Nowy7(1).txt

(14 KB) Pobierz
ROZDZIAŁ SZÓSTY: Jupiter V 
Ci barbarzyńcy, których nie dzieli tradycyjna rywalizacja, 
z niezwykłš zaciętociš walczš o żywnoć i przestrzeń. Ludzie 
nie darzš miłociš swych blinich, jeli wyznajš odmienne ideały. 
GEORGE SANTAYANA 
Trzy żółte wiatła alarmu połyskiwały na długiej konsolecie 
w pomieszczeniu nadzoru. Spieszšcy na swoje stanowisko 
Helmuth obrzucił je przelotnym spojrzeniem. Panel 
dziewišty. Jak zwykle. Tam, gdzie pracowała Eva Chavez. 
Eva  mimo latynoskiego nazwiska, które od dawna 
straciło pierwotne znaczenie w mieszance ras i narodowoci 
stanowišcych populaq'ę Zachodu  była postawnš 
blondynkš z całej duszy oddanš budowie. Niestety, 
w sytuacjach wymagajšcych rozwagi i opamiętania 
ogarniało jš przerażenie przed Wszechogarniajšcym 
Wszechwiatem. 
Helmuth sięgnšł nad ramieniem dziewczyny, wcisnš) 
klawisz sprowadzajšcy jš do funkcji biernego obserwatora, 
po czym włożył hełm drugiego mechanika. 
Znalazł się w nowym, jeszcze nie ukończonym wnętrzu 
kesonu fundamentowego. Za ukonymi cianami wznosiły 
się wysokie na kilkaset metrów fale wrzšcego 
wodoru. Fale, których spienione grzbiety nigdy nie 
opadały, lecz były odrywane w postaci strumienia pary. 
W górnej częci pomieszczenia, na północnej cianie 
widniała bladopomaranczowa plama z wolna pełznšca 
w stronę podstawy najbliższego węzła. Kataliza... 
Lub rak. Helmuth częciej używał tego drugiego 
okrelenia. Na drapieżnej, gigantycznej planecie-potworze 
nawet niewielka iloć węglanu wapnia stanowiła 
miertelne zagrożenie, choć dwa wieki temu ten sam 
węglan był wykorzystywany na Ziemi do produkcji 
acetylenu stosowanego w lampach gazowych. Wicher, 
wiejšcy na Jowiszu z oszałamiajšcš prędkociš, wciskał 

czšsteczki soli w każdš napotkanš przeszkodę. Pod 
cinieniem dziesięciu milionów atmosfer oraz w obecoci 
katalizatora sodowego lód używany do budowy Mostu 
reagował z amoniakiem oraz dwutlenkiem węgla, tworzšc 
proteinowy zwišzek, co powodowało gwałtownie 
postępujšcy rozpad substancji wyjciowych: 
O H H O H H 
O 
II 
CH 
I 
CHN C CHN C 
/\l/\/\ /\l/\/l\ /\ 
' C CHN C CHN C 
cas 
CHN 
II I 
O H 
H 
C 
O H 
H O 
C 
O 
II 
N H C C NHC 
/l\/\l/\/l\/\l/\. 
/HC C NHC C NH 
II I I II I I 
O H H O H H 
H O 
Ul 
c 
I 
O H H 
V 
Helmuth przez chwilę obserwował zjawisko. Most 
stanšł włanie po to, by dać ludziom możliwoć studiowania 
tak niecodziennych przypadków. Na Ziemi podobna 
narol byłaby porowatš masš, twardš niczym róg 
nosorożca... o ile w ogóle mogłaby powstać. Tu, gdzie 
siła cišżenia niemal trzykrotnie przekraczała ziemskš, 
czšsteczki układały się w porzšdku właciwym dla 
zwišzków alifatycznych, lecz miały strukturę heksagonalnš, 
charakterystycznš dla zwišzków aromatycznych. 
Długa o łańcucha powodowała, że substancja przypominała 
grafit, atomy wapnia i siarki porzucały jeden 
atom węgla, by z nadziejš uchwycić się następnego lub 
tworzyły doć dziwne wišzanie dwusiarczkowe przypominajšce 
cystynę... 
Porównanie z nowotworem okazało się całkiem trafne. 
Substancja była bliska endemicznej formie życia, która 
mogła się rozwijać wyłšcznie w warunkach panujšcych 
na Jowiszu. Rosła, pobierała pokarm, rozmnażała się 
i miała budowę zbliżonš do niektórych ziemskich drobnoustrojów, 
takich jak wirus choroby mozaikowej tytoniu. 
Oczywicie w odróżnieniu od normalnej komórki 
powiększała swš objętoć, przez narastanie, niczym 
martwy kryształ  choć wirusy też potrafiły tego 
dokonać, przynajmniej in vitro. 
Mimo swej niezwykłoci twór był niepożšdanym 

zjawiskiem na budowie największego przedsięwzięcia 
ludzkiej myli technicznej. Być może stanowił właciwy 
składnik organizmu jakiej zenoidalnej * meduzy, lecz 
we wnętrzu kesonu stawał się chorobotwórczym liszajem. 
Na skraju plamy pracował niewielki mechanizm, który 
zdrapywał warstwę aminokwasu i okładał ranę" wie- 
* Termin używany dla okrelenia niektórych zjawisk występujšcych 
na Jowiszu, utworzony od greckiego imienia tego samego boga  
Zeus, w dopełniaczu Zenon. 
żym lodem, co w niczym nie zakłócało przebiegu reakcji. 
Prawdziwym ródłem kłopotów nie był pylisty węglan 
wapnia, który do granic możliwoci przesycał atmosferę, 
lecz niewielka iloć czšsteczek sodu występujšca wyłšcznie 
w roli katalizatora. Automat działał zbyt wolno, by 
nadšżyć za postępujšcym dziełem zniszczenia. 
Nałożenie nowej warstwy lodu niczego nie załatwiało. 
Obcišżony konstrukgš keson w cišgu niecałej godziny 
roztopiłby się niczym kostka masła rzucona na rozgrzanš 
patelnię. 
Helmuth odsunšł na bok mechanizm czyszczšcy. 
Zaryzykować wiercenie? Nie. Czšteczki metalu były 
zbyt małe i zbyt głęboko osadzone w lodowej cianie. 
W dodatku nie wiedział, gdzie ich szukać. 
Pospiesznie wezwał dwa krety", które pracowały na 
dole, gdzie nieprzerwane pasmo wybuchów torowało 
kesonowi drogę przez górne warstwy niepewnej gleby" 
Jowisza. Skierował lepe maszyny wprost na nowotwór. 
Plama sięgała już trzydzieci metrów w głšb lodu. 
Helmuth bez wahania nakrył dłoniš czerwony przycisk. 
Z umieszczonych na kretach" miotaczy strzeliły 
niewidzialne, niszczšce promienie. W cianie kesonu 
pojawiła się dziura. 
Najbliższy węzeł się odkształcił. Poczštkowo stawiał 
opór, lecz po chwili wygišł się jeszcze bardziej. Nagle 
uwolniony z zamocowań, wirujšc poleciał w czarnš 
otchłań. W wietle błyskawic wyglšdał niczym olbrzymi 
nietoperz szybujšcy z połamanymi skrzydłami we wnętrzu 
cyklonu. 
Mechanizm naprawczy zaczšł wpełniać lodem spód 
otworu. Helmuth polecił otoczyć rusztowaniem miejsce 
zniszczenia i wstawić nowy węzeł. Taka naprawa musiała 
trochę potrwać. Patrzył, jak cišg powietrza odrywa 
kawałki zmarzliny od poszarpanych krawędzi ciany. Po 
chwili upewnił się, że kataliza ustała, i poczuł nagłe, 
przedwczesne zmęczenie. Zdjšł hełm. 
Ze zdziwieniem stwierdził, że ładna twarz Evy była 
wykrzywiona wciekłociš. 
 Chciałe wysadzić całš konstrukcję?  syknęła 
dziewczyna.  Od dawna szukasz pretekstu, żeby to 
zrobić! 
Odwrócił głowę całkiem zbity z tropu. Jeszcze gorzej. 
Zza szyb iluminatora połyskiwała gigantyczna tarcza 
Jowisza. 
Helmuth, Eva, Charity... Wszyscy członkowie załogi 
stawali się niewolnikami olbrzymiej planety. Leniwa 
egzystencja, jakš prowadzili na księżycu numer pięć*, 
w niczym nie przystawała do czterech godzin spędzanych 
na Mocie. Każdy nowy dzień wcišgał ich dryfujšce 
umysły coraz głębiej w piekielnš czeluć. 
Nie było na to rady. Dla osób przebywajšcych w bazie 
widok Jowisza przesłaniajšcego cztery pište nieboskłonu 

stawał się swoistš obsesjš, powodujšcš wrażenie gwałtownego 
spadania ku skłębionej mieszaninie trujšcych 
gazów. Coraz szybciej, i szybciej... 
 Nie mam zamiaru niczego niszczyć.  W głosie 
Helmutha brzmiało znużenie.  Wbij sobie do głowy, 
że chcę, aby nasze dowiadczenia zakończyły się pomylnie, 
choć mam tyle rozumu, by zdawać sobie sprawę 
z beznadziejnoci naszych dalekich od kompetencji 
poczynań. Przypuszczała, że ta plama zgnilizny po 
prostu zniknie, jeli jš posypać szczyptš niegu? Nie 
przyszło ci na myl... 
* W polskiej literaturze astronomicznej najbliższy (choć oznaczony 
numerem pištym) księżyc Jowisza nosi nazwę Amaltea (por. 
Astronomia popularna", Warszawa 1972, str. 2627), lecz w tłumaczeniu 
zachowano okrelenie Jupiter V" traktujšc je jako rtazwę bazy 
(przyp. tłumacza). 
Kilka twarzy skrytych za matowymi szybami hełmów 
obróciło się bezwiednie w stronę głosu. Helmuth umilkł; 
w centrum kontrolnym obowišzywał niepisany zakaz 
prowadzenia głonych rozmów zakłócajšcych przebieg 
pracy. Ruchem dłoni nakazał Evie powrót do konsolety. 
Posłusznie spełniła polecenie, choć jej nadšsana mina 
i lekko wydęte usta wyranie wiadczyły o tym, iż 
podejrzewała, że Helmuth tylko dlatego przerwał dyskusję, 
by mieć ostatnie słowo. 
Mężczyzna podszedł do grubej kolumny stojšcej 
porodku pomieszczenia i po spiralnych schodkach 
wspišł się do własnej kabiny. Już czuł na skroniach 
dokuczliwy ciężar hełmu. 
Fotel głównego operatora zajmował Charity Dillon. 
Helmuth obrzucił inżyniera uważnym spojrzeniem.- 
Charity oczywicie nie zauważył jego przybycia. Każdy 
pracownik musiał posišć umiejętnoć całkowitego wyciszenia" 
wiadomoci, musiał nauczyć się zachowania 
czujnoci zmysłów, które rejestrowały przebieg wydarzeń 
odległych o setki tysięcy kilometrów. 
Helmuth patrzył w milczeniu, jak szczupłe, białe 
dłonie Dillona z niezachwianš pewnociš poruszały się 
po klawiaturze. Inżynier kończył przeglšd całej konstrukcji 
 nie tylko nawierzchni, lecz także dwigarów, 
przęseł, przyczółków i Bóg wie czego jeszcze. Połyskujšce 
wiatełka czujników wskazywały, że zaktywizował niemal 
połowę elektronicznych oczu". Musiał pracować przez 
całš noc; na pewno zasiadł do konsolety wtedy, gdy 
poprzednia zmiana udała się na spoczynek. 
Dlaczego? 
Helmuth z nagłym niepokojem zerknšł na kabel 
łšczšcy hełm operatora przybywajšcego w tej kabinie 
z urzšdzeniem umożliwiajšcym bezporedniš łšcznoć 
z innymi pracownikami. 
Komunikator był włšczony. 
Dillon westchnšł głono, cišgnšł hełm i odwrócił 
głowę. 
 Czeć, Bob  powiedział.  Wiesz, co jest 
zabawnego w tej pracy? Nic nie widzisz, nic nie słyszysz, 
lecz gdy kto stanie z tyłu, czujesz dziwny ucisk między 
łopatkami. Postrzeganie pozazmysłowe. Zdarzyło ci się 
to kiedy? 
 Nawet doć często. Dlaczego wybrałe się na tak 
długš przechadzkę? 
 Spodziewam się inspekcji  odparł Dillon. Wyraz 

jego oczu wskazywał, że mówi zupełnie szczerze. Dwaj 
członkowie Senatu zamierzajš sprawdzić, czy nie zmarnowalimy 
rzšdowej dotacji w wysokoci omiu miliardów 
dolarów. Chciałem się upewnić, czy zastanš wszystko 
w por...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin