Lytton Ostatnie dni Pompejów.txt

(264 KB) Pobierz
Edward Georg Bulwer Lytton

Ostatnie dni Pompej�w

Rozdzia� I
M�ody patrycjusz, odziany w 
tunik�, spadaj�c� z ramion 
doskonale u�o�onymi fa�dami, 
zatrzyma� na ulicy cz�owieka 
�redniego wieku:
- Dok�d tak spieszysz, 
Diomedesie?
- Do kwestora, z wa�nym 
interesem, Klaudiuszu.
- Czy zobaczymy si� dzi� na 
wieczerzy u Glaukusa?
- Nie! Nie zaprosi� mnie. 
�a�uj�, bo nikt w Pompejach nie 
wydaje tak dobrych uczt, jak on.
- Zapewne! Szkoda tylko, �e 
nie jest Grekiem w dawnym stylu. 
W obawie zawrot�w g�owy 
oszcz�dza wina.
Diomedes u�miechn�� si� 
z�o�liwie:
- S�dz�, �e nie tyle mu chodzi 
o g�ow�, co o samo wino. Mimo 
rozrzutno�ci, nie zdaje si� by� 
bogatym, jak pysznie si� mieni.
- Ba! KIedy mu zabraknie 
sestercji, postaramy si� o 
innego Glaukusa - odpar� 
Klaudiusz weso�o.
- Zgrywa si� tak�e w ko�ci...
- To nic! Dop�ki ma za co nas 
ugaszcza�, kochamy go.
- �wietnie� to rzek� 
Klaudiuszu. Mam nadziej�, �e i 
mnie pokochasz, kiedy zobaczysz 
moj� piwnic�. Pozwolisz, �e ci� 
kiedy� do niej zaprosz�.
- Owszem. A nie poszed�by� ze 
mn� do k�pieli teraz?
- Nie mog�. �piesz�. �egnaj. 
Vale!
Spogl�daj�c za odchodz�cym, 
Klaudiusz mrukn�� do siebie:
- Jak�e �le wychowany jest ten 
cz�owiek, udaj�cy wiecznie 
zaj�tego. MNiema, �e jego wina 
pozwol� nam zapomnie� o tym, �e 
jest synem wyzwole�ca. Jedyn� 
zalet� tych bogatych plebejusz�w 
jest, �e poczytuj� sobie za 
zaszczyt, gdy s� ogrywani przez 
nas, patrycjusz�w.
Skierowa� si� na Via 
Domitiana. Nat�oczona wozami i 
pieszymi ulica wrza�a �yciem i 
gwarem. Dzwonki u mijaj�cych si� 
szybko woz�w brz�cza�y weso�o. 
Klaudiusz skinieniem g�owy lub 
u�miechem wita� ich w�a�cicieli 
- mia� w Pompejach rozleg�e 
znajomo�ci.
- Klaudiuszu! - zawo�a� na� 
kto� z wysoko�ci wytwornego 
wozu, ozdobionego wspania�ymi 
p�askorze�bami z br�zu, 
wyobra�aj�cymi olimpijskie 
igrzyska. Wo�nica, siedz�cy z 
ty�u, wstrzyma� lekkim ruchem 
dwa rasowe rumaki czystej 
partyjskiej krwi. Pan wozu 
wyskoczy� ruchem pe�nym gracji. 
Jego kszta�tna, m�odzie�cza 
posta� stanowi�a wz�r pi�kna, 
poszukiwany jeszcze przez 
�wczesnych rze�biarzy ate�skich. 
Doskona�a regularno�� rys�w 
�wiadczy�a o pochodzeniu 
greckim. Nie nosi� togi, kt�r� 
modnisie epoki ju� poczytywali 
za �mieszno��. Ja�nia� ca�ym 
blaskiem tuniki z tyryjskiej 
purpury, spi�tej szmaragdami. Z 
szyi sp�ywa� mu z�oty �a�cuch w 
kszta�cie w�a, zako�czony na 
piersi g�ow� misternej roboty. 
Za haftowanym w arabeski pasem 
tkwi�y worek, styl i tabliczki.
- Jak spa�e� po wczorajszej 
zabawie? - pyta� weso�o.
- Nie�le, kochany Glauku! - 
odpar� Klaudiusz. - Ale ty 
wygl�dasz promiennie, jak b�g 
Apollo. Patrz�c na nas, ka�dy 
musia�by s�dzi�, �e to ja by�em 
ograny, ty - szcz�liwym 
graczem.
- Albo� strata pod�ego kruszcu 
mo�e odebra� humor? Na Jowisza! 
dop�ki m�oda krew w �y�ach, 
dop�ki kwiaty wie�cz� nam 
skronie, dop�ki s�uch nie 
st�pia� na d�wi�ku lutni, a 
u�miech LIdii lub Chloe 
przy�piesza bicie serca - 
winni�my zniewala� czas, aby 
dostarcza� nam rozkoszy. A 
pami�tasz o dzisiejszej 
wieczerzy?
- Kt� m�g�by zapomnie� o 
zaproszeniu Glaukusa.
- Tak... tak! Wiesz co! Ode�l� 
w�z i przejdziemy si� razem...
Gaw�dz�c o r�nych 
przedmiotach, szli lekkim 
krokiem przez ulice ludnego 
miasta. Zbli�yli si� wreszcie do 
najbogatszej dzielnicy, w kt�rej 
wn�trza sklep�w uderza�y 
�wietno�ci� i harmoni� barw 
malowide� al fresco. Wodotryski 
na skrzy�owaniach ulic 
od�wie�a�y atmosfer� letniego 
dnia. Przed najparadniejszymi 
sklepami t�oczyli si� ludzie, 
ubrani przewa�nie w purpur�. 
Przez t�um przeciskali si� 
niewolnicy, nios�cy na g�owach 
wytwornie rze�bione naczynia z 
br�zu. Wiejskie dziewcz�ta 
nawo�ywa�y przechodni�w do kupna 
owoc�w i kwiat�w. Zami�owani w 
pr�niactwie bogacze cisn�li si� 
przy marmurowych tablicach 
wewn�trz winiarni, spijaj�c 
ochoczo trunek. Strudzeni 
przechodnie obsiedli �awki pod 
zabezpieczaj�cymi od skwaru 
zas�onami z purpury. Ate�ska 
dusza Glaukusa podda�a si� �atwo 
zachwyceniu wobec �wietno�ci i 
gwaru tego �ycia, kt�re ich tu 
otoczy�o.
- Nie wspominaj mi o Rzymie! - 
m�wi� do Klaudiusza. Jego 
uciechy s� zbyt ci�kie. Z�ocony 
dom NErona przyt�acza dusz�. 
Wspania�y pa�ac Tytusa utrudza 
wzrok, m�czy umys�. Przek�adam 
Pompeje. Ich wytworno�� nie ma w 
sobie przesady przepychu, 
upokarzaj�cego nasz� mierno��!
- Dziwi mnie, �e� na letni 
pobyt nie obra� raczej uroczej 
Bai.
- Ale� tam mieszkaj� uczeni 
pedanci i nudni poeci!
- Lecz tam brzmi r�wnie� mi�a 
ci mowa Ajschylosa i HOmera.
- Och, prosz�, nie m�w mi o 
twoich Rzymianach, kt�rzy uparli 
si� na�ladowa� moich przodk�w 
ate�skich. Czyni� to okrutnie 
niezr�cznie! Id�c na polowanie, 
ka�� niewolnikom nosi� za sob� 
dzie�a Platona! Zgubiwszy �lad 
dzika, studiuj� papirusy. 
�ledz�c ruchy czaruj�cych 
tancerek perskich, r�wnocze�nie 
s�uchaj� monotonnych recytacji 
Cycerona przez wyzwole�c�w. 
Mieszaj�c rozkosz i nauk�, 
dowodz�, �e nie znaj� ceny 
obojga. Jak�e dalecy s� od 
zrozumienia wdzi�ku Peryklesa, 
pon�t Aspazji! Odwiedzi�em 
niedawno waszego filozofa 
Pliniusza. Pisa� swoj� histori� 
naturaln�, podczas gdy 
nieszcz�sny niewolnik przygrywa� 
mu na flecie! A synowiec jego 
wybija� takt, czytaj�c 
r�wnocze�nie... opis zarazy w 
"Wojnie" Tucydydesa! Jak�em si� 
u�mia� w duchu z tego starego 
szarlatana i m�odego sofisty. 
Ten m�odzian pozuj�cy na 
ate�czyka, us�yszawszy o �mierci 
swojego ulubionego wyzwole�ca, 
kaza� przynie�� sobie dla 
pocieszenia ody Horacego! Czy 
wierzysz w to, Klaudiuszu, �e 
podobni ludzie maj� serca. Wasi 
Rzymianie s� to najwy�ej... 
dowcipnie skonstruowane maszyny. 
Mimo tak gorzkich uwag pod 
adresem jego rodak�w, Klaudiusz 
przytakiwa� Glaukusowi, 
pos�uszny tej modzie, kt�ra 
nakazuj�c rzymskiej m�odzie�y 
na�ladowanie Grek�w, wyszydza�a 
niezr�cznych na�ladowc�w. U 
zbiegu trzech ulic zatrzymali 
si� wobec nat�oku ludzi, 
otaczaj�cych niewidom� 
dziewczyn�, kt�ra w cieniu 
portyku �wi�tyni nawo�ywa�a 
przechodni�w mi�ym �piewem do 
kupna kwiat�w, akompaniuj�c 
sobie �agodn� gr� na 
instrumencie o trzech strunach. 
Niejedna sestercja spad�a z 
lito�ciwej d�oni do kosza 
�piewaczki.
- Jest to uboga Tesalianka! - 
ozwa� si� Glaukus. - Pos�uchajmy 
jej. Ma g�os przedziwnie 
powabny.
�piewaczka nuci�a:
KUpujcie, kupujcie kwiaty!@ 
Ich wo� jest s�odka - cudne 
szaty.@ Przynosi wam je z 
daleka@ ciemna kaleka!...@ P�ki 
dla was d�o� mi�o�ci@ z krzewu 
�ycia rozkosz zrywa -@ wierni 
czciciele pi�kno�ci,@ kupujcie, 
kupujcie kwiaty!...@
Glaukus przecisn�� si� przez 
t�um i rzuci� do koszyka gar�� 
miedzianych monet.
- Bior� ten p�czek fio�k�w - 
rzek�. - G�os tw�j d�wi�czy dzi� 
milej, ni� kiedykolwiek. 
Twarzyczka niewidomej sp�on�a 
rumie�cem, kt�ry si�gn�� a� na 
obna�on� szyj�.
- Ach wr�ci�e�? - zawo�a�a 
rado�nie, zwracaj�c niewidz�ce 
oczy w jego stron�.
- Tak jest, dzieci�. Od kilku 
dni jestem w Pompejach. M�j 
ogr�d czeka zn�w twojej pieczy. 
Niczyja r�ka pr�cz r�ki Nidii 
nie b�dzie splata�a moich 
kwiat�w w girlandy. Czekam ci� 
jutro. U�miechn�a si�, milcz�c. 
On wycofa� si� z t�umu, kryj�c 
fio�ki za tunik�.
- Opiekujesz si� tym 
dzieckiem? - spyta� Klaudiusz.
- Tak, bo pochodzi z kraju 
g�ry bog�w. Olimp pochyla� si� 
nad kolebk� tej niewolnicy.
- Ale� Tesalia jest krajem 
czarownic.
- Tak m�wi�! Lecz czy� wszyst-
kie pi�kne kobiety nie s�... 
czarownicami? Na Wener�! 
powietrze waszych Pompej�w jest 
przesycone napojem mi�o�ci.
- Sp�jrz, nadchodzi w�a�nie 
jedna z najwi�kszych 
czarodziejek Pompej�w - c�rka 
starego bogacza Diomedesa, 
Julia.
- Witaj, pi�kna Julio! - 
zwr�ci� si� do m�odej kobiety, 
kt�ra unios�a kokieteryjnie 
zas�on� ukazuj�c pi�kny profil 
rzymski, wielkie czarne oczy i 
smag�� cer�, zabarwion� nieco 
r�em.
- O, Glaukus ju� powr�ci�? - 
spojrza�a znacz�co na ate�czyka. 
- S�dzi�am, �e ju� zapomnia� 
zesz�orocznych przyjaci�.
- Prze�liczna Julio! - odpar� 
Grek. - Jowisz czasami u�ycza nam 
zapomnienia. Nieub�agana Wenus 
nigdy.
- A Glaukus... nie my�li, 
kiedy chce powiedzie� 
grzeczno��.
- G�upieje wobec pi�kno�ci! - 
odrzek�.
- Mam nadziej�, �e ujrzymy was 
obu wkr�tce w wiejskiej willi 
mego ojca? - rzek�a, zwracaj�c 
si� tylko do Klaudiusza.
- Ten dzie� naznaczymy bia�ym 
kamieniem! - sk�oni� si� gracz.
Spu�ci�a z wolna zas�on�. 
Odchodz�c, zatrzyma�a spojrzenie 
przez moment na Glauku. Wyra�a�o 
ono zarazem czu�o�� i wyrzut. 
M�odzi ludzie poszli dalej.
- Jest prawdziwie pi�kna! - 
rzek� Glaukus po chwili.
- W zesz�ym roku m�wi�e� to z 
wi�kszym zapa�em.
- Bo w�wczas mami�em si�, �e 
kamie� sztuczny jest naturalny, 
nie za� udatnym 
na�ladownictwem... Zreszt� 
wszystkie kobiety s� do siebie 
podobne! - doda� z 
westchnieniem.
Weszli w ulic� mniej ludn�, na 
ko�cu kt�rej ja�nia�o �agodnie 
marszcz�ce si� morze. Grek 
zaproponowa� towarzyszowi 
przej�cie si� nad zatok�.
- Z ca�ego serca! - rzek� 
Klaudiusz. - Przypatrzmy si�, jak 
promienie zachodz�cego s�o�ca 
biegn� po falach.
Pompeje by�y miastem_cackiem, 
kt�re swymi pa�acami, �a�niami, 
swym forum, cyrkiem i teatrem 
odbija�o w miniaturze pot�g� i 
bogactwo zepsucia olbrzymiej 
monarchii rzymskiej. Na 
zwierciadlanych wodach zatoki 
znajdowa�o si� u brzegu mn�stwo 
statk�w handlowych i z�oconych 
galer dla przeja�d�ek bogaczy, 
�wdzie krzy�owa�y si� �odzie 
rybackie, a w dali widnia�y 
wynios�e maszty floty Pliniusza. 
Dalej na skale gromadka 
wie�niak�w st�oczy�a si� wok� 
rybaka, opowiadaj�cego o 
delfinach, kt�re ratowa�y 
ton�cych - powie��, kt�r� dzi� 
jeszcze s�yszy si� z ust 
Neapolita�czyk�w. Dwaj 
przyjaciele min�li t� grup� i po 
b�yszcz�cym piasku szli na 
dalekie wybrze�e, gdzie cisza i 
samotno�� usposobia�y do marze�. 
Wiatr z morza ni�s� Glaukusowi ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin