Sandra Field
Milioner i tajemnicza nieznajoma
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Luke! Cieszę się, że cię widzę. Dawno przyjechałeś?
- Witaj, John. - Luke MacRae energicznie potrząsnął ręką starszego pana. - Przyleciałem przed godziną. Samolot się spóźnił. A co u ciebie?
- Przyjechałem dzisiaj rano. Jest tu ktoś, z kim powinieneś się spotkać. Jest właścicielem terenów w Malezji, które mogą cię zainteresować.
- W której części? - ożywił się Luke. Znużenie prysło. Znów był właścicielem kopalń na całym świecie. On i John byli delegatami na międzynarodową konferencję górniczą, która odbywała się w luksusowym pensjonacie nad jednym z jezior w Manitobie.
- Sam musisz go o to spytać. - John dał znak kelnerce. - Na co masz ochotę, Luke?
- Szkocka z lodem - rzucił Luke. Przez chwilę zastanawiał się, dlaczego kelnerka nosi tak wstrętne okulary. Bez nich byłaby znacznie przystojniejsza.
Pochłonięty był rozmową z Malezyjczykiem, kiedy usłyszał za sobą melodyjny głos:
- Pański drink, sir.
Ten głos. Ani trochę nie pasował do obrzydliwych okularów w czarnych oprawkach i jasnych włosów, upiętych ciasno pod białym czepeczkiem. Okropna, pomyślał Luke. Tylko ten głos.
Potrafił błyskawicznie oceniać ludzi. I rzadko się mylił. Tym razem nie miał wątpliwości. Kelnerka go nie interesowała.
- Dziękuję - rzucił i natychmiast o niej zapomniał.
Trzy kwadranse później wszyscy udali się do jadalni. Luke dostał miejsce przy najlepszym stole, ze wspaniałym widokiem na jezioro. Za sąsiadów miał najważniejsze osobistości. Wiedział, że jest dobry w swoim zawodzie. Ale nie miało to dla niego znaczenia. Siła dla samej siły nie interesowała go.
Siła oznaczała bezpieczeństwo. I ucieczkę od nieszczęśliwego dzieciństwa.
Usiadł przy stole i przeciągnął palcami po kołnierzyku. Psiakrew! Po raz pierwszy od dawna wróciły doń wspomnienia. Może stało się tak dlatego, że Teal Lake, gdzie się urodził, było tak niedaleko? W północnym Ontario. Dlatego też tak niechętnie przyjechał na tę konferencję.
Szybko sięgnął po oprawną w skórę kartę. Wybrał dania i rozejrzał się po współbiesiadnikach.
Tylko jedna osoba była niespodzianką w tym gronie. Siedzący naprzeciw niego Guy Wharton. Otrzymał dużo pieniędzy w spadku i nie miał dość rozumu, by nimi zarządzać, pomyślał Luke, gdy go poznał. Czas pokazał, że się nie pomylił.
Kelnerka zaczęła roznoszenie zamówionych napojów od przeciwnego końca stołu. Kelnerka z wstrętnymi okularami i cudownym głosem. Guy jednym haustem opróżnił szklaneczkę i zażądał następnej. Oraz butelki wina. Guy pijany bywał jeszcze gorszy niż Guy trzeźwy. Luke odwrócił głowę do najbliższego sąsiada. Był to czarujący Anglik, który zawsze miał doskonałe rozeznanie rynku.
- Sir? - usłyszał za plecami ciepły alt. - Czy mogę przyjąć zamówienie?
- Poproszę wędzonego łososia i baraninę z rusztu, lekko wysmażoną - powiedział Luke. Kelnerka kiwnęła uprzejmie głową i zwróciła się do jego sąsiada. Niczego nie zapisywała. Za paskudnymi okularami Luke dostrzegł inteligentne błękitne oczy. I nabrał pewności, że zapamiętała wszystkie zamówienia bezbłędnie.
Była dobra. Ale hotel z taką klasą musi zatrudniać najlepszych.
Najpierw Teal Lake, teraz kelnerka, skarcił się w myślach. Nie rozpraszaj się.
- Rupercie, jak twoim zdaniem będą wyglądać sprawy na rynku srebra w najbliższym czasie?
Anglik zaczął długi, fachowy wywód. A Luke udawał, że słucha z zainteresowaniem. W pewnym momencie zauważył, że Guy poczerwieniał na twarzy i przemawia coraz głośniej. Nagle Guy kiwnął na kelnerkę. Podeszła błyskawicznie. Czarny kostiumik z białym fartuszkiem skutecznie zakrywał jej figurę. Lecz nic nie mogło skryć emanującej z jej postaci dumy. Widać było, że zna swoją wartość. Czyżbym źle ocenił ją na początku? - pomyślał Luke.
- Co to za stek?! - krzyczał Guy. - Prosiłem o średnio wysmażony. A dostałem słabo wysmażony.
- Bardzo przepraszam, sir - powiedziała kelnerka. - Zaraz go wymienię.
Sięgnęła po talerz. Ale Guy chwycił ją za rękę.
- Dlaczego od razu nie dostałem dobrego? Płacą ci za to, żebym dostawał, czego żądam. Bez zwłoki!
Jej policzki poczerwieniały. Zacisnęła usta. Ale Guy nie ustawał. Zacisnął palce na jej nadgarstku.
- Powinnaś zdjąć te idiotyczne okulary - powiedział. - Żaden mężczyzna przy zdrowych zmysłach nie zechce nawet spojrzeć na ciebie.
- Proszę mnie puścić.
Tym razem nie powiedziała „sir". Nie namyślając się wiele, Luke zerwał się z krzesła.
- Guy, słyszałeś, co pani powiedziała. Puść ją. Natychmiast.
- Tylko żartowałem - powiedział Guy. Pogłaskał dłoń kelnerki i uwolnił ją. A ta, nie spojrzawszy nawet na Luke'a, szybko zabrała talerz Guya i oddaliła się.
- To wcale nie było zabawne - powiedział Luke.
- Daj spokój. Przecież to tylko kelnerka. Wszyscy dobrze wiemy, o co im naprawdę chodzi.
Luke był przekonany, że w tym przypadku tak nie było. Gdyby było inaczej, nosiłaby szkła kontaktowe i mocniejszy makijaż. Nie zwracając więcej uwagi na Guya wdał się w rozmowę z sąsiadem. Po chwili maitre (maitre d'hotel (fr.) - starszy kelner, kierownik sali.) przyniósł Guyowi drugą porcję.
- Proszę dać mi znać, jeśli i tym razem nie będzie pan zadowolony, sir - powiedział.
- Stchórzyła, co? - rzucił Guy.
- Nie rozumiem, sir?
- Słyszałeś. Taaak. Ten jest dobry. - Wymachując nożem, zaczął opowiadać coś swemu sąsiadowi.
Kiedy kelnerzy sprzątali talerze po przystawkach, Luke odczytał imię na plakietce kelnerki w okularach. Katrin. Przeczytał gdzieś, że niedaleko hotelu znajdowała się wioska, którą przed wiekami zasiedlili przybysze z Islandii. Jasne włosy, niebieskie oczy. Wszystko pasowało. Kiedy dostrzegł na jej nadgarstku czerwony ślad, poczuł ukłucie gwałtownego gniewu. Zawsze nienawidził ludzi, którzy napastowali słabszych. Ale nie odezwał się. Dziewczyna wyraźnie pokazała, że nie jest zadowolona z jego interwencji. Zamówił kawę.
- Napijesz się ze mną brandy? - spytał John.
- Nie, dziękuję. Muszę wstać wcześnie rano.
Była to prawda, ale nie cała. Luke niechętnie sięgał po alkohol. Jego ojciec pił za pięciu.
Wdał się w rozmowę z Johnem o interesach. Do stołu podeszła Katrin z tacą pełną deserowych smakołyków. Wprawnie postawiła ją na pomocniku i zaczęła rozdawać ciasta i torty. Miała doskonałą pamięć.
Guy zażądał podwójnej brandy. Kiedy stawiała przed nim szklankę, przesunął ręką po jej piersi.
- Mmm... urocze - wycedził. - Ukrywasz coś jeszcze pod tym uniformem?
Błyskawice strzeliły spoza okularów. Szklanka wysunęła się z jej palców i cała zawartość znalazła się na marynarce i koszuli Guya.
- Och, sir! - zawołała. - Jaka ze mnie niezdara! Zaraz podam panu serwetkę.
Guy, wściekły, zerwał się na równe nogi. Luke także. Zrobiła to specjalnie, pomyślał z rozbawieniem.
- Guy - odezwał się cicho. - Jeśli nadal będziesz robił przy stole tyle zamieszania, osobiście dopilnuję, żeby kontrakt z Amco Steel, nad którym pracujesz, nie doszedł do skutku. Słyszysz?
Zrobiło się cicho dookoła. Wszyscy wiedzieli, jak bardzo Guyowi zależało na tym kontrakcie.
- Jesteś bękartem, MacRae.
Dosłownie rzecz biorąc, Guy miał rację. Ojciec Luke'a nigdy nie poślubił jego matki. Ale Luke już dawno pozbył się wszystkich emocji i wspomnień z dzieciństwa.
- Zniszczę ten kontrakt, zanim powstanie - powiedział. - A teraz siadaj i zachowuj się należycie.
Katrin przyniosła serwetkę. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, Luke zrozumiał bez słów, że nie życzy sobie jego pomocy.
- Wypierzemy, oczywiście, pański garnitur, na koszt hotelu, sir - powiedziała do Guya.
I, jakby nic się nie stało, zaczęła dalej rozdawać napoje i desery.
Luke z podziwem myślał o jej opanowaniu. Potem wypił kawę i podniósł się.
- Dobranoc wszystkim - powiedział. - W mojej strefie czasowej jest już druga w nocy i zaczynam padać z nóg. Do zobaczenia rano.
Idąc do wyjścia, zatrzymał się przy kierowniku sali.
- Wierzę, że napastowana kelnerka nie poniesie żadnych konsekwencji - powiedział. - Gdyby pan Wharton pracował w mojej firmie, zostałby oskarżony o molestowanie seksualne. I nie wybroniłby się.
- Dziękuję, sir - odpowiedział maitre wymijająco.
- Jestem pewien, że pan Wharton nie będzie więcej sprawiał kłopotów.
- Bez wątpienia, sir.
- Jeśli kelnerka zostanie zwolniona albo w jakikolwiek inny sposób ukarana, złożę skargę do dyrekcji.
- To nie będzie konieczne, sir.
Luke poczuł znużenie. Czemu zadawał sobie tyle trudu dla kobiety, która tego w ogóle nie chciała? Powinien jak najprędzej znaleźć się w łóżku.
W łóżku. Sam. Jak co dzień, od bardzo dawna.
Po powrocie do San Francisco muszę coś z tym zrobić, pomyślał.
ROZDZIAŁ DRUGI
Luke spał bardzo dobrze. Wstał wcześnie rano i pobiegał po okolicy. Wrócił do pokoju, wziął prysznic i ubrał się. Poprawił jedwabny krawat, włożył marynarkę i przygładził włosy. Powinienem pójść do fryzjera, pomyślał. Ostatnio strzygł się przed tygodniem, w Mediolanie. Ale jego włosy rosły szybko. Przejrzał się w lustrze.
Całkiem nieźle, jak na chłopaka z Teal Lake, pomyślał.
I skrzywił się. Nie chciał wracać myślami do Teal Lake.
Windą zjechał na parter. Pensjonat postawiono wśród prawdziwej dziczy, ale wewnątrz nie brakowało niczego. Przez wielkie okna widać było gładką jak lustro powierzchnię jeziora. Luke zapragnął się tam znaleźć z aparatem fotograficznym.
Niestety. Miał ważniejsze sprawy do załatwienia. Wchodził właśnie do wielkiej jadalni, gdy z kuchni wyszła kelnerka Katrin. Miała na sobie kolorową spódnicę i haftowaną bluzkę.
- Dzień dobry, Katrin - powiedział Luke.
- Dzień dobry, sir. - Nawet nie zwolniła kroku.
W trzech słowach pokazała mu, że grzeczność należała do jej zawodowych obowiązków. Prywatnie - niekoniecznie. Luke poczuł rozbawienie. Obrażano go już wiele razy. I wtedy, kiedy, jako młody chłopak, pracował w kopalniach w Arktyce. I później, gdy był już bezwzględnym przedsiębiorcą. Ale nigdy nie odbyło się to z taką finezją. Bez jednego zbędnego słowa.
Zapragnął zdjąć jej z nosa te obrzydliwe okulary.
Kiedy dotarł do swojego stołu, zauważył brak Guya. No i dobrze, pomyślał. Usiadł tyłem do okna. Nie chciał patrzeć na jezioro. Miał sporo pracy.
Pracował cały dzień. Lunch serwowano w bufecie w foyer, obok sali konferencyjnej. Katrin nie pojawiła się. Przed obiadem Luke wyszedł odpocząć. Był zadowolony. Uzgodnił sprawy w Malezji. I nie dał się uwikłać w kopalnie w Papui Nowej Gwinei. Dawno temu nauczył się ufać swemu instynktowi.
Godzinę później szedł do jadalni. Przystojna dziewczyna posłała mu zabójcze spojrzenie. Był do tego przyzwyczajony. Odpowiedział zdawkowym uśmiechem.
Do stołu przybył ostatni. Katrin znów miała na sobie czarny uniform. Ale tym razem Luke zwrócił uwagę, jak gruby był kok z jasnych włosów skryty pod czepeczkiem. Rozpuść je, dziewczyno, pomyślał. Na ramiona... Nagle uświadomił sobie, że coś do niego mówi.
- Czy podać coś do picia, sir?
- Whisky z wodą i bez lodu proszę.
- Już podaję, sir.
Usiadł, pełen niespokojnych myśli. Kogoś mu przypominała. Ale kogo?
I znów jedzenie było wyśmienite. I znowu Guy siorbał shiraz, jakby to była woda, i pożerał chateaubriand jak hamburgera.
Rozmowa przy stole zeszła na temat notowań giełdowych i rynku minerałów i surowców. Guy, trzeba przyznać, wygłosił kilka trafnych opinii. Kiedy Katrin nalewała kawę, powiedział z przesadną dobrodusznością:
- Cóż, Katrin. Nie przypuszczam, żebyś zdołała zarobić tyle, by móc inwestować. Ale gdyby tak było, czy kupiłabyś obligacje Alvena?
- Nie wiem, sir - odparła sucho.
- Oczywiście - przyznał Guy głosem słodkim jak ulepek. - Spróbujmy więc przybliżyć się trochę do twego poziomu. Co sądzisz o portfelach krótkoterminowych? Uwielbiają je ludzie, którzy nie mają najmniejszego pojęcia o rynku... Czy ty tak właśnie zainwestowałabyś swoje pieniądze?
Przez krótką chwilę wahała się. Potem spojrzała mu prosto w oczy.
- Portfel krótkoterminowy nie jest złą strategią. Grając na giełdzie, trzeba liczyć się z wpadkami. Bez względu na to, jak ostrożną prowadzi się grę. Zatem, nawet kupując najlepiej notowane walory na giełdzie tokijskiej, może pan nie zdołać zrównoważyć ewentualnych strat. - Uśmiechnęła się uprzejmie. - Czy zgodzi się pan ze mną, sir?
Guy zrobił się czerwony jak cegła.
- Ta kawa smakuje tak, jakby parzono ją wczoraj!
- Zaraz przygotuję panu świeżą, sir. - Zgrabnie zabrała mu filiżankę i z tą samą dumą, którą Luke zauważył poprzedniego dnia, poszła do kuchni.
- Ta kobieta marnuje się jako kelnerka - wycedził Luke. - Jaka jest prognoza dla rynku na najbliższe półrocze, Guy?
Przez moment miał wrażenie, że Guy skoczy na niego przez stół. Jednak skończyło się tylko na kilku przekleństwach pod nosem. Luke długo pił kawę. Jako ostatni opuszczał jadalnię. Cicho poszedł do sprzątającej sąsiedni stolik Katrin i stanął za jej plecami.
- Nie zamierzam, oczywi...
dana2