Nowy15(1).txt

(21 KB) Pobierz
Z bestii w człowieka


Wydało mi się, że podróżujšc w mronš, zimowš noc nagle zobaczyłam przed sobš otwarte drzwi gospody, pełnej ciepła i wiatła, obiecujšcej towarzystwo ludzi takich jak ja. Dlatego opuciłam bezpiecznš, owietlonš księżycowym blaskiem wysepkę i wybiegłam na spotkanie tego, który jechał tu z takim popiechem.
- Herrelu! - Wycišgajšc ręce zawołałam do niego tak jak wtedy, gdy na krótkš chwilę połšczyłam się z drugš Gillan.
Wtem w powietrzu między nami pojawił się zielony blask będšcy cechš charakterystycznš Jedców Zwierzołaków, zwinšł się jak wšż, grożšc mi... A kiedy zniknšł...
Już raz widziałam bestię skulonš na półce skalnej, zanim z niej nie zeskoczyła, by zapolować na Ogary z Alizonu. Ale wówczas tylko obserwowałam jš w działaniu. Teraz utkwiła we mnie oczy i warknęła, odsłaniajšc długie kły... Zrozumiałam, że nic nie pozostało z tej istoty, do której mogłabym dotrzeć.
- Herrelu! - Nie wiem, dlaczego wymówiłam to imię, przecież człowiek zniknšł.
Potykajšc się, próbowałam się cofnšć, podczas gdy długa, srebrzysta sylwetka przylgnęła do ziemi, szykujšc się do skoku. Zrozumiałam, że patrzę w oczy mierci. Czułam za sobš twardy grunt pagórka, ale nie odważyłam się odwrócić plecami do bestii i wspišć na nieco bezpieczniejsze miejsce w górze.


Miałam za pasem myliwski nóż, lecz po niego nie sięgnęłam. Nie pokonam drapieżnika stalš. Zresztš chyba każda broń byłaby teraz nieużyteczna niczym trzcina odbijajšca cios miecza.
Spojrzałam prosto w zielone oczy, w których nie dostrzegłam nic ludzkiego, które stały się lepiami bestii. We wnętrzu dzikiego zwierza nadal przebywał Herrel, ukryty, wtopiony. A może człowiek nie mógł ponownie wyłonić się z górskiego kota? Jeżeli za pomocš swojej woli - mojej mocy - odnajdę ukrytego człowieka, może zdołam przycišgnšć go na powierzchnię. Bo wolałam stanšć na wprost rozgniewanego mężczyzny, niż polujšcej na mnie bestii.
- Herrelu... Herrelu... - Błagałam go raczej mylš niż głosem. - Herrelu...
Jednak nic się nie zmieniło, tylko z gardła zwierzęcia wydobył się cichy, przytłumiony dwięk. Oczekiwania... głodu...? Mój umysł z obrzydzeniem wzdrygnšł się przed tš mylš, a uwaga niemal rozproszyła. Mimo to walczyłam za nas dwoje najlepiej jak umiałam.
Nagle spłaszczone przy okršgłej głowie uszy uniosły się lekko i górski kot zaryczał zupełnie tak samo, jak przed atakiem na Ogary z Alizonu.
- Herrelu!
Pokręcił głowš z boku na bok. Póniej potrzšsnšł niš energicznie, jakby chciał się pozbyć irytujšcego dotknięcia. Przednia łapa z wysuniętymi pazurami zrobiła pierwszy ukradkowy ruch, który mógł zakończyć się tylko skokiem łowcy.
- Jeste człowiekiem, a nie bestiš... Jeste człowiekiem! Rzuciłam w niego te słowa, chociaż zachwiało się we mnie przekonanie, iż człowiek krył się w kocie. To była jego ojczyzna. Jakš nowš mocš władał albo z jakiego nowego ródła mógł jš czerpać?
- Herrelu...!
Dawno temu zgubiłam talizman zabrany z High Halla-cku. Nie znałam żadnej rzšdzšcej tym krajem mocy, przed którš mogłabym się odwoływać czy protestować. Wiedzia-
 - Rok Jednorożca                                                          

łam, że potwór zaraz mnie zabije. A bardzo trudno jest nie stracić odwagi, kiedy stoi się samotnie, z rozłupanš tarczš i złamanym mieczem, jak ja wtedy stałam.
Krzyknęłam głono - już nie jego imię - bo ten, kogo znałam jako Herrela, zniknšł tak, jakby rozdzieliła nas mierć. Zamknęłam oczy, gdy mojš słabš moc zmiażdżył wybuch nienawici. Bestia skoczyła.
Ostry ból przeorał ramię, którym w ostatniej chwili zasłoniłam twarz. Jaki ciężar przygniótł mnie do zbocza pagórka, tak że nie mogłam się poruszyć. Nie chciałam spojrzeć na to, co mnie schwytało, nie mogłam.
- Gillan! Gillan!
Poczułam, że objęły mnie ludzkie ramiona! Pazury bestii już nie rozszarpywały mi ciała. Usłyszałam ochrypły ze strachu i bólu głos, nie za warczenie kota.
- Gillan!
Otworzyłam oczy, Herrel pochylał nade mnš głowę i na jego twarzy dostrzegłam takš mękę, że mojš pierwszš reakcjš było zdziwienie. ciskał mnie tak mocno, że na pewno pozostawił siniaki na plecach i ramionach. Oddychał szybko.
- Gillan, co ja zrobiłem?
Porwał mnie na ręce, jakbym była lekka niczym piórko, i zaniósł na płaski szczyt pagórka. Księżyc wiecił bardzo jasno.
Herrel bardzo delikatnie (nigdy nie podejrzewałabym, że może być taki delikatny) wyprostował mi ramię. Dwa wielkie rozdarcia. Tkanina opadła, odsłaniajšc ociekajšce krwiš szramy.
Na ich widok krzyknšł głono, a potem rozejrzał się dziko, jakby szukał czego, co mógł przywołać za pomocš woli.
- Herrel?
Spojrzał mi w oczy i skinšł głowš.
- Tak, Herrel, teraz jestem Herrelem! Oby żółta zgnilizna przeżarła ich koci, a To-Co-Przemierza-Szczyty pochłonęło ich dusze. Żeby tak ciebie skrzywdzić, ciebie! W lesie sš zioła, przyniosę...


- W mojej torbie również sš lekarstwa... - Ból jak roztopiony metal płynšł w górę mego ramienia, przenikał do barku, ból tak ciężki, że oddychałam z trudem, powiata księżyca wirowała, a obeliski kołysały się tam i z powrotem... Zamknęłam oczy. Poczułam, że Herrel wycišgnšł torbę spod pledu, i próbowałam się skupić, by mu powiedzieć, którego balsamu ma użyć. Ale kiedy znów położył mi dłonie na ramieniu, krzyknęłam głono i utonęłam w głębinie, w której nie było ani bólu, ani wiadomoci.
- Gillan! Gillan!
Poruszyłam się, nie chcšc opucić uzdrawiajšcego mroku, lecz to wołanie szarpało mnš coraz silniej.
- Gillan! Na Jesion, na Młot, na Brzeszczot, który nigdy nie rdzewieje, na Jasny Miesišc, na Blask Neave, na Krew, przelanš dla Tego, do Którego jestem podobny...
Ten pomruk pływał nade mnš i wokół mnie, splatajšc sieć, żeby mnie wycišgnšć ze spokojnej toni, w której leżałam.
- Gillan, czas nagli... Na Kwiat miertnicy, na Bicz z Gorthu, na Ognie Zwierzołaków... Wróć!
Musiałam posłuchać tych głonych słów, które brzmiały jak zew bojowy. Otworzyłam oczy. Otaczało mnie wiatło zielonych płomieni. Słodki zapach zakręcił mi w nosie, a płatki kwiatów musnęły policzki, kiedy odwróciłam głowę, żeby zobaczyć tego, który przywołał mnie z powrotem. Herrel stał przed srebrnym obeliskiem, a jego obnażone do pasa ciało również miało srebrnš barwę. U jego stóp leżała kolczuga i skórzany kaftan. Ramiona i barki Jedca przecinały ciemnoczerwone pręgi; na niektórych zakrzepły krople krwi. W rękach trzymał ułamanš w połowie gałš.
- Herrel?
Podszedł szybko i padł na kolana obok mnie. Wyglšdał jak wojownik, który dopiero co wrócił z pola walki, o wychudzonej, zmęczonej twarzy, zbyt wyczerpany, żeby go obchodziło, czy zwyciężył, czy też musi poznać gorycz porażki. Ale gdy na mnie spojrzał, ożywił się. Wycišgnšł rękę, jakby chciał dotknšć mojego policzka, lecz opucił jš na udo.
- Gillan, jak się czujesz?


Oblizałam wargi. Gdzie w głębi mnie co się zaniepokoiło i poruszyło, jakby po co daremnie sięgnięto. W ramieniu poczułam lekki ból będšcy tylko wspomnieniem tego, który przedtem mnš targał. Usiadłam powoli. Herrel nie próbował mi pomóc. Miałam zabandażowane ramię, poczułam też ostrš woń dobrze znanego balsamu - więc Jedziec przeszukał mojš torbę. Mój ruch spowodował, że spadła ze mnie kaskada kwiatów i popiesznie porwanych na kawałki lici o ziołowym zapachu. Leżałam pod ich grubš warstwš.
Herrel zrobił rękš jaki gest. Zielone wiatła zgasły. Nie wiedziałam, skšd się wzięły, nie pozostał też po nich żaden lad.
- Jak się czujesz? - powtórzył Jedziec.
- Dobrze, mylę, że dobrze...
- Niezupełnie. I czas... czas nagli!
- Co masz na myli? - zapytałam podnoszšc garć kwiatów i aromatycznych lici, żeby je powšchać.
- Jest was dwie...
- To wiem - wtršciłam.
- Może jednak nie wiesz wszystkiego: że można na jaki czas podzielić człowieka na dwoje - chociaż to szaleńczy i zły czyn. Lecz jeli te dwie częci ponownie się nie spotkajš, jedna znika...
- Tamta druga Gillan... odejdzie? - Płatki kwiatów wypadły mi z ręki i znów poczułam w piersi dobrze znany chłód i głód, którego nie może zaspokoić żaden materialny pokarm.
- Albo... ty! - odparł po prostu Herrel, ale przez chwilę nie zrozumiałam jego słów. Chyba wyczytał to z mojej twarzy, gdyż wstał i z całej siły uderzył pięciami w kamienny obelisk, jakby to było oblicze wroga.
- Oni zrobili to mylšc, że ty... ty tutaj, przy mnie... umrzesz tam na Pustkowiu albo w górach. Ta kraina ma potężne zabezpieczenia.
- Wiem o tym.
- Nie wierzyli, że przeżyjesz. A gdyby umarła, wtedy stworzona przez nich Gillan stałaby się całš. Niezupełnie


takš jak ty, tylko w niewielkim stopniu. Lecz kiedy przybyła do Arvonu, dowiedzieli się o tym. Powiedziano im, iż jaki obcy wtargnšł do naszego kraju i odgadli, że to była ty. Wówczas znów odwołali się do magii i...
- Posłali ciebie - powiedziałam cicho, gdy nie dokończył.
Odwrócił głowę i znów widziałam jego twarz. Nie spodobało mi się to, co zobaczyłam. Nie znałam słów, które zabliniłyby tę duchowš ranę, tak jak moje balsamy i maci mogły uleczyć obrażenia ciała.
- Powiedziałem ci podczas naszego pierwszego spotkania, że nie jestem taki jak oni. Jeli zechcš, mogš mnie sobie podporzšdkować albo olepić. Zrobili tak wtedy, gdy powołali do istnienia tamtš Gillan, która mnie porzuciła i poszła do Halse'a - a on tego pragnšł od samego poczštku!
Zadrżałam. Halse! Czy ta druga czšstka mojej istoty leżała uszczęliwiona w objęciach Halse'a, czy witała go z radociš? Ukryłam twarz w dłoniach, czujšc, że wstyd pali mnie płomieniem. Nie... nie...
- Przecież ja jestem sobš... - Nie umiałam dostatecznie jasno wyrazić oszołomienia, które mnie ogarnęło. - Mam ciało -jestem prawdziwa...
Ale czy aby na pewno? W tej krainie byłam widmem, zjawš, podobnie jak jego mieszkańcy byli dla mnie zjawami. Przesunęłam rękš po zabandażowanym ramieniu, z zadowoleniem witajšc ból, który towarzyszył dotknięciu, ponieważ wiadczył o prawdziwoci ciała uginajšcego...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin