parapet.

 

~*~

              Na każdej lekcji słyszałam o tym nowych, zaraz się porzygam. Co oni widzą w nich takiego interesującego? Ziewnęłam, informatykę miałam z tym nowym brunetem. Nauczyciel posadził go ze mną, ciekawe jak on zareaguje na moje znudzone zachowanie.

- Hej jestem Vinnie- uśmiechnął się.

- Sheri – odpowiedziałam ziewając.

- Nie wyspałaś się? – ciekawe pytanie jeszcze nikt mi go nie zadał.

- Nie, jak już tak mam – odpowiedziałam znudzonym tonem głosu.

- Rozumiem.

Nauczyciel zaczął lekcje, jak zwykle go nie słuchałam, położyłam wygodnie głowę na skrzyżowanych rękach. Vinnie dziwnie mi się przyglądał. Kit w ucho z nim.

- Mogę o coś spytać?

- Tak?

- Czy jest w szkole jakaś wyróżniająca się grupka osób? – uśmiechnął się, no tak trzeba się dopasować.

- Są dwie jedna to grupka przyczepiona do najbogatszej rodzinny Canfly i druga do prawie najbogatszej czyli rodzinny Towerpure – ziewnęłam.

- Rozumiem – uśmiechnął się, zaczął mnie przerażać ten jego uśmiech.

                W końcu coś zjem, lunch, weszłam na stołówkę, wzięłam tradycyjną sałatkę i wodę. Usiadłam tak jak zwykle przy swoim stoliku, oparta nogami o parapet. Ignorując to, co się dzieje wokół mnie. Dziewczyny gadały o nowych, co przyprawiało mnie o mdłości. Nie zabroni im przecież nie jestem zołzą tylko ignorantką. Do naszego stolika ktoś podszedł ponieważ dziewczyny zamilkły. Nie odwróciłam się, po prostu jadłam swoją sałatkę.

- Witajcie, można się dosiąść? – zapytał jakiś męski głos, dziewczyny zaczęły chichotać.

- Oczywiście, siadajcie – usłyszałam znajomy głos a to ta brunetka która zawsze z blondynką rozsiewają plotki.

- Więc która z piękności to Sheri? – zapytał.

No super musi się mną interesować nie może pójść do Loren.

- To ona – poczułam jak ktoś mnie dźga palcem, był się odwróciła. Eh… no trudno jak mus to mus. Odchyliłam głowę lekko do tyło. No tak to ci nowi, mogłam się domyślić, naszyjnik blondyna przykuł moją uwagę. To chyba herb rodzinny, dwa srebrne smoki trzymające miecz.

- Witaj jestem Ace – przedstawił się blondyn – a to jest Vinnie.

- Mam gdzieś jak się nazywacie – urbnęłam i ziewnęłam. Spojrzałam na okno.

Znowu ten dzieciak co ciągle się uśmiecha. Do naszego stolika podszedł ktoś jeszcze, ale nie zwróciłam na to szczególnej uwagi.

- Nie powinniście się zadawać z nią, ma kiepską opinie – no tak przecież to Isabel Canfly.

- To znaczy jaką? – zapytał Vinnie.

- Jest ignorantką, nie przejęłaby się nawet gdyby jej ojciec zbankrutował – oczywiście że bym się nie przejęła, ziewnęłam.

- Hm… a ty jesteś? – zapytał Ace, czułam na sobie jego spojrzenie chociaż nie mówił do mnie.

- Jestem Izzy Canfly, należę do najbogatszej rodzinny w mieście – odpowiedział.

- Isabel, weź swoje zwłoki do siostry oni wiedzą z jakiej rodzinny jesteś – odparłam znudzona. Wstałam i spojrzałam na jego wściekłą minę, czekałam tylko jeszcze na wybuch.

- Mam na imię Izzy!- krzyknął i uderzył pięścią o stół. Przewidujący jest i do tego żałosny.

Odeszłam zanim się pozbierał i powiedział jeszcze coś. Rodzice go skrzywdzili nazywając, Isabel.

 

~*~

              Ruszyliśmy w stronę jej stolika, tanieliśmy przy nim wszystkie dziewczyny zamilkły.

- Witajcie, można się dosiąść? – zapytałem uśmiechając się sie, dziewczyny zaczęły chichotać.

- Oczywiście, siadajcie – powiedziała Jean

- Więc która z piękności to Sheri? – spytałem siadając.

Musiałem się upewnić, że moje podejrzenia są słuszne.

- To ona – powiedziała blondynka dźgając brunetkę w kucykach palcem.

Dziewczyna lekko odwróciła głowę i ze znudzeniem na nas spojrzała.

- Witaj jestem Ace – przedstawiłem się – a to jest Vinnie.

- Mam gdzieś jak się nazywacie – urbnęła i ziewnęłam. Odwróciła głowę z powrotem do okna.

Do stolika podszedł jakiś chłopak, ja nie odrywałem wzroku od Sheri, była całkiem ciekawą osobą.

- Nie powinniście się zadawać z nią, ma kiepską opinie – powiedział blondyn. Nawet na niego nie spojrzałem.

- To znaczy jaką? – zapytał Vinnie.

- Jest ignorantką, nie przejęłaby się nawet gdyby jej ojciec zbankrutował – stwierdził z wyższością.

- Hm… a ty jesteś? – zapytałem wciąż patrząc na Sheri. Zero zainteresowania, na pewno czuje że na nią patrzę.

- Jestem Izzy Canfly, należę do najbogatszej rodzinny w mieście – odpowiedział.

- Isabel, weź swoje zwłoki do siostry oni wiedzą z jakiej rodzinny jesteś – odparła znudzona.

Wstała i spojrzała na jego wściekłą minę, wyglądała jakby na coś czekała.

- Mam na imię Izzy!- krzyknął i uderzył pięścią o stół. Na to czekała, na jego reakcje, ciekawe.

Odeszła ignorując wszystko, czyżby on reagował tak samo. Rodzice musieli go skrzywdzić dając mu tak na imię.

 

~*~

              Co za debil z tego Isabela, jeśli chciałby z nim usiedli mógł od razu to powiedzieć. Mógł też się wysilić i inaczej zareagować. Cóż widocznie za dużo od niego wymagam. W domu chciałam ignorować Sukie, jeszcze znowu zacznie gadać o tym przeklętym wazonie. Który znowu zbiłam, ziewnęłam spojrzałam na schody, nowy wazon. Kolejny do dewastacji jak miło. Ciekawe jak wkurzający budzik mi kupiła. Jeśli bardziej niż ten co dzisiaj rozwaliła to wyleci przez okno. Z salonu wyłoniła się Sukie dziwnie na mnie patrzyła.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin