Alan Campbell
ŻELAZNY ANIOŁ
Kodeks Deepgate: Tom II
Przełożyła Anna Reszka
WYDAWNICTWO MAG
WARSZAWA 2009
Tytuł oryginału:
Scar Night
Copyright © 2006 by Alan Campbell
Copyright for the Polish translation © 2009 by Wydawnictwo MAG
Redakcja:
Urszula Okrzeja
Korekta:
Magdalena Górnicka
Ilustracja i opracowanie graficzne okładki:
Jarek Krawczyk
Projekt typograficzny, skład i łamanie:
Tomek Laisar Fruń
ISBN 978-83-7480-120-1
Wydanie I
Wydawca:
Wydawnictwo MAG
ul. Krypska 21 m. 63, 04-082 Warszawa
tel./fax (0-22) 813 47 43
e-mail: kurz@mag.com.pl
www.mag.com.pl
Druk i oprawa:
drukarnia@dd-w.pl
SPIS TREŚCI
PODZIĘKOWANIA 5
PROLOG: NICOŚĆ ALBO NIEWOLA 7
CZĘŚĆ PIERWSZA: MARTWE PIASKI 21
ROZDZIAŁ 1 CYRK OSOBLIWOŚCI MINY GREENE 22
ROZDZIAŁ 2 NAWIEDZONE MIASTO 34
ROZDZIAŁ 3 ŚWIĄTYNIA 46
ROZDZIAŁ 4 CZŁOWIEK WCHODZI DO GOSPODY 63
ROZDZIAŁ 5 ZAHARTOWANI 73
ROZDZIAŁ 6 ROTSWARD 79
ROZDZIAŁ 7 NAJGORSZY ASASYN 86
ROZDZIAŁ 8 ZADAĆ BOGU JEDNO PYTANIE 89
ROZDZIAŁ 9 IKARACI 95
ROZDZIAŁ 10 POŻEGNANIE Z SANDPORT 102
ROZDZIAŁ 11 KWAŚNY DESZCZ 104
ROZDZIAŁ 12 DROGA DO PANDEMERII 109
ROZDZIAŁ 13 SKAŻONY LAS 124
ROZDZIAŁ 14 OBJAWIENIA 144
CZĘŚĆ DRUGA: LABIRYNT 160
ROZDZIAŁ 15 MENOA 161
ROZDZIAŁ 16 DILL 174
ROZDZIAŁ 17 TRANSFORMACJA 180
ROZDZIAŁ 18 LEGION ŚLEPCÓW 197
ROZDZIAŁ 19 ZBIERACZE DUSZ 223
CZĘŚĆ TRZECIA: PANDEMERIA 237
ROZDZIAŁ 20 ALICE ELLIS HARPER 238
ROZDZIAŁ 21 BÓG W SZKLE 252
ROZDZIAŁ 22 KWIAT 259
ROZDZIAŁ 23 ŻELAZNY ANIOŁ 276
ROZDZIAŁ 24 ARMIA MENOI 279
ROZDZIAŁ 25 BAZYLIS 301
ROZDZIAŁ 26 COREOLLIS 316
Caragh
Szczere dzięki Simonowi Kavanagh, Peterowi Lavery, Juliet Ulman i wszystkim w Bantam and Macmillan.
Fragmenty Kodeksu znalezione we wraku Reclamation
(Wyjątki z ocalałego fragmentu BOFP, tom II, str. 783)
Bóg kwiatów i noży nie mógł zabić swojego wroga. Przeleciał nad płonącym miastem Skirl. Wśród ognia i dymu kroczył arkonita.
Trupy [nieczytelne] tysiąca ludzi północy zaściełały ulice. Sto tysięcy stało na plecach swoich [nieznane określenie; tłum. - „zimnych”?] braci, żeby dosięgnąć wielkiego skrzydlatego demona.
Pocięli arkonitę stalą i spalili go. Ale demon (śmiał się/ wył), przeszedł między nimi i zabił ludzi północy. Wszyscy mieszkańcy Coreollis wylegli z miasta, żeby walczyć, a z nimi ci z Brownslough i z [zwęglone]. Połowa żołnierzy (przystojnego?) boga zginęła od maczugi arkonity. Reszta próbowała uciec. Ale bóg kwiatów i noży wpadł w gniew.
[następne dwa wersy spalone]
Przyniesiono łańcuchy z [nieznane określenie; tłum. - „miasta głosów”, patrz aneks 4a,], żeby spętać stopy arkonity. Demon upadł i zmiażdżył wiele (domostw) w Skirl. Ale nadal zabijał wojowników wokół siebie, bo nie chciał wracać do Piekła.
Przybyli [wsunięte] z Oxos, żeby otruć leżącego demona. Ale on nie umierał. [Usunięte] przynieśli robaki, żeby go pożarły. Ale nie został pożarty. Niewolnicy [zwęglone] z Burzliwego Wybrzeża przystąpili do bestii, dzierżąc młotki, i [nieczytelne]. Po dwóch księżycach arkonita został przybity.
Ale nawet wtedy nie mogli go zabić, więc zagrzebali go w ziemi.
Bóg kwiatów i noży sprowadził wielki deszcz, żeby oczyścić Pandemerię z [usunięte]. I rozmyślał w swoim zamku, bo jego armia została zdziesiątkowana. A pod zatopioną ziemią arkonita nadal oddychał.
Słona mgła otaczała stary galeon, odkąd załoga sięgała pamięcią. Powietrze przesycone solą wypaczyło deski, wyżarło dziury w pokładach i grodziach, zamieniło wnętrze w wilgotny, gnijący ul. Wszystko skrzypiało, ociekało wodą i jęczało w mroku. Nawet tron, na którym siedział Cospinol, zniszczał; jego niegdyś rzeźbione powierzchnie teraz przypominały mierzwę.
Stary bóg miał na sobie najlepszą zbroję, ale warstwy stwardniałych czerwonych pancerzy krabów już tysiąclecia temu popękały i pokryły się nalotem, tak że żadna ilość farby i kleju nie była w stanie przywrócić jej do dawnej świetności. Skrzydła zwisały mu z ramion niczym poszarpane szare i białe żagle, które ten starożytny statek kiedyś miał. Oczy łypały ze zmierzwionej strzechy włosów, gdy Cospinol przyglądał się siekierze trzymanej w ręce.
- Panie?
Stopniowy rozkład przybliżał jego koniec. Podobnie jak ten drewniany topór, Rotsward z trudem dźwigał własny ciężar. Statek po prostu nie mógł przetrwać kolejnego wieku. Jego kości zanikały, skóra pękała, w wilgotnych zakamarkach buszowały istoty, które nie miały prawa tam być. Słysząc tupot małych stóp, Cospinol uniósł wzrok znad siekiery.
- Panie? - Klęcząca przed nim niewolnica nerwowo mięła rąbek fartucha. - Pańscy bracia już tu są.
Cospinol machnął z lekceważeniem ręką. W przejściu za kajutą kapitana rozległ się dziecięcy chichot, a zaraz potem przez otwór ziejący w najbliższej grodzi przemknął cień.
Stary bóg uniósł topór.
- To chuchro prześladuje mnie od dawna - zaburczał. - Nim się zjawią, chcę mieć głowę małego drania na tacy.
Wstał z tronu i zrobił krok w stronę źródła dźwięku. Deski ugięły się pod jego butami ze skorup. Gdy w kącie kajuty zajrzał w dużą jak pięść dziurę w podłodze, dostrzegł dużo większą wyrwę w kadłubie Rotswarda. Przez ten otwór wygramoliła się na zewnątrz mała postać i rozpłynęła we mgle. Za nią podążała szczękająca masa żywych czerwonych krabów.
- Ten chłopak to przeklęty pająk - wymamrotał pod nosem Cospinol. - Jak on może chodzić pod moim statkiem?
- Ma haki zamiast palców - odezwała się niewolnica.
- Haki? Od kiedy?
Dziewczyna wzruszyła ramionami. Bóg odchrząknął.
- Ta plaga to spisek. Ostatnie, czego mi trzeba, to żeby moi bracia zobaczyli tę mesmerycką szumowinę grasującą po moim statku. Jak by to wyglądało, co?
Niewolnica nie odpowiedziała.
- Ci dranie mogliby nawet spróbować mnie usunąć - gderał dalej Cospinol. - Powiedzą, że daję schronienie wrogowi, zarządzą głosowanie i wypędzą mnie z mojego własnego królestwa. Od wieków obserwują Burzliwe Wybrzeże i tylko czekają na taki pretekst.
- Wojna w Pandemerii całkowicie ich pochłania, panie.
Cospinol otworzył jeden z tylnych bulajów kabiny i spojrzał na rufę Rotswarda. Zobaczył jedynie niewyraźny zarys rusztowania, które otaczało cały statek powietrzny, oraz wielką sieć lin i rei spowitą mgłą. Mewa skacząca po jednym z drzewc wzbiła się w powietrze i, zataczając kręgi, pofrunęła w dół w stronę odległej ziemi. Wkrótce zniknęła w szarym oparze. Pod sobą Cospinol nie widział nic, ale przypuszczał, że Rotsward dryfuje gdzieś na zachód Pandemerii.
- Najwyraźniej nie dość ich pochłania, skoro postawili śmiertelnych generałów na czele swoich armii, a sami wybrali się tutaj - stwierdził bóg, zamykając okno. - Zresztą, co martwa dziewczyna może wiedzieć o wojnie? Nie byłaś Pandemerianką, prawda?
Niewolnica spuściła głowę.
- Nie, panie. Żyłam i umarłam w Brownslough.
Bóg pokiwał głową.
- Królestwo Hafe'a. Właściwie byłaś szczęściarą, dziewczyno. Ciesz się, że Pandemeria jest daleko stąd.
Cospinol przeszedł przez kajutę, żeby sprawdzić stół bankietowy ustawiony pod oknami od strony rufy: białe płócienne serwetki, srebrne półmiski, sztućce, puchary i świeczniki - wszystko zbyt ostentacyjne jak na jego proste upodobania. Wziął do ręki nóż, zastanawiając się, w jaki sposób jego niewolnicy przywrócili ostrzu taki błysk, ale potem zauważył rząd ciemnych plamek wzdłuż jednej krawędzi. Nawet najlepsze srebro nie zdołało się oprzeć powolnemu rozkładowi.
Winna temu była wieczna mgła, obmierzły całun ze słonej wody, który Cospinol oglądał każdego dnia. Teraz opar kłębił się również za bulajami. Bóg nie miał jednak odwagi wystawić statku na słońce tego świata.
Jeszcze nie.
W jego rozwa...
izebel