W. Bak, T. Bochinski - Królowa Alimor.txt

(179 KB) Pobierz
Wojciech Bak, Tomasz Bochinski

Krolowa Alimor

STRA�NICY G�R NILGHIR
Valkara obudzi�o przejmuj�ce zimno przenikaj�ce do chaty. Jeszcze si� oci�ga� ze 
wstaniem. Chcia� zatrzyma� pod powiekami resztki pierzchaj�cego snu. Poderwa� 
si� na r�wne nogi dopiero, gdy us�ysza� p�acz swojej siostrzyczki Mayo. 
Wyskoczy� nagi spod futer i szybko si� ubra�. Podszed� do ma�ej. Szczelnie 
opatulona na pewno nie zmarz�a, ale by�a g�odna. Podzieli� si� z ni�, jak 
zwykle, porcj� po�ywienia. Mayo po�yka�a suszone mi�so i �mia�a si� z pe�nymi 
ustami. Nie zdawa�a sobie sprawy, �e to co czyni jej brat jest wykroczeniem 
przeciwko postanowieniom Rady Siwych G��w.
Zima tego roku zacz�a si� bardzo wcze�nie. Prawie natychmiast potoki g�rskie 
zosta�y �ci�te lodem, a ca�a zwierzyna zesz�a w doliny. Po kilku miesi�cach by�o 
ju� wiadomo, �e mrozy nie sko�cz� si� szybko. Zapasy, kt�re r�d Eld�w zgromadzi� 
na zim� powoli si� wyczerpywa�y i widmo g�odu zacz�o zagl�da� do chat. Wreszcie 
podj�to decyzj� i wszyscy m�czy�ni zdolni do naci�gni�cia ci�ciwy �uku, 
wyruszyli na �owy. W wiosce zostali starcy, kobiety, dzieci i kilkunastu 
wyrostk�w, kt�rzy mieli broni� osady w razie jakiego� niebezpiecze�stwa. Tylko 
oni, by zachowa� si�y, dostawali w miar� du�e porcje �ywno�ci i nie wolno im 
by�o si� nimi z kimkolwiek dzieli�. Valkar �ama� ten surowy nakaz bez skrupu��w 
- bardzo kocha� swoj� siostr�. Po �mierci matki by� jej opiekunem.
Rozleg� si� odg�os bicia w b�ben. Znowu zbierano Rad�. Valkar poprawi� rzemienie 
przy butach, naci�gn�� kurtk� z g��bokim kapturem. Przysz�a jego kolej by stan�� 
na czatach, strzec bezpiecze�stwa wioski. Przytroczy� do boku zakrzywiony n� i 
chwyci� w r�ce top�r na d�ugim drzewcu. Pochyli� si� nad zasypiaj�c� Mayo i 
poca�owa� j�. Nagle drzwi otworzy�y si� i wraz z podmuchem zimnego wiatru do 
chaty wtargn�� przyjaciel Valkara - Colm.
-  Witaj - pozdrowi� go.
Przybysz skin�� g�ow� i obaj wyszli z chaty.
-  Oster ci� wzywa - powiedzia� po chwili Colm. By� bardzo powa�ny, nie 
dowcipkowa�, nie stara� si� nawet, jak to zwykle mia� w zwyczaju, wcisn�� gar�ci 
�niegu pod kurtk� Yalkara. Ten ostatni zastanawia� si� nad powodem, dla kt�rego 
wzywa� go do siebie naczelnik wioski. Naci�gn�� mocniej na oczy futrzany kaptur, 
bo cho� wiatr nie wy� ju� tak przera�liwie, to mr�z by� coraz wi�kszy. Mijali 
zasypane �niegiem chaty. Mimo po�eraj�cej go ciekawo�ci, Valkar nie zadawa� 
�adnych pyta� przyjacielowi, wiedzia�, �e zbytnia ciekawo�� jest cech� kobiet i 
dzieci. Gdy nadejdzie czas wszystkiego si� dowie.
Zbli�ali si� do chaty wi�kszej ni� pozosta�e, tu zbiera�a si� Rada Siwych G��w. 
Coim pchn�� drzwi. W twarze uderzy� ich podmuch ciep�ego powietrza. Gdy znale�li 
si� wewn�trz, zrzucili kaptury. Powoli ich oczy przyzwyczaja�y si� do p�mroku. 
Po�rodku chaty p�on�o niewielkie ognisko.
Podszed� do nich Oster, wysoki, ko�cisty starzec.
-  Witaj ojcze - pozdrowili go. Starzec niedbale skin�� g�ow�.
-  Mo�esz odej�� - zwr�ci� si� do Colma, kt�ry niech�tnie opu�ci� chat�. Valkar 
zosta� sam z dostojnymi m�drcami rodu Eld�w.
-  Siadaj - wskaza� mu miejsce Oster.
Yalkar by� onie�mielony. Po raz pierwszy uczestniczy� w Radzie Siwych G��w.
-  Zapewne dziwisz si� czemu ci� wezwali�my - rozpocz�� naczelnik. - Jeden z 
naszych zwiadowc�w wykry� zbli�aj�c� si� band� Rachees�w. R�d ich jest naszym 
�miertelnym wrogiem. Na pewno zechc� nas zaatakowa� wykorzystuj�c nieobecno�� 
naszych �owc�w.
Yalkar ze zrozumieniem pokiwa� g�ow�. By� zaskoczony wiadomo�ci�, ale nie 
okazywa� tego.
-  Wiesz, �e naszym g��wnym zadaniem - kontynuowa� Oster - jest zachowanie 
ci�g�o�ci rodu. Je�li r�d zginie, nasz przodek Wielki �owca Eld, zostanie 
przekl�ty przez Bog�w. Wybrali�my jedyne mo�liwe obecnie wyj�cie - udasz si� do 
twierdzy Sar-Dai i poprosisz o pomoc Stra�nik�w G�r.
Gdy Yalkar us�ysza� polecenie naczelnika, skurczy� si� ze strachu. Szybko go 
jednak opanowa�. Jeden ze starc�w wsta� i przyni�s� bulgocz�cy kocio�ek i 
olbrzymi p�at mi�sa. M�odzieniec prze�yka� nerwowo �lin�. Oster wskaza� potraw�.
-  Jedz. Przed d�ug� drog� musisz nabra� si�.
Mimo ogromnego g�odu, Valkar stara� si� je�� powoli i dostojnie. Gdy sko�czy�, 
odstawi� kocio�ek w k�t. Podszed� Roan - drugi po Osterze w Radzie. Trzyma� w 
r�kach d�ugi zakrzywiony n�  w poczernia�ej ze staro�ci pochwie. Starzec 
zwr�ci� si� do Yalkara:
-  Daj mi sw�j zen-nath.
Gdy m�odzieniec mu go poda�, Roan uderzy� nim z ca�ej si�y o znajduj�cy si� w 
chacie Obrz�dowy Kamie�. Ostrze p�k�o na kilka cz�ci. Starzec ponownie uderzy� 
w Kamie�, tym razem swoim no�em. Rozleg� si� wysoki d�wi�k, a na klindze nie 
pojawi� si� nawet �lad zadrapania. Yalkar popatrzy� z podziwem na star� bro�. 
Oster wzi�� j� od Roana i poda� m�odzie�cowi.
-  Jest tw�j. Sp�jrz na magiczne znaki, wyryte s� na klindze. To one daj� si�� 
temu ostrzu.
Yalkar wzi�� n� do r�ki - by� jakby specjalnie dla niego robiony i pewnie le�a� 
w d�oni. Pog�adzi� d�ugie ostrze, po czym zatkn�� n� za pas.
-  Wi�cej broni nie zabierzesz. Zbyt obci��a�aby ci� w marszu. Dostaniesz 
jeszcze na drog� zapas jedzenia. Wyruszysz natychmiast.
Ju� trzy godziny Yalkar bieg� dolin� zamarzni�tego potoku. Powtarza� sobie w 
my�lach wskaz�wki Ostera, m�wi�ce jak doj�� do fortecy Stra�nik�w G�r. Je�eli 
nie b�dzie pada� �nieg, mo�e uda mu si� tam dotrze� w ci�gu dnia. Yalkar 
spieszy� si� wiedz�c, �e ka�da chwila jest droga. Jednocze�nie im bli�ej by� 
celu, tym bardziej si� ba�.
Nikt nie wiedzia� sk�d wzi�li si� Stra�nicy. Nie nale�eli do �adnego rodu. Od 
niepami�tnych czas�w siedzieli w g�rach. Uznawali w�adz� ksi�cia, tak jak El-
dowie, wy��cznie na Nizinach nic sobie nie robi�c z niej po�r�d g�r. Za swoje 
us�ugi pobierali zawsze tak� sam� cen�. ��dali m�odych m�czyzn, kt�rych nikt 
ju� nigdy p�niej nie widzia�. O losach owych nieszcz�nik�w snuto r�ne 
domys�y. Najcz�ciej m�wiono, �e ch�opcy s� mordowani w czasie rytualnych  uczt, 
a serca ofiar zjadaj� Stra�nicy. W�a�nie to zapewnia�o im, jak nios�a wie��, 
niezwyk�e w�a�ciwo�ci. Yalkar nie widzia� ich nigdy, ba� si� zgin��, ale 
�wiadomo�� powinno�ci wobec rodu t�umi�a strach.
M�odzienic przyspieszy� kroku, do zapadni�cia ciemno�ci by�o jeszcze kilka 
godzin. Nagle cisz� g�r przerwa� ochryp�y ryk dzikiego zwierza. Mimo 
przejmuj�cego ch�odu Yalkar czu� jak robi mu si� gor�co, a strumyczki potu 
sp�ywaj� po ciele. "To khan" - pomy�la� i zacz�� baczniej obserwowa� okolic�. 
Teraz wy�cig ze �mierci� rozpocz�� si� na dobre. Je�eli khan go zwietrzy�, to 
Yalkar wiedzia�, �e albo on, albo zwierz� zgin� w tej dolinie. Khani - jak 
nazywali go pieszczotliwie ludzie z g�r, to by�o w�ciek�e bydl�. Zwietrzywszy 
ofiar� �ciga�o j� dop�ki nie zabi�o jej lub samo nie pad�o. Zwierz� mia�o wiele 
cech, kt�re upodobnia�y je do cz�owieka. Wielko�ci m�czyzny, porusza�o si� 
zar�wno na dw�ch, jak i na czterech �apach. Z�by i pazury ostre jak brzytwy, nie 
dawa�y wielkich szans zaatakowanej ofiarze.
Yalkar przystan��. Zdawa�o mu si�, �e s�yszy skrzypienie �niegu, jednak wiatr 
znowu si� wzm�g� i zacz�� przera�liwie zawodzi� zag�uszaj�c wszystko doko�a. 
M�odzieniec wczo�ga� si� pod nawis skalny, by si� posili� przed ostatnim 
odcinkiem marszu. Musia� si� wdrapa� po jednej ze �cian w�wozu i przej�� przez 
most przerzucony nad zamarzni�tym potokiem. Akurat po tej stronie, gdzie 
znajdowa�a si� forteca Sar-Dai, �ciany wznosi�y si� prostopadle i bez lin nie 
mo�na by�o ich pokona�. Yalkar zacz�� nas�uchiwa� - wiatr usta� na chwil� i 
wtedy m�odzieniec wyra�nie us�ysza� skrzypienie �niegu i chrapliwe posapy-wanie. 
Wyci�gn�� n� i b�yskawicznie wyskoczy� spod nawisu. By� gotowy do walki. 
Szarza�o, widoczno�� pogarsza�a si� z ka�d� chwil�. W pobli�u nie by�o nikogo - 
tylko wiatr wy� coraz g�o�niej. Schowa� bro�.
Musia� si� spieszy�. Zacz�� wspinaczk� po usypisku skalnym. Po prawej r�ce 
widzia� ju� k�adk�, gdy nagle us�ysza� rumor osypuj�cych si� kamieni. Rzuci� si� 
w bok i szeroko rozpostar� r�ce by zatrzyma� si� o jaki� wyst�p skalny. Lawina 
g�az�w przetoczy�a si� obok niego. "Khani jest naprawd� przebieg�y" - pomy�la�. 
Zacz�� si� wspina� szybciej. Dotar� do �cie�ki, kt�ra przebiega�a tu wzd�u� 
w�wozu i prowadzi�a do mostku. Bieg� wyci�gaj�c mocno nogi. Dostawszy si� na 
k�adk�, zwolni�. Zacz�� przechodzi� po niej oddychaj�c powoli i g��boko. 
Regulowa� prac� zm�czonego serca. By� ju� po drugiej stronie, odwr�ci� si� i 
zamar�.
Na opuszczonym dopiero co brzegu w�wozu, sta� wpatruj�c si� �akomie w niego - 
khan. Zwierz� sta�o na dw�ch �apach, przypomina�o cz�owieka w d�ugim futrze. 
"M�ody" - pomy�la� Valkar patrz�c na jego jasnobr�zow� sier��. Wiedzia�, �e 
ucieczka na nic si� nie zda. Czeka�. Khan by� ju� pewny zdobyczy. Powoli 
przechodzi� przez k�adk� zach�annie wpatruj�c si� w cz�owieka. Valkar szybko 
�ci�gn�� kurtk�. "B�dzie tylko kr�powa�a ruchy" - pomy�la� i wydoby� n�. Khan 
przeby� most i rycz�c w�ciekle ruszy� do ataku. Valkar szybkim ruchem zarzuci� 
mu kurtk� na g�ow�. Zdezorientowany zwierz zacz�� si� kr�ci� w k�ko, szarpi�c 
d�ugimi pazurami zas�on�. Wykorzystuj�c to, Valkar podbieg� do niego i wbi� mu z 
ca�ej si�y n� w plecy pod �opatk�. �elazo wesz�o g�adko. Rozleg� si� 
przera�aj�cy ryk. Yalkar odskoczy� od potwora. Khan przewr�ci� si� i 
znieruchomia�. Valkar dysza�, ba� si� zbli�y� do zwierz�cia podejrzewaj�c 
podst�p. W ko�cu poczu� ch��d, podszed� do trupa. Rozpiera�a go m�odzie�cza duma 
- dokona� pierwszego m�skiego czynu. Wyci�gn�� zen-nath. Odci�� nim �apy khana i 
wy�uska� mu k�y z mordy. Wzdrygn�� si�. Za bardzo przypomina�a twarz ludzk�. 
Owin�� zdobycz w strz�py kurtki i ruszy� �wawo.
Zmrok ju� zapad�. Noc by�a ksi�ycowa. Mr�z st�a�. Valkar czu� zimno 
przenikaj�ce ca�e cia�o. "R�ce mam ju� na pewno odmro�one" - pomy�la�. Z prawej 
strony zobaczy� dwie skalne iglice, kt�re mu opisywa� Oster. Wszed� mi�dzy nie. 
Zaraz za nimi rozpo...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin