Nowy4(1).txt

(23 KB) Pobierz
Przemknęlimy przez gwiezdne wrota jšdra i znów znalelimy się w zamglonej przestrzeni. Olga sporzšdziła kolejne obliczenie, z którego wynikało, że masa materii rozpylonej w przestrzeni jest o wiele wyższa od masy wszystkich tutejszych gwiazd. Rezultat obliczeń zdziwił jš i ucieszył, gdyż z czym takim do tej pory się nie zetknęła. Ja nie zdziwiłem się ani nie ucieszyłem, bo nie lubię kurzu ani na Ziemi, ani w Kosmosie. Mary wykrzyknęła z irytacjš:
 Nie rozumiem, dlaczego mianowano cię kierownikiem naukowym wyprawy! Przecież ciebie nie interesujš żadne nowe f akty l
 Za to kocham uczonych i potrafię znieć każde ich odkrycie, a to już dużo  odparłem.  Poza tym masz rację, interesujš mnie i cieszš tylko fakty pomylne.
Gdy tak się z niš przekomarzałem w prawo od kursu pojawiło się jakie ciało kosmiczne, prawdopodobnie gwiazdolot. W tym pustym zakštku Kosmosu moglimy
spodziewać się wszystkiego, tylko nie obcego statku, ale analizatory twierdziły uparcie, że jest to sztuczna konstrukcja.
Poszedłem na stanowisko dowodzenia. To istotnie był gwiazdolot, a nie martwy kosmiczny włóczęga. Statek pędził w naszš stronę z nieprawdopodobnš prędkociš. W tym momencie Olga nadała ze swego statku jeszcze bardziej nieprawdopodobnš wiadomoć: jej MUK stwierdził, że obcego gwiazdolotu nie ma!
Oleg pospiesznie przeprowadził odpowiednie obliczenia i potwierdził tę wiadomoć.
 Bzdura!  wykrzyknšłem ze złociš.  Mam serdecznie dosyć zjaw i duchów. Chyba że to znowu jaki fantom, tym razem kosmiczny, a nie planetarny.
 Fantomy sš tworami fizycznymi, realnie istniejšcymi obiektami, udajšcymi inne realnie istniejšce obiekty  zauważył Oleg.  A tego statku po prostu nie ma, chociaż wyranie go widzimy.
Nasz MUK jeszcze raz sprawdził doniesienie Olgi. I znów okazało się, że przestrzeń wokół nas jest kompletnie pusta, że w naszš stronę pędzi niematerialna zjawa. Udałem się do laboratorium Ellona.
Zastałem już tam Orlana, Gracjusza i smoka jak zwykle rozcišgniętego pod wolnš cianš sali. Ellon zawzięcie perorował, lecz na mój widok umilkł.
 Ellonie  powiedziałem  na ekranach widzimy obce ciało, ale pola poszukiwawcze nie wykazujš jego obecnoci. Czy potrafisz przystępnie wytłumaczyć mi ten paradoks?
 Przystępnie nie potrafię  odparł Demiurg z lekkš pogardš.
 A nieprzystępnie?
 Obserwowany przez nas gwiazdolot nie istnieje w naszym czasie.
Wymieniłem spojrzenia z Gracjuszem i Orlanem, potem spojrzałem na smoka. Rozumieli nie więcej niż ja. Opodal siedziała Irena i to, z jakim zapałem potakiwała każdemu słowu Ellona zdawało się wiadczyć o tym, że przynajmniej dla niej wszystko jest jasne i oczywiste.
 Nie istnieje w naszym czasie? W jakim zatem, do diabła, czasie ta zjawa pędzi w naszym kierunku?!
 Dla nas pędzi ona z naszej przyszłoci w naszš teraniejszoć.
 A nie z przeszłoci w teraniejszoć?  zapytałem bezradnie, bo wyjanienie Ellona było z gatunku tych, które raczej zaciemniajš sytuację.
 Z przeszłoci w teraniejszoć pędzimy my. A cilej mówišc nieustannie odsuwamy naszš teraniejszoć ku przeszłoci. Czas zwišzany jest z nami na zasadzie reakcji: popycha nas ku przyszłoci, a sam oddala się w przeszłoć. Ruch obcego jest niczym strzał z przyszłoci w teraniejszoć. Jego czas nie odbija się od niego, lecz pędzi wraz z nim, jak gazy prochowe w lufie armaty pędzš za pociskiem.
 Strzał z przyszłoci?  zastanowiłem się nad tym porównaniem.  Ale przecież widzimy obcy gwiazdolot, widzimy go w naszej teraniejszoci już od dwóch godzin, a przez ten czas ówczesna teraniejszoć stała się już przeszłociš. Innymi słowy statek istnieje w teraniejszoci i przeszłoci, a nie w przyszłoci!  powiedziałem tńumfalnie.
Demiurg jednak dobrze przemylał swojš koncepcję.
 Widzimy w teraniejszoci jego cień  powiedział  cień padajšcy z przyszłoci i poprzedzajšcy pojawienie się realnego obiektu. Cień zmniejsza się, a zatem gwiazdolot zbliża się ku nam z przyszłoci. Kiedy ów cień pokryje się z obiektem, statek pojawi się realnie.
 Nie przeskoczy z teraniejszoci w przeszłoć?
 Sšdzę, że zabraknie mu energii, aby pokonać temporalne zero zwane również teraniejszoć, obecnie lub współczesna chwila.
 Słyszysz, Olegu?  zapytałem przez stereofon.  Jeli hipoteza Ellona jest słuszna, to zderzenie eskadry z obcym gwiazdolotem nie grozi żadnym niebezpieczeń-stwiem, gdyż zetkniemy się z nim w punkcie, w którym teraz się znajdujemy, podczas gdy on sam pozostanie w naszej przyszłoci. Rozumiesz to?
Oleg odparł, że postara się uniknšć kontaktu z obcym statkiem bez względu na to, w jakim czasie ten istnieje.
A niebawem nastšpiło spotkanie, i to dokładnie takie, jak przewidział Ellon.
Oleg uformował eskadrę w piercień, ku rodkowi którego pędził obcy statek. Właciwie nie pędził, tylko leciał coraz wolniej, by wreszcie zatrzymać się w pewnej odległoci od płaszczyzny naszego szyku i zawisnšć nieruchomo w przestrzeni: widocznie dotarł do punktu, w którym rozpoczęła się inwersja czasu i to było akurat nasze teraz.
Eskadra otoczyła obcy statek i czekała aż się realnie pojawi, gdyż nadal nasze pola poszukiwawcze nie stwierdzały jego fizycznej obecnoci. I nagle obcy wtargnšł do naszego czasu.
Wyranie teraz widoczny gwiazdolot przypominał limaka zwiniętego z potrójnych spiralnych piercieni. Ani
ludzie, ani Demiurgowie i Galaktowie nie znali podobnych konstrukcji. Aparat był całkowicie przezroczysty, jakby nie posiadał żadnej powłoki i zbudowany był wyłšcznie z migotliwego gazu, zwiniętego przez nieznane siły w trzypiętrowš spiralę. Jedynie na szczycie limaka wznosiła się ciemna narol wielkoci naszej sali zebrań, najwidoczniej pomieszczenia załogi. MUK doniósł, że znajdujš się w niej jakie nieprzejrzyste ciała.
Po raz pierwszy zobaczyłem zdumionego Ellona.
 Eli!  wykrzyknšł Demiurg, zapominajšc o moim tradycyjnym tytule.  Eli, czy pan wie, co to jest za bryła? To dokładny odpowiednik limaka grawitacyjnego, z pomocš którego wypchnšłem z naszej przestrzeni drapieżnš planetę!
Smok był zdumiony nie mniej od Ellona:
 To nieprawdopodobne!  wykrzyknšł.  A zatem mogš istnieć konstrukcje, które same sobie potrafiš dać grawitacyjnego kopniaka!...
Gwiazdolot nie reagował na żadne sygnały i nic nie wskazywało na to, że w ogóle zostalimy przezeń zauważeni. Gracjusz wyraził przypuszczenie, że statek jest istotš żywš, która zginęła podczas lotu pod pršd czasu. Po spotkaniu z drapieżnymi planetami jego hipoteza nikogo nie zaskoczyła.
Oleg polecił wysłać planetolot w pobliże obcego statku. Dowodzšcy nim Osima obleciał limaka wokół, wysondował go polami, ale nie odnalazł żadnego włazu. Wówczas postanowił oddzielić kabinę od reszty konstrukcji. Operacja się powiodła, ale kadłub z migotliwego gazu rozpadł się, zamienił w rzadkš chmurkę ciemnego pyłu.
Planetolot przybił do kei Koziorożca. Dziarski Osima wykrzyknšł rubasznie:
 Przywiozłem akwarium! Obcy astronauci sš w rodku, ale niestety martwi i to martwi od wielu milionów lat, jeli Ellon się nie myli i mamy do czynienia nie z gwiazdolotem, lecz z maszynš czasu!
Wewnštrz kabiny leżało szeć ciał. Martwych, choć niegdy bez wštpienia były to istoty żywe. Przezroczyste cianki kabiny przypominały ekrany siłowe rozpięte na równie przezroczystym szkielecie.
 Kabinę najlepiej będzie rozmyć  powiedziała Irena.  Zrobiš to bez trudu nasze generatory pola ochronnego pracujšce na biegu rewersy j nym.
Istotnie, pompy siłowe z łatwociš wchłonęły ciany kabiny i martwe ciała wypadły na zewnštrz.
Nic nie wskazywało na to, aby tragiczna dla obcych astronautów katastrofa miała zdeformować ich ciała. Ale i tak były to bardzo dziwne istoty!
Przypominały po trosze nas wszystkich  Ludzi, Demiurgów, Galaktów, Anioły, a nawet smoki  i były jednoczenie nieskończenie od nas inne: każda miała głowę, twarz i włosy na głowie, ale te włosy miały gruboć palca i przypominały węże; miała oczy, a tych oczu było trzy... Każda z tych istot miała również okršgły otwór peł-nišcy rolę ust, w tej chwili u każdej z nich półotwarty.
Niewielka głowa spoczywała na potężnym czarnym ciele pajška, opierajšcym się na dwunastu opatrzonych w osiem stawów nóg gruboci ludzkiej ręki.
 Żywe!  wykrzyknšł podniecony Lusin, rzucajšc się ku jednej z rozpostartych na podłodze istot.  Rusza się!
Gracjusz pospiesznie chwycił go za rękę i zatrzymał. Z potężnych ršk Galakta Lusin nie mógł się wyrwać, ale coraz głoniej wykrzykiwał, że jeden z obcych żyje.
Teraz i ja zobaczyłem, że jedna z nóg pajškokształ-tnego poruszyła się, a potem drgnęły też wężowłosy na jego głowie. Nieznajomy spróbował unieć się z ziemi i znowu upadł. Dwoje jego dolnych oczu otwarło się z wysiłkiem, popatrzyło na nas nieprzytomnie i znów się zamknęło, po czym astronauta ponownie stracił przytomnoć.
 Pozostała pištka jest martwa, ale tego da się chyba jeszcze ocucić  powiedział Oleg.  Gdzie go umiecimy?
Ellon poprosił, żeby pozwolono mu zabrać przybysza do siebie. Wprawdzie jego laboratorium jest doć ciasne, ale dla takiej niecodziennej istoty miejsce zawsze się znajdzie. A ponadto reanimacja pajškokształtnego może wymagać urzšdzeń techniczych, których nie ma nigdzie indziej na statku.
Oleg zgodził się z argumentacjš Demiurga, za Romero zwrócił się do obecnych:
 Szanowni przyjaciele, czy pozwolicie, że naszym nowym dwunastonogim znajomym nadam nazwę Aranów?
Zapytalimy go, dlaczego wybrał włanie tę nazwę, na co Romero wyjanił, że słowo aran w starożytnych językach ziemskich kojarzy się w jaki sposób z wizerunkiem pajška, a obcy bez wštpienia przypominajš pajški.
 Przypominajš również Altairczyków  zauważyłem  tyle że tamci sš znacznie sympatyczniejsi.
 Sympatyczniejsi, bardziej przyjani i niewštpliwie o wiele niżej rozwinięci od Aranów  zakonkludował Paweł.
Póniej wielokrotnie wspominałem, z jakš precyzjš Romero na ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin