URSULA K. LE GUIN urodziny �wiata Tazu awanturowa� si�, bo mia� dopiero trzy lata. Jutro, po urodzinach �wiata b�dzie ju� mia� cztery i sko�czy z d�sami. Przesta� wrzeszcze� i kopa� i wstrzyma� oddech. Jego twarz posinia�a. Le�a� na ziemi sztywny jak trup, ale kiedy Haghag przesz�a nad nim, jakby go tam nie by�o, spr�bowa� ugry�� j� w stop�. - To zwierz� albo dziecko - powiedzia�a Haghag - nie cz�owiek. - Zerkn�a na mnie z pytaniem "czy-mog�-do- ciebie-przem�wi�", a ja odpowiedzia�am wzrokiem "tak". - Jak s�dzi c�rka Boga? To zwierz� czy dziecko? - Zwierz�. Dzieci ss�, zwierz�ta gryz� - odpar�am. Wszyscy s�udzy Boga za�miali si� i zachichotali, opr�cz nowej barbarzynki Ruaway, kt�ra nigdy si� nie u�miecha�a. - C�rka Boga ma racj� - oznajmi�a Haghag. - Mo�e kto� powinien wyprowadzi� to zwierz�. Zwierz� nie powinno przebywa� w �wi�tym domu. - Nie jestem zwierz�ciem! - wrzasn�� Tazu, zrywaj�c si� z ziemi z zaci�ni�tymi pi�ciami. Oczy mia� czerwone jak rubiny. - Jestem synem Boga! - Mo�e. - Hag zmierzy�a go uwa�nym spojrzeniem. - Teraz nie przypomina zwierz�cia. My�licie, �e to mo�e by� syn Boga? - spyta�a �wi�tych kobiet i m�czyzn i wszyscy przytakn�li cia�ami, opr�cz dzikiej kobiety, kt�ra patrzy�a bez s�owa. - Jestem, jestem synem Boga! - krzycza� Tazu. - Nie dzieckiem! To Arzi jest dzieckiem! Nagle wybuchn�� p�aczem i podbieg� do mnie, a ja przytuli�am go i tak�e zap�aka�am. P�akali�my oboje, p�ki Haghag nie posadzi�a nas sobie na kolanach i nie powiedzia�a, �e ju� czas przesta�, bo wkr�tce mia�a zjawi� si� B�g. Tote� ucichli�my. S�u��cy otarli nam z twarzy �zy i �luz i przeczesali w�osy, a Pani Chmury przynios�a z�ote czapki, kt�re za�o�yli�my na g�ow�, by spotka� si� z Bogiem. B�g zjawi�a si� ze sw� matk�, kt�ra kiedy�, dawno temu, tak�e by�a Bogiem, i z najm�odszym dzieckiem, Arzim, na wielkiej poduszce niesionej przez idiot�. Idiota tak�e by� synem Boga. By�o nas siedmioro. Omimo, kt�ry mia� czterna�cie lat i odszed�, by �y� w�r�d �o�nierzy, potem idiota, dwunastolatek o wielkiej, okr�g�ej g�owie i ma�ych oczkach, kt�ry lubi� bawi� si� z Tazu i z dzieckiem. Nast�pnie Goiz, i jeszcze jeden Goiz; zwano ich tak, bo umarli i przebywali w domu popielnym, gdzie jedli duchow� straw�. Potem ja i Tazu; kiedy� pobierzemy si� i zostaniemy Bogiem. I wreszcie Babam Arzi, Pan Si�dmy. By�am wa�na, bo B�g mia�a tylko jedn� c�rk�. Gdyby Tazu umar�, mog�abym po�lubi� Arziego, lecz gdybym ja umar�a, wszystko u�o�y�oby si� �le; tak przynajmniej m�wi�a Haghag. W�wczas musieliby uzna�, �e c�rka Pani Chmury, Pani S�odycz, jest c�rk� Boga, i wyda� j� za Tazu. Lecz �wiat pozna�by r�nic�. Tote� matka powita�a mnie pierwsz�, a Tazu drugiego. Ukl�kli�my i spletli�my d�onie. Dotkn�li�my czo�ami kciuk�w, potem wstali�my i B�g spyta�a, czego nauczy�am si� tego dnia. Powiedzia�am, kt�re s�owa nauczy�am si� czyta� i pisa�. - Doskonale - oznajmi�a B�g. - O co chcesz mnie zapyta�, c�rko? - Nie mam pyta�. Dzi�kuj�, pani matko - rzek�am. Nagle przypomnia�am sobie, �e mam jedno pytanie, lecz by�o ju� za p�no. - A ty, Tazu? Czego nauczy�e� si� dzisiaj? - Pr�bowa�em ugry�� Haghag. - Przekona�e� si�, �e to co� dobrego czy z�ego? - Z�ego - odpar� Tazu, lecz u�miechn�� si�. Podobnie uczyni�a B�g, a Haghag wybuchn�a �miechem. - O co chcesz mnie zapyta�, synu? - Czy m�g�bym mie� now� k�pielow�? Kig za mocno myje mi g�ow�. - Gdyby� dosta� now� k�pielow�, co sta�oby si� z Kig? - Odesz�aby. - To jej dom. A gdyby� poprosi� Kig, by delikatniej my�a ci g�ow�? Tazu nie wygl�da� na uszcz�liwionego, lecz B�g poleci�a: - Popro� j�, synu. Tazu wymamrota� co� do Kig, kt�ra pad�a na kolana i dotkn�a kciukami czo�a. Ca�y czas jednak u�miecha�a si� szeroko. Jej odwaga sprawi�a, �e poczu�am si� zazdrosna. Szepn�am do Haghag. - Je�li zapomnia�am zada� pytanie, czy mog�abym spyta�, czy wolno mi zada� je teraz? - Mo�e - odpowiedzia�a Haghag i dotkn�a kciukami czo�a przed Bogiem, prosz�c o pozwolenie na to, by przem�wi�a. Gdy B�g skin�a g�ow�, Haghag rzek�a: - C�rka Boga pyta, czy mog�aby zada� pytanie. - Lepiej jest robi� rzeczy w przeznaczonym dla nich czasie - odpar�a B�g. - Mo�esz jednak spyta�, c�rko. Pospieszy�am z pytaniem, zapominaj�c jej podzi�kowa�. - Chcia�am wiedzie�, czemu nie mog� po�lubi� jednocze�nie Tazu i Omimo. Obaj s� przecie� moimi bra�mi. Wszyscy spojrzeli na Boga i dostrzegaj�c jej lekki u�miech, wybuchn�li �miechem, niekt�rzy bardzo g�o�nym. Piek�y mnie uszy. Serce wali�o dono�nie. - Czy chcesz po�lubi� wszystkich swoich braci, dziecko? - Nie. Tylko Tazu i Omimo. - Tazu ci nie wystarczy? I zn�w roze�mieli si�, zw�aszcza m�czy�ni. Dostrzeg�am Ruaway, przygl�daj�c� si� nam, jakby�my wszyscy poszaleli. - Tak, pani matko, ale Omimo jest starszy i wi�kszy. Teraz �miechy zabrzmia�y jeszcze g�o�niej. Ja jednak przesta�am si� przejmowa�, bo B�g nie wygl�da�a na niezadowolon�. Spojrza�a na mnie z namys�em, i rzek�a: - Zrozum, c�rko ma. Nasz najstarszy syn b�dzie �o�nierzem. To jego szlak. B�dzie s�u�y� Bogu walcz�c z barbarzy�cami buntownikami. W dniu, gdy si� urodzi�, wielka fala zniszczy�a miasta na najdalszym brzegu, tote� jego imi� brzmi Babam Omimo, Pan Pow�d�. Katastrofa s�u�y Bogu, lecz nie jest Bogiem. Wiedzia�am, �e to koniec odpowiedzi i dotkn�am kciukiem czo�a. Nawet kiedy B�g odesz�a, wci�� nad tym my�la�am. To wiele wyja�nia�o. Mimo wszystko, cho� urodzi� si� pod z�ym omenem, Omimo by� przystojny i prawie sta� si� m�czyzn�, podczas gdy Tazu wci�� jeszcze by� dzieckiem i awanturowa� si�. Cieszy�am si�, �e minie wiele czasu, nim zostaniemy ma��e�stwem. Pami�tam te urodziny z powodu pytania, kt�re w�wczas zada�am. Pami�tam te� inne urodziny ze wzgl�du na Ruaway. Musia� min�� rok czy dwa. Wbieg�am do pokoju wodnego, by si� wysika�, i ujrza�am j� przycupni�t� obok zbiornika z wod�, ukryt� w cieniu. - Co tu robisz? - spyta�am g�o�no i surowo, bo jej widok mnie zaskoczy�. Ruaway skuli�a si� i nie odpowiedzia�a. Dostrzeg�am, �e jej ubranie jest podarte. We w�osach mia�a zaschni�t� krew. - Podar�a� ubranie - rzek�am. Gdy zn�w nie odpowiedzia�a, straci�am cierpliwo�� i krzykn�am: - Odpowiedz! Czemu nic nie m�wisz?! - Zlituj si� - szepn�a Ruaway tak cicho, �e musia�am domy�la� si�, co powiedzia�a. - Kiedy ju� si� odezwiesz, m�wisz nie tak, jak trzeba. Co si� z tob� dzieje? Czy tam, sk�d pochodzisz, �yj� ludzie czy zwierz�ta? M�wisz jak zwierz�, brr-grr, grr-gra! Jeste� idiotk�? Gdy Ruaway nie odpowiedzia�a, popchn�am j� stop�. W�wczas unios�a g�ow� i dostrzeg�am w jej oczach nie strach, lecz �mier�. To sprawi�o, �e bardziej j� polubi�am. Nienawidzi�am ludzi, kt�rzy si� mnie bali. - M�w! - rzuci�am. - Nikt nie mo�e ci� skrzywdzi�. B�g Ojciec w�o�y� w ciebie sw�j penis, gdy podbija� tw�j kraj. Jeste� wi�c �wi�t� kobiet�. Tak m�wi Pani Chmury. Czemu zatem si� chowasz? Ruaway pokaza�a z�by i powiedzia�a: - Mog� mnie skrzywdzi�. Pokaza�a mi miejsce na g�owie pokryte �wie�� krwi� i strupami. Ramiona mia�a ciemne od siniak�w. - Kto ci� skrzywdzi�? - �wi�te kobiety - prychn�a. - Kig? Omery? Pani S�odycz? Po ka�dym imieniu potakiwa�a swym cia�em. - To �mieci. Powiem Bogu. - Nie m�wi - szepn�a Ruaway. - Trucizna. Zastanowi�am si� chwil� i zrozumia�am. Dziewcz�ta skrzywdzi�y j�, bo by�a obca, bezsilna. Gdyby jednak wpad�y przez ni� w k�opoty, okaleczy�yby j� b�d� zabi�y. Wi�kszo�� barbarzy�skich �wi�tych kobiet w naszym domu by�a kulawa, �lepa albo zjad�a w jedzeniu korzenn� trucizn� i ich sk�r� pokrywa�y fioletowe wrzody. - Czemu nie m�wisz jak nale�y, Ruaway? Milcza�a. - Ci�gle nie umiesz m�wi�? Spojrza�a na mnie i nagle wyg�osi�a ca�� d�ug� mow�, kt�rej nie zrozumia�am. - Tak m�wi - zako�czy�a, wci�� patrz�c mi prosto w oczy. To by�o mi�e. Spodoba�o mi si�. Zazwyczaj widywa�am jedynie powieki ludzi. Oczy Ruaway by�y czyste i pi�kne, cho� twarz mia�a brudn� i wymazan� krwi�. - Ale to nic nie znaczy - rzek�am. - Nie tutaj. - Gdzie to co� znaczy? Ruaway powiedzia�a co�, jak gra-gra i doda�a: - M�j lud. - Tw�j lud to Teghowie. Walcz� z Bogiem i zostaj� pokonani. - Mo�e - odpar�a Ruaway, zupe�nie jak Haghag. Jej oczy spojrza�y w g��b moich. Nie dostrzeg�am ju� w nich �mierci, ale nie wyra�a�y te� strachu. Nikt nigdy na mnie nie patrzy�, opr�cz Haghag, Tazu i oczywi�cie Boga. Wszyscy inni przyciskali czo�a do kciuk�w i nie mog�am stwierdzi�, co my�l�. Chcia�am zatrzyma� przy sobie Ruaway, ale gdybym okaza�a jej wzgl�dy, Kig i inne zn�ca�yby si� nad ni� i skrzywdzi�y j�. Wtedy przypomnia�am sobie, �e kiedy Pan �wi�to zacz�� sypia� z Pani� Szpilk�, ludzie obra�aj�cy wcze�niej Pani� Szpilk� stali si� natychmiast s�odcy i �liscy, a s�u��ce przesta�y kra�� jej kolczyki. - �pij ze mn� dzisiaj - powiedzia�am do Ruaway. Spojrza�a na mnie t�po. - Ale najpierw si� umyj - doda�am. Wci�� patrzy�a t�po. - Nie mam penisa - rzuci�am niecierpliwie. - Je�li b�dziemy spa� razem, Kig nie o�mieli si� ci� dotkn��. Po chwili Ruaway zbli�y�a si� do mnie, uj�a m� d�o� i przycisn�a do niej swoje czo�o. Przypomina�o to dotykanie czo�em kciuk�w, tyle �e uczestniczy�y w tym dwie osoby. Spodoba�o mi si�. R�ka Ruaway by�a ciep�a. Na sk�rze czu�am mu�ni�cie jej rz�s. - Dzi� wieczorem - oznajmi�am. - Zrozumia�a�? - Wiedzia�am, �e Ruaway nie zawsze rozumie. Ona jednak przytakn�a cia�em i odbieg�a. Zdawa�am sobie spraw�, �e nikt nie mo�e mi niczego zabroni�. By�am jedyn� c�rk� Boga, ale te� wolno mi by�o robi� tylko to, co powinnam, bo wszyscy w domu Boga znali ka�dy m�j krok. Gdyby spanie z Ruaway by�o czym�, czego nie powinnam robi�, nie mog�abym tego uczyni�. Haghag mi powie. Posz�am do niej i spyta�am. Skrzywi�a si�. - Czemu chcesz mie� t� kobiet� w swoim ��ku? To brudna barbarzynka. Ma wszy. Nawet nie umie m�wi�. Haghag m�wi�a "tak"...
ZuzkaPOGRZEBACZ