Ostatnia Brama Herrel nie podszedł do mnie, tylko osunšł się na kolana i ramieniem wsparł o skałę. Wpił we mnie zielone oczy. Jego twarz bardziej przypominała oblicze zjawy niż człowieka. - Zabiłem... - Zjednoczyłe! - Przysiadłam obok niego. - Tamta druga Gillan musiała umrzeć, żebym ja znów stała się całš. Całš! Twój miecz mnie wyzwolił! Herrel schylił głowę na przerzucone przez skałę ramię i jego twarz znikła mi z oczu. Sięgnęłam ku niemu rękš, ale nie poczułam materialnego, sprężystego ciała, tylko uginajšcš się, miękkš substancję. - Herrelu! - Wprawdzie widziałam go jako cień, lecz spodziewałam się, że dotknę człowieka. To odkrycie mnie przeraziło. Podniósł głowę i spojrzał na mnie. - Jestem zbyt rozcišgnięty... Wróć do... Hyrona - wykrztusił. Te zdania wypowiedział z długimi przerwami. - Nie, Herrelu...! Lecz głowa mojego obrońcy opadła na ramię i więcej już jej nie podniósł. I znowu obudził się we mnie gniew, a wraz z nim wola i moc. Wstałam i zawołałam, tym razem nie błagalnym, ale rozkazujšcym tonem: - Hyronie! Zwielokrotnione echa tego okrzyku odbiły się od cian nieznanej doliny i połšczyły z wibracjami wywołanymi przez zbliżajšcš się burzę. Czy mój głos dotrze z jednego wiata do drugiego? - Hyronie! - powtórzyłam w ten sam sposób. Zauważyłam jakie migotanie, jakby zmianę w powietrzu, błyski, za którymi poruszały się cienie... - Chod! - odebrałam cichš odpowied. - Herrelu! - Nachyliłam się, próbujšc podnieć bezwładne ciało. Lecz równie dobrze mogłam czerpać dym w dłonie, ponieważ nie natrafiłam na nic materialnego, co mogłabym uchwycić. - Herrelu! Podniosłam wzrok. Tamto poruszenie w powietrzu uspokajało się. Mielimy może tylko kilka sekund... - Herrelu! - Po raz drugi starałam się go obudzić, ale bez rezultatu. I kiedy znowu spojrzałam w górę, lnienie oznaczajšce Bramę Między wiatami zniknęło. Ukryłam twarz w dłoniach, próbujšc opanować rozpacz. Hyron ostrzegł mnie, że nie mogš długo utrzymać otwartej bramy, a może raczej nie chcieli. Teraz pozwolili jej się zamknšć, my za pozostalimy w pułapce tego innego, koszmarnego istnienia. Uklękłam obok Herrela. Nie żył czy umierał, a może tylko był ciężko ranny? Dlaczego wyglšdał jak cień, podczas gdy moje ciało było prawdziwe i materialne? A może tylko tak mi się wydawało i dla Herrela to ja byłam cieniem? Jeli tak się rzeczy miały, jeżeli on również uważał się za prawdziwego... Ożyło mi w pamięci przelotne wspomnienie łoża, na którym oboje leżelimy, kiedy wysłano nas w tę niebezpiecznš drogę. Czy nasze ciała nadal tam spoczywajš, my za przybralimy inne kształty w tej obcej krainie? - Herrelu? - Nie mogłam go dotknšć, zabandażować jego ran ani ulżyć mu w cierpieniu. A jeli mogłam? Odnalazłam drugš Gillan i wyrzuciłam to, co niš zawładnęło. Ale zdołałam to uczynić tylko dlatego, że była częciš mnie. Nie mogłam wejć w Herrela. A może nie ja sama, snułam dalej rozważania, może potrafię podzielić się z nim czšstkš mojej woli, instynktu życia? Była to słaba nadzieja, jednakże tylko ona mi pozostała. Objęłam ramionami kolana i oparłam o nie głowę. Skoncentrowałam się na Herrelu. Nie takim, jakim go zobaczyłam podczas naszego pierwszego spotkania, ale na Herrelu z chwili, gdy stał obok zalanego księżycem kamiennego filaru i przywoływał znane sobie siły, by mnie uratować. Na takim Herrelu się skupiłam - pragnšc widzieć włanie jego, a nie leżšcy obok mnie cień. Wydawało mi się, że idę po omacku ciemnym korytarzem, uciekajšc przed niewidzialnymi przeladowcami. W dodatku od tego korytarza odchodziło wiele innych, w których łatwo mogłam się zgubić. Usiłowałam uczynić mojš wolę widzialnš, materialnš... sięgnšć, dotknšć, zjednoczyć się z tym Herrelem, o którym mylałam, zapomniawszy o wszystkim innym. Księżyc srebrzył jego obnażone barki i ten sam blask spływał na stojšcy za nim samotny obelisk. Czułam słodki zapach kwiatów, słyszałam głos Herrela piewajšcego w nieznanym języku, wypowiadajšcego słowo, które za nim powtórzyłam. Wzywał Neave... Neave! Uczyniłam z tego imienia kotwicę dla mojej woli. Neave-Herrel - i skoncentrowałam całš siłę pragnienia na mężczynie, który wtedy stał w blasku księżyca. - Gillan? Byłam tak pochłonięta mylami, że powtórzył to być może kilka razy, zanim go usłyszałam. - Gillan? Przechyliłam głowę wcišż opartš na ramionach i otworzyłam oczy. Leżšcy obok mnie cień podniósł głowę i mnie obserwował. - Herrelu? Ty żyjesz? - O tyle o ile, ale co ty tu robisz? Brama... - Raptownie usiadł. - Przecież nie mogli tak długo utrzymać otwartej bramy. - Tak powiedział Hyron - odparłam bez zastanowienia. Zielone iskierki oczu znów zwróciły się w mojš stronę. - Hyron! Powiedział ci, więc czemu nie odeszła? Nie odpowiedziałam. Widmowa ręka zacisnęła się w pięć i uderzyła w skałę. - Czemu nie odeszła? Dlaczego odbierasz mi resztki dumy i godnoci, Gillan? Słowa Herrela bardzo mnie zaskoczyły. Póniej zrozumiałam, że jego rozumowanie i obyczaje mogš całkowicie różnić się od moich i że sprawiłam mu ból, chociaż chciałam leczyć. Dałam mu więc jedynš odpowied, jaka mi pozostała: - A czy ty by tak postšpił w odwrotnej sytuacji? Na widmowej twarzy nie można odczytać uczuć, a wyraz oczu Herrela nie zmienił się. Zapanowało między nami milczenie aż do chwili, gdy odważyłam się je przerwać. - Jeżeli ta brama została zamknięta, to gdzie jest taka, którš moglibymy otworzyć? - Nie znaczyło to, iż oczekiwałam, że mi jš wskaże, ale chciałam, by przestał koncentrować się na sobie i zainteresował się wiatem zewnętrznym. - Nie znam żadnej. Hyron wprowadził cię w błšd, jeli sugerował, że taka może istnieć. - Hyron dawał mi tylko same przestrogi. Lecz już po raz trzeci znalazłam się w tej krainie. W dwóch poprzednich wypadkach mylałam, że nię. A ze snów można się obudzić. - Sny? - Herrel ponownie się poruszył i tym razem bardziej energicznie. Dotknšł rękš żeber, jakby badał ostrożnie ranę. - Gillan... ja... moja rana! Już nie krwawię! Mogę się poruszać... - Wstał i odszedł od skały, o którš przedtem się opierał. - Jestem znów cały i zdrowy! Jakich czarów użyła, moja pani czarownico? - Nie wiem, naprawdę nie wiem. Tylko tego... - I opowiedziałam mu o próbie z wolš i mocš. - Neave! Odwołała się do Neave, a teraz mówisz o snach. Sny... Wycišgnšł rękę, jakby chciał przytulić mnie do siebie. Poczułam, że otoczyło mnie całkiem bezsilne pasmo mgły. Herrel cofnšł się. - Co to znaczy? - szepnšł głoniej. - Jeste dla mnie cieniem - powiedziałam mu pospiesznie. Podniósł rękę i trzymał jš przed oczyma, jakby chciał się uspokoić i nabrać otuchy. - Przecież jeste materialna! Ciało, koci... - Jeste dla mnie cieniem - powtórzyłam. - Sny! - Herrel jeszcze raz uderzył pięciš w skałę. - Jeżeli teraz oboje znajdujemy się w wiecie snów... - To jak się obudzimy? - Tak, przebudzenie... Rozrzedzona, wiotka postać odwróciła się. Herrel rozejrzał się wokoło, jakby szukał w nieznanej dolinie sposobu na wyrwanie nas z tego koszmaru. - Opowiedz mi wszystko, co zapamiętała o tym wiecie! Nie wiedziałam, dlaczego chciał, żebym wróciła mylš do przebytej drogi, ale posłuchałam jego rozkazu. Mówiłam o lesie, o przylocie pokracznego ptaka... - Ptaka? - przerwał mi w tym miejscu i zażšdał opisu ptaka. Potem rzekł: - A więc przynajmniej w ten sposób dotrzymali przysięgi. To był przysłany przez Kompanię przewodnik. Dokšd cię zaprowadził? Opisałam wędrówkę przez bagno, opowiedziałam o dotarciu do zalanego wiatłem kręgu, w którym odnalazłam jego i gromadę moich sobowtórów. - Tak, tam się obudziłem. Widziałem, jak przeszły przez to miejsce tam i z powrotem. Wiedziałem, że tylko jedna jest prawdziwa i że tylko ty możesz jš odszukać. Lecz to nie daje nam żadnej wskazówki co do bramy i naszego przebudzenia... - Czy pozostał nam jaki klucz? - Grzmoty stały się coraz głoniejsze. Zbliżała się szalejšca dotšd w górach burza. Mojš uwagę zaprzštnęło uczucie, że zawisło nad nami niebezpieczeństwo. Odniosłam wrażenie, że ten widmowy wiat gromadzi siły, aby rozprawić się z intruzami, jakimi dla niego bylimy. - Nie wiem. Ale dopóki możemy ić i myleć, może nadal mamy jakš szansę. Zastanawiam się... - Herrel odwrócił głowę, jakby badał wzrokiem wšskš dolinę, i dodał: - Tamten zalany wiatłem kršg to na pewno miejsce jakiej mocy. I równie dobrze włanie tam możemy znaleć odpowied... - Przedtem zawsze budziłam się w lesie - podsunęłam, chociaż nie cieszyła mnie myl o powrotnej drodze przez bagno, w dodatku bez przewodnika. - Wtedy niła na ich rozkaz i na rozkaz się budziła - wyszeptał ochryple Herrel. - Jeżeli mamy teraz stšd odejć, to tylko dzięki naszej połšczonej woli. Mylę też, że w razie potrzeby możemy zaczerpnšć mocy nie zwracajšc uwagi na jej pochodzenie... - A jeli ta moc jest zła i niebezpieczna dla ludzi? - Nie sšdzę, żeby to miejsce zalane wiatłem dało się okrelić jako dobre albo złe. Weszlimy tam tak samo, jak polujšce na nas istoty z tego wiata. Ta moc nie wzięła udziału w walce po żadnej stronie. Trzymała się z daleka, pozostawiajšc nas samym sobie. Powiedz mi, jak wypędziła panów pajškokształtnych psów? Tego nie zrozumiałem... - Mylę, że gniewem - odparłam, ale zastanowiłam się nad słowami Herrela. Nigdy w życiu nie opanował mnie podobny gniew, taki silny, zmiatajšcy przed sobš wszystko z drogi. Czyżby jaka moc z kamiennego kręgu rozpaliła go i podsycała? Czy Herrel słusznie przypuszczał, że moglibymy wykorzystać siłę, która tam mieszkała? Kiedy powiedziałam, że w tym wiecie nie było podziału na dni i noce. Lecz teraz wszystko wokół nas pociemniało. Albo nadcišgała z gór burza, albo zbliżała się noc, której poprzednio nie widziałam. Poszlimy w tym półmroku w górę zbocza i wrócilimy do otoczonego murem kręgu. We wnętrzu nadal wirował żółtawy blask, a wokół bramy znajdowały się małe, białe kopczyki. Herrel...
sunzi