Bzowski Kazimierz - Ufo nad nami.doc

(1486 KB) Pobierz
UFO NAD NAMI

UFO NAD NAMI

Autor: KAZIMIERZ BZOWSKI

·         OD AUTORA DO p.t. CZYTELNIKÓW

·         ZAMIAST WSTĘPU... UFO w 1943r.

·         R O Z D Z I A Ł I

·         R O Z D Z I A Ł II - TROCHĘ STATYSTYKI

·         R O Z D Z I A Ł III - LĄDOWANIE UFO W CHAŁUPACH 08.08.1981 r.

·         R O Z D Z I A Ł IV - MAŁO ZNANE POLSKIE LĄDOWANIA


UFO NAD NAMI

Autor: KAZIMIERZ BZOWSKI


OD AUTORA DO p.t. CZYTELNIKÓW

Nie zamierzam nikogo przekonywać o istnieniu bądź nieistnieniu UFO. Dawno już napisano za dużo na ten temat. Przeczytajcie co tu dalej podałem w oparciu o własne i cudze doświadczenia i sami wyróbcie sobie własne zdanie. Ze swej strony starałem się być jak najbardziej obiektywny, a podałem naprawdę dużo materiału osiągniętego przez ponad trzydzieści lat pracy człowieka, który starał się serio zająć tymi zagadkami ,w uproszczeniu zwąc się "ufologiem". Dla orientacji czytelników spójrzcie z jakimi przypadkami pojawienia się tych zdarzeń spotkacie się na łamach tej książki.. Większość z nich słabo i rzadko bądź wcale nie pojawiała się w naszych krajowych relacjach. Książka , którą będziesz czytać, jeśli chodzi o przypadki krajowe -stanowi w większości owoc prac autora z okresu ostatnich trzydziestu lat , a także wspominanych na jej łamach warszawskich badaczy terenowych. W niewielu przypadkach odwoływałem się do zdarzeń ufologicznych , które miały miejsce w wielu miejscach na świecie, starając się wybierać te, które słabo lub wcale nie są znane opinii czytelników polskich i nie były publikowane ani w prasie krajowej ani też w książkach polskich autorów lub tłumaczonych na nasz język. Spójrzmy, z jakim przypadkami spotkamy się na kartach naszej książki:

1) UFO nad warszawskim gettem w 1943 r.
2)Zdjęcie UFO z 1959 r.
3)Przechwycenie UFO w Kecksburgu w USA
4)Lądowanie UFO wprost na człowieka w 1981 r.
5)UFO nad Warszawą w 1981 r.
6)UFO nad Krakowem w 1979 r.
7)Wzięcie w kosmos w pobliże Antaresa w 1982r.
8)Fot.UFO nad Oławą w 1998r.
9)"Świerszczyki", niewidzialne UFO.
10)UFO w Chałupach na Helu.
11) "UFO w kapuście" 1984r.
12)Góra Kalwaria 1998r.
13) Katastrofa samolotu w Powsinie w 1987r.
14) Reptiloidzi pod Warszawą
15)Chomiczówka 1985
oraz wiele krótszych opisów

[ Spis Treści | Następny rozdział ]


ZAMIAST WSTĘPU... UFO w 1943r.

 

Była to wiosna , 9 kwietnia 1943 roku. Dzielnicę żydowską w Warszawie otaczać zaczynały samochody pełne uzbrojonych esesmanów oraz inne obcokrajowe formacje, o których obecnie przeważnie zapomina się opisując tamte dni Dlaczego nie spotkałem w żadnym z opracowań o ostatnich dniach getta wzmianki o sąsiadach z za północnej dawnej polskiej granicy? Może dlatego by nie pogarszać stosunków z Litwą? Byli to bowiem znani z okrucieństw litewscy "szaulisi"(strzelcy) tym groźniejsi, że większość z nich mówiła dobrze po polsku. Ich mundury koloru zgniłej zieleni wyróżniały się czarnymi mankietami rękawów płaszczy i czarnymi kołnierzami. Pamiętam z tamtego nieludzkiego czasu, że tych s...synów trzeba było się bardziej pilnować niż rodowitych Niemców, którym wysługiwali się na każdym kroku. Polaków nienawidzili chyba jeszcze bardziej niż Żydów, których mieli pilnować. Mam - po tylu latach - przed oczami każdy szczegół ich umundurowania i uzbrojenia....pamiętam również polskich policjantów w ich granatowych mundurach, do których jednak Niemcy nie mieli zaufania domyślając się, że wielu z nich nie tylko lituje się nad skazanymi na śmierć Żydami zamkniętymi w getcie ale i w każdej formie stara się im pomagać. Dlatego też zatrudniano ich wyłącznie przy bramach wiodących do tej dzielnicy zawsze dodając im jako nadzorcę jakiegoś z "Schupo"(Schutz-Polizei, policji ochronnej), niemieckiego policjanta i zdarzało się, że starszy przodownik (starszy sierżant) Polak był nadzorowany przez szeregowca, ale Niemca... Zbliża się godzina wczesnego poranku. Obserwujemy z zewnątrz, z dzielnic "aryjskich", czyli po prostu z terenu Warszawy pobliże bram getta. Wewnątrz otoczonej dzielnicy ani żywej duszy. Mieszkańcy getta zdawali sobie sprawę, że nadchodzi to najgorsze. Wielu z nich wiedziało zresztą o tym, że nadejdzie to właśnie tego dnia i byli w pogotowiu. Członkowie żydowskiej organizacji bojowej mimo nielicznego i słabego uzbrojenia gotowi byli umrzeć, w walce, z bronią w ręku. Nie dać się zarzynać jak bezbronne barany. Czemu piszę o tym? Nie byłem przecież obrońcą getta, obserwowałem to wszystko z terenu Warszawy, z jej "aryjskiej" strony. Rzecz w tym, że wówczas jako osiemnastoletni młodzieniec, posiadający wrodzoną ,wręcz fotograficzną pamięć wzrokową ,wykonywałem zadania "zwiadowcy" w ramach AK co było szczególnie istotne przy rozpoznawaniu różnych rodzajów formacji wojskowych i policyjnych z większych odległości. Przeszedłem w tym kierunku specjalne przeszkolenie i to był jeden z kolejnych sprawdzianów moich umiejętności. Wraz z moim dowódcą ,starszym wiekiem i stopniem kolegą penetrowaliśmy od rana, od momentu rozpoczęcia holocaustu, pobliże zewnętrznych murów otaczających getto, zapamiętując i nanosząc na plany dokładne miejsca ustawienia cięższej broni, zaznaczając ich kaliber, donośność, pole ostrzału itp. dane, przydatne przy jakimś ewentualnym ataku z zewnątrz - a jak się domyślaliśmy dane te mogły zostawać przekazywane i do wnętrza getta, do wiadomości jego obrońców. Towarzyszył mi kolega "Bruno", sierżant podchorąży ps. "Wąż", tym cenniejszy przy tego rodzaju zadaniach, że mówił po niemiecku jak rodowity berlińczyk. Po południu owego dnia musieliśmy się już oddalić z najbliższej okolicy murów otaczających getto od północy. Każdy ktokolwiek się tam pojawiał a nie był umundurowany był ostrzeliwany właśnie przez tych szaulisów, których Niemcy wysyłali na tereny narażone na ogień obrońców getta. Dzielnica płonęła, słyszeliśmy nieludzkie krzyki ludzi palonych żywcem, mury starych kamienic północnej dzielnicy zbliżonej do torów w pobliżu Dworca Gdańskiego i obecnych terenów Instytutów Chemicznych, w których wówczas mieściły się magazyny SS ,otoczone były kłębami dymu. Domy podpalane były ogniem miotaczy płomieni ,ostrzeliwane z kilku samochodów pancernych i granatników, które widzieliśmy stojąc teraz na szczycie wiaduktu nad torami Dworca Gdańskiego, po którym normalnie kursowały tramwaje łączące Warszawę z jej północną dzielnicą , Żoliborzem. Jednak w tramwajach tego pierwszego dnia walk w getcie było bardzo niewielu pasażerów. Razem z nami i koło nas stały grupki cywilnych Niemców i paru umundurowanych niemieckich kolejarzy robiących ze śmiechem zdjęcia w stronę walczącej dzielnicy i zabawiających się niewybrednymi, chamskimi żartami z jej obrońców. Tu przydała się znajomość języka niemieckiego mojego dowódcy. Dołączył się do tego chóru i bezczelnie pożyczył od któregoś z umundurowanych Niemców trzymaną przez niego wojskową lornetkę Zeissa. Teraz obaj popatrywaliśmy w tamtą stronę, z odległości około kilometra precyzyjnie namierzając lornetką z wewnętrzną podziałką dziesiętną parametry dział samobieżnych, które nadjeżdżały ku kościołowi św. Jana Bożego przy wylocie ulicy Bonifraterskiej , stanowiącej północno-wschodnią granicę getta Było około godziny piątej po południu i kilkanaście minut po wypożyczeniu lornetki, gdy nad mury i domy płonącej dzielnicy od strony zachodniej, od cmentarza powązkowskiego zaczęło nadlatywać coś dziwnego. Była to kula o ostrych konturach, wewnątrz której widać było wyraźnie mieszające się ze sobą i przeplatające się palczasto-zaokrąglone pasy dwóch ostro widocznych barw : malinowej i ciemno-zielono-niebieskiej, tak zwanej "pawiej".
Kula poruszała się ruchem falistym, podwyższając lekko i obniżając swój lot. Mając już wyrobione , rutynowe nawyki obserwacyjne określiliśmy obaj jej prędkość na porównywalną z niemieckim samolotem zwiadowczym typu Fieseler Storch, to jest około 80 do 100 km w powolnym locie nisko nad ziemią. Przez lornetkę widać było pojedyńcze okna górnych pięter płonących domów. Kula miała średnicę "czterech okien w starym budownictwie", zaś wysokość lotu kuli nad domami określiliśmy jako "trzy kamienice nad kamienicą". Przeciętna wysokość tych starych domów to cztery piętra plus parter, daje to około dwudziestu metrów, a zatem kula była nie wyżej niż sześdziesiąt metrów nad domami i miała około ośmiu metrów średnicy. Tu przydała się podziałka kątowa w wypożyczonej niemieckiej lornetce ; biorąc pod uwagę te parametry lotu , nieco później obliczyliśmy, iż "obiekt " był od nas oddalony w poziomie o około tysiąc sześćset metrów
. Niemcy i szaulisi strzelający ku oknom budynków , w których czasami się ktoś pojawiał, przeważnie nie żaden obrońca a tylko ktoś usiłujący się ratować z ognia, prawie jednocześnie na chwilę przerwali ogień - gdy kula wynurzyła się zza ściany dymów i nadleciała nad ich stanowiska u wylotu ulicy Bonifraterskiej, w pobliże dolnej południowej części wiaduktu nad torami kolejowymi., nad miejsce dobrze widziane zarówno przez nas jak i przez tych przygodnych widzów z "rasy panów", którzy zresztą w tym momencie przypomnieli sobie o lornetce i zabrali ją "Brunowi".. Ale my już zdążyliśmy za pomocą tego niemieckiego sprzętu wykonać pracę zwiadowczą przeciwko im samym.. Przez kilka minut ze wszystkich luf broni ręcznej i maszynowej strugi pocisków świecących kolorowymi punktami leciały w stronę nadlatującej kuli. Widać było ,że przechodzą one całymi wiązkami na wylot przez nią, a ona jakby sobie nic z tego nie robiła....leciała całkiem wolno nad nimi, później w stronę Starego Miasta .Tam na sekundę zatrzymała się nieruchomo poczym wzbiła się prawie pionowo wzwyż niknąc na wysokościach z niewiarygodną prędkością. Tu nasze wprawione do obserwacji oczy zauważyły szczegół tego lotu, który przez dziesiątki lat nie miał nie tylko żadnego znaczenia ale i był niewyjaśniony...pozornie nawet nielogiczny. Otóż kula nadleciała od zachodu ale po sekundowym zatrzymaniu się, ulatując wzwyż odchyliła tor swojego lotu o kilka-kilkanaście stopni kątowych ku zachodowi, jakby z powrotem w stronę skąd przybyła...O tym czym ona była, dlaczego pojawiła się właśnie w tym czasie i co znaczyło to odchylenie lotu ku zachodowi dowiedziałem się z badań nad UFO i "Siecią Wilka" dopiero czterdzieści lat później.
My sami wówczas podejrzewaliśmy, że może to być jakiś niezwykły obiekt latający, ale z pewnością nie - niemiecki , skoro właśnie oni tak do niego strzelali. Nie wyglądało to jednak na coś skonstruowanego przez obrońców getta, prędzej na jakiś "aparat zwiadowczy" jednej ze stron biorących udział w wojnie.
Skąd mogłem wówczas wiedzieć, że po raz pierwszy w życiu dane mi było oglądać to, co w kilkanaście lat później zostanie nazwane mianem UFO ?
Tu właśnie przydała się fotograficzna pamięć. Ile razy znajdę się w pobliżu tego terenu przypomina mi się wszystko : walki w getcie, płonące domy, dym i krzyki ludzkie. Strzały esesmanów i ta kula majestatycznie przelatująca nad mordowaną, prawie bezbronną resztką mieszkańców.
Faktem jest jednak, iż od tego momentu - szczególnie w kilka lat po zakończeniu wojny - narastała we mnie chęć poznania tajemnic tego, co potocznie nazywamy UFO. Minęło już ponad trzydzieści pięć lat gdy po uszy wszedłem w tą tematykę. Chętnie podzielę się z Czytelnikami wiedzą na ten temat jaką zdobyłem przez ten czas..
 

[ Poprzedni rozdział | Spis Treści | Następny rozdział ]


R O Z D Z I A Ł I

Do moich rąk trafiło chyba najstarsze zdjęcie barwne UFO wykonane na slajdzie, nad Bugiem w pobliżu Wyszkowa w trakcie ruszenia lodów w marcu 1959 r.

nr28.jpg
UFO z lewej strony nad horyzontem, Wyszków marzec 1959

 

Jednak pierwsze opisywane u nas w prasie pojawienie się UFO miało miejsce dopiero w roku 1978 w Emilcinie koło Opola lubelskiego, na polu Jana Wolskiego
Wcześniej, żeby nawet UFO wylądowało na środku jakiegoś miasta, nie wolno było na ten temat puścić ani pary z gęby. Czemuż to?
Mało komu przyjdzie do głowy t e r a z, że pogląd, jakoby UFO było statkiem kosmicznym obcej cywilizacji przybywającym na naszą planetę nie wówczas gdy "my" (czytaj: "partia" na to pozwolimy , ale wówczas gdy się temu obiektowi spodoba - był niedopuszczalny ze względów "ideowo-politycznych".
Według ideologii "braci ze wschodu" Bóg "nie istnieje" a zatem i niemożliwym by było by jacyś "bogowie z kosmosu" mimo tego przylatywali i ...o zgrozo ! ośmielali się lądować w krajach obozu socjalistycznego " bez zezwolenia odnośnych władz".
Myślicie że żartuję ? Jeszcze w roku 1984 prowadząc niewielki klub zrzeszający osoby interesujące się UFO złożyłem w Urzędzie Cenzury krótki, kilkunastostronicowy maszynopis będący konspektem co ciekawszych zachodnich obserwacji UFO, z zamiarem rozpowszechnienia go jako "Biuletyn" nie tylko pomiędzy klubowiczów ale i "na zewnątrz". Normalnie na zezwolenie na druk tego rodzaju "jednorazówek" nie czekało się dłużej niż 2-3 dni. Ale nie wówczas gdy w grę wchodziło UFO i to opisywane na zachodzie ! Musiałem się tłumaczyć skąd mam dane, w jaki sposób wszedłem w posiadanie specjalistycznych zachodnich pism, czym i jak zapłaciłem za nie w dewizach skoro nie mam konta dewizowego itp. itd. - jednym słowem było to przysłowiowe rzucanie kłód pod nogi, aby tylko zniechęcić mnie do tego rodzaju publikacji. Dobrze chociaż ,ze teraz nikt się nie pyta w jaki sposób zdobywam dane.

Pierwszym zdarzeniem, które chcę Wam przedstawić, jest prawie nieznany u nas incydent jaki miał miejsce w miasteczku Kecksburg w stanie Pensylwania w USA jeszcze w roku 1965. Pisało o nim we właściwym czasie wiele gazet amerykańskich , zaś zebrał je wychodzący w Wielkiej Brytanii kwartalnik "Flying Saucer Review" ("Przegląd Latających Talerzy".). Periodyk ten wychodzi od 1982 roku i zalicza się do najpoważniejszych pism ufologicznych świata. W jego edycji 37 z 1992 roku zabrał głos Stan Gordon, jeden z czołowych badaczy organizacji MUFON. Tą dziwną nazwą określa się stowarzyszenie o pełnej nazwie Mutual UFO Network Incorporation, czyli Stowarzyszenie Sieci Wzajemnych Obserwatorów UFO. Posiada ono członków w ponad stu krajach świata. Stan Gordon będąc dzieckiem mieszkał właśnie w Kecksburgu i mając dopiero 16 lat tak jak i jego rówieśnicy bardzo interesował się zdarzeniem, które poruszyło całą okolicę. Dziewiątego grudnia owego roku , wczesnym rankiem do spokojnego miasteczka zjechał batalion Gwardii Narodowej. Parę godzin później duży oddział straży ogniowej, mimo że nigdzie się jeszcze nie paliło. Pobliski podmiejski lasek otoczony został gęstym kordonem wartowników i odgrodzony linami rozpiętymi na słupach Wcześniej nieco, bo nocą z ósmego na dziewiąty grudnia nad kanadyjskim miastem Windsor. leżącym nad przesmykiem jeziora Erie, za którym leży amerykańskie Detroit, przemknął lecący poziomo obiekt podobny do kuli ognia. Pentagon to zjawisko określił jako "meteor" pomimo iż obserwatoria astronomiczne nie potwierdziły tego. Nieznany przybysz, który nadleciał od północy skierował się w stronę stanu Pensylwania. Do Kecksburga przysłano duży samochód , prawdopodobnie 6-cio tonowy (sądząc z jego oryginalnego zdjęcia ) zaopatrzony w dużą plandekę. Wydaje się, że wiedziano jakiej wielkości będzie to, co miało być nią nakryte oraz że wystarczy do tego samochód o tej powierzchni skrzyni ładunkowej. Ten fakt przewidywania wielkości tego co ma być wiezione samochodem jest co najmniej dziwny, jako że w incydencie przewozu szczątków UFO, który rozbił się w pobliżu Roswell użyto platformy samochodowej pozbawionej burt ale za to z nałożoną dodatkową płaszczyzną o powierzchni 24 metrów kwadratowych. Byłoby więc logicznym przewidywanie konieczności użycia podobnej wielkości samochodu, ale nie - tu przewidziano ,(lub wiedziano!) że wystarczy zwykła ciężarówka.
.. W dwadzieścia pięć lat po tym wydarzeniu, gdy zakończył się ustawowy okres utajnienia zdarzenia., a więc w roku 1990, jedna ze stacji TV w USA nadała duży program o tych wydarzeniach. Efektem tego było zgłoszenie się ponad stu naocznych świadków. Byli wśród nich wojskowi i funkcjonariusze państwowi, którym do tej pory zamykał usta nakaz zachowania tajemnicy, w USA obowiązujący dla wszystkich wojskowych prac na okres dwudziestu pięciu lat. Tutaj zaś armia miała duży wkład w całą tą sprawę. Spójrzmy na zeznanie żandarma, który dnia 10 grudnia 1965,a więc następnego dnia po "upadku UFO" miał służbę w bazie wojsk lotniczych w Lockborne koło miasta Columbus w stanie Ohio
We wczesnych godzinach rannych, po ogłoszeniu czerwonego alarmu, do bazy wjechała platforma nakryta brezentem wioząca coś wysokiego o obłym kształcie. W hangarze, w którym stała platforma miałem służbę. Dostałem rozkaz by strzelać do każdego kto by chciał zbliżyć się do tego o ile nie miał na to zezwolenia na piśmie"
Wyjaśnijmy, iż w armii USA istnieje kilkustopniowy system ostrzegania i alarmów. Dwa ostatnie, o największej ważności to "żółty alarm" nadawany sygnałem dźwiękowym i migającymi światłami tego koloru, oraz "alarm czerwony" mówiący o stanie najwyższego zagrożenia, na przykład w niebezpieczeństwie zetknięcia się z bronią jądrową przeciwnika. Tym razem był to właśnie taki stopień alarmu. Dlaczego użyto go? Skąd powstało takie przypuszczenie, że w tym przypadku ze strony UFO zagraża promieniowanie jonizujące w paśmie tego najgroźniejszego -radioaktywnego, gamma ? Uważnie czytając niniejszą książkę sami dowiemy się, dojdziemy do przesłanek i wniosków, które jednak wówczas w 1965 roku nie mogły być znane mieszkańcom nie tylko USA ale i rzeszom badaczy UFO.
Nieznany obiekt pozostawał w bazie Lockborne nie zdjęty z platformy tylko do godziny 19,30 dnia 10 grudnia 1965 roku poczym wyjechał tym samym pojazdem do bazy Wright-Patterson w tym samym stanie Ohio. Kolejny przebadany przez MUFON świadek, Robert Adams (nazwisko zmienione) mówi, że widział ten samochód wjeżdżający do Wright-Patterson rankiem 12 grudnia pomiędzy 6 a 7 godziną rano. Ponieważ odległość pomiędzy oboma bazami wynosi nieco ponad sto mil (tj.ok. 180 km) - świadczy to o tym, iż wieziono obiekt zachowując najwyższe środki ostrożności i zmniejszając prędkość samochodu do najmniejszej z możliwych.
Inny świadek jest przedsiębiorcą budowlanym. Poprzedniego dnia odwiedził go wyższy oficer lotnictwa i zamówił 6500 sztuk cegieł używanych do zabezpieczeń przed promieniowaniem radioaktywnym. Gdy ciężarówki tego świadka nazwiskiem Cunnings dostarczyły je w dniu następnym, widziano że w hangarze stoi dziwny samochód nakryty spływającą z sufitu zasłoną ze spadochronu a na nim "coś" o kształcie gigantycznego "żołędzia" barwy ciemno-brunatnej prześwitującej przez półprzejrzystą tkaninę spadochronu
.... Kazano jemu i towarzyszącemu mu pracownikowi nie zwracać uwagi na to co jest w hangarze i obudować wokoło szczelną ścianą cały samochód wraz z ładunkiem. Mówił, że czuł się bardzo nieswojo pracując pod lufami wycelowanych w niego karabinów...
Zapowiedziano im, że mimo iż nie są żołnierzami obowiązuje ich zachowanie ścisłej tajemnicy przez okres najbliższych dwudziestu pięciu lat. Jednak w roku 1990 okres ten minął i rozwiązały się świadkom języki...Ci, którzy zeznawali o zobaczeniu samochodu z tym ładunkiem wewnątrz baz mówili, iż wielkość nieznanego obiektu przyrównać można do dwóch "garbusów Volkswagenów" stojących pionowo jeden na drugim. Świadek Adams zeznał też, iż miał w swoim czasie służbę gdy kiedyś prezydent USA Kennedy odwiedzał bazę. Twierdził, że wówczas przy wizycie prezydenckiej w bazie nie było nawet połowy takiej obstawy jaką miał ten obiekt na samochodzie
... Po zamurowaniu samochodu z ładunkiem (chyba z pozostawieniem jednak jakiegoś dojścia do niego - o czym jednak nie mówią żadne źródła) do hangaru wkroczyło kilku osobników w białych, lśniących kombinezonach przeciwpromiennych, w białych kaskach i rękawicach i twarzach skrytych za czymś w rodzaju masek przeciwgazowych.
"Służyłem niedawno w armii" - mówił jeden ze świadków - ale z takimi maskami jeszcze się nie spotkałem !
Jak wieść niesie, ż wnętrza tego obiektu wyjęto czterech ż y w y c h ufonautów. Od tego momentu całą resztę incydentu obarczono najściślejszą tajemnicą. .tak szczelną, że nie dotarł na zewnątrz nawet opis wyglądu owych ufonautów. Nie wykluczone jednak. że gdy w roku 1984 lądował w Anglii .podobny obiekt w lesie Calverley o prawie identycznym z opisu wyglądzie - w obu przypadkach załoga mogła wyglądać podobnie. Trochę jednak na ten temat powiedzieli byli oficerowie wywiadu , występujący pod pseudonimem "Falcon" (Sokół) i Condor w programie TV, nadanym w USA jednocześnie z dwóch stacji w Waszyngtonie i Los Angeles ."UFO Live Cover UP", z dnia 14października 1988 roku,a więc zanim zebrano jeszcze zeznania świadków. Miałem możność obejrzeć ten program w wersji oryginalnej. Zeznający "Falcon" mówił tam, iż według jego naocznej obserwacji (stąd można było wywnioskować, że się z nimi stykał bezpośrednio) kilku ufonautów żyje (tj. żyło w 1988r) w jednym z podziemnych schronów na pustyni w Newadzie. Można się z nimi porozumieć uproszczonym fonetycznym językiem. Sami o sobie mówią, że nazywają się ,tu podaję to w polskiej wersji fonetycznej : "Krll". Karmieni są tylko zimnymi potrawami, a w tym gotowanymi jarzynami i owocami, nie znoszą potraw białkowych ani mięsnych, uwielbiają za to lody owocowe. Ten dodatek o sposobie odżywiania się załogantów UFO wielu ufologów uważało za spreparowany przez realizatorów programu w celu podniesienia sensacyjności zdarzenia i "obśmiania" całego wydarzenia, sprowadzenia go na poziom bajeczki z gatunku s-f, tymczasem prawda może być zgoła inna a dla nas, ludzi mocno nieprzyjemna. Otóż jest całkiem możliwe, iż te istoty z poza naszej planety nie były ssakami (co raczej byłoby dziwnym...) lecz jakby krzyżówką pomiędzy czymś w rodzaju owadów a gadami. O takich potworkach mówi bowiem duża część innych obserwacji takich '"obcych". Opinia publiczna dużej części społeczeństwa żądała odtajnienia danych z akt wojskowych, z okresu wcześniejszego niż lata 1963 ,czyli z tego gdzie nie obowiązuje już zachowywanie ustawowej tajemnicy. Dano im więc to co chcieli podstawiając dowolną osobę jako "zakamuflowanych agentów wywiadu", dokładnie tak jak robi się to w brukowych filmach sensacyjno-fikcyjnych, akurat tak jak chciała tego duża grupa sceptyków ufologii. I znów prawda mogła być inna, absolutną prawdą mogło być właśnie to co pokazano na filmie.
Żeby znów nie sprowadzać wszystkiego na poziom fikcji, łatwej do udowodnienia realizatorom , w film wmontowano kilka prawdziwych elementów, jak na przykład fakt, iż humanoid przechwycony w jednym z UFO rzeczywiście wydawał dźwięk "Krll" wskazując jednocześnie ręką na siebie. Mogło to być jego imię, ale równie dobrze jego funkcja jak i próba powiedzenia jestem głodny".
Inne dane, które czasami do mnie docierają, mówią że z tej grupy przechwyconych ufonautów do roku 1999 nie dożył ani jeden z obcych.
Dla badacza UFO incydent w Kecksburgu ma wielorakie znaczenie. Jest jednym z niewielu, w którym doszło prawie oficjalnie do stwierdzenia istnienia promieniowania radioaktywnego w kontekście UFO
O podobnych znaleziskach pisze również francuski badacz-ufolog i zarazem autor Jean Paul Bourret w swojej książce "OVNI l' Armee Parle"(Armia mówi o UFO).Cytuję wyjątek z tej książki:

"W gminie Cognac w rejonie Charente 18 września 1977 roku pojawił się nieznany obiekt OVNI" Tu moja uwaga : we Francji zamiast skrótu UFO używa się "OVNI" co oznacza "Object Volante non-Identifiee" czyli dokładnie to samo , niezidentyfikowany obiekt latający. Dalszy ciąg raportu brzmi :
"Na polnej drodze nr.18 wykryto kolisty ślad wgłębiony w grunt na 10 cm o średnicy dwóch metrów. Na miejsce przybyła grupa badaczy z GEPAN i stwierdziła, radioaktywność śladu wyższą o 50 % niż tło tego miejsca poza śladem"
GEPAN to skrót od francuskojęzycznego "Groupe d' Etudes des Phenomenes Aerospatiaux Non-Identifiee" -czyli "Grupa badań niezidentyfikowanych fenomenów powietrznych."

Była to organizacja utworzona w roku 1977 przy Centrum Badań Kosmicznych w Tuluzie na południu Francji przez kilku uczonych, zwolenników podjęcia realnych badań UFO, Przed kilku laty organizacja ta zmieniła nazwę na skrótową SEPRA" .Sam fakt powstania tych organizacji jest ciekawy. Są one oficjalnie państwowe ,jednakże jak podaje Gildais Bourdais w książce "OVNIS.50 ans de secret" GEPAN już od samego początku swego istnienia był zaledwie tolerowaną organizacją ,zgodnie ze swym statutem składającą raport ze swych prac Radzie Naukowej przy Centrum Badań Kosmicznych. Ponieważ ogół uczonych astronomów był niechętny tym badaniom w roku 1988 rozwiązano GEPAN i utworzono SEPRA, organizację na prawach "stowarzyszenia", nie musząca już składać żadnych kłopotliwych sprawozdań ze swych prac. "SEPRA" to skrót od "Service d' expertises des phenomenes de rentrees atmospheriques", dosłownie w tłumaczeniu :"Służba rozpoznawania obiektów wchodzących w atmosferę" .Dość dziwna nazwa dla organizacji mającej badać zjawiska związane z UFO ? Zapomniano chyba o istniejących przepisach prawnych zgodnie z którymi żandarmeria ,pełniąca rolę policji poza Paryżem co roku otrzymuje setki zgłoszeń o przelotach i lądowaniach OVNI (UFO)i wszczyna niejednokrotnie formalne dochodzenia z którymi obecna SEPRA nie daje sobie rady tym bardziej, że jak podaje to Gildas Bourdais Francja jest jak dotychczas jedynym krajem w Europie , w którym zatajenie i niezgłoszenie do władz faktu obserwacji OVNI jest karalne. Z tymi napływającymi materiałami nie wiadomo co począć, jako że ta organizacja liczyła ( w połowie lat dziewięćdziesiątych) dwie osoby.
Fakt stwierdzenia radioaktywności śladu zarówno badacze francuscy jak i MUFON pozostawili bez komentarza tak jakby była to sytuacja najnormalniejsza pod słońcem, że coś co się u nas pojawia emituje promieniowanie gamma. !

Brak jednak w przypadku Kecksburga jakiegokolwiek stwierdzenia naocznych świadków, które by mówiło choćby w zawoalowanej formie o podejmowaniu jakichś ustaleń czy badań radioaktywności na miejscu lądowania UFO. Trzeba wziąć pod uwagę że z pośród stuosób, które składały zeznania w tej sprawie powinno być co najmniej kilka, którzy by coś takiego zauważyły gdyby miało to miejsce zanim wojskowi amerykańscy dostali się do wnętrza obiektu. Brak dowodu - bywa czasami jeśli nie nim samym to czasem przesłanką do jego uzyskania
. W prowadzeniu dochodzeń w jakiejkolwiek sprawie, nawet tak niezwykłej jak to co zachodzi w kontekście UFO ,przy braku jakichkolwiek dowodów potwierdzających jakąś założoną tezę można się dla celów "roboczych" posłużyć się przeciwieństwem dowodu na istnienie czegoś. Można wówczas próbować dojść istoty rzeczy poprzez tak zwany "dowód nie wprost".
Tak i tu : brak dowodu na to, że radioaktywność pojawiła się dopiero wówczas gdy wojskowi dostali się do wnętrza UFO wcale nie świadczy o tym, że takiego faktu nie było. Żeby spróbować dojść istoty rzeczy i chociaż zbliżyć się do prawdy trzeba czasem wykonać daleką okrężną drogę. Zebrać większą ilość opisów podobnych wydarzeń, wyłapać z nich powtarzające się podobne zależności i dopiero wówczas. poprzez porównanie podobieństw starać się pojąć, co mogło zajść wewnątrz tego UFO z Kecksburga. w momencie gdy otwarto jego wnętrze. Ale o tym dowiemy się sami. Sami również dojdziemy do jakichś wniosków gdy prześledzimy inne zdarzenia. Czasami podobne w założeniu do tego z Pensylwanii a czasem zupełnie różne. Wszystkie one mają jedną wspólną cechę :na wstępnym etapie badań są dla nas nieznane, niezidentyfikowane.
Wiele wskazuje na to, że spodziewano się przybycia tego obiektu w okolice Kecksburga i dlatego zawczasu przygotowano wszystko na jego przyjęcie, zabranie na samochód i odwiezienie do jakiejś bazy. Fakt, że nikt nie zauważył jakichkolwiek zabezpieczeń przeciwpromiennych może jednak świadczyć o tym, że nie spodziewano się ich w dniu poprzedzającym dziewiąty grudnia ani tego też dnia
. Dziesiątego grudnia rano żandarm z bazy Lockborne - nie raportował niczego, z czego można by wywnioskować dwie rzeczy : a) że obiekt dotarł do Locksborne otwierany, i b) że w tym momencie istniało już jakieś zagrożenie ze strony promieniowania radioaktywnego. Gdyby wcześniej zaistniał któryś z tych dwóch punktów - Adams z pewnością złożyłby zupełnie inne świadectwo
Jedenastego grudnia oficer lotnictwa każe Cunningsowi przywieźć cegły przeciwpromienne....Co się stało pomiędzy dziesiątym grudnia a jedenastym ?
Obiekt był przecież cały czas w posiadaniu armii i strzeżony silniej, niż strzeżono w swoim czasie prezydenta ? Kto miał do niego dostęp oprócz członków armii ? Nikt ?
Czytając podobne opisy, choćby jak najbardziej udokumentowane i potwierdzone o najwyższym stopniu wiarygodności , zapominamy czasami o najprostszych prawdach. Tak prostych i tak zwykłych, że aż nie zwracamy na nie uwagi. I znów jaka jest jedyna odpowiedź na pytanie : kto miał dostęp do tego UFO pomiędzy dziesiątym a jedenastym grudnia 1965 roku ?. Ale tu na odpowiedź musimy poczekać.....a może sami do tego dojdziemy w sposób logiczny?.
Członkowie straży pożarnej, których wielu złożyło zeznania dla MUFON'a o zdarzeniu po skonfrontowaniu swoich spostrzeżeń zbudowali dokładny model obiektu. Zauważyli też i zapamiętali znaki, być może mające jakiś sens, tworzące jakiś zapis, które widniały na bokach obiektu a ściślej na jego "krezie" tworzącej jakby podstawę tego "żołędzia".

Incydent w Kecksburgu nie był odosobnionym zdarzeniem przechwycenia UFO. Takich przypadków w ciągu ostatnich lat było wiele, tu jednak wystąpiły elementy, które warto zapamiętać. Przypomnijmy je jeszcze raz : a)prawdopodobnie spodziewano się przylotu tego UFO, i b)już w momencie posiadania przez armię wystąpił element emisji promieniowania gamma. Zapewne była to bardzo słaba emisja, skoro podjęto bardzo mizerne środki zabezpieczenia się przed nią . Zapamiętajmy jednak te elementy

.

Incydenty pojawień się UFO w owych latach sześćdziesiątych nie były jeszcze tak nagłaśniane jak obecnie. Przypomnijmy sobie, że były to pierwsze lata fascynacji pierwszymi lotami w kosmos i mieszkańcy bardziej rozwiniętych krajów bardziej interesowali się lotami astronautów niż jakimiś tam UFO. Były jednak już grupy zapaleńców, zafascynowanych tym co dzieje się na niebie. Pierwszym właściwie szeroko opisywanym przybyciem UFO do naszego kraju był wspominany już przypadek Jana Wolskiego ze wsi Emilcin. Ale ten właśnie pomijam, aby nie omawiać bez końca tego jednego zdarzenia skoro było wiele innych , mało poznanych. Spójrzmy o jakich obserwacjach UFO pisała nasza prasa około roku 1979 i w późniejszych latach , zaledwie dwadzieścia lat temu :

Warszawski "Express Wieczorny" 5 stycznia 1979 w malutkim doniesieniu podaje:
"Do redakcji popularnej krakowskiej popołudniówki "Echo Krakowa" zgłosiła 4 bm. się pani dr.K.N., która zrelacjonowała, że w środę zaobserwowała zjawisko bardzo zbliżone do UFO
. Świecąca czerwonym światłem kula o średnicy 1 metra pojawiła się w okolicy placu Targowego....W czasie obserwacji czynionej ze swym synem zauważyła anomalie w pracy silnika samochodowego..
. Wieść o tym zdarzeniu wywołała wówczas w Krakowie spore zainteresowanie. Okazało się, że zanim widziano tą kulę, silnik samochodowy pozornie bez powodu zaczął się krztusić, przerywać aż wreszcie przestał pracować i wówczas to, w nagłej ciszy, która zapadła w samochodzie pasażerowie jego zobaczyli to dziwo, przesuwające się po niebie, torem pozornie schodzącym ku horyzontowi. Nie wyglądało to na bolid czy meteor, choćby z uwagi na rozpiętość zjawiska. Samochód w tym momencie był w pobliżu wiaduktu kolejowego przy ul. Grzegórzeckiej. Pozorna wysokość pojawienia się kuli to 150 metrów nad ziemią
. Na pierwszy rzut oka opis dość dokładny. Dla potrzeb prasowych i ku zainteresowaniu czytelników dziwnym zdarzeniem - wystarczający. Nie było jednak jeszcze wówczas wypracowanych metod prowadzenia takich obserwacji, trudno zresztą żądać by przypadkowi świadkowie mogli je znać.
W powyższej relacji i tak jest dość dużo szczegółów, które ufologowi teraz dostarczają istotnych danych. Zwróćmy na nie uwagę: najważniejszym było stwierdzenie, przerywania i zatrzymania pracy silnika. Gdy samochód był pod wiasuktem kolejowym, osłonięty konstrukcją betonową, nasypem ziemnym i żelaznymi szynami od góry - silnik tylko krztusił się i przerywał. Odmówił posłuszeństwa całkowicie gdy samochód znalazł się poza wiaduktem. Tu nasuwa się pierwsze istotne spostrzeżenie : nieznany obiekt będąc stosunkowo niedal...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin