Nowy13(1).txt

(13 KB) Pobierz
Rozdział 13



Randżi wzbudził zainteresowanie nie tylko miedzy swoimi. Ampliturowie, którzy ciekawi byli wszystkiego, co tyczyło nowych żołnierzy, przyjęli zdarzenie z wielkim zadowoleniem i pewnš dozš zdumienia.
Wyczyn samotnego oficera zdawał się wiadczyć o trafnym doborze genów. Należało to uczcić. Dodatkowo postanowiono ostrożnie wybadać delikwenta.
- Nauczyciele przybywajš!
Randżi, Saguio i kilku ich przyjaciół wypoczywało włanie w prowizorycznej kwaterze, gdy przybiegł Tourmast z radosnš wiadomociš. Nie otrzymali jeszcze nowego przydziału i mało mieli obowišzków, poza majšcymi utrzymać ich w formie ćwiczeniami.
Randżi przyjšł nowinę spokojnie. Perspektywa konfrontacji nie przerażała go i sam był zdumiony własnym opanowaniem. Owszem, oczekiwał, że to nastšpi, ale że tak wczenie... I dobrze. Nie będzie musiał szukać odpowiedzi gdzie daleko, same do niego przyjdš.
Spotkanie z Nauczycielami wszystko wyjani. Po raz pierwszy będzie to co więcej niż tylko radosne więto i mniejsza, co z tego wyniknie. Już dawno przestał postrzegać w nich jedynie altruistycznych głosicieli prawdy. Kontakty z Gromadš pozbawiły Randżiego niewinnoci, wszczepiły mu typowo ludzkš skłonnoć do wštpienia.
Ampliturowie twierdzili, że nie potrafiš czytać w mylach,

tylko sugerować to i owo. A jeli nie zareaguje stosownie? Jakich "sugestii" może oczekiwać? Za wiele jednak przeszedł, by ulec panice.
Aszregańscy i krygoliccy oficerowie rzucili się szukać paradnych mundurów. Ampliturowie nie przepadali za szczególnš pompš, jednak wiele z walczšcych u ich boku ras uwielbiało ceremonialne zadęcie. Na północ od lšdowiska sformowano pospiesznie mieszany komitet powitalny.
Ciężkozbrojny transporter osiadł na stanowisku. Wkoło rósł coraz większy tłum. Kompania honorowa formowała prowizoryczne szyki, parowały wieżo odprasowane mundury. Wszystko spowijała mgiełka nieco zalęknionej niepewnoci.
Nauczyciele nie zwrócili najmniejszej uwagi na niedocišgnięcia. Było ich aż dwóch, co szybko uznano za istotny znak, na całej bowiem planecie było ledwie czterech Ampliturów. Nikt nie domylał się, jaka to ważna przyczyna skłoniła ich do wizyty w niebezpiecznej przyfrontowej strefie.
Razem podeszli do miejscowego dowódcy. Mimo krótkich nóg poruszali się całkiem wdzięcznie. Ich czułki kreliły w powietrzu łuki i koła czytelne jedynie dla innych Ampliturów.
Jako oficer, Randżi stał w pierwszym szeregu. Patrzył w milczeniu, jak dostojni gocie zamienili parę słów z dowódcš pułku i jego sztabem. Wród eskorty Ampliturów dojrzał parę wysokich i kanciastych Kopavi. Nigdy nie widział dotšd żadnego Kopavi na żywo. Zdawali się nazbyt delikatni, aby władać trzymanš w dłoniach długolufš broniš.
Nauczyciele skończyli rozmowę i ruszyli wzdłuż szeregu. Randżi wytłumił własne myli. Oczekiwał.
Wkoło rozlegał się jeszcze szmerek szeptów. Saguio puchł z dumy. Być może czeka cię więcej niespodzianek, niż mylisz, braciszku...
I potem nie było już miejsca na spekulacje. Szypułkowe oczy zatańczyły ku Randżiemu, renice jak płynne złoto spojrzały wprost na niego. Nie odwrócił wzroku, starał się tylko o niczym, kompletnie o niczym nie myleć. Na zewnštrz jednak udawał pełne zaangażowanie. Ostatecznie stanšł przed Nauczycielami...
Poczuł przypływ ciepłych uczuć. Przyjazna życzliwoć, serdeczna pociecha, miłoć... Jak niby istoty tak pełne wszelkiego dobra mogłyby być odpowiedzialne za wszystko, o co oskarża je Gromada? Urodzeni empaci pełni zrozumienia, wietlistej pogody

ducha... Nadal jednak wolał ograniczyć się wyłšcznie do reagowania.
-...a oto nasz słynny Randżi-aar - powiedział korpulentny pułkownik o wiecznie przygnębionym wyrazie twarzy. - Słyszelicie już o tym, jak wrócił do nas po wielu miesišcach spędzonych w dżungli za liniami przeciwnika.
- Wielce znaczšcy to epizod - powiedział głono Amplitur, czynišc tym wielki zaszczyt zebranym. Normalnie Nauczyciele wypowiadali się jedynie w mylach. - Twoje powodzenie wszystkich nas natchnęło.
Oczy zakołysały się na wycišgnięcie ręki przed twarzš Ran-dżiego.
W tej samej chwili młodzieniec poczuł w głowie dziwne łaskotanie, co oznaczało, że jeden lub nawet obu Ampliturów "nadaje" bezporednio do niego. Mimowolnie wstrzymał oddech, jednak nic się nie zdarzyło. Nauczyciel nie wpadł w konwulsje. Typowy dla Ziemian mechanizm obronny nie zadziałał.
Zatem nie jestem człowiekiem, jak mi wmawiano, pomylał Randżi. Co jeszcze było kłamstwem?
Poczuł płynšcš od Nauczyciela radoć. Cieszył się, że wrócił cały i w dobrym zdrowiu. Żadnej wrogoci. Żadnej groby. Nic, czego trzeba by się bać.
Nagle wszystko się zmieniło. Promienny spokój zniknšł. Pojawiła się beznamiętnie wygłoszona sugestia, aby pierwszy szereg postšpił krok przed całš formację. Randżi zawahał się na mgnienie oka. Jego koledzy posłuchali bez zastanowienia. Tylko on jeden zachował się inaczej. Z minimalnym opónieniem dołšczył do reszty.
Umiech zamarł mu na twarzy. Tylko on jeden sporód wszystkich przyjaciół potrafił oprzeć się poleceniu. Tylko on jeden miał wybór. Przez krótkš chwilę poczuł, że to nie była "sugestia", tylko jednoznaczny rozkaz. Niby drobiazg, ale Randżi poczuł wielki zamęt w głowie.
I strach. Czy zauważono jego wahanie? Czy odkryto, co było jego powodem? Rozkołysane, nieprzeniknione oczy Amplitura niczego nie wyjaniały.
Amplitur objšł go mackami. Ciepłymi i życzliwymi, rzecz jasna. Randżi przeczekał ucisk z umiechem. Nauczyciel odsunšł się bez słowa i ruszył dalej. Randżi próbował tymczasem zrozumieć cokolwiek.

Po raz pierwszy wyczytał w poleceniu Amplitura co więcej niż tylko łagodnš sugestię. To było żšdanie, twarde i zdecydowane. Wyczytał i zdolny był stawić opór. Posłuchał dlatego jedynie, aby się nie wyróżniać. Ale z drugiej strony nie zareagował jak normalny Ziemianin. Czemu? Co takiego zrobili Hivistahmowie?
Nie było jednak czasu na dywagacje. Ampliturowie wracali. Zatrzymali się dokładnie przed nim.
Tym razem wysłali polecenie przeznaczone tylko i wyłšcznie dla Randżiego. Nie miał szansy skryć się w tłumie. Zamarły w oczekiwaniu poczuł, jak Nauczyciele polecajš mu raz jeszcze opowiedzieć całš historię, aby wszyscy mogli poznać jego dowiadczenia. Kiedy posłuchałby z rozkoszš, tym razem jednak wiedział, że to nie proba, ale żšdanie.
wiadom wyboru zwrócił się jednak do milczšcych szeregów i czujšc na plecach złociste spojrzenie, raz jeszcze zdał relację z fikcyjnej, lenej odysei.
Czasem otrzymywał bezgłone polecenie, aby bliżej wyjanić ten czy inny szczegół. Nie sprzeciwiał się. Nie zdradził niczym swej odmiennoci.
Gdy zakończył, spotkał go najwyższy możliwy zaszczyt. Stojšcy bliżej Nauczyciel uklškł i skinšł na Randżiego, by ten uczynił to samo. Nie majšc wyboru, młodzieniec pochylił się nad Ampliturem, który musnšł mu głowę mackš.
Jeden z Kopavi filmował całš scenę na użytek mediów. Niech wszyscy ujrzš, jak to dwigajšcy od tysišca lat na swych barkach ciężar wojny Ampliturowie potrafiš uhonorować prostego żołnierza! Randżi nie miał wštpliwoci, że scena znajdzie się we wszystkich dziennikach i będzie powtarzana aż do znudzenia.
Trwajšc tak w skłonie, młodzieniec zauważył, że w razie potrzeby mógłby bez trudu zatopić nóż w podstawie głowy Amplitura, sięgnšć mózgu. Zdumiał się własnym, brutalnym pomysłem. Gdyby to uczynił, okryłby wszystkich Aszreganów hańbš. Aszreganów tak, ale nie Ziemian...
Gdy Kopavi skończył filmować, Randżi mógł się wreszcie wyprostować i wrócić do szeregu. Nauczyciele oficjalnie podziękowali jeszcze całemu zgromadzeniu za oddanie ideałom Celu. Randżi słuchał równie pilnie, jak wszyscy, ale nie potrafił wykrzesać z siebie ani odrobiny entuzjazmu. Czuł, jak płynšcy z zewnštrz przekaz próbuje odmienić jego myli, przeorganizować

je wedle obcego porzšdku, uczynić zeń kogo, kim wcale nie pragnie być, kim nie jest.
Pasożyt staje się pasożytem wtedy dopiero, gdy uwiadomimy sobie jego istnienie, pomylał Randżi, bronišc się skutecznie przed zamazujšcymi poczucie rzeczywistoci projekcjami. Na wielu wiatach występujš stworzenia, które nie doć, że wysysajš krew ofiarom, to jeszcze wsšczajš im toksyny powodujšce, że krew nie krzepnie, a samo nakłucie nie jest bolesne. Wykorzystywany nie wie nawet, że kogo żywi. Randżi uznał, że Amp-liturowie sš takimi włanie pasożytami, tyle że operujšcymi na poziomie mentalnym. Zatruwajš umysł, aby sterowany odbierał rozkazy jako uprzejme proby.
Bliższy z dwóch Ampliturów znów spojrzał na Randżiego. Chciał, aby młody oficer wygłosił słowo do nowych żołnierzy. W Randżim wezbrał gniew na tyle silny, że zagłuszył nawet głos zdrowego rozsšdku.
- Przepraszam, ale wolałbym nie - powiedział i zaraz pożałował tych słów.
Macki Amplitura zamarły. Nagle poczerniałe oczy spojrzały uważnie na oficera. Sugestia została powtórzona, tym razem o wiele silniej.
Do cholery z tym wszystkim! - pomylał Randżi, ignorujšc i ten rozkaz. Nauczyciel był po trzykroć cięższy, ale nie miałby szans w zwarciu z kim o ludzkiej muskulaturze.
Zdumieni do granic i zaciekawieni żołnierze z sšsiedztwa wychylili się z szeregu, aby spojrzeć na Randżiego. Nie rozumieli, skšd ta przedłużajšca się chwila ciszy.
Drugi Amplitur przyszedł pierwszemu z pomocš. Pod wpływem tak silnego, zdwojonego bodca Randżi winien wyskoczyć gorliwie z szeregu i płuca wypluć z radoci. A jednak nie reagował. Stał obojętnie między kolegami.
Nauczyciele się naradzili. Oczywicie nikt nie słyszał ich rozmowy, ale drgania czułków wiadczyły, że była ona ożywiona. Wyranie zaskoczył Ampliturów.
Po kilku minutach spojrzeli wprost na niego. Randżi napišł mięnie, gotów do walki bšd ucieczki.
- Jeste zmęczony - usłyszał w mylach. - To wyjania twe wahanie. Przeżyłe ciężkie chwile i nie wróciłe jeszcze w pełni do zdrowia. Rozumiemy.
Randżi odprężył się nieco. Z braku innego wyjanienia przyjęli
 - Krzywe zwierciadło

widać n...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin