Courths-Mahler Jadwiga - Gdzie jest Ewa.pdf

(999 KB) Pobierz
Microsoft Word - Courths-Mahler Jadwiga - Gdzie jest Ewa.rtf
JADWIGA COURTHS-MAHLER
Gdzie jest EWA?
725444831.002.png
Ewa Malten szła wolnym krokiem przez ulice Zurychu, rozglądając
się wokoło smutno. Czuła, że za chwilę opuszczą ją siły. Już od dwóch
dni nie miała nic w ustach, była bliska zemdlenia. Teraz zbliżał się
wieczór, a ona ledwie trzymała się na nogach. Śmiertelnie znużona
przystanęła przed jakąś wystawą sklepową, nie mogąc postąpić ani kroku
dalej. Błędnymi oczyma wpatrywała się w smakołyki rozłożone za szybą
wielkiego sklepu kolonialnego. Widok tych wszystkich smacznych
rzeczy wzmógł tylko uczucie głodu. Z ust dziewczyny wyrwało się
ciężkie westchnienie.
Nie zwracała uwagi na przewijający się koło niej barwny, rojny tłum
przechodniów, którzy mijali ją, nie troszcząc się o jej nędzę. Nie
spostrzegła także, że przed sklepem zatrzymał się elegancki samochód, z
którego wysiadł wytworny młody człowiek. Zakręciło się jej w głowie,
wystawione delikatesy i światła zawirowały nagle przed jej oczyma w
szalonym, zawrotnym tańcu. Doznała nagle uczucia, że ziemia usuwa się
jej spod nóg. Potem oczy jej przesłoniła mgła. Straciła przytomność...
Młody człowiek, który przystanął także przed wystawą, zwrócił
dopiero wtedy uwagę na Ewę, gdy z ust dziewczyny dobyło się ciche
westchnienie, podobne do jęku. Zauważył również, że nieznajoma słania
się, jakby za chwilę miała upaść. Szybko pośpieszył jej z pomocą i
zbliżył się do niej w samą porę. Ewa padła zemdlona w jego objęcia.
Młodzieniec spojrzał ze współczuciem na jej bladą wymizerowaną
twarzyczkę o zamkniętych oczach. Dał ręką znak swemu szoferowi,
725444831.003.png
który widząc z daleka, co się stało, pośpieszył do swego pana.
— Zdaje się, że ta panienka zemdlała — powiedział szofer.
— Tak, i mnie się tak zdaje. Co z nią zrobimy? Przenieście ją przede
wszystkim do samochodu, może odzyska przytomność.
Przenieśli ją obydwaj do wnętrza samochodu. Lucjan Olden — bo
tak nazywał się młodzieniec — pochylił się bezradnie nad Ewą. Wtedy
dziewczyna otworzyła na chwilę oczy, wielkie szare, błyszczące oczy,
które w tej chwili nieprzytomnie patrzyły przed siebie. Spieczonymi
wargami szepnęła:
— Głodna... Jestem głodna...
Olden usłyszał to i zbladł.
— Wielki Boże, to dziecko jest głodne! Voss, idźcie do tego sklepu i
przynieście kilka sandwiczów, trochę owoców i pół butelki wina.
Poproście, żeby wam ją zaraz odkorkowano i pożyczono jakiś
kieliszek... Zdaje się, że gdy to biedactwo się naje, wtedy wrócą jej siły...
— Już idę, proszę pana.
I Voss wbiegł szybko do sklepu.
Jego pan usadowił Ewę wygodnie w samochodzie i spoglądał na jej
bladą twarz. Nie zapalił w samochodzie lampki, aby ciekawi
przechodnie nie gapili się do wnętrza auta, lecz ze sklepu padała smuga
światła, która dostatecznie rozjaśniała wnętrze wozu.
Ewa boleśnie wykrzywiła usta. Zamknęła znowu oczy, nie wiedząc,
gdzie się znajduje. Lucjan dotknął jej pulsu i uspokoił się trochę. Tętno
725444831.004.png
było wprawdzie bardzo słabe, lecz dawało się wyczuć. Niecierpliwie
spojrzał na drzwi sklepu. Czemu szofer tak długo nie wraca? Ta
dziewczyna wyglądała tak nędznie, była tak osłabiona, kto wie, co
mogło się jeszcze przytrafić... Szkoda, że od razu nie przeniósł jej z
Vossem do sklepu. Ale wszystko stało się przecież tak prędko, że nie
miał czasu do namysłu. No, na szczęście Voss już powraca...
Szofer rzeczywiście zbliżył się do auta i podał swemu panu na
tekturowym talerzyku kilka kanapek. Na drugim talerzyku leżała kiść
winogron, pod pachą zaś Voss trzymał butelkę wermutu, który uważał za
najskuteczniejsze lekarstwo. Z kieszeni swej szoferskiej kurtki
wyciągnął kieliszek.
Pan i szofer wlali Ewie do ust kilka kropel wina i wsunęli potem
kawałeczek chleba. Zaledwie Ewa wypiła wino i poczuła w ustach smak
chleba z szynką, gdy ocknęła się, otworzyła szeroko zdumione oczy i
zaczęła się rozglądać wokoło. Spojrzenie tych wielkich, niewinnych
oczu skłoniło Lucjana Oldena do powiedzenia:
— Voss, zamknijcie drzwiczki samochodu i usiądźcie przy
kierownicy. Ja sam zajmę się już tą panią.
Chciał bowiem oszczędzić nieznajomej uczucia upokorzenia. Voss
usłuchał swego pana, Ewa zaś podniosła się i uczyniła ruch, jakby
chciała uciec.
— Niech pani nie wstaje, musi pani najpierw odzyskać siły — rzekł
uspokajająco Lucjan Olden. Ewa spojrzała na jego opaloną twarz, którą
725444831.005.png
rozświecały jasne, stalowe oczy. Stanowczo, oczy te wzbudzały
zaufanie.
— O Boże, skądże ja się tu wzięłam? — spytała, patrząc
jednocześnie z chciwością na apetyczne kanapki i soczyste winogrona.
— Stała pani przed wystawą i nagle zrobiło się pani słabo. Mój
szofer i ja przenieśliśmy panią do samochodu, bo nie chcieliśmy, żeby
zgromadził się koło pani tłum natrętnych gapiów. Potem szepnęła pani:
jestem głodna. Proszę się więc teraz zabrać do jedzenia. Zapewne pani
nie jadła od dawna.
Ewa zadrżała.
— Ja... O, Boże... ja przecież nie mam pieniędzy na takie rzeczy —
szepnęła bezradnie.
Spojrzał ze współczuciem na jej delikatną twarzyczkę, po czym z
uśmiechem podał jej kromkę chleba.
— No, proszę jeść. Bo pani znowu osłabnie...
— Nie mogę... To przecież nie moje...
— Naturalnie, że to należy do pani. Niech pani będzie rozsądna.
Musi pani się porządnie najeść, bo pani zemdleje. Prędko, prędko, proszę
się zabrać do jedzenia!
Ewę ogarnął strach, że zajmuje tak wiele czasu temu eleganckiemu
młodzieńcowi; jeżeli nie posłucha go, wtedy naprawdę gotowa raz
jeszcze zemdleć i sprawić mu znowu kłopot. Postanowiła uniknąć tego;
przy tym smaczna kromka chleba z szynką wyglądała niezmiernie
725444831.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin