Nowy9(1).txt

(28 KB) Pobierz
Stacja Metryki przypominała wyglšdem kopułę lub niskie wzgórze otoczone trzema mniejszymi wzniesieniami. Starożytne twierdze z ich murami obronnymi, fortami i wieżami wyglšdały bardziej imponujšco.
Stację odkrył Lusin odbywajšcy lot zwiadowczy na Gromowładnym. Wystarczyło mu rozsšdku na to, aby zawrócić, gdy tylko ujrzał z daleka niewysokie kopuły, wokół których nic się nie działo.
Natychmiast zwołalimy naradę. Uczestniczšcy w niej Orlan sprzeciwił się marszowi w kierunku Stacji, zanim nie zorientujemy się dokładnie w sytuacji. Wprawdzie Trub nalegał, aby zwiad poruczyć Aniołom, ale zdaniem większoci bardziej do tego nadawali się niewidzialni.
 Czy nie moglibycie zaopatrzyć mnie w ekran ochronny?  zapytałem Giga, który miał dowodzić oddziałem.  Chętnie bym wzišł udział w waszej wyprawie, choćby na piechotę.
Gig wyjanił, że generatory krzywizny dobierane sš indywidualnie w odpowiednich warsztatach. Poza tym człowiek jest zbyt słaby, aby wytrzymać błyskawiczne przejcie do kokonu zakrzywionej przestrzeni.
 Trudno  powiedziałem.  A co u pana, Osi-mo?
Osima znalazł w samobieżnych skrzyniach Niszczycieli działa elektromagnetyczne, sprawne i łatwe w obsłu-dze. Wypróbował je i stwierdził, że majš wielkš siłę ognia. Wyrzucane przez nie strumienie ładunku elektrycznego zamieniajš w plazmę wszystkie przedmioty znajdujšce się na osi strzału.
 Możemy bezzwłocznie rozpoczšć ostrzał Stacji zameldował Osima.
Orlan zmienił się na twarzy.
 O co chodzi?  zapytałem.
 Działa elektromagnetyczne sš gronš broniš, ale gdy dojdzie do walki, największe nadzieje musimy pokładać w głowookach. Ich zmasowane uderzenia grawitacyjne dadzš lepsze efekty niż salwa elektromagnetyczna. Mamy tylko dwa działa, gtowooków za jest ponad sto. Wprawdzie nieco osłabły, ale szybko przychodzš do siebie. Sam je poprowadzę do boju.
Rozległ się dziki hałas i grzechotanie. To wracał Gig już na czele oddziału zwiadowców.
 Wybrałem żołnierzy z wyjštkowo precyzyjnymi odczuwaczami  zameldował.  Jestemy gotowi do drogi. Czy możemy ruszać?
 Lećcie!zezwoliłem.
Wiedziałem, że lot niewidzialnych nie jest zbyt szybki i że droga do Stacji i z powrotem zajmie im co najmniej godzinę, tym bardziej że będš musieli kontrolować wskazania swoich odczuwaczy. Muszę tu wyjanić, że od-czuwacze sš czym w rodzaju narzšdów zmysłowych działajšcych jedynie w stanie niewidzialnoci. Odbierajš one wszelkie zewnętrzne pola elektryczne, zakłócenia grawitacyjne i strumienie czšstek, przy czym wykrywajš je z daleka i w najmniejszym nawet natężeniu. W oczekiwaniu na
powrót zwiadowców przekazałem przewodnictwo Osimie i wraz z Romerem i Andrć udałem się na szczyt najbliższego wzgórza. Kopuł stamtšd nie było widać, ale można było bez przeszkód obserwować przestrzeń powietrznš nad Stacjš.
 Niewidzialni powinni już być nad urzšdzeniami Stacji  powiedział Andre.  Wyglšda na to, że ich nie odkryto, bo nic szczególnego się nie dzieje.    ~
W tej samej chwili w oddali zapłonęło dziesięć ognistych pochodni. Przez jaki czas pochodnie mknęły sita rozpędu do przodu, a następnie ostro zawróciły. Przez lornetki dostrzeglimy, że wewnštrz mknšcych ku nam ognisk jest pusto.
 Zuch Gig, że nie zrzucił niewidzialnoci!  wykrzyknšł Andre.
Pochodnie przemknęły nad nami i runęły na grunt porodku obozu. Do zwiadowców zbliżyły się głowooki i zaczęły zręcznie zbijać z nich płomienie ciosami grawitacyjnymi. Te stwory były wietnymi strażakami!
Dopiero po ugaszeniu ognia zwiadowcy zaczęli pozbywać się swoich niewidzialnych pancerzy. Nikt nie odniósł szwanku.
 Eli, popatrz!  krzyknšł Andre.  Na Stacji nic się nie dzieje, nikt nie ciga uciekinierów...
 A po co ich cigać? Odpędzili i dosyć  odparłem.  Nie chcš nas zabijać, ale puszczać na Stację też nie majš zamiaru.

 Wasze odczuwacze le się spisały  zwróciłem się do Giga, kiedy przyszedł do siebie po wstrzšsie.  Póki was nie ogarnš} płomień, nawet nie zdawalicie sobie sprawy z niebezpieczeństwa!
 Nie masz racji, admirale!  oburzył się Gig.  Poczulimy pulsację nieznanych pól, ale się nie wycofalimy. Wrócilimy dlatego, że wykryty zwiadowca staje się tylko żołnierzem, a nie mielimy rozkazu rozpoczynać walki...
Niewštpliwie miał nieco racji. Teraz stało się oczywiste, że Stację należy atakować. Nie spieszyłem się jednak z wydaniem rozkazu do szturmu. Postanowiłem zaczekać w nadziei, że jednak zdołamy uzyskać jakie dokładniejsze informacje o przeciwniku. Poza tym Orlan zażšdał tygodnia na podładowanie grawita-torów wyczerpanych poprzednim pochodem i walkš głowooków.
Ludzie też nie próżnowali. Osima przestrzeliwał działa grawitacyjne. Anioły ćwiczyły się w użyciu iskierni-ków. Lusin trenował swoich podopiecznych. Ale najwięcej dokonał Andre: zbudował cztery doskonałe analizatory pól siłowych.
 Teraz nawet w wypadku niepowodzenia szturmu dowiemy się wszystkiego o uzbrojeniu przeciwnika, co przyda się nam do następnego ataku  obiecał Andre.
Liczylimy teraz nie na zaskoczenie, lecz na siłę naszego uderzenia. Plan ataku wyglšdał w skrócie następujšco: porodku miały ić głowooki wspierane z góry przez niewidzialnych. Na lewym skrzydle Anioły pod dowództwem Truba, na prawym oddział pegazów Kamagina i skrzydlate smoki dowodzone przez Lusina. Oddział lekkiej piechoty zamierzałem na razie trzymać w rezerwie. Osima wraz z samobieżnymi
działami elektromagnetycznymi miał walczyć wród głowooków.
Punkt dowodzenia umieciłem na szczycie wzgórza w pobliżu Stacji. Był tam również Andrć ze swymi analizatorami i Romero jako kronikarz wyprawy. W wš-woziku na zboczu wzgórza stało kilka pegazów łšcznikowych.
Zgodnie ze starym obyczajem bitwę rozpoczęlimy o wicie.
 Zaczynajcie!  nadałem przez deszyfrator.
 Na Stacji nic się na razie nie dzieje  zameldował Andre znad analizatorów.
Najpierw ruszyły głowooki. Potężna kolumna niemal dwustu ruchomych twierdz kołyszšcych wzniesionymi ku górze peryskopami wyglšdała bardzo gronie. Idšce na czele dwa samobieżne działa Osimy przypominały dwa tarany przecierajšce drogę całemu szykowi. Nad głowookami polatywali niewidzialni. Słyszałem w deszyfratorze komendy wydawane przez Giga, ale jego samego oczywicie dostrzec nie mogłem.
Osima wystrzelił salwę, gdy tylko osišgnšł dystans skutecznego ognia. Z naszego punktu obserwacyjnego ujrzelimy, jak z luf trysnęły dwie ogniste rzeki i pokryły głównš kopułę kłębami ognia. Poczštek był dobry, ale niestety na dobrym poczštku wszystko się skończyło.
W powietrzu nad atakujšcš kolumnš pojawiło się mnóstwo płomiennych wirów. Z mimowolnym szacunkiem obserwowałem, jak odważnie i spokojnie walczš pozornie niezgrabne głowooki. Aż do nas dobiegały ciężkie tšpnięcia zadawanych przez nie zsynchronizowanych ciosów grawitacyjnych, którymi gasiły szalejšce w górze pło-
mienie. Zływrogi tak dobrze broniły swoich dowódców, że ani Orlana, ani Osimy latajšce pochodnie nawet nie musnęły.
Działa Osimy wystrzeliły drugš salwę, niszczšc dwie małe kopułki, ale pole bitwy ogarnęła nowa fala ognia. Teraz był to jeden wielki płomień, totalna pożoga pokrywajšca kolumnę glowooków, Osimę z jego działami, a nawet niewidzialnych żołnierzy Giga. Mylałem już, że cały oddział zostanie unicestwiony, ale wkrótce płomienie zaczęły znów opadać i ujrzelimy metodycznie walczšce głowooki. Zaczšłem nabierać nadziei, że ponownie uda się odeprzeć płomienny kontratak. Ale do walki włšczyła się nowa siła. Kilka gło-wooków wywróciło się, a kolumna ciskana niewidzialnymi kleszczami stopniowo zbiła się w niezdolny do oporu tłum. W powietrzu ukazało się w krótkich odstępach czasu kilku rozekranowanych niewidzialnych i bezsilnie runęło w dół.
 Burza jakich nieznanych pól!  zawołał Andre.  Osima i Orlan wzywajš pomocy. Osima nie może zarepetować dział, a głowooki w katastrofalnym tempie tracš grawitację!
Znalelimy się o krok od klęski. W tej sytuacji rozkazałem włšczyć do akcji oddziały skrzydlatych i ludzkš piechotę.
Z lewej wyprysnęły Anioły uzbrojone w iskier-niki i granaty ręczne. Błyskawicznie ogarnšł ich zimny, olepiajšcy płomień, który poza tym nie wyrzšdzał żadnej szkody. Najwidoczniej był to ogień różny od dotychczas używanego przez wrogów. Anioły leciały więc nadal nie łamišc szyku, podniosły tylko nieopisany wrzask. Najgłoniej oczywicie ryczał Trub. On też
pierwszy dotarł nad pole boju i pierwszy rzucił granat, a następnie uniósł iskiernik do góry. Cały jego oddział postšpił tak samo. Klucz Aniołów leciał prosto na Stację palšc z iskierników na wszystkie strony. Ich atak okazał się w rezultacie zupełnie nieskuteczny, ale był nader widowiskowy.
Póniej z prawej nad rejon starcia napłynęła skrzydlata konnica Kamagina i Lusin na czele smoków. Dosiadany przez niego Gromowładny wyprzedził swych mniejszych współbraci i z takš fuńš runšł w gęstwę ognia, że miotajšce się w powietrzu bojowe pochodnie cofnęły się przed nim jak żywe. Z korony smoka tryskały błyskawice. To była dziwna walka: płomienie przeciwko błyskawicom. I zwyciężały błyskawice, gdyż na drodze Gromowładnego ognie szybko gasły.
Łopot skrzydeł anielich, dziki wist smoków, triumfalny charkot Gromowładnego, wciekłe rżenie pegazów i okrzyki bojowe ludzi zlały się w ogłuszajšcš kakofonię.
 Górš nasi!  powiedziałem odwracajšc się do Romera.  Pawle, chyba nareszcie zwyciężymy!
 Eli!  wykrzyknšł z przestrachem Andre.  Spójrz, co się tam dzieje!
Od głównej kopuły mknęły w naszym kierunku trzy skrzydlate eskadry! Anioły dowodzone przez Truba, kawaleria pegazów z Kamaginem na białym koniu i ogniste smoki z wyprzedzajšcym ich Gromowładnym dosiadanym przez Lusina. Te bliniacze zastępy były, podobnie jak nasze, spowite w aureole purpurowego, zimnego płomienia, z ich gšszczu tak samo tryskały strugi laserowych wyładowań i błyskawic.
 Fantomy!  zawołał Andre, który już zdołał oprzytomnieć. Trzeba zawiadomić naszych!...
Ale ostrzeż...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin