DeMello Anthony - Niczego się nie wyrzekać, do niczego się nie przywiązywać.doc

(428 KB) Pobierz
ANTHONY DE MELLO

Anthony de Mello

„Niczego się nie wyrzekać,
do niczego się nie przywiązywać”

I

Przyszedłem na świat w średniozamożnej, asymilowanej rodzinie żydowskiej w Wiedniu, wychowywałem się więc i kształciłem w warunkach pod wieloma względami identycznymi z warunkami, które ukształtowały Freuda. Kultura, jaka przekazał mi mój dom, potem gimnazjum, wreszcie Uniwersytet Wiedeński, niewiele się zmieniła od czasu, gdy pięćdziesiąt lat wcześniej kształcił się tu Freud. Było więc rzeczą naturalna, że gdy tylko zacząłem samodzielnie myśleć, czytałem Freuda. Po zapoznaniu się z jego wcześniejszymi pracami, z zapałem studiowałem - w miarę ich ukazywania się - następne, począwszy od rozprawy Poza zasada przyjemności (1920) oraz Ego i id (1923), po prace ostatnie, w których najpełniej rozwinął swoje myśli. Rozumienie pism Freuda znacznie mi tedy ułatwiało to, że mogłem śledzić jego myśli w miarę jak wznosił budowle psychoanalizy, rozpoczętą na kilka lat przed moim urodzeniem. Ułatwiała mi to również okoliczność, że są przeszedłem proces analityczny, a także fakt, iż poznawałem psychoanalizę, żyjąc w tym samym, jedynym w swoim rodzaju klimacie kulturalnym Wiednia, w którym pracował i myślał Freud. Kiedy dane mi było w wieku średnim rozpocząć nowe życie w Stanach Zjednoczonych i zacząłem czytać i omawiać prace psychoanalityczne po angielsku, odkryłem, że lektura Freuda w przekładach na ten język wywołuje zupełnie inne wrażenie niż zapoznawanie się z nimi w oryginale. stało się dla mnie jasne, że w wersjach angielskich uległ w znacznej mierze zatracie przenikający pisma Freuda w oryginale tak istotny dla niego humanizm.

W dziele Traumdeutung (1900), które dało początek naszemu rozumieniu znaczenia snów, a także natury i potęgi nieświadomości, Freud przedstawia własna trudna walkę o zdobywanie coraz większej samoświadomości. W innych pracach wyjaśnia, dlaczego uważa, iż jest niezbędne, aby każdy z nas podjął to samo zadanie. We wszystkim, co pisze, pokazuje nam - w subtelny, przekonywający, często wspaniały w sformułowaniach sposób- ze my, jego czytelnicy, też moglibyśmy skorzystać z podobnej wyprawy po poznanie samego siebie. Freud ukazał nam, jak dusza może stać się świadoma samej siebie. Obznajomienie się z najgłębszymi warstwami duszy - dotarcie do najstraszliwszych nawet piekieł osobistych - nie jest przedsięwzięciem łatwym. Odkrycia Freuda, a co więcej sposób, w jaki je nam przedstawia, wywołują w nas przekonanie, że ta stawiająca wielkie wymagania i potencjalnie niebezpieczna podroż po samopoznanie przyniesie nam w rezultacie to, że staniemy się bardziej ludzcy, że nie będziemy już niewoleni - i to nie zdając sobie sprawy z tego - przez działające w nas mroczne siły. Dzięki zbadaniu źródeł mocy owych sil i dzięki ich zrozumieniu zaczniemy nie tylko lepiej sobie z nimi radzić, lecz także staniemy się zdolni do głębszego rozumienia bliźnich, opartego na prawdziwym współodczuwaniu. Pracując i pisać Freud często mówił o duszy - o jej naturze i strukturze, rozwoju, właściwościach, o tym, w jaki sposób przejawia się ona we wszystkim, co czynimy, o czym marzymy i śnimy. Niestety nikt, kto czyta go w przekładach angielskich, nie może się tego domyślić, ponieważ niemal wszystko, co u Freuda odnosi się do duszy i do tego, co z nią związane, w przekładach tych zniknęło.

Ten fakt, który łączy się z wprowadzeniem błędnych lub niewłaściwych odpowiedników wielu najważniejszych pojęć psychoanalitycznych sprawia, że bezpośrednie i zawsze głębokie osobiste wezwania kierowane przez Freuda do wspólnego nam człowieczeństwa przemieniają się dla czytelnika przekładów angielskich w abstrakcyjne, bezosobowe, czysto teoretyczne, uczone i stechnicyzowane - krotko mówiąc, naukowe - stwierdzenia dotyczące osobliwego i nader złożonego działania naszego umysłu. Zamiast wpajać nam głęboką wrażliwość na to, co w każdym z nas najbardziej ludzkie, tłumaczę starają się doprowadzić czytelnika do naukowej postawy wobec człowieka i jego poczynań, do naukowego rozumienia nieświadomości i sposobów, w jakie wpływa ona na nasze zachowania.

Zdałem sobie sprawę z tego w latach czterdziestych, kiedy podjąłem się kierowania instytucja psychiatryczna dla dzieci, Szkoła Ortogeniczna przy Uniwersity of Chicago. Członkowie personelu, z którymi zacząłem pracować, byli bardzo oczytani we Freudzie; przekonani, że przyswoili sobie jego myśli, starali się swój sposób rozumienia Freuda wprowadzić w życie, w pracy z dziećmi. Znaczne teoretyczne zrozumienie procesów nieświadomych, do jakiego doszli podczas studiów nad Freudem, pozostało dokładnie takie właśnie: teoretyczne. wykazało znikoma użyteczność w pomaganiu dzieciom cierpiącym na ciężkie zaburzenia psychiczne; często okazywało się w tym nawet przeszkoda. Było to zrozumienie wyrozumowane, oparte na emocjonalnym dystansie. Potrzebna zaś była przede wszystkim emocjonalna bliskość, która bierze się z bezpośredniego, współodczuwającego [sympathetic] rozumienia wszystkich przejawów duszy danego dziecka, a więc tego, co powoduje u niego zaburzenia i dlaczego. Potrzebne było to, o czym Freud czasem mówi wprost, ale znacznie częściej implicite: spontaniczna sympatia między nasza nieświadomością a nieświadomością drugiego człowieka, odzew uczuciowy naszej duszy na dusze drugiego człowieka. Osoby należące do personelu Szkoły, czytając Freuda w przekładzie, w ogóle się z tym nie zetknęły; nie można od kogoś oczekiwać, że zacznie rozumieć dusze ludzka, skoro nigdy się o niej nawet nie wspomina. Najgorsze w istniejących przekładach jest to, że wprowadzają one abstrakcje, w czytelniku bowiem łatwo się wtedy wytwarza dystans wobec wszystkiego, co Freud chce przekazać o wewnętrznym życiu ludzkim i wewnętrznym życiu samego czytelnika. Psychoanaliza zamienia się w przekładach angielskich w coś, co odnosi się i stosuje do innych, przybierając postać systemu intelektualnych konstrukcji. W konsekwencji ten, kto zapoznaje się z psychoanaliza, odwodzony jest od potraktowania jej w sposób osobisty - odwodzony jest od wglądu we własna nieświadomość i w to wszystko, we własnym wnętrzu, czego istnienia wzdraga się on przyjąć do świadomości, choć jest na wskroś ludzkie.

Przez niemal czterdzieści lat wykładałem psychoanalizę amerykańskim studentom psychiatrii i stażystom. Bezustannie patrzyłem na to, w jak wielkim stopniu przekłady angielskie utrudniają im prawdziwe zrozumienie Freuda i psychoanalizy. Mimo ze większość moich utalentowanych i pracowitych słuchaczy, których miałem przyjemność uczyć, wiele gorliwości wkładała w chęć poznania, co to jest psychoanaliza, przeważnie okazywali się do tego niezdolni. Z reguły przekonywałem się, że pojęcia psychoanalityczne stają się dla nich czymś, co ma służyć wyłącznie spoglądaniu na innych, z bezpiecznego dystansu - a nie czymś, co ma jakikolwiek związek z nimi samymi. Patrzyli na innych przez okulary abstrakcji, próbowali ich zrozumieć za pomocą narzędzi intelektualnych, nie obracając nigdy spojrzenia ku wnętrzu duszy czy ku własnej nieświadomości. Odnosiło się to nawet do tych, którzy sami poddawali się procesowi analitycznemu - okoliczność ta nie pociągała za sobą żadnej dostrzegalnej różnicy. Dzięki psychoanalizie niektórzy zaczęli żyć w większej zgodzie z samym sobą i mogli odtąd lepiej podołać życiu, innym pomogła uwolnić się od przykrych symptomów nerwicowych, ale nie zmieniło to faktu, że mylnie ja rozumieli. Była ona w ich oczach czysto intelektualnym systemem - umiejętna, podniecająca gra, a nie zyskiwaniem wglądu w siebie samego i własne poczynania, wglądu, który wiąże się z potencjalnym zagrożeniem wewnętrznym. To, co analizowali, to była zawsze nieświadomość kogoś innego, niemal nigdy własna. Nie przemyśleli dostatecznie faktu, że aby stworzyć psychoanalizę i zrozumieć, jak działa nieświadomość, Freud musiał poddać analizie własne sny, zrozumieć własne omyłki językowe i powody, dla których sam czegoś zapomniał lub popełnił czynność omyłkową innego jeszcze rodzaju.

Studentom tym nie udało się uchwycić sedna Freudowskiego myślenia, ponieważ - i to stanowi najistotniejsze wyjaśnienie ich niepowodzeń - wszystkim ludziom właściwe jest życzenie, aby nie zdawać sobie sprawy z treści własnej nieświadomości. Freud, który bardzo dobrze wiedział, że życzenie to wystąpi u jego czytelników, starał się przemawiać do nich możliwie najbardziej bezpośrednio. Pisał o sobie i o swoich pacjentach w taki sposób, aby czytelnik odczul, że odnosi się to do nas wszystkich - w równej mierze do Freuda, jego pacjentów i innych ludzi, co do niego samego, do czytelnika. W doborze wyrażeń, decydując się na bezpośredni styl, kierował się Freud określonym celem, jakim było umożliwienie czytelnikowi odniesienia odkryć psychoanalitycznych do siebie samego bo tylko na podstawie własnego doświadczenia wewnętrznego można w pełni zrozumieć o czym Freud pisze.

Błędy poczynione w przekładach Freuda stają się szczególnie dotkliwe wówczas, gdy łączą się z nieuniknionymi zniekształceniami, jakie powoduje dzielący nas od Freuda czas. W przekładach, o których mowa, myśli Freuda nie tylko są przetransponowane na inny język, ale nadto transpozycja taka dokonuje się w kontekście odmiennej kultury - kultury, w której większość czytelników ma znikome obeznanie z kanonami kultury europejskiej. Toteż pozostają oni głusi na większość Freudowskich aluzji. Wiele jego wyrażeń przerobiono na czysto techniczne terminy; kluczowe słowa pozbawione zostały właściwego im w oryginale bogactwa szczególnych odcieni znaczeniowych, mimo iż Freud wybrał je właśnie dlatego, że nasycone są głębokimi treściami i wywołują szczególny, wieloraki rezonans ludzki.

II

Język ma w dziele Freuda przeogromne znaczenie; jest to najwspanialsze narzędzie jego kunsztu. Posługuje się on językiem niemieckim w sposób nie tylko mistrzowski, ale często poetycki; z reguły wyraża swoje myśli zgodnie z prawdziwa sztuka wymowy. Wiedza to i uznają powszechnie ci, którzy poznali jego pisma w oryginale. Wielokroć zauważano, że Freudowskie opisy przypadków czyta się jak najlepsze powieści jego czasów. Wielu pisarzy niemieckich uznaje Freuda za wielkiego stylistę. Tomasz Mann, pisząc o jednej z jego książek, powiada, że w strukturze i formie nawiązuje ona do wzorów wielkiej eseistyki niemieckiej, której stanowi mistrzowski przykład. Hermann Hesse cenił w dziele Freuda wielkie wartości zarówno ludzkie, jak literackie; dodając, że w jego języku: jasność myślowa łączy się z pięknem wyrażeń i ścisłością definicji. Albert Einstein podziwiał Freuda nade wszystko za wspaniale pisarstwo, powiadając, że nikt ze współczesnych piszących po niemiecku, nie może mu dorównać w mistrzostwie językowym, z jakim ujmuje swój przedmiot.1 W rzeczy samej, Freud ukształtował swój styl na klasykach niemieckich - przede wszystkim na Goethem, którego studiował w latach młodzieńczych i który wywarł na niego głęboki wpływ. (To właśnie Goethe, nawiasem mówiąc, wprowadził do języka niemieckiego słowo sublimieren, to sublimate [sublimować], pisząc o konieczności przekształcania, doskonalenia i uwznioślania uczuć ludzkich).

Ponieważ dla Freuda znalezienie mot juste miało tak wielką wagę, wprowadzanie w przekładach niezręcznych wyrażeń mających być odpowiednikami jego pojęć i stosowanie przez tłumaczy niewłaściwych procederów językowych wyrządza tym większa szkodę jego ideom. myśl Freudowska, odarta z właściwego słowa czy pozbawiona odpowiedniego ujęcia, zamienia się w grube uproszczenie, a nawet ulega całkowitemu zniekształceniu. W niestarannych tłumaczeniach słowa jego zostają pozbawione wielu lub większości subtelnych elementów zmysłowych i aluzji, którymi posługiwał się umyślnie, aby umożliwić czytelnikowi zrozumienie tego, o co mu chodzi, i aby wywołać reakcje czytelnika nie tylko na poziomie intelektualnym, lecz także na poziomie emocjonalnym - nie tylko w świadomości, lecz także w nieświadomości. Jedynie wówczas, gdy rozumienie myśli Freuda przebiega na obu tych poziomach, można w pełni uchwycić przekazywane przez niego znaczenia, cała ich subtelność i bogactwo; a dla właściwego pojmowania psychoanalizy jest to sprawa kluczowa.

Wszędzie tam, gdzie w przekonaniu Freuda było to tylko możliwe, starał się on przekazywać swoje nowe idee za pomocą najzwyklejszych słow., z którymi czytelnik jego obeznany był od dzieciństwa; wielkim dokonaniem stylistycznym Freuda jest to, że nasycił je takimi odcieniami, znaczeniami i powiązaniami myślowymi, których w dotychczasowym życiu nie miały. Kiedy dla przekazania czegoś zwykle, codzienne słowa okazywały się niewystarczające, z owych zwykłych słów tworzył nowe, często przez połączenie dwu takich słów, co jest nagminna praktyka w języku niemieckim. Jedynie wtedy, kiedy słowa będące w powszechnym użyciu - nawet wyposażone w nowe znaczenia albo połączone ze sobą czy uszeregowane - nie przekazywały w odpowiedni sposób tego, co chciał wyrazić, uciekał się do greki lub łaciny, jak w przypadku terminu zespól edypalny, który wiąże się z mitem greckim. Nawet wówczas jednak wybierał określenia, o których wiedział, że nie będą jego czytelnikowi obce, i ze dzięki temu czytelnik wyposaży je w tę ważne składniki znaczeniowe, które w zamierzeniu Freuda służyć miały przekazywaniu zarówno jawnych sensów, jak sensów ukrytych, głębszych. Zakładał, że czytelnicy jego to osoby wykształcone, ludzie wychowani na klasykach, podobnie jak on sam. (Za czasów Freuda w Gymnasium greka i łacina były przedmiotami obowiązkowymi.)

III

Do używanych przez Freuda bardzo ważnych terminów pochodzenia greckiego należą słowa Eros i erotyczny; wywodzi się od nich doniosły termin sfery erogenne, który Freud utworzył na oznaczenie szczególnie wrażliwych na pobudzenie erotyczne obszarów ciała, jakimi są sfera oralna, analna i genitalna. Termin ten pojawił się po raz pierwszy w Trzech rozprawach z teorii seksualnej (1905). W przedmowie do czwartego wydania, napisanej w 1920 roku, Freud zwraca uwagę jak bardzo styka się ten rozszerzony seksualizm psychoanalizy z Erosem boskiego Platona. c) Czytelnikowi, który, podobnie jak Freud, przyswoił sobie bardzo gruntownie tradycje antyczna, takie słowa jak Eros i erotyczny przywodzą na pamięć czar i wdzięk Erosa oraz - co jeszcze ważniejsze - jego głęboka miłość do Psyche, duszy, która poślubił na wieczna miłość i oddanie. Jeżeli ktoś jest obeznany z tym mitem, niepodobna, aby pomyślał o Erosie, nie mając jednocześnie w pamięci Psyche oraz opowieści o tym, jak to najpierw w oszukańczy sposób wzbudzono w niej przekonanie, że Eros jest wstrętny, i jakie to miało niezwykle tragiczne następstwa. Dopatrywać się w Erosie (czy w tym, co się z nim wiąże) nieokrzesanej seksualności to błąd, który, jak to jest przedstawione w micie, może prowadzić do katastrofy. (Błędem byłoby również mylenie Erosa z Kupidynem. Kupido to nieodpowiedzialny, złośliwy chłopczyk, Eros zaś jest dorosły; to młody mężczyzna w pełnym rozkwicie urody i sil.) Jeżeli miłość płciowa ma być doświadczeniem prawdziwie erotycznym, musi ja przenikać piękno (co symbolizuje Eros) i tęsknota duchowa (co symbolizuje Psyche). tę właśnie składniki znaczeniowe należą do treści, o które Freudowi chodziło, gdy używał takich słów jak Eros i erotyczny. Jeżeli treści tych, ściśle związanych z pochodzeniem wspomnianych słów z tradycji antycznej, słowa owe zostaną pozbawione, nie tylko utrąca spora cześć znaczeń, które Freud chciał czytelnikowi przekazać, ale nawet mogą zyskać sens całkowicie przeciwny.

Odnosi się to do samego słowa psychoanaliza, które jest tworem Freuda. Używając tego popularnego obecnie słowa, wszyscy na ogol zdają sobie niejasno sprawę z tego, że jest ono utworzone przez połączenie dwu słów greckiego pochodzenia, ale tylko nieliczni uprzytamniają sobie, że odnoszą się one do dwu całkowicie przeciwnych zjawisk. Psyche to dusza, i słowo to pełne jest przebogatych znaczeń, budzi rezonans emocjonalnym jest na wskroś ludzkie i nie ma charakteru pojęcia naukowego. Analiza zakłada dystans, poddawanie naukowemu badaniu. Czytelnicy angielskich przekładów Freuda trąca tym więcej, że w języku angielskim akcent w słowie psychoanalysis pada na jego druga cześć, na analysis, przez co uwydatniona zostaje ta cześć złożenia, z która wiążą się konotacje naukowe. W języku niemieckim natomiast w słowie Psychoanalyse akcentowana jest pierwsza cześć, a więc psyche, dusza. Tworząc na określenie tego, co uprawiał, termin psychoanaliza, Freud pragnął uwydatnić, że wydobywanie i badanie pomijanych i ukrytych czynników działających w naszej duszy pozwała nam obeznać się z nimi i zrozumieć role, jaka odgrywają w naszym życiu. Właśnie nacisk położony na dusze rożni jego analiza od wszystkich innych analiz. Nasze myśli i uczucia dotyczące duszy ludzkiej - naszej własnej duszy, oto co jest wszechobecne i najważniejsze w ujęciu Freudowskim. Niestety, gdy obecnie używamy słowa psyche w złożeniu psychoanaliza czy w innych złożeniach, jak psychologia, nie budzi już ono w nas tego rezonansu uczuciowego, o jaki chodziło Freudowi. W przypadku współczesnych mu wiedeńczyków rzecz się miała inaczej; dla nich słowo psyche nie trąciło w żadnym złożeniu właściwych mu treści.

Opowieść o Psyche musiała szczególnie pociągać Freuda, bo zanim Psyche dostąpiła niebios, zmuszona była, dla naprawienia błędu, zstąpić do podziemi. Podobnie Freud musiał odważyć się na zejście do podziemi - w tym przypadku do podziemi duszy - aby dostąpić oświecenia. Nawiązuje on do opowieści o Amorze i Psyche w pracy Das Motiv der Kastchenwahl (1913), analizując czynniki nieświadome, jakie prawdopodobnie skrywają się w tak często występującym motywie wyboru - który decyduje o całym losie danej osoby - pomiędzy trzema rzeczami lub trzema istotami (trzy szkatułki w Kupcu weneckim, trzy córki w Królu Lirze, trzy boginie w sadzie Parysa, trzy siostry, z których najpiękniejsza jest Psyche). Freud próbuje pokazać, że w motywie tym kryją się dwa związane ze sobą elementy treściowe. Jeden to nasza chęć, aby Wierzyć, iż tam, gdzie nie mamy wyboru, wybór ten istnieje. Drugi to symboliczne obrazowanie trojakiej roli pełnionej przez kobietę w życiu mężczyzny - roli matki, ukochanej i na koniec matki symbolicznej (Matki-Ziemi), do której powraca on, gdy umiera. W baśni o Amorze i Psyche przedstawione jest głębokie przywiązanie matki do syna - wiec, która Freud uważał za najmniej ambiwalentna ze wszystkich więzi w życiu mężczyzny. Ukazana tu jest także niezwykle silna zazdrość matki o ukochana syna. Jak czytamy u Apulejusza, Psyche była tak piękna, że czczono ja bardziej niż Wenus, co wzbudziło gniew tej bogini. Rozchylonymi wargami całowała syna długo i gorąco, aby uzyskać od niego zgubę Psyche. Jednak mimo uwodzicielskich zabiegów, którymi chciała skłonić syna, aby spełnił jej zadania, Amor tym mocniej pokochał Psyche, zadając od niej wykonania zadań, które w jej mniemaniu musza spowodować, że Psyche nie zdoła się ocalić, bo między innymi ma ona przynieść z podziemi szkatułkę z odrobina urody, tyle, żeby na jeden dzionek starczyło. d) Przy czym dla pewności trzyma wówczas syna w zamknięciu. Zrozpaczony Amor zwraca się o pomoc do ojca, Jowisza, który, pamiętając, jak sam kochał, godzi się, by Psyche została żona syna.

Opowieść o Amorze i Psyche stanowi pod pewnymi względami odpowiednik historii Edypa, ale występują tu też istotne różnice. W opowieści o Edypie ojciec lęka się, że syn zajmie jego miejsce; aby temu zapobiec, próbuje go zniszczyć. W opowieści o Psyche matka lęka się, że młoda dziewczyna wyruguje ja z miejsca, jakie zajmuje w uczuciach ludzkości i syna, i dlatego próbuje ja zniszczyć. Jednakże historia Edypa kończy się tragicznie, natomiast opowieść o Amorze i Psyche ma szczęśliwe zakończenie, i jest to bardzo znaczące. Miłość matki do syna i silna zazdrość o młodą dziewczynę, której daje on w swoich uczuciach pierwszeństwo, to coś, co można wyjawić otwarcie. To, że młoda dziewczyna uroda przewyższa dojrzała kobietę, że syn zwraca się od matki ku ukochanej, że ukochana cierpi z powodu zazdrości ze strony matki ukochanego - choć powoduje wielkie trudności, nie odbiega od normalnych ludzkich uczuć i zgodne jest z naturalnym konfliktem pokoleń. Toteż na koniec Jowisz i Wenus godzą się z sytuacja: odbywają się uroczyste zaślubiny Amora i Psyche w obecności wszystkich bogów, Psyche zostaje obdarzona nieśmiertelnością, Wenus jedna się z ukochana syna. Natomiast Edyp, zabijając ojca i poślubiając matkę, wprowadza w czyn powszechna dziecięca fantazje. Obracając tę fantazje w rzeczywistość, Edyp działa przeciw naturze, zgodnie z która syn winien poślubić kobietę należąca do jego własnego pokolenia, a nie matek, i pojednać się z ojcem. Dlatego też dzieje jego kończą się tragicznie dla wszystkich.

Nie wiemy, czy Freud pozostawał pod wrażeniem analogii i różnic zachodzących między tymi dwoma starożytnymi mitami, ale wiemy dobrze, jak bardzo zafascynowany był mitologia grecka; studiował ja gorliwie i kolekcjonował greckie, rzymskie i egipskie posążki. Wiedział, że Psyche przedstawiano jako młoda i piękna, z ptasimi lub motylimi skrzydłami. Ptak czy motyl to symbole duszy w wielu kulturach, uwydatniające jej transcendentną naturę. Dzięki tym symbolom słowo psyche wyposażone jest w znaczenia wiążące się z pięknem, delikatnością i tym, co niesubstancjonalne - z ideami, które łączymy z dusza do dzisiaj; sugerują one także, że jeśli chcemy zbliżyć się do Psyche, wymaga to z naszej strony największego szacunku, ostrożności i uwagi, ponieważ w przeciwnym razie moglibyśmy ja zniszczyć. Uprawianie psychoanalizy również wymaga szacunku, ostrożności i uwagi.

IV

Wszystkie wysiłki Freuda podczas całego życia zmierzały do tego, aby pomoc nam w rozumieniu siebie samych, a przez to w uwolnieniu się od spętania przez nie znane nam siły, sprawiającego, że życie nasze pełne jest cierpień, a nawet wielkich nieszczęść, i ze unieszczęśliwiamy innych, w znacznej mierze na własna zgubę. Badając, co zawiera nasza nieświadomość, Freud podał w wątpliwość pewne bardzo nam drogie przekonania, takie jak wiara, że ludzkie możliwości doskonalenia się są nieograniczone, i ze człowiek jest z natury dobry; uprzytomnił nam nasze ambiwalencje wewnętrzne oraz przyrodzony narcyzm, odkrywając, że wywodzi się on z dziecięcego egocentryzmu i ukazując jego niszczący charakter wówczas, gdy już jesteśmy dorośli. W życiu i pracy Freud wypełniał usilnie nakaz wypisany na świątyni Apollina w Delfach: Poznaj samego siebie i pragnął również nam pomoc w tym zadaniu. Dogłębne poznanie siebie budzić może jednak skrajny niepokój. Pociąga za sobą konieczność wewnętrznych przemian, co jest zadaniem trudnym i bolesnym. Źródłem wielu rozpowszechnionych nieporozumień dotyczących Freuda i psychoanalizy jest ów lek przed samopoznaniem - wygodne przekonanie, wspierane przez wprowadzający emocjonalny dystans język istniejących przekładów, że psychoanaliza to metoda analizowania określonych aspektów zachowania innych ludzi. Odkrycia Freuda stanowią zagrożenie dla naszego narcystycznego obrazu samych siebie. Ileż jest w tym ironii, że dzieło człowieka tak usilnie dążącego do samozrozumienia wywołuje tyle nieporozumień co do psychoanalizy, które mają charakter obronny właśnie w tym zakresie.

Przyjmując tylko niektóre, wyrwane z całości jego myśli, twierdzenia Freuda dotyczące roli popędów seksualnych w kształtowaniu się osobowości człowieka, nie rozumiejąc jego tragicznego przekonania, że niszczycielskie tendencje ludzkie wywodzą się z mrocznej strony ludzkiej duszy, i przekształcając to przekonanie w łatwa teorie, że negatywne przejawy zachowań człowieka stanowią tylko i po prostu następstwo tego, że żyje on w złym społeczeństwie, wielu kontynuatorów Freuda spłyciło psychoanalizę tak bardzo, że przekształciła się ona w coś, co stanowi przeciwieństwo głębokiego Freudowskiego spojrzenia na kondycje ludzka. Freud był przekonany, że stworzenie społeczeństwa cywilizowanego stanowi - mimo wszystkich jego niedociągnięć - najwyższe osiągniecie człowieka. Jedynie zupełne niezrozumienie tego, co Freud pisze w pracach Totem i tabu (1912-1913) i Das Unbehagen in der Kultur (1930)e), pozwała żywic wygodne przeświadczenie, że psychoanaliza to nie konfrontacja z otchłanią w nas samych i niewiarygodnie trudne zadanie obeznania się z panującym w tej otchłani chaosem oraz zyskania nad nim kontroli, ale coś, co ma uczynić życie łatwym i przyjemnym, i co upoważnia nas do tego, aby - pod pretekstem autoekspresji - dawać niepohamowany upust popędom seksualnym, nie zważając na żadne ograniczenia, ryzyko czy cenę. Cały wysiłek Freuda związany z odsłanianiem nieświadomości zmierzał do tego, abyśmy mogli zyskać pewna doza racjonalnej kontroli nad nią; abyśmy wówczas, gdy działanie pod wpływem presji nieświadomych nie jest rzeczą właściwa, byli w stanie odwlec je lub mogli presje tę zneutralizować, albo też - co najbardziej pożądane - potrafili skierować je poprzez sublimacje ku wyższym i lepszym celom.

Trudności napotkane przez Freuda podczas autoanalizy i trudności, jakie mieli jego pacjenci z wywoływaniem z pamięci stłumionych wspomnień, dowiodły Freudowi, że odkrycie własnych treści nieświadomych nigdy nie jest łatwe. Konkretne doświadczenia z wczesnego okresu pracy pouczyły go, że jeśli ma się uniknąć niepożądanych konsekwencji tego procesu, jest rzeczą absolutnie niezbędna, aby analityk bacznie czuwał nad dokonującym się u pacjenta przeniesieniem pozytywnym i nad własnymi uczuciami wzbudzanymi przez ten proces. Doszedł on do wniosku, że jeżeli praca nad odkryciem siebie samego ma odbywać się w sposób zapewniający bezpieczeństwo i przynosić pożądane rezultaty, musi ona przebiegać w specjalnych warunkach. Aby pacjent mógł bezpiecznie otworzyć kocioł ze swoimi treściami nieświadomymi, wyzwolić emocje i znieść stłumienia - których znaczna cześć okazywała się dla niego dotąd bardzo użyteczna w radzeniu sobie z życiem w społeczeństwie - konieczne jest przeprowadzenie tego procesu w stosunkowo krótkich, wydzielonych i ściśle określonych porcjach czasu. Jedynie wówczas można sobie pozwolić na rozpętanie myśli i uczuć, nad którymi - dla własnego dobra i dla dobra innych - w życiu codziennym musimy panować. Jedynie wówczas zdołamy uzyskać właściwy wgląd w to, co dzieje się w naszej nieświadomości, jeśli będzie się to odbywać w warunkach zagrażających naszemu normalnemu życiu poza gabinetem lekarskim i naszym osobistym więziom życiowym.

Na tę niezmierna ostrożność Freuda w procesie analitycznym zazwyczaj nie zwraca się uwagi i panuje przekonanie, że psychoanaliza opowiada się za nieograniczonym pozwalaniem sobie na wszystko, nie w słowach, wymienianych na osobności, przez ściśle określony i wydzielony z życia czas, ale w uczynkach, zawsze i wszędzie, we wszystkich sytuacjach życiowych, bez względu na spustoszenia, jakie to może wywołać w naszym własnym życiu i w życiu innych ludzi. Ponieważ psychoanaliza odsłoniła szkodliwe następstwa nadmiernych stłumień, wytworzyło się przekonanie, że opowiada się ona za zniesieniem jakichkolwiek autokontroli. Ponieważ podczas psychoanalizy stawia się wymóg: należy wyjawić wszystko - ale tylko przez pięćdziesiąt minut dziennie i pod opieka specjalnie przygotowanego i godnego zaufania terapeuty, który ochroni pacjenta przed zbyt głębokim lub zbyt pospiesznym wnikaniem we własna nieświadomość, wytworzyło się przekonanie, że głosi ona: nie należy zważać na nic, w żadnym czasie i miejscu, przez cale życie. Poznaj samego siebie zamieniono na: Rób co ci się podoba Freud stale podkreślał, że wrogowie psychoanalizy - ci, którzy uważają, że nie jest ona nic warta - nie są dla jej rozwoju niebezpieczni; problem stanowili dla Freuda naiwni zwolennicy jego nowej nauki i wszyscy, którzy pragną się nią posługiwać, aby usprawiedliwić wszelkie możliwe roszczenia własnego egocentryzmu w życiu i wobec innych ludzi. Obawiał się, że psychoanaliza ulegnie zniszczeniu, jeśli zostanie szeroko przyjęta, nie będąc zrozumiana. Po swoim pobycie w Stanach Zjednoczonych, gdzie w 1909 roku, w Clark University, po raz pierwszy i jedyny w uznaniu jego osiągnięć nadano mu honorowy stopień naukowy, Freud przewidział, że taki właśnie będzie los psychoanalizy w tym kraju. W 1930 roku pisał: Często słyszę, że psychoanaliza jest bardzo popularna w Stanach Zjednoczonych i ze nie napotkała tam tak zaciekłego oporu jak w Europie. (...) Wydaje mi się, że popularność słowa psychoanaliza w Ameryce nie oznacza ani obeznania z jej sednem, ani poszerzenia i pogłębienia sposobu jej rozumienia. (...) Znajomość psychoanalizy jest u amerykańskich doktorów i autorów najczęściej bardzo niedokładna, znają oni jedynie pewne słowa i formuły, co nie przeszkadza im w wypowiadaniu bardzo stanowczych sadow2. Podobnie jak ojciec psychologii amerykańskiej, William James, Freud oparł swe dzieło głownie na introspekcji - własnej i pacjentów. Psychoanaliza polega w ogóle na introspekcji. Mimo ze obecnie często cytuje się Freuda we wstępach do prac z dziedziny psychologii - i to częściej niż kogokolwiek innego3 - dzieła jego wywarły jedynie bardzo powierzchowny wpływ na cytujących go akademickich psychologów. Badania psychologiczne prowadzone na uniwersytetach amerykańskich i uniwersyteckie nauczanie psychologii w tym kraju są albo ukierunkowane behawioralnie, albo skupione na psychologii poznania, albo zorientowane fizjologicznie, koncentrując się niemal wyłącznie na tym, co możemy zmierzyć lub zaobserwować z zewnątrz; introspekcja nie odgrywa tu żadnej roli. Psychologia amerykańska jest tylko analiza - pomija całkowicie psyche, czyli dusze.

Kiedy w dziedzinie psychologii rozwojowej - która nie powstałaby, gdyby nie dzieło Freuda - nawiązuje się do jego prac, to w większości przypadków autorzy albo zaprzeczają jego twierdzeniom, albo je trywializują. Dr Benjamin Spock, najbardziej znany pediatra swoich czasów, w książce Baby abd Child Care przystosowuje odkrycia Freuda do poziomu dziecięcego. W jednym z dwu miejsc, w których wspomina o Freudzie, pisze: Silne przywiązanie (dziecka - B.B.) do rodziców posłuży mu potem do konstruktywnego celu i dziecko z niego stopniowo wyrośnie. (Freud nazwał tę przemianę rozwiązaniem zespołu edypalnego.) A więc to takie proste! Przywiązanie służy określonemu celowi i wyrasta się z niego, bez żadnych konfliktów czy pozostałości. Spock zdaje się sądzić, że zespól edypalny znika automatycznie wraz z upływem czasu - mimo ze Freud ukazał, jak głęboki wpływ wywiera on na nas przez cale życie.

V

Zygmunt Freud stworzył termin zespół edypalny f) na oznaczenie kłębowiska myśli, uczuć i impulsów, w większości lub całkowicie nieświadomych, tworzącego się u dzieci wokół stosunków, jakie łącza je z rodzicami. Nie można zrozumieć, dlaczego Freud wybrał to osobliwe określenie, tę metaforę, jeżeli nie jest się obeznanym z ważnymi szczegółami opowieści o Edypie. Niestety, większość studentów amerykańskich, których starałem się zaznajomić z psychoanaliza, wykazywała mniej niż nikła znajomość mitu o Edypie czy Sofoklesowego Króla Edypa.

Historia Edypa zaczyna się od niezmiernie ciężkiego psychicznego i fizycznego urazu, jakiego dziecko doznaje od osób, które powinny być jego pierwszymi i najlepszymi opiekunami - od rodziców. Dzieciątko Edyp - zrodzone z Lajosa i Jokasty, króla i królowej Teb, ostrzeżonych przez wyrocznie, że synowi ich sadzone jest zabić ojca - zostaje okaleczone (przez przebicie szpikulcem stop) i wydane na śmierć. Edypa, ocalonego od śmierci w najwcześniejszym dzieciństwie, wychowują król i królowa Koryntu, i dorasta on, sądząc, że to jego prawdziwi rodzice. Kiedy pewnego razu ktoś podsuwa mu myśl, że jest inaczej, przejmuje się tym tak bardzo, iż udaje się po wiedze do wyroczni w Delfach. Wyrocznia głosi mu - tak jak ogłosiła to jego prawdziwym rodzicom - ze zabije ojca i poślubi matkę.

Wstrząśnięty ta przepowiednia, Edyp tak mocno pragnie ochronić tych, o których sadzi, że są jego rodzicami, iż uchodzi z Koryntu, postanawiając nigdy nie wrócić. Podejmuje wędrówkę po Grecji i wtedy na rozstaju dróg spotyka nieznajomego, z którym wdaje się w zwadę i którego zabija - a był to jego ojciec Lajos. W końcu Edyp przybywa do Teb, wówczas gdy miasto to pustoszone jest przez Sfingeg), która legła na pobliskiej skale, zadaje przechodzącym osobom zagadkę do rozwiązania i zabija każdego, kto nie umie dać właściwej odpowiedzi. Edyp, człowiek bezdomny i mało dbający o życie, przyjmuje wyzwanie Sfingi. Kiedy udaje mu się rozwiązać zagadkę, w nagrodę zostaje królem Teb i poślubia Jokaste. Mija wiele lat i na miasto pada zaraza, która jest kara za nie pomszczone zabójstwo Lajosa. Edyp musi odnaleźć mordercę, kiedy zaś prawda wychodzi na jaw, oślepia się, a Jokasta popełnia samobójstwo.

Termin zespół edypalny ma sens symboliczny. Jak w przypadku wszystkich metafor, którymi posługuje się Freud w swoich pracach, główną zaletą tego terminu jest jego sugestywność i bogactwo znaczeń. Znaczenia zawarte w tej metaforze aktualizują się na rożnych poziomach, ponieważ - z racji jawnych i ukrytych związków z mitem i ze wspomnianym dramatem - jest ona powiązana z innymi metaforami. Freud wybrał ja, aby rozświetlić i przedstawić w żywy sposób coś, co opiera się zwięźlejszemu wyrazowi. Jeżeli będziemy przekonani - jak właśnie wielu moich studentów - ze termin zespół edypalny znaczy tyle, iż mali chłopcy pragną zabić mężczyznę, o którym wiedza, że jest ich ojcem, i poślubić kobietę, o której wiedza, że jest ich matka, nasz sposób rozumienia tego terminu opierać się będzie na skrajnym uproszczeniu mitu. Edyp właśnie nie wiedział, co czyni, zabijając Lajosa i poślubiając Jokaste, i pragnął najgoręcej uniemożliwić sobie wyrządzenie krzywdy tym, których uważał za swoich rodziców. To, co termin ów sugeruje, to niepokój dziecka i jego poczucie winy z powodu ojcobójczych i kazirodczych życzeń oraz lek przed konsekwencjami działań, które życzenia tę wprowadzałyby w czyn.

Główne problemy, na których skupia się Sofokles w swoim dramacie, to wina Edypa i odkrycie przezeń prawdy; wokół tych również znaczeń koncentruje się sens pojęcia zespołu edypalnego. Freud odkrył, że jako ludzie dorośli nie jesteśmy świadomi tego, iż we wczesnym okresie życia osoba rodzica tej samej płci co my budziła w nas uczucia negatywne, i ze ku obojgu rodzicom kierowaliśmy wówczas uczucia natury seksualnej; a nie jesteśmy tego świadomi, ponieważ wiele przejawów owych uczuć poddaliśmy głębokiemu stłumieniu. Freud odkrył dalej, że chociaż w wieku dorosłym o tych złożonych i ambiwalentnych uczuciach wobec rodziców nie wiemy, nadał wywierają one na nas nieświadomy wpływ i wywołują poczucie winy. tę nieświadome uczucia i wspomniane nieświadome poczucie winy mogą powodować prawdziwe spustoszenia. Wreszcie, odkrył on, że kiedy stłumiona wrogość wobec rodzica tej samej płci i stłumione pragnienia seksualne budzone przez rodzica płci odmiennej stają się dostępne naszemu świadomemu rozpoznaniu, jesteśmy w stanie podjąć odpowiednie działania, aby powstrzymać pustoszące konsekwencje owych uczuć w naszym życiu osób dorosłych.

Kiedy mowa o zespole edypalnym, musimy pamiętać o tym, co przedstawione jest zarówno w micie, jak w dramacie Sofoklesa: ze Edyp uczynił to, co uczynił, ponieważ rodzice całkowicie odrzucili go, gdy był dzieckiem, i ze dziecko nie odrzucone w tak skrajny sposób przez oboje rodziców nigdy by takich czynów nie popełniło. Twierdzenia Freuda o głębokim tłumieniu pragnień edypalnych i o poważnych następstwach związanego z nimi poczucia winy - tak doniosłe dla zrozumienia konfliktu wywierającego tak wielki wpływ na kształtowanie się naszej osobowości - nie mają zastosowania w sytuacji, gdy ojciec próbował nas zabić w dzieciństwie; dlaczego mielibyśmy mieć poczucie winy z powodu tego, że chcieliśmy wówczas pozbyć się takiego niegodziwca? A twierdzenia o występującym u chłopców życzeniu, aby zawsze, do końca życia, kochać matkę i być jedynym i wyłącznym obiektem jej miłości przez cale życie, oraz o poczuciu winy, jakie wywołuje chęć jej posiadania, nie są aktualne, jeśli matka zwróciła się przeciwko nam, gdy byliśmy mali. Jedynie wtedy, gdy kochamy rodziców i z cała świadomością pragniemy ich ochraniać, poddajemy tłumieniu negatywne uczucia wobec nich i budzone przez nich pragnienia natury seksualnej. Kiedy Freud mówi o edypalnym poczuciu winy, ma na myśli właśnie tę uczucia stłumione, nie dochodzące do naszej świadomości.

Edyp, uchodząc z Koryntu, nie zwrócił uwagi na napomnienie wypisane na świątyni w Delfach. Poznaj samego siebie. Nakaz ten implicite pouczał, że jeżeli ktoś nie zna samego siebie, nie zrozumie we właściwy sposób tego, co ogłosi mu wyrocznia. To, co Edyp uczynił, stanowiło spełnienie przepowiedni, ponieważ był on nieświadomy swoich najgłębszych uczuć. Nie znając samego siebie, osądził, że byłby w stanie zabić ojca, który wychował go z największym staraniem, i poślubić matkę, kochająca go jak syna. Pozbawiając się wzroku, urealnił on metaforyczny sens swojej uprzedniej ślepoty - ślepoty na sens przepowiedni; ślepoty opartej na nieznajomości siebie samego. Natchnął go może do tego czynu przykład Tejrezjasza, ślepego wieszczka, który odsłonił Edypowi prawdę o tym, kto jest zabójcą Lajosa. Postać Tejrezjasza ucieleśnia myśl, że odwracając spojrzenie od świata zewnętrznego i zwracając je ku wnętrzu - ku wewnętrznej naturze rzeczy - zyskamy prawdziwa wiedze i zdołamy zrozumieć to, co ukryte, a co należy poznać.

Zgodnie z główną zasadą psychoanalizy, poznanie siebie samego wymaga również poznania własnej nieświadomości i zdobycia nad nią kontroli, która pozwoliłaby ustrzec się niszczącego dla nas samych i dla innych postępowania, motywowanego nie rozpoznanymi przez nas czynnikami. Toteż wymóg zdobycia samowiedzy, stawiany przez wyrocznie każdemu, kto chce zrozumieć, co ona mu głosi, można rozszerzyć, odnosząc go do tego wszystkiego, co zazwyczaj jest w nas nieświadome. We Freudowskim pojęciu zespołu edypalnego kryje się więc zarazem przestroga głosząca konieczność poznania przez nas naszych treści nieświadomych. Jeżeli je poznamy, będziemy mogli sprawować nad nimi kontrole. A wtedy, gdy znajdziemy się na rozstaju, nie wiedząc, jak a drogę obrać i czując się unieruchomieni przez osobę typu ojcowskiego, nie wymierzymy jej ciosu w niepohamowanym gniewie i frustracji. W chwilach wielkiego napięcia czynniki nieświadome nie popchną nas do działań, które nas zniszczą, tak jak zniszczyły Edypa.

Niezmiernie ważne miejsce zajmuje w micie o Edypie - a więc także nieodłącznie w pojęciu zespołu edypalnego - myśl, że póki czyny Edypa oraz jego nieświadome życzenia, nieświadoma wrogość i nieświadomy lek, które doprowadziły do tych czynów, nie są rozpoznane, ich niszczące działanie nie ustaje; symbolizuje to pustosząca Teby zaraza. gdy Edyp poznaje przyczyny zarazy, oczyszcza się, a zarazem ustaje. To właśnie jest w micie najważniejsze; z chwila gdy nieznane zostaje poznane - gdy zabójstwo ojca i kazirodczy związek z matka zostają ujawnione, a bohater oczyszcza się - pustoszące skutki uczynków Edypa znajdują swój kres. h) Mit ten zawiera też ostrzeżenie, że im dłużej będziemy bronić się przed poznaniem tego, co ukryte, tym większą szkodę wyrządzimy sobie i innym. W psychoanalitycznym pojęciu zespołu edypalnego zawarte jest implicite to samo ostrzeżenie. Freud odkrył, podczas autoanalizy i w pracy z pacjentami, że kiedy odważymy się na to, aby dostrzec własne pragnienia ojcobójcze i kazirodcze - co jest równoznaczne z oczyszczeniem się z nich - wówczas niszczące oddziaływanie tych uczuć zanika. Odkrył, że zdanie sobie sprawy z własnych uczuć nieświadomych - przekształcenie ich z nieświadomych w świadome - jest najlepszym sposobem ochronienia się przed katastrofa, jaka spotkała Edypa.

Wydaje się bardzo prawdopodobne, że kiedy Freud dochodził do koncepcji zespołu edypalnego, głęboka znajomość mitu o Edypie i tragedii Sofoklesa ożywała w nim podświadomie dlatego, że w obu przypadkach mamy do czynienia z przestroga, iż jeśli czynimy coś, nie wiedząc, co czynimy, ma to niezwykle niszczące następstwa.

Odkrycia Freuda pozwalają nam również zrozumieć głębsze znaczenia wiążące się z postacią Sfingi, znaczenia, których źródłem jest prawdopodobnie nieświadoma wiedza twórców mitu o głębokich warstwach duszy człowieka. W micie tym zestawione są skrajnie przeciwstawne rezultaty dwu rodzajów działań: działania podejmowane pod wpływem presji nieświadomych - jak wówczas, kiedy Edyp zabija Lajosa, i działania, do którego przystępujemy, będąc od tego wpływu wolni - jak wtedy, gdy Edyp spotyka Sfinge. Nie jest ona postacią typu ojcowskiego, dlatego spotkanie z nią nie wywołuje w Edypie ambiwalencji wewnętrznych i innych trudności psychologicznych, dzięki czemu w konfrontacji z nią racjonalne władzę duchowe Edypa nie ulegają żadnemu uszczupleniu, co pozwała mu z łatwością rozwiązać zagadkę. Freud ukazał, że odnosi się to do nas wszystkich: kiedy jesteśmy w stanie stawić czoło mrocznym siłom, rozporządzając pełnią naszych racjonalnych władz, nie krepowanych przez czynniki nieświadome, wówczas to, co racjonalne, odnosi zwycięstwo; a gdy w naszych uczynkach to, co racjonalne, bierze gore, wówczas jesteśmy w stanie przezwyciężyć czynniki niszczycielskie i uchronić się przed ich szkodliwym działaniem.

Sfinga, która daje ludziom zagadki do rozwiązania i pozera tych, co nie umieją udzielić właściwej odpowiedzi, sama stanowi zagadkę, jako ze jest to istota będąca na poły kobieta, na poły niszczycielskim zwierzęciem. Górna cześć ciała to ciało kobiety o wydatnym biuście, dolna, w której mieszczą się organy seksualne, to ciało lwa, zwierzęcia z potężnymi kłami. Jest ona jednocześnie symbolem dobrej karmiącej matki - i matki zlej, niszczącej. Symbolizuje lek dziecka obawiającego się, że ponieważ chciałoby ono pochłonąć matkę, aby należała wyłącznie do niego i nie mogła go nigdy opuścić (jest to wyobrażenie, które ma źródło w fakcie, że małe dziecko, ssąc pierś, karmi się matka, pochłania coś, co n...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin