Seamu to Seamus ty to ty 3 i 4.doc

(109 KB) Pobierz
Seamu to Seamus, ty to ty

Seamu to Seamus, ty to ty

 

 

3.


DRACO


Ptaszki i skrzypce stają się coraz bardziej nie do zniesienia. To się musi skończyć. Jedyny problem – nie wiem jak to zrobić.

W takim razie, gdy nikt nie patrzył (a to wcale nie jest takie łatwe zadanie – no bo kto nie chciałby na mnie patrzeć? Z wyjątkiem Pottera, oczywiście. Cholera!), wślizgnąłem się – ze wstydem muszę to przyznać – do mugolskiej sekcji w bibliotece.

No co, byłem zdesperowany!

Usiadłem w opuszczonym kącie i powoli zacząłem przeglądać znalezione książki. Z tytułami takimi jak: „Korzystając z życia” czy „Jak zrozumieć swoje wewnętrzne ja”. Tak, byłem na tyle zdesperowany, by zniżyć się do takiego poziomu. Książki okazały się kompletnymi bzdurami – czego innego mogłem oczekiwać – ale wykorzystałem kilka z pomysłów.

W jednej było napisane, że aby zacząć w pełni kontrolować własne życie (które, przyznajmy, zaczęło zamieniać się w jakiś cholerny koszmar – a wszystko przez pieprzonego Pottera), powinienem znaleźć swój motyw przewodni. Melodię, która by odzwierciedlała to, kim naprawdę jestem. Powinienem ją sobie nucić w umyśle, jak tylko poczuję że… rozpadam się.

Nie mogę – co to za szajs! Nic dziwnego, że Czarny Pan chce ich wszystkich wybić!

Ale znalezienie takiego motywu przewodniego było cholernie łatwe. Weird Sisters: „Jestem zimnym draniem, który nie potrzebuje nikogo”. He he. Tak, tak było przez całe moje życie. I nie zaczynajcie mi tu, że teraz to się zmieniło. Odwalcie się, dobra?! Nie potrzebuję pouczeń, a już na pewno nie od was!

Powinienem także pomyśleć nad mantrą – czymś, co mógłbym sobie gdzieś zapisać i odczytywać to, gdyby sprawy przybrały szczególnie zły obrót. Jedyne co mi przyszło do głowy: „Nazywam się Draco Malfoy. Nie potrzebuję drugiej połowy. A te wszystkie hałasy powstają w mojej głowie”.

Całkiem dobre, nie? Harry już nie będzie na mnie działał.

Ta. Jasne. W OGÓLE.



HERMIONA


Harry ostatnio jest bardzo przygnębiony.

Nie jestem pewna dlaczego, ale wybrał mnie na swojego powiernika. Ron mógłby się wydawać bardziej oczywistym wyborem, ale powiedzmy sobie szczerze – mimo tego, że bardzo go kocham, to nie nadaje się do takiego typu rozmów. Prawdopodobnie uciekłby z krzykiem, to pewne.

Harry zaufał właśnie mnie. Teraz już wiem, że odkąd poznał prawdę, nie może sobie z tym poradzić. Ktoś mógłby pomyśleć, że wyglądanie tak jak on jest czymś wspaniałym, że otwiera wszystkie drzwi i może pomóc w urzeczywistnianiu marzeń.

To z jednej strony prawda. Ale i tak Harry ma z tego powodu całą masę problemów.

Blaise’owi Zabiniemu nie udało się go poderwać, ale ten incydent został nagłośniony na cały Hogwart przez – a to ci nowość – Seamusa. Dlatego teraz wiele osób doszło do wniosku, że skoro Zabini mógł się wziąć na odwagę, to oni też mogą. Jak na razie to było jakieś dwanaście osób (o tylu w każdym razie wiem), głównie z siódmego roku. Wszyscy flirtowali z Harrym. Powiedzmy tylko, że mógłby stracić dziewictwo z każdym, o każdej porze dnia i nocy. Ale wszystkich odrzucił. Byłam trochę zaskoczona – w końcu jest nastoletnim chłopakiem.

Jednakże Harry nie chciał, aby doszło do tego w taki sposób. „Nie chcę się z kimś przespać tylko dlatego, że podobam się mu fizycznie!” powiedział kilkakrotnie. „Chcę, żeby temu komuś zależało na mnie”.
Harry potrzebuje uczucia. Tylko tego pragnie. A jakoś nikt nie potrafi tego zrozumieć. Może być kompletnie niedoświadczony jeżeli chodzi o sprawy wewnątrzsypialniane, ale doskonale wie (to dziwne u szesnastolatka), czego pragnie poza nią.



HARRY


Nie proszę o fajerwerki. Chcę tylko osoby, która polubi mnie, będzie chciała poznać mnie bliżej. A nie tylko te głupie plotki, nie tylko moją bliznę czy co tam innego takiego atrakcyjnego jest we mnie.

Chciałbym, żeby wszystko wróciło do normy. A w każdym razie było tak normalne, jak to możliwe. Wtedy mógłbym tylko martwić się o to, czy ktoś chce być ze mną, bo jestem Chłopcem, Który Przeżył. Teraz nie mogę ufać nikomu.

Nie jestem aż tak naiwny, żeby od razu mówić o miłości. No dobra, jestem naiwny, przyznaję, ale nie w kwestii uczuć. Chcę po prostu jakąś miłą osobę, dziewczynę lub chłopaka, który spojrzawszy na mnie, ujrzałby osobę wartą dogłębniejszego poznania. Nie kogoś na jedną noc. Nie kogoś, kogo można użyć i wykorzystać.

Czy to naprawdę tak wiele?



DRACO


Nienawidzę mugoli! Cholernie ich nienawidzę!

Uwierzcie, przez chwilę miałem nadzieję, że MOŻE mugole nie są kompletnie bezużyteczni. Może potrafią wymyślić coś mądrego… jak na przykład ten pomysł z piosenką. Przez chwilę, przez jedną krótką chwilę, sądziłem, że to niezły pomysł.

Och, jakże się myliłem.

Pamiętacie pewnie, że starałem się uciszyć cholerne ćwierkanie i rzępolenie. Zastąpić je jakąś melodią. Powtarzając mantrę. I w ogóle chciałem wrócić do bycia zimnym dziedzicem Malfoyów, którym byłem zanim za… eee, zanim Potter się zmienił.

Próbowałem. Harry szedł korytarzem i jak zwykle wyglądał słodko… eee… chodzi mi o to… do diabła. Dobra. Potter jest słodki. I wspaniały. I uroczy. Macie z tym jakiś problem?

Kilka razy gwałtownie pokręciłem głową, próbując wyrzucić z głowy te myśli – zacząłem nucić piosenkę. Cholera, to naprawdę działa. „Jestem zimnym draniem, który nie potrzebuje nikogo… la la la la la la la la… Nie potrzebuję ni…”

Wtedy zdarzyło się coś strasznego. W środku tego świetnego gitarowego riffu, ten inny rytm zaczął brzmieć w mojej głowie! Potem włączyła się druga gitara – i pojawił się głos:

”Pragniesz czegoś, czego nie powinieneś, ale im bardziej zdajesz sobie z tego sprawę, tym mocniej tego chcesz…”

Merlinie, NIE.

W jakiś dziwaczny sposób moja piosenka zmieniła się w „Ain’t No Sunshine” (1). Wyjącą w moim umyśle na cały regulator.

Niech to szlag, przecież to cholerna mugolska piosenka! Dlaczego?! Dlaczego ja?!

To nie chciało się zamknąć. Próbowałem z całych sił nucić moje „Jestem zimnym draniem…”, ale to nie działało. Ta druga piosenka leciała praktycznie przez cały czas, a gdy tylko w pobliżu pojawiał się pewien szczególny Gryfon, robiła się głośniejsza.

Cholera!

Nie mogę normalnie funkcjonować. Skrzypce i ptaszki dało się jeszcze jakoś ignorować – traktować jako tło, albo coś – ale „Ain't No Sunshine” nie da się wyłączyć. Gdy tylko słyszę to w głowie, natychmiast zaczynam wystukiwać rytm. Nawet przebrzydły Blaise to zauważył.

– Draco, czy możesz przestać tak stukać?!

Właśnie że nie mogę.

Wiem co myślicie. Że ta piosenka chodzi mi po głowie, bo pasuje do sytuacji. Mylicie się. Słońce świeci, kiedy Pottera nie ma w pobliżu. Oczywiście niezbyt mocno, w końcu mieszkamy w Szkocji, ale nie ma żadnego zaćmienia czy czegoś tam.

A ja nie żyję w żadnym cholernym domu, więc jak to ma niby do mnie pasować (2)? Myślicie, że kim jestem? Żyję w rezydencji. Jestem Malfoyem, na litość boską!

Nie, na pewno nie ma żadnych podobieństw.



HARRY


Ostatnio Malfoy zachowuje się bardzo dziwnie.

Prawie jakby… mnie unikał. Gdy tylko mnie widzi, robi się jeszcze bledszy (o ile to w ogóle możliwe) i rusza w przeciwnym kierunku. Nie żebym jakoś specjalnie tęsknił za jego towarzystwem czy coś, ale to dziwne.

Myślę, że ma nerwicę natręctw (3) albo coś w tym stylu. Cały czas stuka, palcami albo nogami. Wygląda, jakby gorączkowo się nad czymś zastanawiał, jakby był zirytowany przez własne myśli – jeżeli to w ogóle ma jakiś sens. Kiedy indziej, gdy nikt nie patrzył, zaczął mamrotać coś do siebie i walić głową w ścianę, kilkakrotnie.

Ciekawe, co z nim jest nie tak…



RON


Kiedy już zacząłem myśleć, że nic bardziej niedorzecznego nie może się wydarzyć, okazało się inaczej.

Harry dostał dziś bardzo śmieszne listy. Oczywiście wcześniej też je otrzymywał (najczęściej od czterdziestoletnich czarownic, które były gotowe dla niego opuścić swoich mężów), ale gdy przeczytał dziś pierwszy, wypluł na niego cały sok dyniowy, który właśnie pił. Jak na dobrego i troskliwego przyjaciela przystało, spytałem co się stało.

Harry spojrzał na mnie z przerażeniem.

– Oni… oni chcą zrobić ze mną oficjalny kalendarz! – wydukał. Oboje z Mioną wpatrywaliśmy się w niego. – Ale to nie wszystko! Ten facet jest skłonny zapłacić mi milion galeonów, jeżeli będę pozował do tych zdjęć… – zniżył głos do szeptu – nago i w… sezonowych strojach!

Tego było za wiele dla mojej dziewczyny – wybuchnęła śmiechem, który był bardzo niehermionowski. Zrobiła się czerwona, gdy spojrzeliśmy na nią z niedowierzaniem.

– Przepraszam – powiedziała kilka minut później, gdy już się trochę uspokoiła. – Po prostu nagle wyobraziłam sobie Harry’ego w stroju Świętego Mikołaja…

– Miona, oni prawdopodobnie chcieliby, żebym wystąpił bez tego stroju! – krzyknął Harry, znów zmuszając Hermionę do chichotu. Jeżeli ona tak zareagowała na tę informację, to aż bał się myśleć, co może powiedzieć na przykład Lavender Brown.

Ale to w końcu milion galeonów. Jako najlepszy przyjaciel Harry’ego, musiałem mu to uświadomić.

– Harry, ale to w końcu milion galeonów – stwierdziłem. Spojrzał na mnie z ukosa.

– Tak, Ron – powiedział głosem, jakby tłumaczył coś trzyletniemu dziecku – milion galeonów za to, żebym się rozebrał do zdjęć, pewnie za wyjątkiem tych jesiennych, gdzie może okrywałoby mnie trochę liści! A potem te fotki zostałyby wydrukowane w tysiącach egzemplarzy na całym świecie. Już rozumiesz, dlaczego odczuwam pewne opory?!

Cóż, jeśli tak na to spojrzeć…

– Chyba masz rację. – Na chwilę zamilknąłem. – Ale Harry, milion galeonów!

Mój kumpel jakby zawarczał cicho, otwierając drugi list. Był napisany na drogo wyglądającym, cienkim pergaminie, na wierzchu posiadał wyglądającą na bardzo oficjalną pieczęć.

Gdy Harry czytał, jego oczy robiły się coraz większe, a usta otwierały.

– Harry, co tam jest? – spytała z niecierpliwością Hermiona.

– Ta-ta rodzina chce ze mną negocjować w sprawie mojego ślubu z ich córką! Dołączyli nawet zdjęcie! – W drżących dłoniach trzymał fotografię.
Długonoga blondynka szczerzyła się radośnie, mrugając do nas zalotnie. Hermiona prychnęła.

– Ewidentnie farbowana – stwierdziła ironicznie. – Stać cię na kogoś dużo lepszego.

Harry spojrzał na nią z niedowierzaniem.

– Jej rodzina właśnie zaproponowała mi aranżowane małżeństwo, a ty zachowujesz się tak, jakby nic takiego się nie stało! – wrzasnął.

Miona nawet nie mrugnęła okiem.

– Wiele czarodziejskich rodzin tworzy takie kontrakty – powiedziała. – Czytałam o tym w „Przedłużając linie krwi: Czarodziejska prokreacja od 1600 roku”. Wiele czystokrwistych rodów chce dbać o czystość krwi. Oczywiście w większości to brednie, ale jednak.

– W takim razie dlaczego Ron nie poślubi kogoś w taki sposób? – spytał niechętnie Harry.

– Bo nie jest taki ważny.

Nieważny! Za kogo ona się uważa?!

– Nieważny?! – krzyknąłem. – Za kogo ty się uważasz?!

Hermiona tylko westchnęła i przewróciła oczami. Nawet nie przeprosiła!

– Chodziło mi o to, że twoja rodzina nie posiada takiego prestiżu, Ron – wyjaśniła. – Nie ty

Od razu poczułem się lepiej.

– Na przykład taki Malfoy na pewno ma dużo podobnych ofert. – Wszyscy odwróciliśmy się w jego stronę i prawie natychmiast znów zaczął wystukiwać jakiś dziwaczny rytm.

Nawet nie udaję, że rozumiem tego dupka.

Miona wzięła list od Harry’ego.

– Co to w ogóle za rodzina? – Przez chwilę czytała i jej oczy zrobiły się okrągłe ze zdumienia. – Van Weydonowie?! Na bogów, Harry – to jedna z najważniejszych rodzin czarodziejskich na świecie!

– Nie to, co moja… – mruknąłem do siebie.

– Ron, daj już spokój! – prychnęła, czytając dalej. – Nasza córka, Maria Van Weydon… lat siedemnaście… wkrótce ukończy naukę w Akademii Beauxbaton… posag do negocjacji… hmmm. W sumie całkiem niezła oferta, Harry. To ogromny zaszczyt, bo jak by na to nie patrzeć twoja rodzina też nie posiada takiego prestiżu. Ale i tak jest lepiej, niż w przypadku Rona.

Moja dziewczyna naprawdę umie się przypochlebiać innym, nie sądzicie?



VOLDEMORT


Ten przeklęty bachor znów ze mną wygrywa.

Jak się domyślacie, mam ostatnio mało wolnego czasu. To wcale nie jest łatwa praca, Próba Przejęcia Kontroli Nad Światem. Trzeba zajmować się wieloma różnymi sprawami równocześnie.

Ale ten bachor… W czasie wolnym od zabijania mugoli muszę zmieniać Podręcznik Śmierciożercy, a wszystko przez niego!

Znacie ten podręcznik. Zawiera wszystkie nakazy i zakazy, przydatne w tej pracy. Na początku listy jest oczywiście punkt nazywający mnie Głównym Przywódcą. Drugi dotyczy otrzymania Mrocznego Znaku.
Tak dochodzimy do reguły numer 365. Nie pożądaj Harry’ego Pottera, tylko go zabij. Zabij go!!!

Kilku Śmierciożerców zdaje się mieć z tym jakiś problem.

Na przykład taki Nott. Właśnie dlatego jestem zmuszony marnować jeszcze więcej czasu w moim i tak napiętym terminarzu. Tylko po to, by go ukarać. Leży teraz u moich stóp, cały się trzęsie. Wyciągam przed siebie interesujący artykuł z Proroka Codziennego.

– Co to jest, Nott?

Nie odpowiada. Trwa to za długo, dlatego mu pomagam.

– Czy to nie zdjęcie Harry’ego Pottera wycięte z gazety?

W końcu decyduje się przemówić.

– T-tak, mój panie, ale…

– Znaleziono to w twoich rzeczach, prawda?

– Cóż, eee… teoretycznie, mój panie, ja…

– Czytałeś ostatnio Podręcznik, Nott? Widziałeś może regułę numer 365?

– Cóż, no tak, mój panie…

– W takim razie bardzo proszę. Crucio!

Ten przeklęty chłopak ma szczęście.

Po pierwsze – jakoś udało mu się nie zginąć, gdy trafiło w niego moje zaklęcie uśmiercające. Nie. Zamiast tego dziwnym trafem to ja jestem bliżej śmierci!

Potem zdołał mi przeszkodzić w zdobyciu Kamienia Filozoficznego, który umożliwiłby mi kompletne Zapanowanie Nad Światem.

Dalej – gdy udało mi się go złapać w czasie Turnieju Trójmagicznego, nie wyglądał dobrze. Przypominał raczej zagłodzoną ropuchę. Nie żebym się jakoś specjalnie cieszył, że ma to coś, ale nie mógł mieć tego już wtedy? Dzięki temu przypominałby uroczą, poświęconą dziewicę przywiązaną do kamienia i wszyscy byliby bardziej zmobilizowani, żeby go schwytać, a nie pozwoliliby mu uciec. Hmph!

Ale najbardziej denerwującą rzeczą jest…

To ja tak wyglądałem.

Ja miałem to coś. Naprawdę. Zrzekłem się tego na rzecz magicznych… udoskonaleń, by zapanować nad światem.

Ale jak widać Harry Potter nie musi wyrzec się swojego wyglądu. Nie. To on jest tym, kogo pragną wszyscy, bo ja zostałem odmalowany jako główny czarny charakter. Prasa naprawdę zwaliła wszystko na mnie. Mówię wam. Ale on może zostać piękny. I wciąż ŻYWY.

Cholera!



DRACO


Ktoś próbował dzisiaj napoić Pottera Eliksirem Miłosnym.

Do cholery, dlaczego ja na to nie wpadłem?!

Jednakże nie wszystko poszło zgodnie z planem. Harry wypił napój, niczego nie zauważając, ale na szczęście dziewczyna, która go uwarzyła, mała Krukonka z czwartego roku, popełniła błąd – Harry zamiast zakochać się w niej, zaczął myśleć, że wszyscy go nienawidzą. Prawda wyszła na jaw, a ta mała głupia krowa zastała zawieszona na dwa tygodnia. He he he.

Harry został odesłany do skrzydła szpitalnego, gdy w trakcie transmutacji wybuchnął płaczem i powiedział, że Weasley był dla niego niemiły, gdy próbował pożyczyć pióro.

Potem, po kolacji, rozeszła się plotka, że udało mu się uciec Pomfrey i pląta się po szkole, wypłakując swoje serce.

Nie żebym się martwił, czy coś w tym stylu. W końcu i tak wkrótce wszystko wróci do normy.

I na pewno mu nie współczuję. Oczywiście, że nie.

Nie chcę za nim pobiec i go przytulić, nic z tych rzeczy. Nie, jestem panem samego siebie. Mam własną piosenkę i mantrę. Nie oszalałem na punkcie Pottera, myślcie co chcecie. Nie bazgram serduszek na marginesach. Miejcie trochę wiary we mnie. Błyskawic też nie – chociaż one byłyby bardziej do przyjęcia. Okej, dobra, JEDNA mała błyskawica, ale… to przez przypadek, słowo! Pióro tak jakoś… się ześlizgnęło! Nie patrzcie tak na mnie!

I naprawdę nie szukałem Pottera tej nocy. Tylko chodziłem sobie po szkole o pierwszej w nocy, myśleć o własnych sprawach, gdy… wpadłem na Pottera. Siedział w opuszczonej klasie, wyglądał na strasznie smutnego z tymi strużkami łez na policzkach.

Kiedy tak na niego spoglądałem, to stwierdziłem, że wyglądał dobrze nawet wtedy, gdy płakał. To jest przeciwko wszelkim zasadom dotyczącym mężczyzn. Nawet ja wyglądam strasznie gdy płaczę, a jestem przecież cholernie przystojny. Mój nos robi się czerwony, podobnie jak reszta twarzy. Ale nie Potter. Wygląda jak jakiś piękny… grrr. Nie!

„Ain't No Sunshine” znów zaczęło grać w mojej głowie! Na bogów – DLACZEGO?!

Harry nagle spojrzał na mnie, tak jakby mógł usłyszeć tę przeklętą muzykę (ale to na pewno przez ten rytm, który bezwiednie wystukiwałem). Uśmiechnął się przez łzy, po chwili znów zaczął cicho łkać. Mój żołądek się przewrócił. No co – on jest wspaniały!

– Malfoy – wyjąkał. – Czego chcesz? Zawsze jesteś dla mnie taki niedobry!

Na litość boską! Przecież nie mogę go zostawić w takim stanie! Zbliżyłem się.

– Niczego nie chcę – powiedziałem tak spokojnie, jak tylko mogłem.
Zaśmiał się gorzko.

– Chyba po raz pierwszy – powiedział. – Żadnych podstępnych planów na dziś?

Miałem ochotę się rozpłynąć. Niedobrze. Cholera, jak leciała ta moja mantra? Nie mogłem sobie przypomnieć.

Nie odpowiedziałem. Przy akompaniamencie tej muzyki i tym, że wpadające przez okno światło księżyca tworzyło wokół jego głowy aureolę – nie dałem rady.

– Dlaczego wszyscy mnie nienawidzą? – wybuchnął, znów zanosząc się płaczem. Głupi eliksir!

Przewróciłem oczami, a potem delikatnie poklepałem go po ramieniu – miałem nadzieję, że uspokajająco. No co, nigdy nikogo nie pocieszałem! To nie jest takie proste!

– Już dobrze, Potter – wymruczałem. Ku mojemu zaskoczeniu (i radości, oczywiście) Harry rzucił się w moje ramiona i zaczął płakać w moje ramię.

– Nie wiem, co zrobiłem źle… - zaczął.

Cóż… nie wiem co to sprowokowało. Zrzućmy winę na piękno Pottera, na tę przeklętą muzykę w mojej głowie, która przeszkadzała w logicznym myśleniu i na światło księżyca. No i oczywiście fakt, że Potter dotykał mnie z własnej woli, nie chcąc mnie uderzyć.

W czwartek, o 1:39 w nocy, ja, Draco Malfoy, pochyliłem się w stronę Harry’ego Pottera i cmoknąłem go w usta.

No wiecie, to nie był taki prawdziwy pocałunek! Raczej coś w stylu gestu, gdy spotykacie w czasie Wigilii waszą znienawidzoną ciotkę! Cmoknięcie!

Wpatrywaliśmy się w siebie przez długie sekundy, jego oczy były szerokie ze zdumienia. Podejrzewam, że mogłem wyglądać podobnie. Wtedy gwałtownie odskoczyłem.

Był chyba w szoku. Wyjąkał:

– Co-co to, do diabła, miało być?!

By wydostać się z tych tarapatów (sami pomyślcie o tych artykułach – „Dziedzic Malfoyów napadł na odurzonego Chłopca, Który Przeżył!”), w ciągu mikrosekundy wpadłem na najgłupszy pomysł w całej historii głupich pomysłów.

– Niby co?

Zaczął prychać. Myślałem, że zaraz naprawdę się rozpłynę.

– Ty-ty właśnie mnie pocałowałeś!

– Nie, nic takiego nie zrobiłem! – powiedziałem.

– Malfoy. Zrobiłeś to!

– Nie! – krzyknąłem.

Najwspanialszą rzeczą w Potterze jest to, że tak ufa ludziom, że gdy powiesz mu coś kilka razy, to jest w stanie w to uwierzyć.

Zaczął wyglądać na słodko zdezorientowanego. Odprężyłem się.
Ale zapomniałem, że Harry Potter nie jest głupi. Nagle otrząsnął się.

– Słuchaj, wiem co zrobiłeś!

Ma mnie. Zacząłem panikować.

– Na pewno nie! Niczego mi nie udowodnisz! Zastaw mnie!

I uciekłem, zostawiając zdumionego Harry’ego w klasie.

Merlinie, nie tak wyobrażałem sobie nasz pierwszy pocałunek…
Jestem pewien, że teraz wszyscy zastanawiacie się, dlaczego nie powiedziałem po prostu: „Pocałowałem cię, bo cię lubię, Harry, lubię cię od dłuższego czasu. Pójdziesz ze mną na randkę?”.

Jestem pieprzonym Ślizgonem, to dlatego! Oprócz tego, że jesteśmy przebiegli i nikczemni, jesteśmy też…

No cóż… jesteśmy tchórzami. Niby z jakiego innego powodu zawsze wybieramy najbardziej okrężną drogę?

Dobra, przyznałem się. Jestem tchórzem. Boję się powiedzieć Potterowi, że go ko… że go lubię. Boję się, co by na to odpowiedział. Boję się, że mnie kompletnie odrzuci albo gorzej – że może zdecydować, że też mnie lubi.

Boję się, okej?

Ale Harry jest cholernym Gryfonem. Jest tak strasznie odważny, on by się nie bał.

Merlinie.

Co ja mam teraz zrobić?!

Muszę natychmiast opuścić kraj.

Gdzie jest moja miotła?




(1) „Ain’t no sunshine”, Bill Withers: http://www.youtube.com/watch?v=HBKcAc8VpIw&feature=related
(2) Draco nawiązuje do fragmentu piosenki: „Ain't no sunshine when she's gone, and this house just ain't no home”.
(3) Inaczej zaburzenie obsesyjno-kompulsyjne (często używa się też określenia zaburzenie obsesyjno-kompulsywne).

 

 

Seamus to Seamus, ty to ty 4

 

 

HARRY


To było… dziwne.

Jestem prawie pewien, że Draco Malfoy mnie pocałował. Mnie! Wiecie, to nie jest do niego podobne!

Najgorsze jest to, że byłem wtedy pod wpływem tego eliksiru. Jakaś Krukonka dolała go do mojego soku dyniowego (chyba nigdy nie dowiem się, jak to zrobiła – jest widocznie bardzo zdolna); nikt nic nie zauważył, aż nie zacząłem myśleć, że wszyscy mnie nienawidzą. Na początku stwierdziłem, że to tylko moja wyobraźnia płata mi figle – w końcu pierwsze były eliksiry, a Snape naprawdę mnie nienawidzi. Ale potem zacząłem sądzić, że moi przyjaciele obgadują mnie za moimi plecami. To było straszne!

Pewnie dlatego właśnie doszedłem do wniosku, że skoro moi znajomi mnie nienawidzą, to mój wróg mnie lubi… ale jak się nad tym dłużej zastanowiłem, to czy nie powinno być tak, że gdybym miał rację, to Snape też by mnie pocałował…? Blee! BLEEE! Teraz ciągle mam ten obraz przed oczami. Merlinie, teraz nie mogę przestać o tym myśleć!!!

Niewiele pamiętam z tamtej nocy – tylko tyle, że płakałem na ramieniu Malfoya, a potem ten pocałunek, nie–pocałunek, no i te jego gwałtowne zaprzeczanie. Boże, płakałem przy nim! Teraz Może się ze mnie nabijać przez najbliższe pół roku!

Ale przecież mnie pocałował, prawda? A może to sobie wymyśliłem?

Jak sobie o tym pomyślę, to Miona była pewna, że mu się podobam. Mówiła, że się na mnie gapił. Oczywiście wtedy jej nie uwierzyłem… ale miała rację, że podobam się tym wszystkim ludziom, może w tym przypadku też się nie myliła… ale przecież nawet gdyby to była prawda, to było dawno temu. Malfoy na pewno już teraz nic do mnie nie czuje.

Prawda?

Tak w ogóle to dziwne myśleć o czymś takim – lubiący mnie Draco Malfoy. MNIE! To śmieszne, ale gdy go nie widzę, to nawet nie potrafię sobie przypomnieć, dlaczego powinienem go nienawidzić. Za to kiedy jest koło mnie, to zazwyczaj robi coś, co mi od razu o tym przypomina. Gdyby tylko dał mi spokój, to odwdzięczyłbym mu się tym samym. Nawet mi wtedy nie przeszkadzałby. Latem, kiedy nie jestem w szkole, i zdarzy mi się o nim pomyśleć, to mam wrażenie, jakbym znał go od wieków.

Dziwnie czułbym się, gdyby nagle go zabrakło.

Oczywiście muszę przyznać, że jest przystojny. Może gdyby nie był takim skończonym dupkiem, mógłbym go polubić…?

Ale on jest niesympatyczny. Naprawdę. A ja nawet nie jestem pewien, czy rzeczywiście mnie pocałował. I co, jeśli tego nie zrobił, a ja bym go o to zapytał i wyszedłbym na idiotę…?

Przyglądam mu się uważniej. Ostatnio nie jest aż taki zły, przez co moja nienawiść zmniejsza się. Muszę przyznać, że wygląda całkiem seksownie, gdy tylko nie wystukuje tego dziwnego rytmu. Ciągle nie wiem dlaczego właściwie to robi. Hmmm…

Postanowiłem zostawić go w spokoju i nie pytać o tamto zajście. I przestać o tym myśleć! To pewnie w ogóle się nie zdarzyło a on wyraźnie ma głowę zaprzątniętą innymi sprawami.



DRACO


Uff, chyba jestem bezpieczny. Potter, oprócz tego że wgapia się we mnie zdumionymi oczami, nie próbuje rozmawiać o… Tamtym Incydencie.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin