Catherine-moja historia.doc

(453 KB) Pobierz
Catherine-moja historia

Catherine-moja historia

 

„Na wpół martwa próbuję odnaleźć

się na Ziemi.

Zawieszona między życiem a śmiercią

próbuję kochać lecz nie potrafię.

Co dzień pytam samą siebie:

Kim ja jestem?

W lustrze widzę same rozmyte

twarze, tak samo obce.

Uwięziona w trzecim wymiarze,

jestem zdolna tylko do nienawiści”.

                                    Sylwia Kucharczyk

 

 

Powieś tę dedykuję wszystkim moim przyjaciołom i nieprzyjaciołom z klasy. Gdyby nie wasza natarczywość i krytyka, nie powstała by ona. Te wszelkie teksty, dawały mi coraz większą motywację do pisania. Można powiedzieć, że jesteście współ autorami tej książki. Najbardziej chciałabym podziękować mojej największej przyjaciółce, Sylwii. Jako pierwsza poznała fragmenty tej książki i zaproponowała, żebym ją wydała. Jestem jej za to bardzo wdzięczna. Jestem wdzięczna wam wszystkim.

 

 

Spojrzałam w oczy mojego kochanego starszego brata. Jego wzrok jak zawsze był ciepły i pełen miłości. Zdziwiło mnie to, gdyż kilka godzin wcześniej, oboje widzieliśmy śmierć naszych rodziców.

-Wszystko będzie dobrze, Catherine.- zwrócił się do mnie.

-Niby jakim cudem, wszystko ma być dobrze?- spytałam.- Przecież nasi rodzice nie żyją. Nie mamy już żadnej rodziny, oprócz siebie. A jeśli ten, kto zabił rodziców, znajdzie nas?

-Spokojnie Catherine, nie znajdzie nas tu.

-Ale...

W moich oczach pojawiły się łzy. Paul zakrył mi palcem usta.

-Cicho. Zaufaj mi. Miej wiarę.

Często mi powtarzał, żebym miała wiarę. Spojrzałam na niego. Przytulił mnie.

Paul jest ode mnie starszy o pięć lat. Ma teraz dwadzieścia, a ja piętnaście. Jesteśmy ze sobą bardzo zżyci. On mnie wyciągnął wczoraj z domu, gdy nasi rodzice już nie żyli. Nie rozumiałam dlaczego mamy uciekać z domu. Ale teraz już rozumiem. Chodziło o nasze bezpieczeństwo.

 

O drugiej w nocy, obudził mnie krzyk matki z dołu. Wystraszyłam się, gdyż matka jeszcze nigdy tak nie krzyczała. Ostrożnie i cicho wyszłam z pokoju. Z drzwi naprzeciwko, wychynął Paul z ołówkiem za uchem. Jeszcze nie spał. Robił rysunki do swojej szkoły. Oboje spojrzeliśmy na schody prowadzące na dół. Było na nich widać poświatę światła z salonu.

   Nasza matka ponownie zaczęła krzyczeć. Zaskoczyło nas, gdy nagle zamilkła w połowie krzyku, tak jakby zabrakło jej powietrza.

-Co jest grane?- spytałam brata.

On wzruszył ramionami. Był tak samo jak ja, zaskoczony. Po woli zaczął kierować się w stronę schodów. Podążyłam za nim.

Ostrożnie zeszliśmy na dół. Paul skierował się do kuchni, w której paliło się światło, a ja do salonu. Gdy byłam kilka metrów od wejścia, ujrzałam na podłodze czyjąś bladoszarą dłoń. Była to ręka ojca. Poznałam go po bliźnie na prawej dłoni. Gdy ujrzałam go, leżącego na podłodze, bez oddechu, serce mi stanęło, a gardło zostało ściśnięte. Jego, niegdyś pełne blasku i życia, piwne oczy, były teraz bez wyrazu. Spoglądał w sufit tępym wzrokiem. Na jego bladej szyi, ujrzałam dwa, małe, czerwone punkciki.

Nadal się nie ruszałam, gdy przeniosłam wzrok, na osobę trzymającą moją matkę jedną rękę w talii, a drugą odchylając jej głowę do tyłu. Nie widziałam twarzy napastnika. Jednakże widziałam jego strój. Cały był zrobiony z czarnej skóry. Kurtka, spodnie i buty, zlewały się w jeden idealny strój.

Po postawie i krótkich włosach, wywnioskowałam, że jest to chłopak. Mógł być w wieku mojego brata. Mój wzrok przykuło, odbicie w lustrze, wiszącym na jednej ścianie. Przyjrzałam się uważnie, ale nie dostrzegłam odbicia chłopaka. Widziałam jedynie matkę i mgłę, która zdawała się ją przytrzymywać. Nawet nie przeszło mi przez myśl, kim on może być. W lustrze zauważyłam jeszcze jedną rzecz, która najbardziej mnie zdziwiła. Chłopak miał usta, przy szyi mojej matki, a spod nich sączyła się, cienkim strumykiem, krew. Przeraził mnie ten widok. Otworzyłam usta, chcąc krzyknąć ze strachu.

Jednakże poczułam przy nich czyjąś dłoń. Ktoś pociągnął mnie do tyłu. Oparłam się plecami o czyjeś ciało. Serce o mało mi nie wyskoczyło z klatki piersiowej, ze strachu. Szybko jednak usłyszałam, miły głos:

-Catherine, to ja. Spokojnie.

Paul, co za ulga. W pierwszej chwili myślałam, że ten chłopak w salonie, ma jakiegoś wspólnika. Słysząc jednak cichy, opanowany i miły głos brata, kamień spadł mi z serca. Jeszcze przez chwilę mnie nie puszczał.

Gdy już stałam koło niego, głęboko oddychając ze strachu, usłyszałam jak matka traci równowagę i uderza nogą o podłogę. Chłopak nadal jej jednak nie wypuścił.

-Musimy stąd uciekać.- szepnął do mnie brat.

-Ale...

-Catherine, nie ma żadnego „ale”. Nie chciałbym skończyć jak rodzice, a ten człowiek, w każdej chwili, może się zorientować, że tu jesteśmy. Lepiej chodź.

Złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. Wyszliśmy przez drzwi kuchenne. Niechętnie opuszczaliśmy dom rodzinny. Zwłaszcza, wiedząc, że nasi rodzice, przed chwilą zginęli.

 

Poczułam, że po policzkach płyną mi łzy. Przypominając sobie, całe wydarzenie z nocy, nerwy mi puściły. Przez te kilka godzin, nawet nie uroniłam ani jednej łzy. Paul jeszcze mocniej mnie przytulił. Wiedziałam, że tak samo jak ja strasznie przeżywa, to wszystko. Powstrzymywał się jednak, przez ujawnieniem emocji. Nie chciał, żebym widziała go w chwili słabości. Chciał podtrzymać mnie na duchu. Czasami zachowywał się jak trzeci rodzic. Nie przeszkadzało mi to. Był kochanym bratem, którego nie chciałam nigdy stracić.

Oboje zadrżeliśmy, gdy zimny wiatr owiał nas. W oknach, tego starego domu, nie było szyb. W piwnicy było ciemno, ale czuliśmy się tu bezpiecznie. Materac, na którym siedzieliśmy, jest w tym domu luksusem.

Paul, w końcu mnie puścił. Widząc, że po policzkach lecą mi łzy, starł je dłonią. Uśmiechnęłam się do niego. Odwzajemnił to, swoim ciepłym, braterskim uśmiechem. Oparłam się o zimną, mokrą ścianę i westchnęłam. On usiadł naprzeciwko mnie.

-Paul, wiesz może, kim był ten chłopak, który zabił rodziców?- spytałam w końcu.

Paul zamyślił się, ale pokręcił przecząco głową.

-Nie mam bladego pojęcia. Nigdy go nie widziałem. Sądzę jednak, że nie był człowiekiem. Ludzie nie piją krwi.- oznajmił.- Nie czytałaś z żadnej książce o czymś takim?

Dobrze wiedział, że kocham czytać książki.

W naszej domowej bibliotece było pełno książek, przygodowych, fantastycznych, kryminalnych i opartych na faktach. Nie było tam żadnej, żebym nie przeczytała jej kilka razy. Próbowałam sobie przypomnieć, czy czytałam coś o istocie, pijącej ludzką krew. Pamiętałam książki o duchach, wilkołakach czy czarownicach. W pewnym momencie, w mojej głowie, pojawiła się książka Samanty Connor, pt.: „XYZ”. Opowiadała o dziewczynie o imieniu Hybryda, chcącej zemścić się za śmierć rodziców. Okazało się, że jej wuj jest wampirem. Wampir, aby przeżyć musi pić krew człowieka. Są bezdusznymi, nie mającymi skrupułów i litości, trupami.

Próbowałam sobie przypomnieć opis wyglądu jednego z wampirów Samanty Connor. Czarne oczy, włosy i strój. Chłopak w naszym domu miał czarne włosy i strój. Blada cera. To też się zgadza. Nie miałam wątpliwości, gdy przypomniałam sobie, jak chłopak miał usta na szyi matki, a spod nich wypływała krew. To w taki sposób, wampiry się pożywiały. Przeszedł mnie dreszcz. Zawsze myślałam, że na świecie nie żyją istoty, takie jak wampiry czy wilkołaki. Dla mnie był to wymysł czyjejś wyobraźni. Przypominając teraz sobie książkę Samanty Connor i chłopaka z domu, nie miałam wątpliwości, że człowiek nie jest dominującym gatunkiem.

Spojrzałam na brata. Z mojego wzroku, musiał wyczuć coś strasznego. Zauważyłam, jak zareagował gdy skrzyżowaliśmy wzrok.

-Czy...

Nawet nie musiał kończyć. Dobrze wiedziałam, o co mu chodzi.

-Chyba tak.- powiedziałam drżącym głosem.

Nie chciało mi się wierzyć, że to wszystko prawda. Zwlekałam z odpowiedzą, ale wiedziałam, że Paul, chce za wszelką cenę się dowiedzieć co odkryłam.

-Słyszałeś o książce Samanty Connor, pt.: „XYZ”?

Paul zamyślił się.

-Tak, pamiętam ją. Mieliśmy ją w domu. Strasznie ci się podobała.- odparł.

-Prawda, podobała mi się. Jeśli dobrze pamiętam, to opowiadała o życiu, głównej bohaterki, Hybrydy. Pod koniec, została zmieniona w istotę, taką samą jak ten chłopak, który zabił rodziców.- oświadczyłam, zdumiewająco spokojnym głosem.

-Czyli kim się stała?

-Paul, to był wampir.

Potrzasnął głowa, tak jak bym go uderzyła w twarz. Widocznie drgnął, słysząc moje słowa.

-Catherine, wampir? To słowo kojarzy mi się z gatunkiem nietoperza, wysysającego krew zwierząt.

-Tyle, że dotyczy ono człowieka. Doskonale pamiętam opisy wampirów Samanty Connor. Były identyczne jak wygląd tego chłopaka.

Przed oczami, pojawiły mi się, dwa odrazy. Jeden to książka „XYZ”, a drugi, salon, matka, którą podtrzymywał chłopak-wampir i krew spływająca z szyi, osoby która dała mi życie. Nie chciałam wracać do tego zdarzenia, już nigdy więcej. Wystarczy, że przeżyłam je raz.

Paul westchnął. Widać było, że nie za bardzo mi wierzy.

-Ale jak to możliwe? Przecież nigdy nie wiedzieliśmy, żadnego wampira.

-Wampiry wyglądają i zachowują się jak ludzie. Możliwe, że znaliśmy się z nimi, każdy mógłby być wampirem. Nasi przyjaciele, nauczyciele, a może nawet, ktoś z rodziny.- przerwałam.

Dopiero teraz zastanowiłam się nad sensem, swych słów. Jak mogłam obwinić członków rodziny, o to, że są wampirami? Dlaczego o tym powiedziałam? Co mną kierowało? Może to z niewyspania? Mam taką nadzieję.

Spojrzałam na brata. Ziewnął. Widać było, że nie spał od ponad doby. Miał wory pod oczami i szarawą skórę. Ja też byłam nie wyspana. W ciągu ostatnich 27 godzin, spałam zaledwie trzy czy cztery. Też zaczęłam ziewać.

-Catherine, lepiej się prześpijmy. Ostatnie godziny były ciężkie, trzeba się wyspać.- powiedział miłym głosem.

Przyznałam mu rację. Poczułam, że powieki robią mi się coraz cięższe. Po chwili, przed oczami zrobiło mi się ciemno i zasnęłam. Poczułam, jak Paul siada koło mnie. Objął mnie silnym ramieniem. Poczułam ciepło, płynące od niego. Byłam zmarznięta, ale po woli robiło mi się ciepło. Przytuliłam się do niego. W cieple i bezpieczni, szybko zasnęliśmy.

„Wampir: nieśmiertelność, morderstwo, krew, kły, blada cera, ciemny strój”. W myślach kołowały mi te słowa. Obudziłam się, gwałtownie łapiąc oddech. Wokół mnie było jeszcze ciemniej, niż gdy zasypiałam. Wszystko mnie bolało. Po chwili zdałam sobie sprawę, że koło mnie nie ma brata. Gwałtownie rozejrzałam się po pomieszczeniu.

-Paul?- spytałam cicho.- Paul.

Tym razem, wypowiedziałam imię brata o wiele śmielej. Mimo, że powiedziałam to dość głośno, nie usłyszałam niczyjej odpowiedzi. Przestraszyłam się, że mój brat, tak nagle mnie zostawił samą.

Wstałam. Nadal nie słyszałam odpowiedzi. Poczułam jak serce mi przyśpiesza z biciem ze strachu.

-Paul!- krzyknęłam.

Nie mogłam się ruszyć z miejsca.

-Paul!

Tym razem powiedziałam trochę ciszej, gdyż dławiły mnie łzy. Momentalnie usłyszałam, że ktoś zbiega ze schodów do piwnicy.

-Catherine, spokojnie.- usłyszałam głos brata.

Chwilę później, pojawił się w drzwiach. Podszedł do mnie.

-Co się stało?- spytał.

-Obudziłam się. Nie było cię. Przestraszyłam się.

Jeszcze więcej łez popłynęło mi po policzkach. Brat przytulił mnie.

-Przepraszam cię. Musiałem pójść do sklepu, a ty cały czas spałaś. Nie chciałem cię budzić. Myślałem, że nim wrócę, to się nie obudzisz.

Spojrzałam na niego zdziwiona.

-Byłeś w sklepie? Ale skąd miałeś pieniądze?

-Zawsze mam ze sobą trochę pieniędzy. Myślałem, że jak się obudzisz, to będziesz głodna.

Uśmiechnęłam się do niego. Miał rację. Byłam głodna. On z resztą pewnie też.

Wyszedł na chwilę, ale szybko wrócił z siatką. Ponownie usiedliśmy na materacu. Paul dał mi słodką bułkę i pół litra wody mineralnej.

-Co teraz z nami będzie?- spytałam.

-Sprecyzuj pytanie.- poprosił brat.

Westchnęłam.

-Chodziło mi o to, co teraz z nami będzie, po stracie rodziców? Co będziemy robić?

Paul uśmiechnął się. Objął mnie ramieniem.

-O to się nie martw. Twój starszy braciszek, wszystko przemyślał.- odparł wesoło.

Miał bardzo dobry humor. Dzięki temu, ja też zaczęłam się uśmiechać.

Brat, ponownie się odezwał:

-Posiedzimy tu przez kilka dni, aż cała sprawa trochę ucichnie. Na pierwszej stronie, w gazetach, jest o morderstwie naszych rodziców. Jestem ciekaw, kto znalazł naszych rodziców?

Zamyślił się, nie mówiąc co ma zamiar zrobić później.

-A później?- domagałam się.

-Co?

Potrzasnął głową. Moje słowa wytrąciły go z zamyślenia. Uśmiechnęłam się do niego.

-Co będziemy robić, gdy wszystko już ucichnie?

-Pojedziemy do jakiegoś krewnego. I będzie tak, jak w gazecie.

-W gazecie było coś o nas?

-Tak. Napisali, że nasi rodzice zostali zamordowani, poprzedniej nocy. Dziwi ich fakt, że obie ofiary nie miały w ciele, ani kropli krwi. Z resztą, sama przeczytaj.

Wyjął z siatki, złożoną gazetę.

Miał rację, na pierwszej stronie było wprowadzenie do artykułu, który był na kolejnej. Uznali mnie i Paula za zaginionych. Dziwię się, że nie podejrzewają nas o zamordowanie rodziców. Jestem ciekawa, czy ci wszyscy policjanci, detektywi i inni zajmujący się tą sprawą, słyszeli o wampirach? Jeśli tak, to szybko powinni odkryć mordercę. Jeśli jednak nie, to jedynie ja i Paul, będziemy wiedzieć, kto zabił naszych rodziców.

Przeczytałam cały artykuł z gazety. Jak to szybko się rozeszło. Zaledwie nie całe 24 godziny temu, zginęli nasi rodzice, a już wszyscy o tym wiedzą. Mam nadzieję, że uda im się złapać tego wampira. Jednak wiem, że znalezienie wampira nie jest łatwe. Samanta Connor idealnie opisała poszukiwania wampirów. Głównej bohaterce „XYZ”, nie udało się znaleźć jej wuja, wampira, ale on nie miał z tym problemów. Był tak wyczulony na jej aurę, że wyczuwał ją z wielkich odległości.

Ludzie jednak nie potrafią wyczuwać aury wampira i jest małe prawdopodobieństwo, że złapią tego, który jest odpowiedzialny za śmierć moich rodziców.

Odłożyłam gazetę. Oparłam się o ścianę. Była zimna. W ogóle temperatura spadła bardzo nisko. Było jakieś +5C lub +7C, więcej nie. Zaczęło mi się robić coraz bardziej zimno. Paul też trząsł się z zimna.

-My tu zamarzniemy.- stwierdziłam.

Brat tylko się uśmiechnął.

-Spokojnie Catherine, jakoś sobie poradzimy. Spójrz na to z innej strony. Żyjemy. Przynajmniej to jest plusem. To jest ważne.

-Co racja, to racja. Mam tylko nadzieję, że nikt nas tu nie znajdzie. A już najbardziej ten...

-Nie znajdzie nas tu.

-Ale jeśli jest wampirem, to wyczuwa strach ludzi i ich aurę. Nie będzie miał problemów, z naszym znalezieniem. A jeśli nas znajdzie, to może być z nami krucho.

Gdy to mówiłam, spojrzałam na brata. Było widać, że dobrze mnie rozumie.

-A, czy w tej książce „XYZ”, była mowa, co robią wampiry z ludźmi, których nie zabiją?- spytał nerwowo.

Głos mu drgał. Widać było, że jest trochę wystraszony. Zamyśliłam się.

Pamiętałam, że była o tym mowa, ale jakoś nie mogłam sobie o tym przypomnieć.

-Coś było.- stwierdziłam.

Przypominałam sobie, każdą kartkę, po kolei, szukając odpowiednich informacji. W końcu udało mi się znaleźć, odpowiedz na pytanie brata.

-O ile dobrze pamiętam, z tej książki i innych, to ludzie, których wampiry nie zabiły, stawały się ich własnością. Wampir mógł z nim zrobić, co chciał. Zabić, pożywiać się jego krwią, dosłownie, wszystko co chciał. Mógł też...- ucięłam.

Te słowa nie chciały mi przejść przez gardło. Nie rozumiałam, jak można było mówić tak o ludziach.

-Co wampir, mógł jeszcze zrobić z człowiekiem?- spytał Paul.

-Było tam też o... tresowaniu ludzi jak psa.

-Wiesz co, jednak nie chciałem znać odpowiedzi na to pytanie. Już bym chyba wolał zginąć niż, zostać poddanym tej tresurze.

Wstrząsnął mną dreszcz, ale nie z zimna, ale ze strachu. Prawda, nie chciałabym być tresowana, tak jak mówił Paul, ale też nie chcę zginąć. Mam nadzieję, że ten wampir nas nie znajdzie. Jednak zaczynam wątpić we własne myśli.

Nie miałam zamiaru, już nic mówić o wampirach. I tak byliśmy oboje wystraszeni, a je jeszcze bardziej nas straszyłam. Próbowałam o tym przestać myśleć, ale w mojej głowie, nadal powtarzały się obrazy krwi, czarny strój, blada cera. Nie mogłam się od nich odpędzić.

W końcu wstałam i przeciągnęłam się. Nogi mi zdrętwiały gdy spałam. Zaczęłam kierować się do drzwi.

-Gdzie idziesz?

Usłyszałam za sobą głos brata.

-Chcę wyjść na chwilę na dwór. Jest tu dla mnie za duszno. Moja alergia się ujawnia.- odparłam, odwracając się do niego.

-Wzięłaś swoją dmuchawkę?

-Właśnie, nie. Dlatego chcę wyjść na dwór i zaczerpnąć Świerzego powietrza.

Skinął tylko głową. Wyszłam z tego pokoju.

W następnym było jeszcze chłodniej. Skrzyżowałam ręce na piersi, zatrzymując ciepło, i zaczęłam wchodzić po schodach, na górę. Przez okna wpadały nikłe promienie słońca. Lodowaty wiatr hulał po całym domu. Szybko poszłam do drzwi, wyprowadzających z domu. Stanęłam w nich i oparłam się ramieniem o futrynę. Patrzyłam na gesty las iglasty. Dochodził do mnie zapach jodeł, świerków, czyli zapach, który kocham nade wszystko.

-Przydałoby się jeszcze kakao z cynamonem.- uśmiechnęłam się.

Po szarym niebie, przesuwały się czarne chmury. Słońca praktycznie nie było już widać. Z ciekawości spojrzałam na zegarek, na moim lewym nadgarstku. Było 10 minut po siedemnastej. Nadchodziła zima. Coraz szybciej robi się ciemno i jest coraz zimniej.

Świeże powietrze. Od razu zrobiło mi się lepiej. Nie wróciłam na dół, po prostu stałam w drzwiach i patrzyłam na las, pogrążający się coraz szybciej w mroku. Po chwili, było już praktycznie ciemno. Na niebie pojawiły się gwiazdy. Patrząc w głąb lasu, ujrzałam dwa świecące punkty. Byłam ciekawa co to. Wyszłam kilka metrów przed dom. Punkty znajdowały się jakieś dwadzieścia metrów ode mnie. Poruszały się. W końcu zdałam sobie sprawę, że są to czyjeś oczy.

Nagle coś popchnęło mnie do tyłu. Poczułam się tak, jakby ktoś mnie uderzył. Straciłam równowagę i wylądowałam na gruzach w drzwiach. Nie było to miłe uczucie. Po woli zaczęłam się podnosić. Miałam wrażenie, że ktoś cały czas mnie uderza pięściami w plecy. To przez gruzy wbijające się w moje plecy. Z trudem wstałam, gdyż miałam wrażenie, że ktoś, cały czas mnie pcha na ziemię. Na wpół siedząco, spojrzałam na las. Te dwa punkty, gdzieś zniknęły. Oznaczało, że osoba, bądź zwierzę, gdzieś odeszło. Stanęłam na równe nogi. Oddech mi przyspieszył.

-Spokojnie Catherine, to był tylko wiatr. Źle stałaś i podmuch cię wywrócił.- wmawiałam sobie.- Te punkty mi się przewidziały.

Szybko się odwróciłam i poszłam do piwnicy.

Schodząc po schodach, uspokoiłam się. Na moim ubraniu, było jednak widać dużo kurzu. Nie zwróciłam na niego uwagi. Trzęsłam się z zimna. W końcu stanęłam w drzwiach od pokoju, w którym siedział Paul. Na gazecie, którą kupił, szkicował coś swoim ołówkiem. Podniósł wzrok, słysząc, że weszłam. Momentalnie na jego twarzy pojawiło się zdziwienie.

-Co ci się stało? Cała jesteś w kurzu.- powiedział.

Spojrzałam na rękawy mojej bluzy. Miał rację. Była pokryta cienką warstwą, siwego kurzu.

-Nic wielkiego. Potknęłam się o gruzy i przewróciłam.- odpowiedziałam.

Nie miałam zamiaru mu mówić, co tak naprawdę się stało. Nie wiem jak by zareagował, gdybym mu o tym powiedziała. I nawet wolę nie wiedzieć.

Usiadłam koło brata. Ledwo mogłam się oprzeć o ścianę, przez ból placów. Poczułam jego rękę na ramieniu. Syknęłam z bólu.

-Musiałaś nieźle się poobijać, skoro, nawet zwykły dotyk sprawia ci ból.- oznajmił.

W jego głosie było słychać współczucie.

-No, co ty nie powiesz.- ucięłam.

Usłyszałam we własnym głosie, pewnego rodzaju, pretensje kierowane do Paula. Sama nie wiedziałam, czemu to powiedziałam. Może to ze zdenerwowania? Momentalnie oblał mnie zimny pot. Cały czas byłam roztrzęsiona. Dlaczego nie mogłam się uspokoić? Co się ze mną dzieje?

Paul zabrał rękę i nie zwracał na mnie uwagi. Ja, natomiast skuliłam się i nie odzywałam do niego na początku. Źle jednak się czułam, po tych słowach.

-Paul...- zamilkłam.- Przepraszam za te słowa. Nie wiem co się ze mną dzieje. Nie panuję nad tym co mówię. Cała jestem roztrzęsiona.

Paul spojrzał na mnie. Ledwo co widziałam jego twarz w mroku, jaki spowijał piwnicę. Nie odezwał się jednak ani słowem. W końcu zrozumiałam, że nie prędko mi wybaczy. To był pierwszy raz, gdy się pokłóciliśmy. Wcześniej nigdy nam się to nie zdarzało. Nie miałam zamiaru go namawiać, żeby mi wybaczył.

    Odwróciłam oczy, w których pojawiały się łzy. Patrzyłam teraz na jedną ze ścian. Kontem oka zauważyłam, że Paul wziął gazetę i swój ołówek i ponownie rysuje. Po chwili poczułam, że oczy same mie się zamykają. Nie wiedziałam bardzo czemu, bo przecież przespałam sporą część dnia, a mimo to nadal byłam senna. Nie walczyłam z tym, tylko zamknęłam oczy i po chwili odpłynęłam w mrok. W snach znów pojawiła się chwila, jak patrzyłam na zwłoki ojca i wampira, podtrzymującego matkę. Jednakże cała sytuacja była zupełnie inna niż rzeczywistość. W chwili gdy patrzyłam na ojca, wampir odwrócił się. Widząc mnie, odrzucił ciało mojej matki i szybko do mnie podszedł. Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Za bardzo się bałam. Po chwili poczułam się słabo.

Nagle potrząsnęłam głową, otwierając oczy. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym byłam. Obok mnie spał Paul. Odetchnęłam.

-To był tylko sen.- uświadomiłam sobie.

Gdy tylko skończyłam mówić, usłyszałam skrzypienie. Brzmiało tak samo jak skrzypienie drewnianej podłogi. Po chwili nasłuchiwania, nie miałam wątpliwości, że ktoś chodzi po tym domu. Szturchnęłam brata.

-Paul.

Nie zareagował.

-Paul, obudź się.

Nie otwierając oczu, zwrócił się do mnie.

-Co jest?

-Ktoś chodzi po tym domu. Słyszałam skrzypienie podłogi.- odpowiedziałam.

-Wydaje ci się.

Nie uwierzył mi. Już miałam coś powiedzieć, ale ponownie rozległo się skrzypienie podłogi. Paul to usłyszał. Momentalnie otworzył oczy. Nasłuchiwał tak samo jak ja. Po chwili znów było słychać ten dźwięk. Ten kto chodził po domu, starał się być cicho, ale mu nie wychodziło.

Paul wstało i podszedł do drzwi. Ostrożnie wyjrzał. Stałam za jego plecami. Paul w końcu się odwrócił i oparł o ścianę. Nie był zbyt zadowolony.

-Co się stało?- spytałam cicho.

-On tu idzie.

W jego głosie było słychać drżenie. Słysząc go, zaczęłam się trząść ze strachu. Słyszałam, że osoba schodzi po schodach.

   Paul ponownie wyjrzał. Dość długo wyglądał w ciszy. W końcu ja też zdobyłam się na odwagę i wyjrzałam. Widziałam jedynie zarys ludzkiej postaci, która schodziłam po schodach, ale nie wiedziałam kto to jest. W chwili gdy osoba była w połowie schodów, poczułam jak coś napiera na mnie. Poczułam się tak samo jak kilka godzin temu, gdy stałam przed domem. Szubko się odwróciłam, ale Paul nie zdążył. Po chwili przewrócił się na ziemię. Nie odważyłam się do niego podejść. Po prostu stałam przy ścianie, oparta o nią plecami i trzęsłam się ze strachu.

Paul próbował wstać, ale widziałam, że nie jest to dla niego łatwe. Cały czas słyszałam kroki. Osoba stanęła w drzwiach, około pół metra ode mnie. Miałam wrażenie, że serce mi wyskoczy z klatki piersiowej.

Żeby mnie tylko nie zauważył, pomyślałam. Nie chciałam, żeby mnie zobaczył. Nie wiedziałam do czego mógłby być zdolny. Zdawało mi się, że gdzieś już go widziałam. Przyjrzałam się mu uważnie. Wyglądał identycznie jak ten wampir z mojego snu.

To on. On zabił naszych rodziców. Ledwo powstrzymałam się przed wypowiedzeniem tego na głos.

    Spojrzałam na brata. Wstał i opierał się teraz o ścianę. Był przerażony.

-Paul, myślałem, że dalej uciekniesz.- powiedział do niego.

Chyba o mnie nie wiedział, bo mówił do Paula, że jest sam.

Dobrze, że mnie nie zauważył, pomyślałam z ulgą.

-Nie bój się Catherine, nie zapomniałam o tobie. Wiem, że tu jesteś.- zwrócił się do mnie.

Zamurowało mnie. Wiedział o mnie mimo, że nawet na mnie nie spojrzał. Powiedział to chwilę po moich myślach, że mnie nie widzi. Czyżby potrafił czytać w myślach? No cóż, jeśli jest wampirem, to potrafi.

Odwrócił się do mnie. Stanął naprzeciwko. Dzieliło nas jakieś trzydzieści centymetrów. On położył ręce na ścianie, po prawej i lewej stronie mojej głowy. Patrzył mi prosto w oczy. Były tak samo czarne jak noc. Miał delikatne rysy twarzy. Nagle poczułam jego dłoń na szyi. Jeszcze wyraźniej zadrżałam.

-Zostaw ją!- krzyknął Paul.

Podszedł, chcąc mnie chronić. Chłopak nie zareagował. Gdy Paul był coraz bliżej, jedynie wystawił w jego stronę lewą rękę. Złapał go prosto za szyję.

-Pytał cię ktoś o zdanie?- spytał.

Odwrócił głowę i spojrzał na mojego brata. Widziałam, że dłonią jeszcze mocniej ścisnął szyję Paula, a ja nie byłam w stanie się odezwać. Ponownie na mnie spojrzał.

-Z...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin