Nowy20(1).txt

(16 KB) Pobierz
ROZDZIAŁ XI
   
   
   Budowa Slanderscree postępowała szybko, zgodnie z ich najmielszymi marzeniami, pomimo icie królewskich jęków cierpienia, jakie wydawał z siebie Landgraf Torsk Kurdagh-Vlata na widok nie kończšcej się listy wydatków. Dwięki te harmonizowały wspaniale z nieustannym wyciem wiatru.
   Podczas pierwszego przeskoku iskry w prowizorycznej kuni September oparzył sobie rękę, jednak po godzinie wytężonej pracy i przekleństw oporny kawał maszynerii zaczšł działać idealnie. Niewštpliwie przejęty nabożnš czciš i przekonaniem, że na tym wiecie, jak się okazało, istniejš żywioły potężniejsze niż on sam.
   Podczas gdy Skuę oblewały w kuni siódme poty, Williams i Eer-Meesach biegali tam i z powrotem od portu do wioski z dziesištkami rysunków i poprawek, a du Kane nadzorował samš budowę, Ethan miał niewdzięczny obowišzek zajmowania się tysišcami drobnych szczegółów. Aż nie mógł uwierzyć, że budowa prymitywnej tratwy może wymagać tylu drobnych decyzji i budzić tyle wštpliwoci, które na miejscu trzeba było rozstrzygać. Chyba nawet międzygwiezdna rakieta transportowa nie mogła być bardziej skomplikowana. Dopasowano zgodnie z planami bršzowo-zielone płótno żaglowe, pomierzono i przycięto dziesištki metrów lin z pika-piny. Trzeba też było dopilnować sprowadzania na dół do lodowego doku nowych skrzyń ze wieżo wykutymi sworzniami i wyposażeniem. Budowana z równym udziałem potu i inwektyw Slanderscree zaczynała nabierać kształtu.
   I jeszcze co zaczynało nabierać kształtu, a to podobało się Ethanowi dużo mniej niż budowa tratwy. A mianowicie nie ustajšce usiłowania Elfy, by zostać czym więcej niż tylko jego przygodnš znajomš. Pewnego dnia wciekł się na niš, chociaż mogło to zostać uznane za obrazę dla Landgrafa i zaszkodzić ich sprawie. Ku jego zaskoczeniu jednak przyjęła to raczej spokojnie  niemal jak gdyby na to czekała. Póniej nie zaczepiała go już. Ethan był zaintrygowany, ale postanowił nie dociekać powodów. Chwilowo wygrywał na punkty. Lepiej, żeby tak zostało.
   Pomimo opónień i nieuniknionych nieporozumień wynikajšcych z problemów językowych, pomimo chwilowego zepsucia się elektrodynamicznej kuni, pomimo nie kończšcych się, trwajšcych godzinami wyjanień Williamsa, jak należy instalować skomplikowane olinowanie, nadszedł dzień, kiedy Slanderscree została ukończona, załadowana i przygotowana do odjazdu  chociaż Ethan miał nadal duże wštpliwoci, czy w ogóle da się jš ruszyć z miejsca.
   Tkwiła przy końcu pomostu Landgrafa, a tratwy handlowe, które pomykały u jej boków jak nartniki, karlały w jej obecnoci. Miała niemal dwiecie metrów długoci, trzy górujšce nad wszystkim maszty, bukszpryt i dziesištki ciasno zwiniętych żagli; promieniowała z niej trzymana w ryzach moc. Trański projekt, majšcy kształt grotu strzały, został wysmuklony do proporcji godnych igły. Tylko dwa płaty powietrzne psuły zuchwałš linię tratwy.
   Ranek wyznaczony na odjazd niczym szczególnym się nie wyróżniał. Typowy trański dzień  słoneczny, wietrzny i przejmujšcy zimnem do szpiku koci. W ostatniej chwili ładowano jeszcze ostatnie zapasy i częci zamienne. Spory tłum zrobił sobie wakacje od nie kończšcego się mozołu zarabiania na życie i przybył, żeby ich pożegnać, a może by nie stracić wspaniałej zabawy, jak się będš roztrzaskiwać. Było ich tylu, że nie miecili się na brzegu, stali nawet na lodzie. Kocięta ignorowały swoje matki i przemykały tam i z powrotem pomiędzy wielkimi płozami z duramiksu.
   Sir Hunnar wchodził na pokład jako naczelny dowódca ich militarnego kontyngentu, chociaż generał Balavere też wybierał się w podróż, ale z innego powodu. Kiedy był kocięciem, przeżył deszcz popiołu i goršcych kamieni z Miejsca-Gdzie-Krew-Ziemi-Płonie. Deszcz zaciemnił wtedy niebo nad Wannome na cztery dni. To Miejsce musiało być więte  a generał osišgnšł wiek, w którym takie sprawy robiły się coraz ważniejsze. Miał zamiar zobaczyć tę legendarnš górę. A starego Eer-Meesacha oczywicie nie powstrzymałoby nawet stado wygłodniałych krokimów.
   Na tratwie nie było naturalnie żadnej takiej starannie zorganizowanej piramidy odpowiedzialnoci, jak na pokładzie kosmicznego liniowca. Z tajemnej wiedzy Williamsa nie dało się też wycisnšć, jakie mogły być odpowiednie stanowiska na starożytnych kliprach ziemskich, poniżej rangi kapitana. Tak więc giermkowie Hunnara, Suaxus i Budjir, pojechali z nimi jako zastępcy Hunnara. A Ta-hoding zatrzymał dużš częć załogi ze swojej tratwy i to oni wykonywali jego rozkazy.
   Dobór giermków ukazywał jeszcze jednš cechę charakteru Hunnara. Żaden z nich nie należał do ludzi, jakich byłby wybrał Ethan: Suaxus był zawsze surowy i podejrzliwy, a Budjir tak małomówny, że sprawiał wrażenie po prostu głupiego, ale i jeden i drugi byli niemal do przesady kompetentni.
   Przy akompaniamencie hucznych wiwatów i okrzyków zachęty  niektóre były dobrodusznie nieprzyzwoite  zebranych mieszkańców miasta, załoga i pasażerowie weszli gromadnie na pokład. Wród żegnajšcych byli tacy, którzy przyjechali aż z odległego, położonego daleko na zachodnim cyplu Sofoldu, Ritsfasen.
   Landgraf stał przy doku w otoczeniu swoich co ważniejszych szlachciców i rycerzy. Kiedy wszyscy znaleli się na tratwie i cišgnięto trap, podniósł swojš laskę. W tłumie zapanowała pełna szacunku cisza.
    Przybylicie z dziwnego miejsca i do dziwnego miejsca się udajecie  rozpoczšł uroczycie.  W tym krótkim czasie, pomiędzy przyjazdem a odjazdem, dokonalicie czynów, które lud Sofoldu będzie pamiętał na zawsze. Powiedzielicie również, że wszechwiat jest ogromny, ogromniejszy, niż kiedykolwiek potrafilimy sobie wyobrazić, i że żyjš w nim tysišce stworzeń tak odmiennych od was, jak wy jestecie odmienni od nas. Pamiętajcie, że gdyby nawet te wiaty i istoty cišgnęły się w nieskończonoć, a wy pragnęlibycie wszystkie, co do jednego odwie  dzić, zawsze znajdziecie dom i ognisko dla was i dzieci waszych dzieci tutaj, w Wannome.
   Teraz jedcie. Jedcie z wiatrem.
    Z WIATREM  zawtórował mrocznie jak echo tłum. Potem kto wydał jaki grubiański odgłos i tłum wybuchnšł dzikim wrzaskiem i wiwatami.
    Reakcja do przewidzenia  zauważył autorytatywnie Hellespont du Kane.
    Tak? Może oni wiwatujš na naszš czeć, a może dlatego, że ich szanowny władca streszczał się w sposób godny podziwu  teoretyzował September, odwracajšc się. Ale czy aby w kšciku jego oka nie pokazał się lad wilgoci? Czy może było to tylko złudzenie, wywołane przez podrapane i sfatygowane gogle nieżne.
    W porzšdku, Ta-hodingu!  ryknšł do tyłu.  Zobaczymy, czy tej landarze uda się wyjechać cało z portu!
   Dziwne nowe komendy wydawano w zmodyfikowanej trańskiej terminologii żeglarskiej, podawano je po pokładzie z ust do ust i przekazywano na górę do marynarzy na stanowiskach w olinowaniu.
   Ethanowi wystarczyło popatrzeć, jak olbrzymi tubylcy w tym nieustannym huraganie wspinajš się na olinowanie między wanty i już zaczynało go telepać ze zdenerwowania. A będzie znacznie gorzej, kiedy wyjadš zza osłaniajšcej ich bryły wyspy. Ale potężne mięnie i opatrzone pazurami ręce i stopy pozwalały marynarzom nie tracić równowagi, kiedy jeden za drugim zielonobrunatne żagle zaczęły opadać w dół i łapać wiatr.
   Powoli, gładko Slanderscree zaczęła wylizgiwać się z portu, a okrzyki na brzegu przybierały na sile. Z oczami utkwionymi w żeglarzy uwijajšcych się nad ich głowami September podszedł do Ethana i z umieszkiem poklepał go po plecach.
    Ale, ale, mój chłopcze, czy udało ci się w końcu jako załatwić tę sprawę z córeczkš Landgrafa?
    Nic do załatwiania nie miałem  stwierdził Ethan.  Tak mi się zdawało, że co było na rzeczy, ale nie widziałem, by stała w pierwszym rzędzie tłumu i ze łzami machała mi na pożegnanie, kiedy odjeżdżalimy. Chyba nie.
    Ja też jej nie widziałem. Chociaż zauważyłem, że cieplej co patrzysz na córkę du Kanea.
   Dama, o której wspomniał, zniknęła pod pokładem jak tylko wsiedli, chcšc się schronić przed wiatrem. Czy to na tratwie, czy na łodzi, czy na zamku, ten wiatr był nie do wytrzymania.
    Duby smalone  odparował Ethan, przechylajšc się przez poręcz, żeby popatrzeć jak lód przemyka pod nimi.  Przecież to też człowiek. Po prostu musiała sobie w końcu z kim pogadać. Nie dziwi mnie to, że nie za wiele rozmawia ze swoim ojcem. A z pewnociš ani ty, ani Williams nie należycie do najbardziej urokliwych rozmówców w okolicy.
    Przepraszam, chłopcze, ale kiedy tylko jš spotkam, zawsze jest bez futra i warstwy ochronnej, mówišc metaforycznie. Na ten widok przechodzi mi chętka na przekomarzanie się.  Poklepał Ethana po ojcowsku i pogwizdujšc oddalił się beztrosko.
   Slanderscree wychodziła zza osłony góry. Załoga z coraz większš wprawš stawiała żagiel za żaglem i tratwa zaczęła gwałtownie nabierać prędkoci. Kiedy dojeżdżali do głównej bramy, którš zdšżono już całkowicie naprawić, stał już nawet grotmarsel. W tak krótkim czasie nabrali już przyzwoitej szybkoci  trzydziestu kilometrów na godzinę. Będš mieli szczęcie, jeżeli uda im się jš utrzymać jadšc na zachód. Ale podczas jazdy na wschód szybkoć Slanderscree będzie ograniczała tylko wytrzymałoć jej żagli i masztów i zdolnoć do powstrzymania się od lotu.
   Ostatnie wiwaty, jakie usłyszeli mknšc pomiędzy wieżami, pochodziły od straży przy bramie i obsługi Wielkiego Łańcucha. Kiedy wydostali się już z objęć portowych murów, Ta-hoding, nieustannie odmawiajšc modlitwy, zawrócił tratwę szerokim łukiem na południowy zachód, żeby znowu skierować jš we właciwš stronę. Kiedy tratwa skręcała, Ethan wstrzymał oddech. Nikt nie potrafił przewidzieć, jak zareagujš maszt i żagle statku, który się znalazł w wiecie tak bardzo odmiennym od najbardziej szalonych wyobrażeń dawno zmarłego Donalda McKaya.
   Żagle strzeliły jak prymitywny proch Williamsa, maszty zaskrzypiały, ale tr...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin