Dickson Gordon R. - Childe 05 Zaginiony Dorsaj.pdf

(570 KB) Pobierz
Childe 06 - Zaginiony Dorsaj
14680277.001.png
Dickson Gordon R.
Dickson Gordon R.
Gordon Rupert Dickson (ur. 1 listopada 1923 - zm. 31
stycznia 2001 ), amerykański pisarz science fiction i
fantasy .
Urodził się w Edmonton ( Alberta ). W wieku 13 lat (w
1936 lub 1937 ) wyemigrował do Stanów Zjednoczonych ,
gdzie w latach 1943 do 1946 słuŜył w armii. Ukończył
Uniwersytet Stanowy Minnesoty. Większość swojego
Ŝycia spędził w Minneapolis w Minnesocie . Pierwszą
powieść Alien From Arcturus wydał w 1956 .
14680277.002.png 14680277.003.png 14680277.004.png
Zaginiony Dorsaj
Jestem Corunna El Man.
W końcu przyprowadziłem mały statek kurierski do portu kosmicznego w Nahar City
na Cecie, duŜym globie okrąŜającym Tau Ceti. Dokonałem tego w sześciu przejściach
fazowych, przywoŜąc z Dorsaj do twierdzy Gebel Nahar naszą Amandę Morgan, którą
nazywają równieŜ Amandą Drugą.
Wprawdzie jestem zbyt wysoki rangą, Ŝeby pełnić rolę kuriera, ale w tym czasie
byłem akurat na urlopie w domu. Statki kurierskie naleŜące do Kantonów na Dorsaj są za
drogie, Ŝeby nimi ryzykować, ale sytuacja wymagała natychmiastowej obecności w Nahar
eksperta od kontraktów. Poproszono mnie, Ŝebym zajął się tym problemem, więc
rozwiązałem go, przekraczając liczbę przejść fazowych, ale dotarłem tutaj.
Wyglądało na to, Ŝe ryzyko, które podejmowałem, nie zaniepokoiło Amandy. Nic
dziwnego, zwaŜywszy, Ŝe jest Dorsajką. Podczas całej podróŜy nie rozmawiała jednak ze mną
za wiele; i to właśnie wydało mi się dość niezwykłe.
Wszystko zmieniło się dla mnie po Baunpore. Kiedy Pomocni Freilandczycy w końcu,
po długim oblęŜeniu zdobyli miasto, podczas masakry, która potem nastąpiła, z zemsty
pocięli mi twarz i zabili Else, tylko dlatego, Ŝe była moją Ŝoną. Został po niej jedynie
rozŜarzony gaz, który rozproszył się w kosmosie. PoniewaŜ nie było grobu, nic, do czego
moŜna by wracać, Ŝadnego miejsca, które by ją przypominało, zrezygnowałem z operacji
plastycznej i postanowiłem nosić blizny jako pamiątkę po niej.
Nigdy nie Ŝałowałem tej decyzji, ale prawdą jest, Ŝe blizny zmieniły stosunek ludzi do
mnie. Dla niektórych stałem się niemal niewidzialny, a prawie wszyscy pozbywali się
naturalnego odruchu, by ukrywać swoje troski i sekrety.
Było niemal tak, jakby czuli, Ŝe przekroczyłem pewien punkt i nie potrafię juŜ osądzać
ich smutków i obaw. Nie, po namyśle, dochodzę do wniosku, Ŝe to coś więcej. Jakbym był
wypaloną świecą w ciemnym pokoju ich jaźni - nie dającym światła, ale bezpiecznym
towarzyszem, którego obecność upewniała ich, Ŝe nikt jeszcze nie naruszył ich prywatności.
Bardzo wątpię, czy Amanda i ci, których poznałem podczas podróŜy do Gebel Nahar,
rozmawialiby ze mną tak swobodnie, gdybym spotkał ich w czasach, kiedy Ŝyła Else.
Mieliśmy szczęście po przybyciu na miejsce. Gebel Nahar jest raczej górską fortecą
niŜ pałacem lub siedzibą rządu; z powodów militarnych Nahar City ma port kosmiczny, w
którym mogą lądować statki nadprzestrzenne. Wysiedliśmy ze statku, spodziewając się, Ŝe
ktoś nas powita, kiedy wejdziemy do terminalu. Nikt jednak nie pojawił się.
Księstwo Nahar leŜy w tropikalnej strefie klimatycznej na Cecie; główna sala
terminalu była mała, ale wysoka i przewiewna. Podłogę i sufit wyłoŜono płytkami w jasnych
kolorach, a wszędzie wokół rosły rośliny. Na wszystkich ścianach wisiały jasne, ogromne
malowidła w cięŜkich ramach. Staliśmy pośrodku tego wszystkiego, a tłumy pieszych mijały
nas. Nikt się nam nie przyglądał, chociaŜ ani ja ze swoimi bliznami, ani Amanda - wyraźnie
podobna do pierwszej Amandy znanej z dorsajskich podręczników do historii - nie
naleŜeliśmy do osób, których się nie zauwaŜa.
Poszedłem do informacji, ale okazało się, Ŝe nie ma dla nas Ŝadnej wiadomości. Po
powrocie musiałem szukać Amandy, która gdzieś zniknęła.
- El Man... - odezwała się nagle za mną. - Spójrz!
Odwróciłem się, zaalarmowany jej tonem. Zobaczyłem jednocześnie ją i obraz,
 
któremu się przyglądała. Wisiał wysoko na jednej ze ścian; stała tuŜ pod nim, patrząc w górę.
I ją, i obraz oświetlały promienie słoneczne wpadające przez przezroczystą frontową
ścianę terminalu. Cała była w naturalnych kolorach - podobnie jak kiedyś Else wysoka,
szczupła, w jasnoniebieskim Ŝakiecie i krótkiej, kremowej spódniczce, z jasnoblond włosami i
tym nieprawdopodobnie młodzieńczym wyglądem, który cechował równieŜ jej imienniczkę.
Na zasadzie kontrastu, malowidło było pełne jaskrawych barw, złotych liści, alizarynowych
szkarłatów i ludzkich postaci uchwyconych w przesadzonych, melodramatycznych pozach.
„Leto de muerte”, głosił napis na duŜej mosięŜnej tablicy umieszczonej pod spodem.
„ŁoŜe śmierci bohatera”, tak moŜna by przetłumaczyć tytuł z archaicznego języka
hiszpańskiego, którym mówili Naharowie. Obraz przedstawiał wielkie, złocone łoŜe
ustawione na otwartej równinie pośród śladów bitwy. Wszędzie wokół leŜały ciała i stali
obandaŜowani oficerowie w szamerowanych złotem mundurach. Pozostali przy Ŝyciu otaczali
umarłego bohatera, który, potęŜnie umięśniony, choć wycieńczony i pokryty ranami, leŜał
obnaŜony do pasa na grubym stosie aksamitnych płaszczy, wysadzanej klejnotami broni,
wspaniale tkanych gobelinów i złotych utensyliów, tworzących łoŜe.
Zmarły spoczywał na plecach, z podbródkiem wysuniętym w niebo i twarzą
wymizerowaną agonią. śylastą ręką mocno przyciskał do nagiej piersi rękojeść wyjątkowo
duŜego, zdobionego miecza z ostrzem poplamionym krwią. Ranni oficerowie stojący wokół i
patrzący na ciało zmarłego byli przedstawieni w dramatycznych pozach. Na pierwszym
planie, na ziemi obok łoŜa, jakiś umierający, zwykły Ŝołnierz w podartym mundurze wyciągał
rękę w hołdzie dla zmarłego.
Amanda spojrzała na mnie, kiedy do niej podszedłem. Nic nie powiedziała. Nie
musiała. Aby Ŝyć, my na Dorsaj od dwustu lat eksportujemy jedyny towar, jaki mamy Ŝycia
wielu pokoleń, które zostały poświęcone w walkach prowadzonych na rzecz innych. śyjemy
z prawdziwej wojny, a dla tych, którzy to robią, podobny obraz jest wręcz nieprzyzwoity.
- Więc tak o nas myślą - odezwała się Amanda.
Spojrzałem na boki, a potem na nią. Oprócz wyglądu odziedziczyła po pierwszej
Amandzie niezwykłą młodzieńczość. Nawet ja, który wiedziałem, Ŝe jest tylko sześć lat
młodsza ode mnie - a miałem wtedy trzydzieści parę od czasu do czasu o tym zapominałem i
byłem wstrząśnięty faktem, Ŝe ona myśli raczej jak moje pokolenie, niŜ jak podlotek, na
którego wygląda.
- KaŜda kultura ma swoje własne legendy - stwierdziłem. - A to jest kultura
hiszpańska, przynajmniej jeśli chodzi o dziedzictwo.
- O ile wiem, obecnie mniej niŜ dziesięć procent naharskiej populacji jest pochodzenia
hiszpańskiego - odparła. - Poza tym, to jest karykatura Hiszpanów.
Miała rację. Nahar skolonizowali imigranci - gallegos z północnej Hiszpanii, którzy
marzyli o wielkich ranczach na rozległym terytorium. Zamiast tego, Nahar - otoczony przez
bardziej uprzemysłowionych i zamoŜnych sąsiadów stał się małym, przeludnionym krajem,
który zachował zniekształconą wersję języka hiszpańskiego oraz mieszankę na pół
zapomnianych hiszpańskich obyczajów i postaw. Po pierwszej fali imigrantów, następni
osadnicy nie byli pochodzenia hiszpańskiego, ale przejmowali tutejsze zwyczaje i język.
Pierwsi ranczerzy ogromnie się wzbogacili, bo chociaŜ Ceta była rzadko zaludnioną
planetą, brakowało na niej Ŝywności. Późniejsi przybysze powiększyli liczbę mieszkańców
miast Naharu i pozostali biedni... bardzo biedni.
- Mam nadzieję, Ŝe ludzie, z którymi będę rozmawiać, mają więcej niŜ dziesięć
procent zdrowego rozsądku powiedziała Amanda. - Ten obraz skłania mnie do zastanowienia,
czy nad rozsądek nie przedkładają mrzonek. Jeśli tak jest w Gebel Nahar...
Nie dokończyła zdania, potrząsnęła głową i - najwyraźniej usuwając obraz z pamięci -
uśmiechnęła się do mnie. Uśmiech rozjaśnił jej twarz, w znacznie szerszym znaczeniu tego
zwrotu. W jej przypadku było to coś innego - wewnętrzne światło, głębsze i silniejsze, niŜ
zwykle oznaczają te słowa. Spotkałem ją dopiero trzy dni temu, a Else była wszystkim, czego
kiedykolwiek pragnąłem i będę pragnął; teraz jednak zrozumiałem, co ludzie na Dorsaj mieli
na myśli, mówiąc, Ŝe odziedziczyła zdolność pierwszej Amandy do rządzenia innymi, a
jednocześnie wzbudzania w nich miłości.
- śadnej wiadomości dla nas? - zapytała.
- śadnej - zacząłem. I obejrzałem się, poniewaŜ kątem oka zauwaŜyłem, Ŝe ktoś się
zbliŜa.
Ona równieŜ się odwróciła. Naszą uwagę przyciągnął męŜczyzna idący w naszą stronę
duŜymi krokami - Dorsaj. Był wielki. Nie taki jak bliźniacy Graeme, Ian i Kensie, dowódcy w
Gebel Nahar, na naharskim kontrakcie; niewiele niŜszy, za to wyraźnie większy ode mnie.
Dorsajowie róŜnią się jednak od siebie budową i wzrostem. Poznaliśmy go - i, oczywiście, on
nas - po mnóstwie drobiazgów, zbyt subtelnych, by je zdefiniować. Miał na sobie mundur
kapelmistrza armii naharskiej, z naszywkami oficera sztabowego na kołnierzu; był blondynem
o szczupłej twarzy i liczył sobie nie więcej niŜ dwadzieścia parę lat. Rozpoznałem go.
Był trzecim synem sąsiada z mojego kantonu High Island na Dorsaj. Nazywał się
Michael de Sandoval i mało co było słychać o nim przez sześć lat.
- Sir... madam - powiedział, zatrzymując się przed nami. - Przykro mi, Ŝe państwo
czekaliście. Miałem kłopoty z transportem.
- Michael - przywitałem go. - Znasz Amandę Morgan?
- Nie. - Odwrócił się do niej. - To zaszczyt poznać panią, madam. Przypuszczam, Ŝe
jest pani znudzona, słysząc, jak wszyscy mówią, iŜ rozpoznają panią dzięki zdjęciom pani
prababki?
- Nigdy - odparła Amanda wesoło i podała mu rękę. - Zna pan Corunnę El Mana?
- Ród El Man to nasi sąsiedzi z High Island - wyjaśnił Michael. Uśmiechnął się do
mnie trochę smutno. - Pamiętam kapitana z czasów, kiedy miałem sześć lat, a on przyjechał
na swój pierwszy urlop. MoŜe pójdziemy? JuŜ zaniosłem wasz bagaŜ do aerobusu.
- Aerobusu? - zapytałem, kiedy ruszyliśmy za nim do jednego z przeszklonych wyjść
z terminalu.
- Aerobus orkiestry Trzeciego Regimentu. Tylko to udało mi się zdobyć.
Wyszliśmy na mały parking zatłoczony pojazdami powietrznymi i naziemnymi.
Michael de Sandoval poprowadził nas do przysadzistego kadłubopłata, który wyglądał, jakby
mógł pomieścić trzydziestu pasaŜerów. W środku znajdowała się tylko jedna osoba. Exotik w
ciemnoniebieskiej szacie, z białymi włosami i dziwnie młodą twarzą. Mógł mieć od
trzydziestu do osiemdziesięciu lat. Siedział w części klubowej w przodzie aerobusu, tuŜ przed
ścianką oddzielającą kabinę sterowniczą w dziobie pojazdu. Podniósł głowę, kiedy
weszliśmy.
- Padma, bond na Cecie - dokonał prezentacji Michael. - Sir, czy mogę panu
przedstawić Amandę Morgan, specjalistkę od kontraktów, i Corunnę El Mana, starszego
kapitana. Oboje są z Dorsaj. Kapitan El Man właśnie przywiózł Rozjemcę statkiem
kurierskim.
- Oczywiście, wiem o ich przyjeździe - odpowiedział Padma.
Nie podał ręki Ŝadnemu z nas ani nie wstał. Podobnie jak wielu Exotików, których
znałem, nie musiał tego robić. Jak tamci, miał w sobie wyczuwalne od razu ciepło i spokój, a
wszelkie jego zachowanie wydawało się naturalne i oczekiwane.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin