Uprowadzenie Betty i Barneya Hillów.pdf

(149 KB) Pobierz
68337570 UNPDF
Uprowadzenie Betty i Barney'a Hillów
Działo się to w nocy z 19 na 20 września 1961 roku. Betty i Barney Hill byli małżeństwem
mieszanym. Ona była biała i miała czterdzieści lat, on czarny i miał lat trzydzieści osiem. Pracował
na poczcie. Hillowie wracali z urlopu w Kanadzie do rodzinnego Portsmouth w stanie New
Hampshire. Jechali autostradą stanową nr 4, tak zwaną „Daniel Webster Highway”. Na krótko przed
północą (nie można ustalić dokładnej godziny) na południe od Lancaster, południowo-zachodnim
sektorze nieba, Barney ujrzał jakby gwiazdę. Noc była pogodna, świecił księżyc i jedno z wielu
tysięcy światełek nie byłoby niczym dziwnym, gdyby nie zachowywało się w dość szczególny
sposób. Prowadził Barney, który nigdy nie jeździł szybciej niż 30 mil na godzinę – mógł więc co
chwila rzucać okiem na zdumiewające światło na niebie.
Obiekt poruszał się raz wolniej, raz szybciej, rozjaśniał się, ciemniał. Na początku Barney
pomyślał, że są to światła pozycyjne niewielkiego prywatnego samolotu albo śmigłowca. Pokazał je
żonie. Betty sięgnęła tylne siedzenie po lornetkę, a Barney stawał parę razy żeby dokładnie obejrzeć
„wariackie światło”. Nagle światło zmieniło swoje położenie i zaczęło lecieć w kierunku
samochodu stojącego akurat na poboczu. Betty przestraszyła się, ale Barney uspokoił ją mówiąc, że
lotnik wykręca akrobacje.
Podczas dalszej jazdy Betty ujrzała przez lornetkę „kolorową wstęgę” wewnątrz „jakby kuli”.
Barney zwolnił i zaczął jechać środkiem szosy, po linii przerywanej. Jak okiem sięgnąć nie było
widać innych samochodów. Nagle UFO nadleciało bezszelestnie nad samochód, a następnie
przemieściło się nieco ku lewej stronie drogi. Zdarzyło się to na południe od Franconia Notch i
Indian Head w Białych Górach, 2,3 mili na północ od North Woodstock.
Barney mówił później, że obiekt „miał wysokość od ośmiu do dziesięciu pięter”, wyglądał jak
naleśnik, unosił się nad ziemią. Barney zatrzymał samochód, ale nie zgasił silnika ani nie wyłączył
świateł. Dziwny obiekt znajdował się mniej więcej w odległości 120 m od samochodu. Barney
wysiadł, wciąż święcie przekonany, że jest przypadkowym świadkiem doświadczalnego lotu
prototypu samolotu wojskowego. Żona podała mu lornetkę.
Teraz UFO przemieściło się z jednej strony drogi na drugą. Barney nie wierzył własnym oczom.
Niesamowity obiekt sunął powoli i bezgłośnie w kierunku samochodu. Barney ujrzał wyraźnie
lśniącą wstęgę z jakby okienkami, za nimi zaś pięć do jedenastu postaci, z których kilka było czymś
zajęte, inne przyglądały się Barneyowi i Betty. Barney patrzył przez lornetkę powtarzając
bezwiednie: „Nie wierzę! To niemożliwe! To po prostu śmieszne”.
Im bardziej UFO zbliżało się do samochodu, tym więcej szczegółów można było rozpoznać.
Małżonkowie widzieli, że nieznane istoty za „oknami” mają na sobie jakby „lśniące czarne
mundury i czapki z daszkiem”. Ich ruchy przypominały musztrę niemieckich żołnierzy. Barney
powiedział później, że stroje obcych istot wyglądały jak „lśniąca skóra”, postacie poruszały się
precyzyjnie, nie okazując jakichkolwiek emocji.
Barney stał kilka metrów od samochodu. Betty, siedząca w środku, zawołała przez otwarte
drzwiczki: „Wracaj!”. UFO było tak blisko, że wypełniało całe pole widzenia lornetki. Po drugiej
stronie „okna” Barney ujrzał postać patrzącą mu prosto w oczy i kierującą nań nieokreślony
przedmiot. Poczuł instynktownie, że to dowódca. Ogromne oczy i dziwna twarz obcego tak go
przeraziły, że wypuścił lornetkę. Obiekt znajdował się w odległości 25 m, postacie po drugiej
stronie „okna” było widać wyraźnie gołym okiem.
W końcu Barney zrozumiał, że nie ma to nic wspólnego z lotnictwem USA. Wpadł w panikę.
Krzycząc: „Chcą nas złapać! Chcą nas porwać!”, rzucił się szczupakiem do samochodu. Betty,
zaniepokojona niebezpieczeństwem grożącym mężowi, nie przyjmowała do wiadomości istnienia
UFO. Barney wrzucił jedynkę i ruszył jak szalony. Gestykulując gwałtownie i śmiejąc się histerycz-
nie powtarzał bez przerwy: „Chcą nas porwać!”.
Około 45 km na południe od Indian Head, na wysokości Ashland Betty Hill po raz pierwszy
zapytała męża: „Wierzysz w UFO?” Barney trochę się już uspokoił, odparł więc: „Nie rozśmieszaj
mnie! To było UFO!”. Prawie w tej samej chwili oboje usłyszeli dziwny dźwięk, nakładający się na
wibrację samochodu. Dźwięk zdawał się dobiegać z bagażnika. Było to ciągłe „piiip, piiip”. Potem
68337570.003.png
dźwięk ucichł, aby zabrzmieć znowu, ale już w innym rytmie: „p-i-i-p--p-i-i-p -- --, pip, pip, pip,
pip”. Siedzący za kierownicą Barney próbował dojrzeć UFO. Potem poprosił żonę, żeby wyjrzała
przez okno. Betty nie zobaczyła nic. Barney zawołał, żeby spojrzała jeszcze raz, czy nic nie ma nad
samochodem. Ale Betty nic nie dostrzegła – nawet gwiazd, które przed chwilą było jeszcze widać.
Barney zaczął histeryzować: „Na pewno są nad nami!”. Betty jeszcze raz wychyliła się przez okno i
powiedziała: „Nic nie ma. Nad nami jest całkiem ciemno!”. „Pip" dochodziło z dachu samochodu,
auto wpadło w dziwne drgania...
Chwilę później w samochodzie zrobiło się cicho. Barney zaczął się zastanawiać, gdzie są? W
pamięci coś mu kołatało. Zdawało mu się, że spał, że był gdzie indziej. Ale przecież cały czas
siedział za kierownicą. W światłach samochodu pojawił się drogowskaz „Concord – 17 mil”.
„Przynajmniej wiemy, gdzie jesteśmy” – westchnęła Betty. Uspokoili się. Przeżyli spotkanie z
UFO, ale nie chcieli o tym mówić. Wszystko było tak nieprawdopodobne, nierealne i abstrakcyjne.
Betty poczuła chęć na filiżankę kawy, ale wszystkie przydrożne knajpki, były pozamykane.
Zdziwiła się, bo znała kilka otwartych zawsze do drugiej w nocy.
Minęli Concord, mówili niewiele, pogrążeni w rozmyślaniach. Barney skręcił na drogę nr 4 do
Portsmouth. Gdy jechali przez miasteczko, zaczynały ćwierkać ptaki, brzask rozświetlał domy.
Podczas jazdy małżonkowie spoglądali oczywiście co pewien czas na zegarki. Zdziwiło ich, że były
zepsute. Przyjechawszy do domu spojrzeli na zegar w kuchni.
Dopiero teraz zrozumieli, że po drodze zgubili okrągłe dwie godziny życia. I 35 mil.
Betty i Barney Hillowie
Pijąc w kuchni kawę zaczęli sobie w końcu opowiadać, co każde widziało, myślało i czuło. Po
zetknięciu z UFO na drodze i usłyszeniu „pip-pip” przez następne 45 km nie wiedzieli, co się z nimi
dzieje. Ale oboje zgadzają się co do jednego – że widzieli znak drogi nr 93 i drogowskaz „Concord
– 17 mil”. Nie wiadomo dlaczego Barney poczuł, że musi obejrzeć sobie podbrzusze. Poszedł do
łazienki, ale nie zauważył nic niezwykłego. Betty zaś czuła się „nieczysta”, ona również stanęła
przez lustrem w łazience i obejrzała dokładnie całe ciało. Coś się zmieniło – tylko co?
Małżonkowie postanowili nie mówić nikomu o zdarzeniu. Ich myśli i odczucia za bardzo się od
68337570.004.png 68337570.005.png
siebie różniły. Barney, pracujący na poczcie, obawiał się, że ludzie będą się z niego śmiać. Może w
ciągu kilku tygodni uda się znaleźć jakieś wytłumaczenie dla tego szczególnego pojazdu
niebiańskiego i sami się będą śmiać ze wszystkiego w gronie przyjaciół.
Przez kilka następnych dni nie rozmawiali o zdarzeniu. Zmienili się. Barney popatrywał tępo
przed siebie, miał trudności z koncentracją, coś go gryzło, wciąż kazało myśleć o nocnej
przygodzie. Betty nie czuła się lepiej, nocą często spoglądała z obawą w niebo, w domu zamykała
wszystkie drzwi. Jej pogodny dotąd nastrój ustąpił miejsca niepewności. Do tego oboje dręczyły
koszmarne sny. Kiedy Barney'a coraz częściej zaczął boleć żołądek, zgłosili się na badania do
kliniki w Exeter, do swojego domowego lekarza. Ten po kilku wizytach skierował ich do
specjalisty, dr. Duncana Stephensa. Dopiero jemu małżonkowie opowiedzieli o nocnej przygodzie.
Kiedy po roku nie było żadnej poprawy, dr Stephens zaproponował ściągnięcie na konsultację
swojego kolegi, znanego bostońskiego psychiatry dr. Benjamina Simona. Dr Simon był autorem
nowej, specjalistycznej terapii, która uczyniła go sławnym. Dzięki zastosowaniu hipnozy udało mu
się uwolnić większość swoich pacjentów od myśli natrętnych.
Terapia u dr. Simona trwała w sumie pół roku – niejako przy okazji wyszły na jaw sprawy wręcz
niewiarygodne. Lekarz zapytał pacjentów, czy zgadzają się poddać hipnozie. Przyjmował Betty i
Barney'a osobno, a ich wypowiedzi nagrywał na magnetofon. Już porównanie pierwszych nagrań
potwierdziło prawdziwość tego samego przeżycia z dwóch różnych punktów widzenia. Dr Simon
puszczał też małżeństwu nagrane już taśmy. Hillom powoli wracała pamięć. Opisy przekazane w
stanie hipnozy zaczęły pasować do łamigłówki.
Wiosną 1967 roku w ich domu wraz z dr. Simonem pojawił się prof. dr Allen Hynek. Po kolacji
dr Simon zapytał małżonków, czy zechcą poddać się hipnozie, bo prof. Hynek – wyrocznia w
sprawach UFO – chce zadać im parę pytań, gdy będą w transie. Małżonkowie wyrazili zgodę. Ale
podchwytliwe pytania Hynka potwierdziły tylko prawdziwość ich relacji.
Niesamowita prawda
W hipnozie Barney powiedział, że UFO zmieniło kolor, z pojazdu wysunęła się jakby „rampa”.
Dwie nieznane istoty o ogromnych oczach, niewielkich otworach nosowych i małych ustach
pomogły mu wysiąść z samochodu. Barney bał się lecz mimo to był odprężony. Obcy poprowadzili
go przez „rampę” do drzwi o dziwnym wyglądzie. Kiedy zamknął oczy, jedna z nieznanych istot
mówiąca z silnym angielskim akcentem powiedziała, że nie ma się czego obawiać, bo nic mu się nie
stanie. Wewnątrz UFO nadal miał zamknięte oczy. Czuł, że obce istoty go obmacują, czyjś palec
przejechał mu po kręgosłupie. Położono go na stole i przewracano. Słyszał, że do pomieszczenia
weszło wiele istot, które rozmawiały posługując się nieznanymi głoskami. Ktoś dotknął jego ust,
rozwarto mu szczęki, wyjęto protezę. Czyjaś ręka złapała Barney'a za ramię i ścierała czymś skórę.
Rozburzono mu włosy na głowie, obmacano uszy, oczy i czubki palców. Dotykano pępka,
genitaliów. Barney poczuł, że w podbrzusze wbito mu delikatnie igłę.
Potem ktoś próbował założyć mu z powrotem buty. Barney zszedł ze stołu, na którym go
badano. „Było mi lekko, bo wiedziałem, że wszystko mam już za sobą”. Dwie obce istoty
sprowadziły go po rampie, gdzie – na świeżym powietrzu – Barney otworzył oczy. Na końcu uliczki
ujrzał samochód. Światła były zgaszone, choć pamiętał, że ich nie wyłączał. Zbulwersowany
otworzył drzwiczki i usiadł na kluczu do zmiany kół, którego tam przedtem nie było. Zdziwił się i
położył go na podłodze. Potem przez przednią szybę zobaczył idącą Betty. Betty podeszła i usiadła
obok Barney'a.
Pod działaniem hipnozy Betty Hill przypomniała sobie, że odzywała się tylko jedna z istot.
Mówiła z obcym akcentem, ostro i zdecydowanie. „Tam była rampa, poprowadzili Barney'a obok
mnie po rampie. Powiedziałam: „Co z nim robicie, przyprowadźcie go do mnie z powrotem!” Istota
z obcym akcentem odpowiedziała pytaniem: „On ma na imię Barney?”. Potem wyjaśniła, że nie
mogą wejść razem do środka, bo wszystko trwałoby za długo. Barney czuje się dobrze, a jak
badanie się skończy, oboje wrócą do samochodu. Betty powiedziała, że widziała, jak Barney'a z
zamkniętymi oczami wprowadzono do środka. Później i ją zaprowadzono do środka i posadzono na
wygodnym, białym krześle. Do pomieszczenia weszło wiele nieznanych istot, które oglądały ją ze
wszystkich stron. Skóra istot była szarawa, ich dowódca miał na sobie ubranie z materiału
przypominającego czarną, lśniącą skórę i czarne nakrycie głowy. Betty bała się oczu obcych istot.
Oczy te były wielkie i czarne jak smoła. Oto wypowiedź Betty Hill:
68337570.006.png
„Pomieszczenie było okrągłe, przywodziło na myśl naleśnik albo tort weselny. Miało potężny
filar nośny w centrum. Do środka weszła istota mówiąca po angielsku oraz jeszcze jedna, niosąca
jakieś dziwne urządzenie. Myślałam, że jest to aparat fotograficzny z obiektywem o wielkich
soczewkach. Myślałam nawet, że będą mnie fotografować. Potem ten, którego nazywam
„lekarzem”, wziął coś przypominającego nóż do listów i zaczął mnie tym drapać po ręku. Potem
kawałeczki mojej skóry zapakowali w coś – jakby w przezroczysty celofan”.
Betty pamiętała, że położono ją na stole diagnostycznym, a „lekarz” wbił jej w pępek bardzo
cienką igłę. Poczuła ból, zaczęła płakać. Wtedy dowódca przyłożył jej rękę do oczu i ból
natychmiast ustąpił. Istoty rozmawiały ze sobą, ale Betty nie potrafi określić, jak długo.
Na koniec nieznane istoty opuściły pomieszczenie – pozostała tylko jedna, mówiąca po
angielsku. Betty zrozumiała, że badanie już się skończyło, poczuła się lżej i nieco pewniej –
powiedziała do istoty, że w domu na pewno nikt nie uwierzy w to, co tu przeżyli, jeżeli nie będzie
miała czegoś na dowód. Obcy zapytał ze śmiechem, co chciałaby wziąć? Betty wskazała na
niewielką płytkę, wyglądającą jak okładka książki pokryta znakami dziwnego pisma. W tym
momencie znowu wszedł „lekarz” trzymając w palcach protezę Barney'a. Próbował też wyjąć zęby
Betty, ale mu się to nie udało, bo nie miała protezy.
Później Betty zapytała istotę mówiącą po angielsku, skąd przybyła – istota pokazała jej
trójwymiarową mapę nieba z wieloma punktami i świecącymi kulami. Niektóre były połączone
liniami różnej grubości. Obcy powiedział Betty, że częścią tego systemu jest również Słońce. Betty
nie miała zielonego pojęcia, gdzie go szukać. Istota stwierdziła nieco sarkastycznie, że nie warto
nawet mówić Betty, skąd przybywają, skoro nie potrafi określić pozycji Słońca. Widząc masę
punkcików na mapie nieba Betty zapytała, co oznaczają większe i mniejsze kule, połączone liniami.
Obcy odpowiedział nieco zarozumiale, że grubsze linie to drogi handlowe, cieńsze oznaczają trasy
doświadczalne.
Potem obcy znów zaczęli o czymś rozmawiać, po czym istota mówiąca po angielsku stwierdziła
lakonicznie, że Betty musi koniecznie o wszystkim zapomnieć. Betty upierała się, krzyczała, w
końcu powiedziała, że zrobi wszystko, żeby nie zapomnieć o niczym, co tu widziała. Poza tym jest
przecież wielu ludzi znacznie ważniejszych od niej. Ofiarowała się nawiązać z nimi kontakt. Ale
obcy nie zgodzili się na to. W końcu Betty wyprowadzono z UFO. Poszła do samochodu stojącego
w świetle księżyca.
Małżonkowie Hill byli wielokrotnie poddawani hipnozie i brani w krzyżowy ogień pytań,
powtarzali jednak stale to samo.
Skarb ukryty w ludzkiej pamięci
Betty utrzymywała w swojej relacji, że jedna z istot pokazała jej „mapę nieba” z wieloma
punktami. Wśród gwiazdozbiorów Betty ujrzała 15 większych i mniejszych kul, połączonych
liniami. W hipnotycznym transie sprecyzowała, że mapa była „trójwymiarowa” i że wydawało się
jej, że „patrzy przez okno”. Kule były „czerwonawe i świeciły”. Mimo trójwymiarowości mapa
nieba była „płaska”.
Betty, która stała nieruchomo mniej więcej 90 cm od mapy, ocenia, że miała ona „trzy stopy
szerokości i dwie wysokości”. Gdyby się poruszyła, ujrzałaby holograficzny wycinek mapy z innej
perspektywy. Nie spostrzegła na mapie żadnych skupisk materii gwiezdnej, jak na przykład nasza
Droga Mleczna. Zapamiętała za to czerwonawe kule połączone liniami. W pamięci utkwiły jej dwa
obrazy: trzy kule tworzące trójkąt równoramienny w lewym dolnym rogu mapy i dwie większe kule
znajdujące się jedna za drugą i połączone wieloma liniami. Betty: „Nie było współrzędnych ani
siatki”. Jedna z istot powiedziała Betty, że Słońce jest „częścią składową układu ciał niebieskich
połączonych liniami”, ale Betty nie wiedziała, która z kul symbolizuje Słońce.
Później Betty w stanie posthipnotycznym wielokrotnie rysowała wspomnianą mapę nieba – za
każdym razem mapa wyglądała tak samo.
68337570.001.png
Wycinek mapy nieba, odtworzony na podstawie szkicu sporządzonego z pamięci przez Betty Hill.
Interpretacja mapy według Marjorie Fish
Latem 1969 roku pani Marjorie Fish, mieszkająca w Columbus w Ohio nauczycielka szkoły
średniej, parająca się też amatorsko astronomią, ujrzała w gazecie szkic mapy nieba zrobiony przez
Betty Hill i zaczęła się zastanawiać, przy pomocy jakiego klucza rozwikłać tę zagadkę. Betty Hill i
Marjorie Fish spotkały się 4 sierpnia 1969 r. Posługując się wielkim i szczegółowym katalogiem
gwiazd pani Fish ustaliła kilka reguł:
a) Na mapie nieba widzianej przez Betty Hill zaznaczono „drogi handlowe” i „badawcze”.
Poruszając się tymi drogami po Wszechświecie istoty pozaziemskie przestrzegałyby
określonych zasad. Nie leci się od razu o 50 lat świetlnych od domu, a dopiero później bada
układy słoneczne leżące znacznie bliżej.
b) Olbrzymy, białe karły i gwiazdy bardzo młode nie są celem podróży.
c) Jeśli ktoś leci do gwiazdy określonego rodzaju, to znaczy, że się nią interesuje. Byłoby
nielogicznością ominięcie czterech czerwonych olbrzymów a zatrzymanie się przy piątym.
d) Ponieważ na mapie Betty Hill znajdowało się tylko 15 punktów, z których jeden symbolizo-
wał Słońce, to w najlepszym przypadku cały ten wycinek nieba miał 55 lat świetlnych.
e) Ponieważ istoty pozaziemskie docierały do Układu Słonecznego i były podobne do ludzi, to
ich ojczysty układ słoneczny musi leżeć w obrębie pasma, w którym może rozwinąć się
forma życia podobna do ludzkiej. Dotyczy to wszystkich typów gwiazd od F-8 do K-5.
Słońce jest typem G-2 i mieści się w paśmie od F-8 do K-5.
f) Na mapie nieba Betty Hill dwie duże kule znajdowały się jedna za drugą i były połączone
wieloma liniami. Można przyjąć, że jedna z tych kul symbolizowała ojczysty układ
nieznanych istot.
Stosując się do powyższych reguł pani Fish eliminowała kolejne gwiazdy. Z pozostałych
punktów zbudowała sześć zmiennych modeli i wszystko zaczęło do siebie pasować: odległości
między poszczególnymi gwiazdami, całościowy trójwymiarowy obraz, trzy gwiazdy tworzące w
lewym dolnym rogu trójkąt równoramienny i dwie „gwiazdy główne”, leżące jedna za drugą i
połączone wieloma liniami.
68337570.002.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin