Lost zagubieni [Z].docx

(33 KB) Pobierz

Autor: carietta
Beta: mea 3
Ostrzeżenia...?: fluff w przyszłości, trochę seksu i kilka przekleństw.

Tekst powstaje na życzenie deedwardy, jako nagrodę za zajęcie pierwszego miejsca w Zgaduj Zgaduli. Gratulację i mam nadzieję, że Ci się spodoba! : D :*
Ogólnie rzecz biorąc jest to moje pierwsze drarry i mam obawy przed charakteryzacją Draco, ale nie ma rzeczy niemożliwych. Poza tym życzenie deed tak mnie zainspirowało, że po prostu muszę spróbować : D.

Nie przedłużając, zapraszam! (Pierwszy rozdział krótki, ale następny już będzie dłuższy ^ ^)

Czy to już koniec?

— Potter, jesteś pewien, że to bezpiecznie? — Draco nachylił się nad ramieniem bruneta, podejrzliwie zerkając na wielką księgę leżącą na stole. — Na pewno nie wysadzisz nas w powietrze?

Harry zignorował jego pytanie, przerzucając strony i jednocześnie mieszając w kociołku stojącym obok.

— Spokojnie, Draco — powiedział. — Robię wszystko według przepisu.

— Już czuję się spokojniejszy. Zwłaszcza, gdy przypomnę sobie fakt, że na Eliksirach nawet Longbottom zdawał się być lepszy od ciebie, a to już coś, biorąc pod uwagę fakt, że to indywiduum ma w sobie krew trolla.

Harry dorzucił do kociołka smoczą łuskę, nie przerywając mieszania.

— Draco, już nieraz rozmawialiśmy o obrażaniu moich przyjaciół i…

— Sprawdziłem to — przerwał mu Malfoy. — Prapraprababcia Longbottoma była znana z zamiłowania do różnych futerkowych zabaw, jeśli wiesz, co mam na myśli.

— Trolle nie mają futra — odparł beznamiętnie Harry, dorzucając kolejną łuskę.

Draco wyrzucił ramiona w górę.

— Nie o to chodzi! Fakt jest taki, że Longbottom był od ciebie lepszy, a wiem, że ty nie miałeś trolli w rodzinie, bo gdybyś miał, musiałbym się poddać natychmiastowej sterylizacji i, Potter, czy jesteś pewien, że ten eliksir potrzebuje aż tyle łusek? Co ty robisz? Nie! Tylko nie krew buchorożca, ty kre

O O O O

Draco otworzył oczy i został zalany przez falę błękitu. Zamrugał oślepiony i zacisnął mocno powieki, próbując skoncentrować się na otoczeniu. Leżał na czymś sypkim i ciepłym. W oddali słyszał szum wody. Kojarzyło mu się to z chwilą, gdy ojciec zabrał go nad morze — cały dzień opowiadał mu o pochodzeniu, przodkach i o tym, co jeszcze go czeka. Draco był wtedy mały, a to było jedno z nielicznych szczęśliwych wspomnień dotyczących ojca.

Leżał jeszcze przez chwilę, a potem przewrócił się na brzuch, podparł na łokciach i dopiero wtedy otworzył oczy. Znów zalała go fala błękitu. Tym razem niemal dosłownie. Kilka metrów przed nim niebieskie fale oceanu delikatnie przemywały biały piasek plaży. Draco wstał i niemal jak w transie podszedł do nieskazitelnie czystej wody. Szybko podwinął nogawki spodni, zrzucił buty i skarpetki i zanurzył stopy w chłodnej wodzie. Zamruczał z przyjemności. Przypomniał sobie jak kiedyś on i Potter pieprzyli się w jeziorze… Nagle podskoczył i rozejrzał się szybko.

— Potter? — krzyknął, wybiegając z wody. — Potter, gdzie jesteś? Harry?

Zapominając o tym, że jest boso, pobiegł w stronę dżungli, która widniała na horyzoncie. Stanął przed ścianą roślinności i krzyknął ile sił w płucach.

— HARRY! Gdzie jesteś, Harry?

Po błogiej przyjemności nie było żadnego śladu i ogarnęły go czarne macki paniki. Gdzie był Potter? Jak Draco miał niby przetrwać sam, na jakiejś dzikiej wyspie z jej dzikimi zwierzętami i, nie daj Merlinie, z dzikimi lokatorami? Draco czytał w swoim życiu wiele książek, nawet tych mugolskich, podsuwanych mu przez Pottera i wiedział, co się dzieje na takich wyspach. Ludzie zjadali ludzi, a po dżungli biegały potwory. Oczami wyobraźni zobaczył siebie, ubranego tylko w przepaskę na biodrach w towarzystwie wielkiego niedźwiedzia. Chwilę potem ze stadem małp, skaczącego po lianach. A jeszcze potem ze strzelbą i Murzynem u boku.

Nie! Nie, nie, nie! Nie ma mowy, żeby on, Draco Malfoy, skończył jako dzika małpa. Potter mu za to zapłaci. Jeśli w momencie, gdy Draco go znajdzie, ten idiota nie będzie martwy, to on sam go zabije.

O O O O

Wrócił po swoje buty i skarpetki. Ze zdziwieniem odkrył, że jego ubranie jest nienaruszone, więc ta eksplozja (lub czymkolwiek było to, co spowodował Potter) zbytnio go nie poturbowała. I bardzo dobrze. Zapłacił za ten komplet prawie dwieście funtów i szkoda by było… Nagle zastygł z nogą w powietrzu. Czyżby to znaczyło, że… umarł? Nie żyje? To koniec? Czy już nigdy nic nie kupi? Nie podręczy Weasley'a? Czy… Czy już nigdy nie zobaczy Harry'ego? Ma tak sam tutaj żyć na tej wyspie? Bez… Bez Harry'ego?

Od tych wszystkich pytań rozbolała go głowa i szybko nałożył buty, chowając się w cieniu rzucanym przez drzewa. Opadł na piasek i schował twarz w dłoniach. I co on ma teraz biedny zrobić? Nie miał pojęcia czy sens jest robić cokolwiek, bo myśl o własnej śmierci sparaliżowała całą jego chęć przetrwania. Może mógłby użyć patronusa… Różdżka! Jak mógł o niej zapomnieć? Sięgnął do specjalnej kieszeni ukrytej w nogawce spodni, ale jego palce niczego nie znalazły. Po omacku zaczął obszukiwać ubranie, ale różdżki nigdzie nie było. Po kilku minutach przestał i opadł na plecy, wzdychając cierpiętniczo. To bez sensu. Jego magia bezróżdżkowa nie była tak dobra jak Pottera i gdyby spróbował wyczarować choćby płomyk do ogrzania, zajęłoby mu to godziny, a potem umierałby ze zmęczenia.

Jeszcze raz westchnął, tym razem, żeby oczyścić umysł. Nie było mowy, żeby miał tutaj zostać. Musi odnaleźć Pottera, a przynajmniej spróbować. Po tylu latach wspólnego życia z tym idiotą, ku swojemu przerażeniu, zaczął zauważać, że przejmuje niektóre jego zachowania. Na przykład pakowanie się w różne dziwne sytuacje. Jak choćby ta z tym cholernym eliksirem. Potter uparł się, że na urodziny Granger, uwarzą jej kilka fiolek płynnego szczęścia, a wkładem Draco miało być podawanie składników. Skończyło się na tym, że Harry odwalał całą robotę, a on krytycznym okiem oceniał sytuację. Nie zrozumcie go źle — kochał Pottera. Tylko nigdy mu o tym nie powiedział.

I po raz pierwszy w życiu tego pożałował.

Nie, to dopiero początek.

Draco się pocił. Nigdy nie przypuszczał, że jego ciało jest w stanie wyprodukować taką ilość wody w tak krótkim czasie (nie licząc tych chwil, które spędzał razem z Potterem w łóżku). Bezcenny komplet ubrań lepił mu się do skóry, a język wydawał się być suchym kawałkiem drewna, ocierającym się o podniebienie. Jednak nie przestawał iść, chociaż zdawało mu się, że krąży w kółko. Czy nie widział już przypadkiem tego drzewa? Tamten kamień też wyglądał znajomo.

Kurwa mać, tutaj wszystko było jednakowe!

Z westchnieniem usiadł w cieniu palm. Przesunął językiem po spękanych wargach, marząc o łyku zimnej wody. Albo ustach Pottera. Czasami się zastanawiał, co by zrobił, gdyby w jego życiu nie pojawił się ten rozczochrany dupek. Na pewno nie siedziałbym teraz tutaj, umierając z pragnienia, pomyślał zirytowany i wstał, ruszając w dalszą drogę.

Jak na kogoś, kogo kochał, Potter czasami naprawdę go wkurwiał.

O O O O

Sytuacja Harry'ego była trochę inna.

Gdyby Draco wiedział, w jakim miejscu wylądował jego partner, natychmiast zażądałby zadośćuczynienia od… cóż, od tego, kto jest odpowiedzialny za ten cały bałagan, czyli w tym przypadku od Pottera. I tym razem nie byłoby to tak przyjemne jak ostatnio. Draco na pewno zrezygnowałby w ramach kary z cytrusowego nawilżacza.

Sytuacja Harry'ego była trochę inna, ponieważ Harry obudził się na zacienionej polanie. Pierwszą rzeczą, którą zarejestrował, gdy jego umysł zadecydował, że czas się obudzić, była delikatna miękkość podłoża i zapach świeżo skoszonej twarzy. Otworzył oczy i usiadł gwałtownie, przez co zakręciło mu się w głowie.

— Draco? — krzyknął, podnosząc się do pionu i ruszając chwiejnie w stronę drzew. — DRACO!

W głowie tłukło mu się to jedno imię, przeplatane z ostatnim wspomnieniem ważenia eliksiru. Pamiętał, jak wrzuca kolejne łuski… widocznie musiał dodać za dużo, ponieważ krew buchorożca nie powinna tak zareagować. Albo Fred i George po raz kolejny wycięli mu jakiś numer. Wiedział, że nie powinien brać od nich przepisu. Och, jak mógł być tak głupi?

— Normalnie, Potter, natury nie przeskoczysz — mruknął, cytując jedno z wielu powiedzonek Draco na jego temat i zatrzymał się w pół kroku.

Przypomnienie sobie słów Malfoya pozwoliło mu się w jakiś sposób uspokoić. To prawda, że Draco przejmował jego cechy, ale Harry od zawsze miał w sobie coś ze Ślizgona i gdy chciał, potrafił nad sobą zapanować. Niestety, cechy te ujawniały się naprawdę bardzo rzadko.

Pierwszą rzeczą, którą zrobił było sprawdzenie kieszeni, gdzie zawsze chował różdżkę. Jego palce natknęły się na cenny kawałek drewna i odetchnął z ulgą. Chwilę potem zesztywniał, gdy natrafił na drugi. Powoli wyciągnął je z kieszeni. Dopiero, gdy zobaczył różdżkę Draco w swojej dłoni, zrozumiał, że musi działać szybko. Jego partner był gdzieś tam sam, bez różdżki. I prawdopodobnie planował długą, męczeńską śmierć w ramach zemsty za wpakowanie go w taką sytuację.

Potter wrócił na środek polany, rozglądając się wokoło. Musiał przyznać, że lokalizacja była naprawdę przyjemna i na pewno pomoże mu w tym, co za chwilę miał zamiar zrobić.

Usiadł na ziemi i skrzyżował nogi, kładąc dłonie na kolanach. Wyprostował plecy, po kolei rozluźniając każdą część ciała. Gdy już był wyciszony, a jego umysł dryfował spokojnie, przywołał obraz Draco. Uśmiechnął się bezwiednie, skupiając na blondynie i wyobrażając sobie jego twarz i ciało. Potem poszukał myślami jego magii. Jej struktury, wyglądu i pulsu. Magia Malfoya była ciemną zielenią. Ciemną i zimną zielenią. Teraz pulsowała słabo, w rytm uderzeń jego serca. Harry otworzył oczy. Zielony blask zniknął, ale rytm uderzeń pozostał.

Ruszył biegiem, mając nadzieję, że nie będzie za późno.

O O O O

Draco śnił.

Jego organizm, nieprzyzwyczajony do takiego upału i odwodnienia, postanowił omdleć. W tym samym czasie umysł Malfoya bawił się w najlepsze, podsyłając mu coraz ciekawsze wizje.

W tej chwili blondyn przeprowadzał życiową rozmowę z pewnym interesującym stworzeniem.

— Jak to jest być człowiekiem? — zapytało stworzenie cichym głosem, który Malfoy usłyszał wprost w głowie.

— Są tacy jak ja — odparł Draco bez zastanowienia. — Nienawidzą siebie nawzajem i kochają pieniądze. Nie mają…

— Wiele w tobie żółci, młody człowieku — przerwało mu małe stworzenie.

— Skąd możesz o tym wiedzieć? — odparł gniewnie Draco. — Jesteś zwykłym ślimakiem.

Ślimak poruszył czułkami, nieustannie przesuwając się w górę drzewa.

— Brawo, Sherlocku. Powiem ci coś, chociaż ty już i tak o tym wiesz: gdy uparcie do czegoś dążysz, prędzej czy później będzie twoje. Widzisz czubek tego drzewa? — Draco spojrzał w górę; wierzchołek lśnił daleko w chmurach. — Dużo wody upłynie, zanim tam dotrę. Wiele razy będę wątpił, ale uda mi się. Tobie już się udało — zdobyłeś miłość Pottera. Nie strać jej, młody człowieku.

Malfoy potrząsnął z powątpiewaniem głową.

— Kompletnie zwariowałem — wymamrotał. — Chciałbym już się obudzić i wrócić do domu. Rozmowa ze ślimakiem to ostatnia rzecz, o której teraz marzę.

— Pamiętaj o dążeniu do celu — odparł niewzruszenie ślimak. — Wbrew pozorom jesteśmy bardzo inteligentne. Gdy twoja maksymalna prędkość wynosi niecałe pięć metrów* na godzinę, masz okropnie dużo czasu na rozmyślanie o sensie życia, Draco. Draco! Obudź się, Draco!

Malfoy otworzył oczy. Zamiast ogromnego ślimaka, którego spodziewał się zobaczyć, niewyraźnie dostrzegł kontury twarzy Pottera.

— Znalazłem cię — wydyszał Harry. — Nic ci nie jest.

Akurat w to Malfoy szczerze wątpił, ale Harry wyglądał na tak szczęśliwego, że Draco (nie po raz pierwszy tego dnia) poczuł kłucie w sercu i tym razem postanowił poczekać chwilę z pretensjami.

Tak, kilka sekund tego tulenia w zupełności wystarczy.

— Jeśli nie masz ze sobą wody — wychrypiał — będę cię torturował jeszcze długo po śmierci.

Harry tylko uśmiechnął się w odpowiedzi, podnosząc go do siadu i przystawiając mu do ust transmutowany z kamienia bukłak. Wodę nabrał z napotkanego po drodze strumienia.

Draco łapczywie umoczył w niej usta, wzdychając błogo. Gdy Harry zabrał ten życiodajny dar natury, jęknął i wyciągnął rękę po więcej, ale gwałtowny ruch sprawił, że zakręciło mu się w głowie. Opadł na piasek, znów tracąc przytomność.

Potter westchnął i podniósł bezwładne ciało Malfoya, kierując się z powrotem na polanę. Był pewien, że blada skóra Draco nie zniesie już więcej opalania.

O O O O

Kiedy Harry wrócił na polanę, położył ciało Draco w cieniu drzew, a sam zajął się sprawami organizacyjnymi. Najpierw wybrał się po drewno na opał. Na szczęście nie musiał odchodzić daleko (wolał nie zostawiać Draco samemu sobie; wiedział, że i bez tego Malfoy będzie dostatecznie wściekły), ponieważ wokół polany pełno było suchych gałęzi. Potem poszukał dużych kamieni i ułożył je w krąg, niedaleko śpiącego mężczyzny. Równie dobrze mógłby użyć do tego wszystkiego magii, ale praca fizyczna pozwalała mu zebrać myśli.

Im dłużej zastanawiał się nad tym, jak odkręcić ten cały bajzel, tym bardziej zaczynał się bać. Po pierwsze: nie miał pojęcia gdzie są. Po drugie: nie miał pojęcia, jakim sposobem znaleźli się akurat w tym miejscu. Po trzecie i najważniejsze: Draco będzie wściekły, gdy się obudzi.

Westchnął i zerknął na blondyna, którego otaczał teraz lekki mrok. Słońce powoli chowało się za widnokręgiem i Harry dopiero teraz zauważył, że prawie nic nie widzi. Podszedł do śpiącego Malfoya i położył się obok niego wtulając w plecy mężczyzny. Dzień był upalny, więc podejrzewał, że noc również nie będzie należała do najchłodniejszych, dlatego zrezygnował z wyczarowywania koców. Wystarczyło ciepło ich ciał.

Oddech Draco był równy i spokojny. Gdy Harry przytulił się do niego mocniej, Malfoy zamruczał coś cicho, kręcąc się i wypinając tyłek. Potter zesztywniał lekko. I to dosłownie. Wypuścił powietrze z drżeniem, myśląc, że, hej, dlaczego by nie? W końcu są na (najprawdopodobniej) bezludnej wyspie, a jemu należy się jakaś nagroda po takich stresach.

Uniósł się lekko, podpierając jedną ręką, a drugą przesunął na brzuch Draco. Jego krocze było cały czas ciasno przyciśnięte do tyłka blondyna. Powoli i delikatnie uniósł koszulkę, dotykając miękkiej skóry pod spodem. Malfoy zadrżał przez sen. Harry przez kilka chwil głaskał jego brzuch, a potem skierował dłoń w dół, na uda blondyna. Wolnym ruchem przesuwał nią po materiale spodni, mocniej ocierając się o miejsce, które robiło się coraz twardsze.

Oddech Draco przyśpieszył, ale Harry wiedział, że blondyn cały czas pogrążony jest w śnie. Nikt nie miał tak twardego snu jak Malfoy.

I nie tylko snu. Ciało Draco drżało, przez co jego tyłek co chwilę ocierał się o uwięzionego w spodniach penisa Harry'ego. Potter zatrzymał się na moment. Odetchnął kilka razy, zastanawiając się czy długo wytrzyma takie tortury. Wokoło panowały całkowite ciemności i Harry nie widział nawet czubka własnego nosa. Niebo było zasnute chmurami przez co nie dosięgało ich światło gwiazd i księżyca. Jednak powietrze zaczynało być coraz gorętsze. Harry nie namyślał się długo.

Wolnym ruchem rozpiął guzik i rozporek spodni Draco. Wsunął dłoń do środka i przez kilka chwil gładził twardego penisa przez materiał bielizny. Malfoy jęknął, oddychając szybko i głośno przez nos. Gdy Harry pocałował go w szyję, przesuwając językiem w górę ucha, wyprężył się jak kot i przewrócił na plecy.

— Potter… co ty…

Zachrypnięty od snu głos doprowadził go prawie na skraj. Wsunął dłoń pod bokserki, a twardy i gorący członek niemal go poparzył. Przesunął kilkakrotnie dłonią w górę i w dół. Potem zabrał ją zirytowany, polizał jej wnętrze i znów rozpoczął proces cudownych tortur. Draco wił się obok niego; jego biodra podskakiwały wbrew jego woli, ocierając się przy tym o penisa Pottera. Harry czuł, że za chwilę przepadnie i przyśpieszył swoje ruchy. Gdy na czubku członka zaczęły zbierać się pierwsze krople spermy, wiedział, że wystarczy jeszcze jedno… dwa…

Draco krzyknął głośno. Harry nakrył jego usta swoimi, wsuwając do środka język. Malfoy natychmiast odpowiedział tym samym, a gdy przygryzł wargę Pottera, ten doszedł, tłumiąc swój własny jęk w tych grzesznych ustach.

Leżeli przez chwilę cicho. W końcu Harry zabrał rękę i rzucił ciche niewerbalne zaklęcie czyszczące. Zimny powiew magii sprawił, że zadrżał i przysunął ciało Draco bliżej swojego, kładąc mu głowę na piersi. Malfoy otoczył go ramieniem, ale żaden z nich się nie odezwał, jakby znali już to wszystko na pamięć i nie musieli używać żadnych słów.

Gdy Harry był już na granicy snu wydawało mu się, że coś usłyszał.

— Mówiłeś coś? — mruknął.

— To było bardzo miłe, Potter.

Harry uśmiechnął się na ten wysublimowany komplement, podsumowujący jego zdolności łóżkowe.

— Cała przyjemność po mojej stronie, Draco.

Malfoy zmienił ich pozycję tak, że teraz to on był obejmowany przez Pottera.

— Ale nie myśl, że ominą cię konsekwencje dzisiejszego dnia — mruknął i zasnął niemal natychmiast.

Harry czuwał jeszcze przez chwilę, wsłuchując się w dźwięki dżungli. Dla ich bezpieczeństwa rzucił kilka zaklęć ochronnych. Draco wyszedłby z siebie, gdy wiedział, że Harry zrobił to dopiero teraz, ale czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal.

W końcu Potter również zasnął.

Żółte oczy obserwowały ich nieprzerwanie dopóki nie nastał świt.

Ratunku, Harry!

— AAA!

Harry otworzył oczy i podniósł się gwałtownie do siadu. Słońce było już wysoko na niebie. Instynktownie pomacał posłanie po lewej stronie w poszukiwania ciała Draco, ale natrafił na pustkę.

— Draco? — wychrypiał zaspanym głosem. — Draco, co…

Nie zdążył dokończyć pytania, bo przerwał mu głośny krzyk dobiegający z pobliskich krzaków.

— CO TO MA ZNACZYĆ, DO KURWY NĘDZY!

Harry podskoczył na posłaniu, a potem zerwał się na równe nogi i pobiegł w stronę źródła dźwięku. Gdy przeszedł przez gęstwinę zieleni, zobaczył Malfoya pochylającego się nad małym strumieniem. Podszedł bliżej, kładąc dłoń na jego ramieniu.

— Draco? Co się… — urwał, gdy blondyn odwrócił się twarzą do niego. Przez chwilę panowała cisza, a potem Harry wybuchnął głośnym śmiechem.

— Czego się cieszysz? — zapiszczał Draco. — Nie widzisz co się stało z moją twarzą?

Harry widząc jego minę zaczął śmiać się jeszcze głośniej. Złapał się za brzuch, zginając w pół. Wiedział, że potem będzie tego żałował, ale nie mógł się powstrzymać na widok zaczerwienionej skóry twarzy Draco. Zwykle blada — teraz lśniła mocną czerwienią. Na czubku arystokratycznego nosa widniał mały skrawek złuszczającego się naskórka.

— Gdybyś miał… jeszcze rude włosy — wyparskał Harry — wyglądałbyś… jak Ron.

— JAK ŚMIESZ, POTTER! — wrzasnął Draco, błyskawicznie odwracając się do wody i nachylając się nad nią. — Jeśli zaraz tego nie naprawisz, pożałujesz każdego dnia swojego życia — wysyczał, dotykając policzka i krzywiąc się na piekący ból.

Harry uspokoił się już na tyle, że mógł stać prosto i zacząć współczuć swojemu chłopakowi. Westchnął i uklęknął obok niego.

— Chodź tutaj — powiedział, wyciągając różdżkę. Skierował ją na twarz Draco i wymruczał odpowiednie zaklęcie. — No i już. — Uśmiechnął się, dotykając bladego policzka. Nachylił się, żeby go pocałować, ale Draco odsunął się.

— Chciałbyś, Potter.

Harry tylko przewrócił oczami.

— Myślisz, że znajdziemy tutaj coś do jedzenia? — zapytał, rozglądając się dookoła.

— Skąd mam wiedzieć. To ty wychowywałeś się u Mugoli. Jestem pewien, że mieszkanie z nimi nie różni się zbytnio od tych warunków.

— A żebyś wiedział, Draco. A żebyś wiedział.

O O O O

— To prawie jak kurczak.

Draco sceptycznie wpatrywał się w upieczonego ptaka. Obok prowizorycznego paleniska leżała kupka kolorowych piór, które przez ostatnie pół godziny Harry pieczołowicie wyskubywał z upolowanej papugi. Chociaż słowo „polowanie" jest tutaj zbyt mocnym określeniem. Gdy wrócili na polanę, ptak siedział właśnie na jej środku, czyszcząc upierzenie, ale kiedy zobaczył chłopaków, tak się przestraszył, że wzlatując uderzył w jedno z drzew i padł martwy na ziemię. W sumie sam był sobie winien.

— Jesteś pewny, że niczym się nie zarazimy?

— A wolisz umrzeć z głodu?

Draco rozważał przez chwilę tę opcję. W końcu usiadł zrezygnowany i poczekał, aż Harry przygotuje jego porcję.

— Myślisz, że możemy się stąd aportować? — zapytał Harry, żując kawałek papuziego udka.

Malfoy westchnął.

— Nie wiemy gdzie jesteśmy — powiedział. — Nigdy nie aportowałem się na duże odległości i nie chcę ryzykować rozszczepienia.

— W takim razie, jak się stąd wydostaniemy?

— Nie wiem, Potter — warknął zirytowany Draco. — To ty nas w to wpakowałeś, więc sam powinieneś wymyślić jakiś cudowny, gryfoński plan ocalenia naszych dup.

— Nie zrzucaj całej winy na mnie! Mogłeś sprawdzić ten przepis zanim zaczęliśmy warzenie.

Draco prychnął.

— Myślałem, że jesteś na tyle rozgarnięty, że będziesz wiedział co robisz, ale oczywiście była to płonna nadzieja.

Harry wstał, odrzucając obgryzione kostki. Ruszył w stronę strumyka, żeby umyć ręce. Draco naprawdę często doprowadzał go do stanu graniczącego z furią, ale z czasem nauczył się go ignorować na tyle, aby nie doprowadzić do katastrofy. Często odchodził, pozwalając uspokoić się zarówno sobie jak i Draco. Oczywiście nie zawsze to skutkowało. Bywały dni, że w ich mieszkaniu nie było ani jednego całego talerza, ale musiał przyznać, że kochał tego arystokratycznego dupka tak mocno, że czasami sam obawiał się tej miłości.

— Potter!

Harry uśmiechnął się tylko krzywo, nachylając nad wodą.

— Nie chcę się kłócić, Draco! — odkrzyknął. — Wrócę, kiedy się uspokoisz i będziesz mógł normalnie rozmawiać.

Przez chwilę panowała cisza, a potem rozległ się krzyk bliżej niego.

— Ratunku, Harry!

W głowie Harry'ego zapaliła się czerwona lampka i natychmiast poderwał się na równe nogi, biegnąc na polanę. Jak tylko wypadł z krzaków, zatrzymał się sparaliżowany. Draco stał metr od niego, a jego ciało było naprężone do granic możliwości. Wpatrywał się w ścianę lasu naprzeciwko. Harry skierował tam wzrok, ale wiedział już, co tam jest.

— Ja pierdolę — wyszeptał zbielałymi wargami.

Wielki lew szedł wolnym krokiem w ich stronę. Harry zobaczył, że ogromne łapy zwierzęcia zostawiają małe wgłębienia w ziemi i wcale mu to nie polepszyło nastroju. Bestia potrząsnęła głową i zaczęła warczeć głucho. Wydawało się, że od tego dźwięku zadrżało podłoże.

— Harry… — wyszeptał Draco, próbując cofnąć się, ale gdy tylko się ruszył, lew zaczął warczeć głośniej.

— Nic nie rób.

Blondyn zamarł, ale Harry widział, że drży cały. Mózg Pottera pracował na wysokich obrotach. Różdżka ciążyła mu w kieszeni, ale bał się choćby ruszyć palcem w obawie, że gdy to zrobi, zwierzę rzuci się na Malfoya, z którego nie spuszczało wzroku.

Sekundy ciągnęły się jak godziny, gdy tak stali, wpatrując się w ogromną bestię. W końcu Harry spróbował wsunąć dłoń do kieszeni. Lew natychmiast skierował spojrzenie na niego i ryknął głośno, zaczynając atak.

Potter nie mógł się ruszyć. Widział wszystko w zwolnionym tempie. Widział jak lew zgina tylne łapy — był w stanie dostrzec piękno pracy tych niesamowitych mięśni. Zobaczył jak Draco krzyczy i rzuca się w bok, żeby zakryć go własnym ciałem.

— Kocham cię, Harry! — usłyszał krzyk i poczuł, że wracają mu siły.

Błyskawicznie wyciągnął różdżkę i skierował ją na lwa.

Petrificus Totalus! — krzyknął, drugą dłonią łapiąc Draco za ramię. Pobiegli razem w stronę lasu, nie oglądając się za siebie. Usłyszeli jeszcze jak ogromne ciało zwierzęcia uderza z łoskotem o ziemię.

— To było bardzo gryfońskie z twojej strony.

— Zamilcz.

Draco czuł zażenowanie zamiast szczęścia, że udało im się przeżyć. Sposób w jaki chciał uratować Pottera mógłby być uznawany za bohaterski, gdyby nie to jego ckliwe wyznanie. Merlinie, strach naprawdę odbiera ludziom zdolność logicznego myślenia.

— Długo jeszcze będziemy się tak wlec? — zapytał po raz kolejny.

Harry tylko wzruszył ramionami i nie odpowiedział. Chciał odejść jak najdalej od tamtego miejsca i jeśli znaczyło to przejście całej tej cholernej wyspy, to właśnie tak zrobi. Usłyszał ciche mamrotanie blondyna.

— Mówiłeś coś?

— Możemy zrobić krótką przerwę? Muszę iść za potrzebą.

Harry skinął głową i uwolnił swoją dłoń z uścisku blondyna. Wątpił czy Draco zdawał sobie sprawę, że przez ostatnie pół godziny ściskał ją z siłą imadła. Gdy blondyn zniknął za krzakami, Potter ruszył powoli i nagle zdał sobie sprawę, że słońce chyli się ku zachodowi i jeśli szybko czegoś nie znajdą, będzie źle. Przedarł się przez kolejne wysokie gęstwiny i zatrzymał się nagle. Stał tak oniemiały, chłonąc piękno krajobrazu.

— Harry? — usłyszał nagle. — Gdzie jesteś, Harry?

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin