Lewandowski Noteka 2015.txt

(59 KB) Pobierz
Konrad T. Lewandowski

Noteka 2015

Motto:
Taki jest styl dworski tego kraju (...), bo gdy w dwa dni 
po moim przybyciu mia�em audiencj�, zaraz mi kazano po�o�y� 
si�, czo�ga� na brzuchu i zamiata� j�zykiem posadzk�, 
posuwaj�c si� do tronu kr�lewskiego. (...) Gdy Kr�l chce 
jakiego pana lub dworzanina straci� sposobem honorowym i 
�agodnym, ka�e posypa� posadzk� jadowitym proszkiem 
brunatnym, od kt�rego �w niechybnie zwolna i bez ha�asu musi 
rozp�kn�� si� we dwadzie�cia cztery godziny.
Jonathan Swift "Podr�e Guliwera"
(t�umaczenie bezimienne z roku 1784, 
uzupe�nienia Jan Kott, "Iskry" 1953)
Dzie� zacz�� si� i wcze�nie, i ponuro jak w powie�ci 
sensacyjnej. Z ��ka wyci�gn�� mnie dzwonek, a za progiem 
sta�o trzech smutnych facet�w.
Niezupe�nie smutnych. Dw�ch u�miechn�o si� na m�j widok, 
z czego jeden ca�kiem szeroko. Mo�na by�o zrozumie� ten brak 
urz�dowej powagi. Nieogolona g�ba, rozbiegane oczy oraz 
zmierzwione kud�y czyni�y mnie zapewne podobnym do 
skacowanego borsuka.
- Rados�aw Tomaszewski, sta�y wsp�pracownik tygodnika 
"Oble�ne Nowinki"? - zapyta� najsmutniejszy.
Spojrza�em spode �ba.
- Tak, to ja.
Wyci�gn�li legitymacje, bardzo dbaj�c, bym nie pomy�la�, 
�e to rewolwery.
- Ministerstwo Obrony Narodowej - oznajmili ch�rem.
- Wiecie co, panowie, to chyba naprawd� pomy�ka...
- Mo�emy wej��?
Pytanie, rzecz jasna, by�o retoryczne. Kiedy ju� 
wpakowali si� do �rodka i zamkn�li drzwi, ten najbardziej 
weso�y oznajmi�:
- Przychodzimy w sprawie pa�skich artyku��w dotycz�cych 
naszego resortu...
- Ale� ja wszystko zmy�li�em! - nie by�em pewien, czy w 
obecnej sytuacji jest to rozs�dny argument, ale w sumie nie 
mia�em nic innego do powiedzenia.
- Wiemy o tym - odrzek� ten umiarkowanie weso�y. - 
W�a�nie dlatego tu przyszli�my.
- Ojczyzna pana potrzebuje - doda� najsmutniejszy.
Zakr�ci�o mi si� w g�owie.
A wszystko przez to, �e trzy miesi�ce wcze�niej w 
"Oble�nych Nowinkach" zmieni� si� redaktor naczelny.
Istnia�o kilka regu� rz�dz�cych procesem nast�pstwa zad�w 
na sto�ku naczelnego. Po pierwsze: kadencje kr�tkie 
nast�powa�y zawsze po d�ugich, na zasadzie kreska-kropka-
kreska-kropka, jak w alfabecie Morse'a. Po drugie: ka�dy 
naczelny typu "kropka" zaczyna� od gruntownej reformy pisma 
celem jego wi�kszego urynkowienia. M�wi�c po ludzku: 
uskutecznia� nowe, w swoim przekonaniu genialne pomys�y na 
czytanki dla p�analfabet�w. Eksperymenty te owocowa�y 
rych�o spadkiem nak�adu, w wyniku czego wydawca sp�awia� 
nowatora i dawa� na jego miejsce przytomniejszego cz�owieka, 
kt�ry wkr�tce doprowadza� nak�ad do poprzedniego poziomu. 
Nast�powa�a kadencja typu "kreska". Jednak po jakim� czasie 
wydawca zn�w zaczyna� kombinowa� jakby tu "Nowinki" bardziej 
"urynkowi�". W efekcie zaczyna� si� nast�pny cykl. Nie 
by�oby w tym nic przykrego, gdyby nie to, �e przy ka�dej 
reformie "Nowinek" dochodzi�o do pogromu sta�ych 
wsp�pracownik�w.
Tym razem przysz�a kolej na kropk�, czyli porcj� 
post�pu. Nowy naczelny na dzie� dobry oznajmi�, �e od tej 
pory nie b�dziemy �adnym brukowcem, tylko powa�nym pismem 
bulwarowym. W�r�d autor�w g�upawek wybuch�a panika. Kto� 
kopn�� si� do komputera i zacz�� przerabia� rolnika spod 
Piotrkowa, kt�ry zar�ba� �on� motyk� do burak�w, na hrabiego 
Luisa z Monaco, kt�ry udusi� kochank� �ywym pytonem. Kilka 
os�b przezornie posz�o rozejrze� si� za robot� gdzie 
indziej, a mnie strzeli� do g�owy ten cholerny pomys�. W te 
p�dy zapisa�em si� na audiencj� do naczelnego.
- Czym zajmowa� si� pan do tej pory? - zapyta� p� 
godziny p�niej, patrz�c przenikliwie.
Wymieni�em tytu�y paru moich g�upawek. Zgodnie z 
oczekiwaniem naczelny skrzywi� si� z dezaprobat�.
- Postanowili�my, �e ju� dosy� wymys��w - oznajmi�. - Od 
teraz b�dziemy pismem bardziej reporta�owym. Ponadto 
rozpoczynamy druk dalszego ci�gu "Pana Tadeusza". Nie 
trzynastej ksi�gi! - zastrzeg� si� gwa�townie, widz�c 
radosny b�ysk w moich oczach. - Jest pewien m�ody, bardzo 
zdolny poeta, kt�ry podj�� si� opisa� dalsze dzieje rodu 
Soplic�w do Powstania Styczniowego w��cznie.
- Aha... - chyba wiedzia�em, o kt�rego poet� chodzi. Bez 
w�tpienia o tego, kt�ry niedawno w trybie pilnym musia� 
o�eni� si� z c�rk� wiceprezesa wydawnictwa. - Te� chcia�bym 
zaproponowa� co� zupe�nie nowego - oznajmi�em.
- Co takiego? - mina naczelnego �wiadczy�a, �e nie ma 
dla� pomys��w nowych.
- Pomy�la�em, �e "Nowinki" mog�yby opublikowa� kilka 
supertajnych dokument�w naszego Sztabu Generalnego.
- A sk�d pan je we�mie? - zaj�kn�� si� lekko i od razu, 
dla r�wnowagi, wzruszy� ramionami.
- Wymy�l�.
Bez trudu mog�em odczyta� hieroglify, w kt�re u�o�y�y 
si� zmarszczki na czole mego rozm�wcy. Z jednej strony 
psu�em mu now� koncepcj� pisma, a z drugiej, gdyby uda�o mi 
si� zrobi� wi�ksz� zadym�..., jaka� interpelacja w Sejmie... 
To by�aby dobra reklama dla "Oble�nych Nowinek"!
- C�... - st�kn��. - S�dz�, �e mimo zaplanowanych zmian 
na przedostatniej stronie znajdzie si� troch� miejsca. Niech 
pan wymy�la... - zako�czy� zdegustowany.
Wr�ci�em do domu okrutnie z siebie zadowolony. Nie do��, 
�e znalaz�em spos�b na naczelnego, to jeszcze po raz 
pierwszy w mojej karierze w "Oble�nych Nowinkach" trafi�a mi 
si� pisanina wymagaj�ca zaanga�owania wi�cej ni� trzech 
szarych kom�rek. Z zapa�em zabra�em si� do roboty. I trzeba, 
psiakrew, trafu, �e sze�� tygodni p�niej pan Prezydent 
rozgoni� Sejm i og�osi� si� Naczelnikiem Pa�stwa...
W samochodzie ten umiarkowanie weso�y przedstawi� si� 
jako pu�kownik Moraszczyk, po czym wyci�gn�� ze schowka moj� 
teczk� ewidencyjn� z WKU.
- S�u�y� pan w wojsku? - zapyta� rozwi�zuj�c tasiemki.
- Nie.
- A dlaczego?
- Wykryto u mnie alergi� na sier�� kota.
Zirytowany zaszele�ci� gwa�townie papierami. Mina 
wyd�u�y�a mu si�, gdy znalaz� wyniki bada� lekarskich.
- Rzeczywi�cie - westchn��. - Jest alergia na kota, a na 
dodatek na kurz i py�ki traw.
- Czyli na koszary i poligon - skwitowa�em zastanawiaj�c 
si�, kiedy wreszcie przejd� do rzeczy.
- Mam nadziej�, �e nie jest pan pacyfist� - odezwa� si� 
ten, kt�ry do tej pory u�miecha� si� najszerzej.
- Nie jestem, ale za to znam du�o dowcip�w o trepach.
Prowokacja da�a zaskakuj�cy skutek. Wszyscy trzej 
wyra�nie si� zaniepokoili. Odnios�em wra�enie, �e nie 
wiedz�, jak ze mn� rozmawia�. Zapad�o niezr�czne milczenie. 
Mijali�my w�a�nie Dworzec Zachodni i skr�cali�my w kierunku 
Alej Jerozolimskich. W tym momencie pacyfistycznie 
nastawiony go��b nasra� na przedni� szyb�. Dobra wr�ba, 
pomy�la�em.
- Prosz� zrozumie�, �e zale�y nam na pa�skiej wsp�pracy 
- odezwa� si� wreszcie Moraszczyk. - Nie jeste�my pa�skimi 
wrogami.
- A kim?
Ten najsmutniejszy odetchn�� z ulg� i odwr�ci� na chwil� 
od kierownicy.
- Genera� brygady Ryszard Jankowski - wyci�gn�� r�k�.
- Ja te� genera�, tyle �e dywizji - przedstawi� si� ten 
najweselszy. - Emil Stebnowski.
- I co mamy robi�? - zapyta�em staraj�c si� ukry� 
zaskoczenie.
- Przygotowa� obron� kraju wed�ug taktyki pa�skiego 
pomys�u - oznajmi� Moraszczyk.
- Mogliby�my zaj�� si� tym sami, ale uznali�my, �e b�dzie 
pan cennym konsultantem - doda� Stebnowski.
- Nie wierz�!
Wje�d�ali�my w bram� budynku naprzeciwko domu handlowego 
IKEA przy Jerozolimskich.
- Opracowali�my ju� konstrukcj� szerokozakresowego 
pelengatora, o kt�rym wspomina� pan w swoich artyku�ach - 
ci�gn�� Stebnowski. - W chwili obecnej trwa monta� dw�ch 
tysi�cy sztuk tych urz�dze�. Poza tym dzi� rano 
rozpocz�li�my roz�rodkowanie dywizji pancernych.
S�ucha�em tego oniemia�y. Po raz pierwszy od czas�w 
przedszkola zapomnia�em j�zyka w g�bie. Samoch�d zatrzyma� 
si� na wewn�trznym dziedzi�cu.
- Napisa� pan trzy artyku�y? - zapyta� Jankowski.
- Nie, cztery - wykrztusi�em. - Wszystkie z�o�y�em w 
redakcji "Oble�nych Nowinek".
- Psiakrew! M�wi�em, �e ten naczelny co� ukrywa! - 
zdenerwowa� si� Moraszczyk. - Zdaje si�, �e pa�ski szef ze 
strachu zniszczy� ostatni tekst o strategii chaosu.
- To do niego podobne - mrukn��em zastanawiaj�c si� 
intensywnie, do czego oni zmierzaj�. - Czy mamy przygotowa� 
jakie� manewry?
Wszyscy trzej popatrzyli na mnie jak na zielonego 
ludzika.
- Jeste�my tajn� grup� konsultacyjn� Naczelnika Pa�stwa - 
oznajmi� zimno Stebnowski. - Nasze zadanie polega na 
organizacji wojny obronnej, kt�ra wybuchnie najdalej za 
dziewi��dziesi�t sze�� godzin. Opracowane przez nas wytyczne 
b�d� przekazywane natychmiast do Sztabu Generalnego, a 
stamt�d w formie rozkaz�w bezpo�rednio na front!
Cios obuchem w �eb zrobi�by na mnie du�o mniejsze 
wra�enie.
- Czy... - z trudem prze�kn��em �lin�. - Czy to znaczy, 
�e Amerykanie nie blefuj�?
Afera z Sejmem zacz�a si� ca�kiem niewinnie. Pewnego 
dnia, w jednej z gazet pojawi� si� artyku� solidnie 
podbudowany faktami o powi�zaniach jednego z pos��w z 
rosyjsk� mafi�. Pose� �w nale�a� do ma�ej, opozycyjnej 
partyjki, kt�ra nie mia�a szans wej�� do jakiegokolwiek 
rz�du. Za� dowody by�y na tyle niezbite, �e Sejm prawie 
jednog�o�nie uchwali� uchylenie immunitetu i wykluczy� 
czarn� owc� ze swego grona. W ten spos�b powsta� precedens.
Tydzie� p�niej, kiedy wszyscy zaczynali o sprawie 
zapomina�, inna gazeta, w �aden spos�b nie zwi�zana z t� 
pierwsz�, opublikowa�a materia�y kompromituj�ce trzech 
dalszych pos��w, tym razem jednego z koalicji rz�dz�cej i 
dw�ch z g��wnej partii opozycyjnej. Jak poprzednio, dowody 
by�y nie do odparcia. Dokumenty i zdj�cia jednoznacznie 
wskazywa�y, i� panowie pos�owie brali od rosyjskich mafios�w 
grubszy szmal za wciskanie w�a�ciwych guzik�w do g�osowania. 
W Sejmie zagulgota�o jak w kraterze czynnego wulkanu. Aferze 
najch�tniej ukr�cono by �eb, gdyby nie �wie�utki precedens, 
kt�ry teraz okaza� si� mie� urok zadry w ty�ku. Ostatecznie, 
sejmowa wi�kszo�� wychodz�c z za�o�enia, �e w sumie, po 
ca�ej sprawie b�dzie o jeden g�os do przodu, wbrew skowytom 
opozycji zrobi�a tr�jce winowajc�w polityczne ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin