Nowy2(1).txt

(27 KB) Pobierz
Nasz meldunek, że eskadra nie jest gotowa do dalekiej wyprawy, wywołał na Ziemi wielkie zaniepokojenie. Wierę i mnie wezwano na posiedzenie Wielkiej Rady. Poprosiłem Mary, aby nam towarzyszyła w podróży. Nie widywałem teraz żony całymi tygodniami: ja przeprowadzałem inspekcję statków, ona znalazła sobie zajęcie w laboratoriach Ory.
Wydało mi się, że jest chora. Wiedziałem oczywicie, że na Orze, podobnie jak na Ziemi, choroby sš niemożliwe, ale Mary była smutna, błyszczały jej oczy, a na-puchnięte wargi były tak suche, że się nie na żarty przejšłem.
 Ach nie, nic mi nie jest, jestem zdrowa za dwoje powiedziała niecierpliwie.  Kiedy odlatujecie?
 Może jednak odlatujemy? Po co masz zostawać na Orze?
 A po cóż mam lecieć na Ziemię? Ty musisz, więc leć.
 Taka długa rozłška...
 A tu nie ma rozłški? W cišgu ostatniego miesišca widziałam cię trzy razy!
 Na statku będziemy cišgle razem.
 Tam też znajdziesz powód, aby mnie zostawić samš. Nie namawiaj mnie.
Milczałem. Powiedziała nieco cieplejszym tonem:
 Zresztš dam ci zlecenie. Spis materiałów do mego labaratorium.
Przyszła mi do głowy pewna myl, która wydała mi się doskonała.
 Na Wegę leci kurier galaktyczny Wężownik. Nie chciałaby się tam przespacerować? Wyprawa na Wegę zajmie ze trzy miesišce i na Orę wrócimy niemal równoczenie.
 Czy mógłby mi wytłumaczyć, co ja na tej Wędzę zgubiłam?
 Nic nie zgubiła, ale wiele możesz znaleć...
 Masz na myli oczywicie Fiolę?
 Chciała przecież się z niš zaprzyjanić.
 To ty tego chciałe, a nie ja. Nigdy nie pragnęłam przyjani wężycy, nawet najpiękniejszej, i to w dodatku ukochanej wężycy mego męża!
Wszystko się jednak dobrze skończyło, bo udało mi się żonę udobruchać. Mary odprowadziła mnie na Cielca, objęła, ucałowała i wręczyła spis potrzebnych jej materiałów. Lista była tak obszerna, że ledwie mieciła się na metrowej tamie.
Już na statku Wiera powiedziała do mnie:
 Mary dobrze wyglšda. I chyba zdrowie jej dopisuje?
 Jest zdrowa za dwoje, tak mi przynajmniej powiedziała.
Siostra spojrzała na mnie uważnie, ale rozmowy na ten temat nie kontynuowała.
Wszystkie dni lotu byty wypełnione cišgłymi naradami z Wierš i jej doradcami, których było co najmniej stu. Cały ten zespół wzbogacony o Maty Komputer Pokładowy opracowywał szczegóły wszechwiatowej polityki ludzkoci. Nudziło mnie to miertelnie i na jednym takim sympozjum powiedziałem co zjadliwego. Nie mia
łem widać racji, bo członkowie Wielkiej Rady z entuzjazmem wysłuchali referatu Wiery Zasady polityki galaktycznej ludzkoci i urzšdzili jej owację. Mnie zresztš również oklaskiwano, chociaż nie mówiłem o szlachetnych celach, lecz o trudnociach materialnych, które nie zlikwidowane w porę mogš spowodować fiasko całej wyprawy.
Po zakończeniu posiedzenia członkowie Wielkiej Rady rozjechali się na planety produkcyjne, aby dopilnować na miejscu pracy w tamtejszych zakładach wytwórczych, a ja wraz z Wierš zaczšłem zbierać się do powrotu. Kilka dni zajęło mi kompletowanie materiałów dla Mary. Zdšżyłem jeszcze wstšpić do Olgi, która na krótko przed nami przyleciała na Ziemię rodzić i teraz pielęgnowała ładniutkš córeczkę Irenkę. Olga też zamierzała wracać na Orę.
W cišgu czterech miesięcy naszej rozłški Mary bardzo się zmieniła. Była tęga, a jej porywisty krok zmienił się w ostrożne, niezręczne stšpanie. Gwizdnšłem ze zdumienia, a póniej chwyciłem jš na ręce.
 Uważaj!  zawołała.  W prognozie cišżowej noszenia na rękach nie przewidziano...
 Powinienem ci dać klapsa!  powiedziałem, stawiajšc jš ostrożnie na podłodze.  Nie pisnęła ani słowa. Wiera też dobra... Przecież z pewnociš wiedziała!
 Wiedziała, a ty powiniene się był domylić!  odparła z żartobliwym wyrzutem Mary.  Powiedziałam ci zresztš, że jestem zdrowa za dwoje. Zwyczajny człowiek, a nie admirał na pewno by zrozumiał. Co do Wiery, to umówiłymy się nic tobie nie mówić, bo na Ziemi miałe i tak doć kłopotów.
Zasypywałem żonę pytaniami. Chciałem się dowiedzieć, kiedy będzie poród i jak przebiegnie. Mary błagalnym gestem podniosła ręce do góry. Dawno nie widziałem jej w tak wymienitym nastroju.
 Nie wszystko od razu, Eli! Za miesišc będziesz miał syna, szybko wybieraj dla niego imię. A teraz powiedz, co z moim zamówieniem?
 Sto ciężkich skrzyń leży w ładowni statku. Starożytne bomby jšdrowe przechowywane w muzeach sš znacznie lżejsze od twojego sprzętu. Omal nie wyzionšłem ducha podnoszšc najmniejszš z tych paczuszek.
Mary rozemiała się.
 W skrzyniach też sš bomby, tyle że rozsiewajšce życie, a nie mierć. Dziwi cię to? Naszym kobiecym przeznaczeniem jest wszak przedłużanie życia. To mężczyni z dawien dawna zajmujš się niszczeniem. I jeżeli u Zływrogów...
 Nie musisz mnie agitować, ale na matriarchat się nie zgodzę. Mogę co najwyżej uznać równouprawnienie. Masz pozdrowienia od jeszcze jednej siewczyni życia, Olga urodziła córeczkę, Irenkę. Prognozy sprawdziły się co do joty, a poród był lekki.
 Cieszę się bardzo, że z Olgš wszystko w porzšdku... Ale odnoszę wrażenie, że stan innych kobiet interesuje cię bardziej niż samopoczucie własnej żony?
 Inne kobiety nie sš tak skryte, nie mówišc już o ich mężach. Jeżeli jeden dowódca eskadry prosi nagle o urlopowanie go na Ziemię, a drugi niemal co godzinę pojawia się na stacji łšcznoci dalekosiężnej, to admirał chcšc nie chcšc musi się w końcu zainteresować, o co tu chodzi. Ciebie także wylemy na Ziemię najbliższym statkiem ekspresowym, aby tam urodziła, jak każe tradycja.
 Zapoczštkujemy nowš tradycję: urodzę na Orze. Prosiłam już Spychalskiego, aby pozwolił mi tu zostać. Zgodził się. Nie chmurz się, opieka lekarska jest tu równie dobra jak na Ziemi.
 Wobec tego nasz syn będzie nazywał się Aster  powiedziałem uroczycie.  Będzie pierwszym człowiekiem urodzonym wród gwiazd, musi więc mieć gwiezdne imię.

MUK przepowiedział, że poród będzie ciężki i poród istotnie był ciężki.
W tych trudnych dla mnie dniach często wspominałem Andre, który niepokoił się o Żannę, chociaż wiedział, że nowy człowiek pojawi się na wiat zdrowy i w przepisowym terminie. Żartowałem wtedy z niego, a teraz mimo pewnoci, iż Aster urodzi się pomylnie, denerwowałem się tak samo.
To był wietny chłopak, ten nasz Aster. Pięć kilogramów mięni i nieprzepartego uroku. Synek rozemiał się, jak tylko otworzył oczy, i radonie wierzgnšł nóżkami. wiat wydał mu się piękny!
 Wiedziałam, że Aster będzie podobny do ciebie  powiedziała Mary.  Miałam jego wizerunki horosko-powe już w trzecim miesišcu cišży, ale nie pokazywałam, bo się na ciebie nieco gniewałam. Nie tłumacz się, powiedz lepiej, kiedy start?
 Już wkrótce. Chcesz być przy tym obecna, czy powrócisz na Ziemię wczeniej?
 Chcę lecieć z tobš!  wypaliła.
 Głupstwa mówisz  powiedziałem pobłażliwie.
 Nie dziwię się zresztš, bo podobno takie dziwne zachcianki miewajš niemal wszystkie młode matki.
 Wszystkich moich zachcianek nawet się nie domylasz  zauważyła pogodnym tonem.  Będziesz jednak musiał zabrać mnie i Astra ze sobš.
Starałem się jš przekonać, że to nie ma sensu. Stawiałem za przykład Olgę, która jako jedna z najbardziej dowiadczonych astronautek powinna w pierwszej kolejnoci wzišć udział w wyprawie, a jednak poprosiła o wyznaczenie jej na dowódcę trzeciej eskadry rezerwowej, startujšcej z Ory za jakie trzy lata, aby jak najdłużej być ze swojš Irenkš. O tym, żeby brać dziewczynkę na niebezpiecznš wyprawę, ani ona, ani Leonid nawet nie pomyleli.
 Macierzyństwo  powiedziałem  jest najszczytniejszym i najstarszym powołaniem kobiety. Wszyscy winnimy liczyć się ze więtymi prawami matki nawet w naszych czasach, kiedy żłobki zapewniajš dziecku znacznie lepszš opiekę niż ich własna rodzicielka.
 Moim zdaniem nie gorzej od ciebie znam obowišzki macierzyńskie  powiedziała Mary gniewnie.  Nic nie wskórasz, lecimy z tobš.
 Ale dlaczego?!  wykrzyknšłem.  Czemu, wytłumacz mi to po ludzku, chcesz narazić siebie i Astra na trudy i niebezpieczeństwa dalekiej podróży?
 Gdzie ty, Kajusie, tam i ja. Kaja. Nie zrozumiałem, czemu nazwała mnie Kajusem, nie znalazłem też potem czasu, aby zapytać o to MUK.
 Chcesz, abym wpisał Astra na listę załogi?
 Nie ironizuj, włanie tego chcę! Podszedłem do synka, chwyciłem go na ręce i powiedziałem uroczycie:
 Gotuj się do dalekiej drogi, mały człowieku imieniem Aster!
 By!  odpowiedział synek głono i wyranie.

Lecielimy dwoma eskadrami po sto gwiazdolotów. Każdy z kršżowników był pięćdziesištkroć potężniejszy od naszego Pożeracza Przestrzeni. Podniosłem swój admiralski proporzec na Cielcu, okręcie flagowym Osimy. Na jego pokładzie zamieszkali również Wiera i Lusin. Na Skorpionie dowodzonym przez Leonida leciał Allan ze swoim sztabem.
Wieci otrzymane z Ziemi tuż przed startem nie były pocieszajšce. Lokatory nadwietlne Alberta nie wykryły żadnego ruchu wród gwiazd Perseusza. Zaobserwowano tylko jedno zagadkowe zjawisko, które wówczas zlekceważylimy. Zresztš, gdybymy nawet pojęli, co ono oznacza, nie zaważyłoby to na naszych planach. Albert doniósł, że nagle zniknęła jedna z gwiazd skupiska Phi wraz z jednš planetš zamieszkanš najprawdopodobniej przez Zływrogów.
 Wzięta i znikła  mówił Albert.  I to niezła gwiazda: olbrzym klasy K o jasnoci bezwzględnej około minus pięciu  jakie dziesięć tysięcy jaskrawsza od Słońca!
 A może to anihilacja?  zapytałem. Doniesienie Alberta bardzo mnie zaniepokoiło. Jeżeli Niszczyciele posiedli umiejętnoć przekształcania materii w przestrzeń, to utracilimy naszš głównš przewagę wojskowš.  Nie sprawdził pan, czy skupisko się rozszerza?
 Za kogo pan mnie ma, Eli?  powiedział Al-
bert urażonym tonem.  Oczywicie, że to zrobiłem! Żadne nowe jamy pustki w Perseuszu się nie pojawiły. Gwiazda po prostu zniknęła bez ladu i to wszystko!
 Obserwacje prowadzono przy pomocy SFP?
 Nat...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin