3. Jordan Penny - Silver.doc

(1759 KB) Pobierz
PENNY JORDAN

PENNY JORDAN

SILVER

 

1

W wagoniku kolejki linowej było dwóch pasażerów. Ostrzeżenie o zagrożeniu lawinowym, wydane przez Szwajcarski Federalny Instytut Lawin, skłoniło większość narciarzy do trzymania się przetartych nartostrad.

Idąc ulicami Gstaad, Silver podsłuchała rozmowę kilku przewodników alpejskich. Skarżyli się na utratę dochodów z powodu zagrożenia lawinowego.

Kilka lat temu następca tronu brytyjskiego omal nie zginął, jeżdżąc na nartach z dala od turystycznych szlaków. Od tamtej pory władze szwajcarskie surowo traktowały przewodników, którzy prowadzili turystów w trudnych i niebezpiecznych warunkach atmosferycznych.

Silver nie potrzebowała przewodnika. Widocznie drugi pasażer kolejki także mógł się bez niego obyć. Silver rozpoznała mężczyznę. Widywała jego zdjęcia w gazetach. Był swego czasu znanym kierowcą wyścigowym. Pewnie w dalszym ciągu nie mógł obyć się bez emocji związanych z wielkimi prędkościami, zwłaszcza gdy towarzyszyło temu ryzyko śmierci.

Silver czuła na sobie spojrzenie mężczyzny. Wiedziała, że jego zainteresowanie zawdzięcza swemu wyglądowi. Była wysoka i szczupła. Obcisły, wiśniowy kombinezon zjazdowy uwydatniał jej zgrabne piersi. Wąska talia płynnie przechodziła w pełne, kobiece biodra. Narciarskie spodnie podkreślały długie nogi. Miała ciało mogące należeć do sportsmenki, ale emanujące kobiecością.

Ściśle przylegający do głowy kaptur podkreślał jej uroczy profil i doskonałość rysów.

Patrząc na Silver, Guido Bartoli zastanawiał się, jakby to było, gdyby mógł kochać się z nią tutaj, wysoko w górach, gdzie powietrze jest krystalicznie czyste, a śnieg osuwa się pod własnym ciężarem. Guido lubił kobiety głośno krzyczące z rozkoszy. Gdyby kochał się tutaj z tą dziewczyną, jej okrzyki mogłyby spowodować lawinę. Życie, miłość i śmierć - to odwieczna triada. Guido przez chwilę oddawał się marzeniom przyjemnym, a zarazem cynicznym.

Śmierć w chwili ekstazy, z powodu gniewu natury urażonej naruszeniem dziewiczej ciszy gór... Taki koniec pasowałby do jego życia. Ale co z dziewczyną? Guido spojrzał na nią ponownie.

Głęboko w oczach Silver dojrzał płonący ogień, żar młodości. Nie, ta kobieta nie dojrzała jeszcze do śmierci.

Guido miał czterdzieści dwa lata. Był bogaty, przystojny i wiele kobiet ceniło jego towarzystwo zarówno w łóżku, jak i poza nim. Patrząc na pasażerkę kolejki, odczuwał znajome podniecenie.

Silver zdawała sobie sprawę ze spojrzeń mężczyzny, ale niczym nie zdradziła, że w ogóle dostrzega jego obecność. Guido w pełni doceniał takie zachowanie. Było dowodem prawdziwej klasy. Zastanawiał się, kim jest ta dziewczyna, z którą przyszło mu jechać kolejką. Nigdy jej jeszcze nie spotkał, mimo że znał dobrze większość towarzystwa z Gstaad.

Ciekawiła go. Szóstym zmysłem czuł w niej jakąś tajemnicę. To było intrygujące.

Odezwał się do niej cichym głosem, tak aby nie wzbudzić gniewu gór. Najpierw po angielsku, ponieważ - sądząc po jasnej karnacji dziewczyny - podejrzewał, iż w jej żyłach płynie celtycka krew. Żadnej odpowiedzi. Jedyną reakcją na kilka francuskich i włoskich słów było chłodne, tajemnicze spojrzenie. Poczuł lekką irytację. Wyraz zielonych oczu nieznajomej przypomniał mu oczy młodego sokoła, którego kiedyś oswoił. W oczach tych było widać wyzwanie i groźbę pod adresem całego świata.

Kolejka dotarła do pośredniej stacji. Wysiadając Guido musiał ominąć nieznajomą. Silver cofnęła się i przeprosiła go za blokowanie przejścia.

Po rosyjsku.

Ze zdumienia aż przystanął. Rosjanka! Do licha, kim może być ta kobieta?

Stał przez chwilę nieruchomo, nie mogąc oderwać od niej spojrzenia. Wagonik kolejki ruszył w górę. Silver pozwoliła sobie na lekki uśmiech. Zastanawiała się, czy kiedyś pozna osobiście Guida Bartolego. Wiedziała, iż jest włoskim hrabią, że zawarł ślub kościelny wedle wszystkich reguł i że cieszy się opinią hojnego kochanka, na co może sobie z łatwością pozwolić. Silver nie interesowała się jego pieniędzmi. Przez jakiś czas zastanawiała się, czy nie posłużyć się Guidem do sprawdzenia własnych umiejętności uwodzenia, ale zrezygnowała z tego pomysłu. Mimo to ich przypadkowe spotkanie potraktowała jako pomyślny omen.

Przeciągnęła się powoli, z przyjemnością wciągając do płuc zimne, ostre górskie powietrze. Podniecała ją groźba lawin i zbliżająca się zamieć. Z satysfakcją myślała o własnej sile i sprawności. Dzięki długotrwałym ćwiczeniom ciało Silver było doskonale wygimnastykowane.

Zakładając gogle musnęła palcami policzki. Zmarszczyła brwi. Pod wpływem euforii nie powinna podejmować żadnych nierozważnych kroków. Wykalkulowane ryzyko - to zupełnie inna sprawa. Często specjalnie podejmowała ryzykowne działania po to, aby sprawdzić postępy w przygotowaniach. Czekało ją niełatwe zadanie, co do tego nie miała żadnych złudzeń. Zsunęła gogle z czoła i wbiła spojrzenie w horyzont. Jej zielonoszare oczy często zmieniały odcień, co nierzadko wprowadzało ludzi w błąd.

Z nieba zaczął sypać śnieg. Szczyty gór zniknęły za chmurami.

To nie ma znaczenia. Silver zmusiła się, żeby nie myśleć o niebezpieczeństwie. Wagonik zakołysał się i stanął na górnej stacji. W takich warunkach nikt oprócz niej nie ryzykowałby zjazdu po nie przetartej trasie. Podejmując ryzyko, Silver nie kierowała się jednak czystym kaprysem. Przyjechała tu w ściśle określonym celu. To miał być ostatni test przed przystąpieniem do działania.

Najpierw zjazd, a potem... a potem będzie musiała pokonać barierę. Ostateczną.

Silver poczuła lekkie drżenie. Odrzuciła do tyłu głowę i spojrzała w niebo. Wyraz niecierpliwego oczekiwania zniekształcił piękne rysy jej twarzy. W oczach pojawiły się lodowate błyski. Na myśl o działaniu ogarnęło ją niemal ekstatyczne podniecenie.

Uśmiechnęła się do siebie na myśl o irytacji, którą dostrzegła w oczach Guida Bartolego, gdy wreszcie pojął, że dziewczyna nie zamierza reagować na jego próby flirtu. Dla żartu odezwała się do niego po rosyjsku. Miała talent do języków. Potrafiła równie płynnie wysławiać się po angielsku, francusku, włosku i w jeszcze paru innych językach. Odziedziczyła te zdolności po ojcu, który...

Nie, to nie pora na rozmyślania o tym, co było. Nie dzisiaj. Od dwóch lat Silver codziennie myślała o przeszłości, ale teraz musiała się od niej oderwać.

Guido Bartoli nie mylił się przynajmniej co do jednego. W żyłach Silver rzeczywiście płynęła celtycka krew. Po przodkach odziedziczyła również majątek tak wielki, że nawet członkowie rady powierniczej nie wiedzieli dokładnie, ile milionów funtów należało do niej.

Silver odziedziczyła nie tylko majątek, lecz także tytuł i nazwisko o tysiącletniej historii. Jej przodkowie byli celtyckimi książętami już w czasach, kiedy znanym w historii światem antycznym rządzili faraonowie, o wiele wcześniej, zanim Rzymianie odkryli mgliste brzegi Albionu. Nazwisko tych przodków pojawia się na każdej stronie podręczników historii. Dzięki nieomylnej intuicji w rozmaitych konfliktach stawiali zawsze na przyszłego zwycięzcę, co pozwoliło im do swego oryginalnego, irlandzkiego rodowodu dodać liczne angielskie tytuły. Wraz z tytułami gromadzili również majątki.

Silver, ostatnia z rodu, nie miała rodzeństwa. Ojciec wychował ją tak, jak wychowałby syna, którego niestety los mu odmówił.

Stała na szczycie, skupiona i skoncentrowana. Gdzieś daleko, w dolinie, kryła się wioska. Silver odnosiła jednak wrażenie, że patrzy w otwierającą się przed nią wieczność... Co przeznaczył jej los? Zycie czy śmierć? Tylko od losu zależało, w którą stronę przechylą się szale wagi. Silver sądziła, że Istota Najwyższa, jeśli istnieje, ma dostęp do jej duszy i zna jej plany. Ojciec wpoił Silver zasady fair play. Według nich teraz musiała dać Bogu szansę interwencji. Jeśli nic się nie zdarzy, będzie to niechybnym sygnałem, że powinna przystąpić do działania.

Dziewczyna ugięła kolana, poczekała chwilę, aż padający śnieg zgęstnieje, po czym wbiła kijki w podłoże, zaśmiała się głośno i rzuciła w dół. Pędziła, a wokół szalał wiatr.

Jeśli właściwie oceniła własne umiejętności, jeśli jej zręczność dorówna pewności siebie, to powinna przeżyć. Jeśli nie, umrze, a ciało wyląduje gdzieś na kamieniach.

To ma być końcowy sprawdzian, ale nie ostatnia przeszkoda do pokonania. Silver znała siebie na tyle dobrze, aby zrozumieć, dlaczego zdecydowała się na ten zjazd. Przed pokonaniem ostatniej bariery, dzielącej ją od podjęcia działania i zrealizowania ostatecznego celu, potrzebowała odpowiedniego przygotowania psychicznego.

Błyskawicznie mijała ośnieżone drzewa. W szalejącej zamieci ledwo widziała ich zarysy.

Dzisiaj poznała narkotyczne działanie absolutnej pewności siebie. Nie miała wątpliwości, że temu odczuciu podda się jeszcze niejeden raz.

 

W odróżnieniu od willi wynajętej przez Silver, ten domek był niewielki i bardzo sensownie zaprojektowany. Willa stanowiła teraz dla Silver luksusową kryjówkę. Pewien arabski szejk zgodził się wynająć ją na czas nieokreślony. Dla Silver główną zaletę willi stanowiło to, że jest odizolowana od reszty świata. Ostentacyjny luksus i przesadny wystrój wnętrza irytowały ją nieustannie. Wyglądało na to, że w drewnianym górskim domu ktoś postanowił odtworzyć wnętrze namiotu bogatego szejka nomadów. Powstała sprzeczność mogła porazić nawet niewidomego.

Za to domek, przed którym znalazła się teraz Silver, świetnie pasował do otoczenia. Surowa, prostokątna bryła, balkon na piętrze i wielkie okno z widokiem na góry.

Domek znajdował się nie opodal miejsca, w którym kończyła się nartostrada, którą dziewczyna zjeżdżała. Między innymi dlatego wybrała właśnie tę trasę. Za domkiem krył się garaż; oczyszczony ze śniegu podjazd pozwalał wyjechać wprost na wąską drogę do Gstaad.

Z komina unosił się dym. Mimo to jednak Silver bez wahania otworzyła drzwi skradzionym kluczem i weszła do środka. Hall, aczkolwiek pozbawiony wszelkich ozdób, sprawiał przytulne wrażenie, w odróżnieniu od ogromnego, wyłożonego marmurem hallu, który znajdował się w wynajętej przez nią willi.

Tutaj na podłodze leżał chodnik utkany ze starych szmat. Na wyheblowanych, pociągniętych pastą i wyfroterowanych deskach nietrudno było się poślizgnąć, ale stanąwszy na chodniku Silver przekonała się, że ktoś przymocował go do podłogi.

Weszła do salonu. Tu także podłogę pokrywały chodniki. Każdy z nich miał odmienną fakturę, tak że nawet idąc po omacku można było uniknąć błądzenia. Jedna ścieżka prowadziła do stojącej przed piecem kanapy, druga do niewielkiej kuchni, trzecia zaś do schodów wiodących do sypialni na piętrze.

Mimo kuszącego ciepła bijącego z pieca, Silver nie zatrzymała się w salonie. Zdecydowanym krokiem podeszła do schodów.

Na piętrze znajdowały się dwie sypialnie, połączone z własnymi łazienkami. Specjalny korytarz umożliwiał przejście do garażu i sauny.

Rozkład powierzchni w domku Silver znała świetnie jeszcze przed przyjazdem. Bez trudu wyciągnęła z Annie wszystkie niezbędne informacje. Annie była niezwykle dumna z Jake'a i ze wszystkiego, czego dokonał. Gotowa była opowiadać o nim każdemu, kto tylko chciał słuchać.

Przez chwilę Silver zastanawiała się, czy w trakcie swych wizyt u Jake'a Annie dzieli z nim łóżko, czy też śpi sama. Nigdy nie zrobiła nawet najmniejszej aluzji, że jest jego kochanką. Silver wiedziała, że Annie wciąż kocha swego zmarłego męża. A jednak...

Zatrzymała się na podeście. Ciekawe, jak to jest, gdy kobieta kocha się z niewidomym mężczyzną. Czy świadomość, że kochanek musi poznać ciało kobiety tylko za pomocą dotyku, smaku i węchu sprawia, iż związek staje się jeszcze bardziej podniecający? Czy też, odwrotnie, świadomość, że jego oczy nie widzą nic oprócz stałych ciemności, paraliżuje zmysłowość?

Silver weszła na piętro. Po drodze zastanawiała się, czy od chwili, kiedy utracił wzrok, Jake miał wiele kobiet. Odepchnęła od siebie te myśli. Weszła do łazienki, rozebrała się i wzięła prysznic. Stała pod strugami gorącej wody tak długo, aż jej skóra zaczerwieniła się i zaczęła parować.

Zakręciła wodę i owinięta białym, puszystym ręcznikiem kąpielowym, weszła do sypialni Jake'a. Ż uznaniem spojrzała na proste, surowe meble, idealnie pasujące do tego domu. Na ścianach wisiały dwa starannie dobrane obrazy. Pościel, z czystej bawełny, była tak świeża, jakby dopiero co odebrano ją z pralni.

Jak na człowieka bez pracy i nie mającego własnego majątku, Jake żył dostatnio, mimo że dom ten nie był jego własnością, gdyż należał do jednego z bogatych pacjentów Annie.

Silver nie dała się zwieść pozornej prostocie wnętrza. Starannie dobrane kolory ścian i obić, użycie wyłącznie naturalnych materiałów, nawet taki drobiazg, jak kosztowne mydło w łazience, spostrzegawczemu obserwatorowi mówiły wyraźnie o zamożności mieszkańców.

Dom ten nie zdradzał jednak prawdziwego gustu Jake`a. Nie należał przecież do niego. Ciekawe, jak wyglądałby jego własny dom? Dom człowieka, który spędził całe życie w środowisku handlarzy narkotyków. Jake przebywał tutaj tylko na rekonwalescencji, aby odzyskać siły utracone wskutek wybuchu bomby, która pozbawiła go wzroku.

Silver zdjęła zegarek. Otrzymała go w prezencie od ojca na ostatnie urodziny, wraz ze wszystkimi dokumentami dotyczącymi rozlicznych, dyskretnie zorganizowanych funduszów powierniczych, które dla niej ustanowił. Dostała wtedy również tytuł własności zamku w Irlandii, należącego do jej rodziny zanim jeszcze Wilhelm Zdobywca wyruszył na podbój Anglii.

Kochała ojca. Niestety, zginął na polowaniu. Było wręcz nieprawdopodobne, aby taki wypadek zdarzył się niezwykle wprawnemu myśliwemu. Wszyscy podziwiali zawsze umiejętności myśliwskie i jeździeckie ojca.

Nie był to zresztą żaden wypadek. Ojciec Silver był tak bogaty, potężny i wpływowy, że wielu ludzi wolało, aby nikt nie wnikał w okoliczności jego śmierci. Tylko ona sama znała prawdę. W gazetach pojawiły się spokojne nekrologi. Zmarł Lord Rothwell, Lord Wesford, James, William, Geraint itd., itd. Wymieniono wszystkie jego nazwiska i tytuły, które zdradzały, z kim związana była rodzina w ciągu wielu wieków historii Anglii. Imię James nosił ojciec Silver ze względu na Stuartów, William zaś było związane z dynastią hanowerską, imię Geraint wiązało się natomiast z należącymi do rodziny tytułami francuskimi.

 

Silver wciąż odczuwała brak ojca. Odziedziczył on majątek wart tylko kilka milionów funtów, ale dzięki swej inteligencji i przedsiębiorczości potrafił przekształcić go w wielomiliardową fortunę. Wiedział o wszystkich ważniejszych odkryciach naukowych i wynalazkach technicznych, i starał się je wykorzystać. Działał dyskretnie. Nigdy nie zależało mu na sławie i popularności.

Był również znanym myśliwym i sportowcem. Na pogrzebie jeden z jego przyjaciół mówił, że ojciec Silver wiedział, po co żyje. Szkoda, że tak tragicznie zginął! W trakcie pogrzebu dziewczyna była zupełnie zagubiona. Nie wiedziała, co z sobą robić, jak się zachować. Miała wtedy kilkanaście kilogramów nadwagi. Czuła pogardliwe spojrzenia i słyszała uszczypliwe uwagi, jak taki mężczyzna jak James mógł spłodzić taką niewydarzoną córkę.

Należało to już jednak do przeszłości. Silver nie miała czasu, aby rozwodzić się nad tym, co było. Musiała myśleć o przyszłości. Aby sprostać temu, co zamierzyła, musiała teraz... Usłyszała nagle warkot samochodu. Zastygła w bezruchu. To na pewno Jake. Zawsze kończył zabiegi w szpitalu o trzeciej i wracał do domu taksówką. Dochodziła już czwarta.

Silver była ciekawa, ile czasu minie, zanim Jake odkryje jej obecność. Na pewno niezbyt długo. Specjalnie użyła perfum o intensywnym zapachu. Czy Jake go rozpozna? Silver nie używała zazwyczaj tych perfum w ciągu dnia. Jeśli dobrze pamiętała, wieczorem spotkali się dotychczas tylko raz, wtedy kiedy go poznała. Były to urodziny Annie i Silver zamówiła na wieczór stolik w najelegantszej restauracji Gstaad. Annie z zakłopotaniem wyjaśniła, iż już jest umówiona na kolację z Jakiem.

Teraz Silver uśmiechnęła się, przypominając sobie, jak patrzył na nią Jake gdy spotkali się wieczorem... Jakie to zdumiewające, że nie mógł nic widzieć. Nauczył się patrzeć swymi ślepymi oczami wprost na rozmówców, zupełnie tak, jakby rzeczywiście mógł ich zobaczyć.

Jake nie poprosił Silver, by się do nich dołączyła. Wykrzywił wargi w ironicznym uśmiechu i spojrzał na nią tak, że nie mogła mieć żadnych wątpliwości, co o niej pomyślał. Bogata, rozpuszczona dziewczyna. Płytka, bezwartościowa. Drapieżna. Silver z rozbawieniem powtarzała te określenia. Jake nic takiego oczywiście nie powiedział, ale dziewczyna świetnie wyczuwała jego lekceważenie i pogardę. Właśnie z tego powodu spośród wszystkich mężczyzn wybrała jego. Fakt, iż był niewidomy, dodawał pikanterii całej sytuacji.

Jaka szkoda, że Jake tyle o niej wiedział! Silver była zła, gdy przekonała się, że Annie wszystko mu o niej mówi. Być może tak było lepiej. To oszczędzi konieczności długich i zawiłych wyjaśnień, których nie uniknęłaby niezależnie od tego, na kogo padłby jej wybór.

Silver usłyszała warkot odjeżdżającego samochodu i trzaśnięcie drzwi. Chociaż nie zamknęła drzwi sypialni, wciąż jeszcze nie słyszała kroków Jake'a. Już wcześniej zwróciła uwagę na tę jego osobliwość: poruszał się niemal bezszelestnie, co natychmiast kojarzyło się jej z groźnym skradaniem. Annie powiedziała raz swej przyjaciółce, że Jake nauczył się tego w wojsku.

Annie nigdy nie wyjaśniła Silver, dlaczego Jake wystąpił z wojska i podjął pracę w specjalnej agencji rządowej do walki z narkotykami. Funkcjonariusze tej agencji pracują w pojedynkę i w sekrecie, a raporty składają bezpośrednio swemu przełożonemu. To, czym kierował się Jake odchodząc z wojska, dla dziewczyny nie miało żadnego znaczenia.

- Co ty tu robisz, Silver?

Ucieszyła się, że Jake nie może dojrzeć, iż jej oczy wyraźnie się rozszerzyły. Nie słyszała jego kroków, nawet gdy wchodził po schodach. Gdy nagle pojawił się w drzwiach, poczuła, jak tężeją jej mięśnie.

Zmusiła się do rozluźnienia całego ciała i wykrzywiła wargi w leniwym, ironicznym uśmiechu, który ćwiczyła od dawna. Wiedziała, że ten grymas wpłynie na ton jej głosu.

- Czemu nie wejdziesz do środka i sam nie sprawdzisz?

Nie skomentowała faktu, że Jake rozpoznał ją bez najmniejszego trudu. W ten sposób potwierdził, że dokonała trafnego wyboru.

Patrzyła, jak unosi ruchliwe brwi. To dziwne, że po wszystkim, co przeżył, jego włosy zachowały kruczoczarną barwę, bez najmniejszych śladów siwizny, podczas gdy jej...

- Nie jestem w nastroju do takich zabaw. Powiedz, po co tu przyjechałaś, i ruszaj w drogę.

W głosie Jake'a nie było nawet śladu uprzejmości. To szorstkie stwierdzenie jasno wyrażało jego opinię o nieproszonym gościu. Tym lepiej.

- Chcę, żebyś został moim kochankiem – odrzekła Silver z taką samą bezpośredniością i spokojem. Od ponad tygodnia ćwiczyła to oświadczenie. Setki razy rozważała odpowiedzi na wszystkie możliwe pytania. Dzięki temu teraz w pełni panowała nad sobą.

- Dokładniej mówiąc - ciągnęła chłodno - chcę, abyś mnie nauczył kochać się z mężczyzną. Chcę, żeby nikt nie mógł mi się oprzeć.

Uśmiechając się opanowała nierówny oddech, który mógł zdradzić jej napięcie. Annie wiele o niej wiedziała, ale o jednej ważnej sprawie nie miała najmniejszego pojęcia.

- Widzisz, Jake - mówiła dalej Silver, wykorzystując jego zaskoczenie - potrzebuję tej wiedzy, i to bardzo.

- Co, do diabła, ma oznaczać ta gra? - spytał z gniewem. Silver od razu zrozumiała, że udało się jej przebić pancerz jego pewności siebie. Nigdy przedtem nie słyszała, aby klął, co zresztą było dość dziwne, jeśli zważyć jego styl życia.

- To żadna gra - zapewniła spokojnie. - Annie wiele ci o mnie opowiadała, nieprawdaż? Z pewnością wyjaśniła, dlaczego tu jestem i jakie mam zamiary.

Wyraz twarzy Jake'a potwierdził jej przypuszczenia. Ciągnęła więc dalej:

- Niestety, muszę pokonać poważną przeszkodę w realizacji moich planów. Jako dziewica, nie mam... doświadczenia koniecznego do ich spełnienia.

- Dziewica?

Spojrzała na niego z zimnym uśmiechem.

- Jesteś zaskoczony? Przecież to nic dziwnego. Jak stwierdził mój były narzeczony, kobieta tak brzydka, jak ja, nie może przyciągać kochanków. Oczywiście – dodała uprzejmie - ty nie możesz mnie zobaczyć, ale rozumiem, że mimo to mogę ci się wydać fizycznie tak odpychająca, iż nie zechcesz zostać moim kochankiem. Może jednak mógłbyś sobie wyobrazić, że jestem kimś innym?

- Mój Boże - powiedział. - Jaką kobietą ty właściwie jesteś?

- Taką, która zazwyczaj dostaje wszystko, czego chce, i hojnie za to płaci - odpowiedziała spokojnym głosem.

- Płaci?

Silver znała go już kilka miesięcy, ale teraz po raz pierwszy zdarzyło się jej zobaczyć, jak Jake wykonuje niezgrabny ruch. Postąpił krok do przodu, tak jakby chciał ją chwycić i ukarać, ale wcześniej specjalnie postawiła w przejściu krzesło. Jake wpadł na nie i zaklął pod nosem. Ojciec Silver uznałby taki manewr za niedopuszczalny. Ona zaś udawała przed samą sobą, że wszystko jest w porządku. Nie mogła sobie pozwolić na żadną słabość. Nie teraz. Nigdy więcej.

- Proszę, zastanów się nad tym, co powiedziałam - odrzekła spokojnie. - To chyba oczywiste, że powinnam zapłacić za lekcje, których mi udzielisz, zupełnie tak samo, jak płacę za wszystkie inne rzeczy.

- Tak jak zapłaciłaś za nową twarz, prawda? – zadrwił grubiańsko, ale Silver nawet nie mrugnęła okiem. Kiedyś była wrażliwa i delikatna. Każdy mógł łatwo ją zranić, ale te czasy już minęły.

- Przynajmniej mam rzeczywisty powód, żeby tu siedzieć - odparła z sarkazmem. Nie mogła powstrzymać się od tej małej złośliwości, należała mu się nauczka. Strzała trafiła w cel. Jake zesztywniał, a jego wygląd zdradzał niepewność. Opanował się błyskawicznie.

- Wybrałaś niewłaściwego mężczyznę, Silver – odrzekł krótko. - Nie potrzebuję twoich pieniędzy. Teraz idź do diabła, i to szybko, zanim sam cię wyrzucę.

W oczach Silver pojawiły się tryumfalne błyski.

- Nie mówisz prawdy, Jake - powiedziała spokojnie. Nie pozwoliła mu wtrącić ani słowa. - Widzisz, mogłabym dalej słuchać twych kłamstw, ale nie chcę tracić czasu. Przypadek sprawił, że stałam przed drzwiami salonu Annie, gdy ty zwierzałeś się, jak bardzo potrzebujesz pieniędzy.

Niestety, Silver nie wiedziała, na co Jake potrzebuje pieniędzy. Annie najwyraźniej wiedziała o nim wiele więcej, niż była skłonna opowiedzieć. Sądząc po ich rozmowie, Silver nie miała wątpliwości, że byli starymi przyjaciółmi - właśnie przyjaciółmi, nie kochankami. Jake'a otaczała dziwna, tajemnicza atmosfera. Silver była przekonana, że jego pobyt w klinice nie ma nic wspólnego z rehabilitacją po operacji, o czym zapewniała ją Annie wtedy, kiedy Silver miała dostatecznie wiele własnych problemów, by nie martwić się sprawami innych łudzi.

Zagubiona w myślach, dopiero po kilku sekundach zdała sobie sprawę z groźby, która emanowała z twarzy Jake'a. Poczuła się tak, jakby ktoś oblał ją zimną wodą. Pokierował nią instynkt obronny.

- Nic mnie nie obchodzi, po co ci te pieniądze i co zamierzasz z nimi zrobić. To twoja sprawa, ale nie marnuj naszego czasu na opowieści, że forsy nie potrzebujesz - powiedziała, pozornie nie zwracając uwagi na jego gniew.

Po kilku sekundach z twarzy Jake'a zniknęła wściekłość. Silver rozluźniła się nieco.

- Czy nikt ci jeszcze nie mówił, że podsłuchiwanie może być niebezpieczne? - spytał Jake.

- Jestem gotowa zapłacić ci milion funtów - oświadczyła, nie zwracając uwagi na jego pytanie.

Przerwał jej w środku zdania.

- Jeśli chcesz pozbyć się dziewictwa, to możesz tego dokonać za darmo. Po prostu daj się poderwać w jakimś barze.

- Nie o to chodzi - odparła bez wahania. – Gdybyś słuchał, co do ciebie mówię, nie musiałabym teraz powtarzać. Moje dziewictwo nie ma żadnego znaczenia. Wspomniałam o tym wyłącznie dlatego, by przekonać cię, iż rzeczywiście potrzebuję twojej pomocy. Oczekuję od ciebie nie rozkoszy, Jake, lecz nauki. Chcę szybko dowiedzieć się, co podnieca mężczyznę do tego stopnia, żeby zapomniał o zdrowym rozsądku. Muszę wiedzieć, co sprawia, że mężczyzna zapomina o wszystkim poza pragnieniem posiadania jednej, szczególnej kobiety.

- Idź do sklepu i kup sobie podręcznik seksu - zakpił. - Z pewnością zapłacisz mniej niż milion funtów.

Drwił, ale Silver dostrzegła, jak zaciska nerwowo szczęki. Już czuła smak zwycięstwa. Jake jeszcze o tym nie wiedział, ale Silver nie miała wątpliwości, że wygrała.

W żaden sposób nie ujawniła tego uczucia. Byłby to błąd. Jake był niewidomy, ale jego pozostałe zmysły jeszcze przed wypadkiem osiągnęły niespotykaną sprawność. Żyjąc stale w atmosferze zagrożenia, musiał zachowywać czujność. Po wypadku wyczulił jeszcze bardziej swoje pozostałe zmysły. Według Annie, pod względem siły woli Jake przewyższał wszystkich znanych jej ludzi. Nic więc dziwnego, że i teraz był znacznie bardziej spostrzegawczy niż przeciętny człowiek.

- Daję ci dwadzieścia cztery godziny na przemyślenie mojej propozycji - stwierdziła chłodno Silver. - Później oferta traci ważność.

Mówiła spokojnym i chłodnym tonem - nauczyła się tego od ojca, który kierował jednym z największych prywatnych imperiów finansowych świata. W głosie dziewczyny nie było ani śladu zmysłowości. Po raz pierwszy w życiu korzystała z wrodzonej inteligencji, aby stworzyć w czyimś umyśle nieprawdziwy obraz swojej osoby. Miała nadzieję, że ten fałszywy obraz z czasem zacznie odpowiadać prawdzie. Przekonała się już, jak skuteczne może być przekazywanie sprzecznych sygnałów. I tym razem uciekła się do tego sposobu, łącząc lodowaty ton głosu z kuszącymi ruchami ciała. Wstała z łóżka i podeszła do Jake'a.

Zachowywała się jak arcykapłanka antycznej religii, pewna własnej siły. Wiedziała, że w arsenale środków jedną z najpotężniejszych broni stanowi jej ciało. Nie przejmowała się własną nagością. Długie włosy swobodnie spływały na plecy, a od rozgrzanej, nagiej skóry biło ciepło.

Oczywiście, nie miała zamiaru dotykać Jake'a, to byłby błąd godny nowicjuszki. Po prostu podeszła do niego tak blisko, żeby zdał sobie sprawę z jej nagości, by poczuł zapach kobiecego ciała.

Według Annie, Jake był człowiekiem surowym, nieskorym do uciech tego świata. Silver bez trudu wyciągnęła od niej różne informacje na jego temat.

Wystarczył niewinny komentarz, iż jest rzeczą dziwną, że trzydziestoparoletni mężczyzna żyje bez żadnej stałej przyjaciółki. Annie natychmiast pośpieszyła z licznymi wyjaśnieniami, przy okazji informując Silver, iż kiedyś Jake był żonaty, ale jego żona zmarła.

Silver świetnie wyczuwała, iż Annie wahała się między pragnieniem zachowania dyskrecji a chęcią opowiedzenia jej o Jake'u. Oczywiście, Silver chciała poznać okoliczności śmierci żony Jake'a, ale wolała nie naciskać zbyt mocno lekarki.

Gdyby chciała, mogłaby bez trudu zebrać wszelkie potrzebne informacje bez pomocy Annie. W Szwajcarii nie brakowało dyskretnych ludzi, którzy niegdyś zajmowali się sprawami ojca, a teraz pilnowali jej finansów. Silver nie musiała jednak znać przeszłości Jake'a Fittona, nie interesowała się również jego przyszłością. Po prostu potrzebowała go teraz. Gdy odegra swoją rolę, straci dla niej wszelkie znaczenie.

Jake pozwolił przejść dziewczynie tuż obok siebie, pozornie nie zwracając uwagi na jej obecność. Wydawało się, że patrzy w okno.

Silver poszła do łazienki po ubranie. Otwierając drzwi zastanawiała się, co zrobi, jeśli wbrew oczekiwaniom Jake weźmie ją jednak w ramiona.

Gdyby to zrobił, musiałaby przyznać, że popełniła błąd. A na to nie miała najmniejszej ochoty.

Wcale nie potrzebowała mężczyzny, który jej pożądał, tak samo jak nie musiała znać historii Jake'a. Wystarczyło się przekonać, że Jake idealnie spełnia wymagania i że jej nie lubi. To wykluczało niebezpieczeństwo komplikacji uczuciowych.

Tak, Jake był idealnym kandydatem na nauczyciela. Zimny, gniewny, rozgoryczony mężczyzna, w którego lodowatych, niewidzących oczach Silver bez trudu dostrzegała pogardę i niechęć. Rozumiała te odczucia, ale potrzebowała Jake'a. Miała zamiar zmusić go do współpracy.

 

2

Silver czekała na odpowiedź w wynajętej willi. Nie mając nic do roboty, postanowiła skorzystać z jednego z pomysłów naftowego szejka - z jacuzzi zainstalowanego w specjalnie wybudowanym pomieszczeniu na wysokich podporach.

Jedną trzecią ściany okrągłego pomieszczenia zajmowało okno ze specjalnego szkła, które kąpiącym się pozwalało podziwiać widoki, podczas gdy z zewnątrz nikt nie mógł ich dostrzec.

Wokół ścian stały niskie sofy, nakryte drogocennymi kapami i zarzucone jedwabnymi poduszkami. Samo jacuzzi mogło zapewne pomieścić całą drużynę rugby. Rozkoszując się gorącą kąpielą, Silver zastanawiała się, jakiego typu kobiety bywały tutaj z arabskim szejkiem.

Czy rzeczywiście sprawiało im to przyjemność? Właściciel willi przekroczył już pięćdziesiąt parę lat. Był tęgi, miał obwisłe policzki i chciwe, małe oczy. Na palcach nosił liczne pierścienie z klejnotami, a z jego brody unosił się zapach mocnych pachnideł.

Silver wynajęła willę przez pośrednika, któremu kazała,  aby opisał ją właścicielowi jako wdowę w średnim wieku. Nie miała ochoty na nieoczekiwane wizyty szejka. Słyszała plotki, iż coś takiego zdarzyło się już pewnej damie z wyższych sfer, która przybyła tutaj z pięknym, dziewiętnastoletnim chłopcem o homoseksualnych skłonnościach.

Dama wzdrygała się na wspomnienie wizyty szejka, ale chłopiec miał pewne wątpliwości.

- Och, przyznaj się - powiedział kiedyś w towarzystwie. - Z pewnością czułaś pokusę. Powiadają, że to nadzwyczaj szczodry kochanek. Podobno ofiarowuje kobietom nie oszlifowane brylanty, których wielkość jest miarą jego uznania. - Rzekłszy to chłopak spojrzał wymownie na pierścionek z brylantem, który jego patronka nosiła na środkowym palcu.

Wszyscy się roześmieli.

- Mój drogi - oschle odpowiedziała owa pani – to fałszywy kamień. Pamiętaj również, że ci, którzy nie przypadli szejkowi do gustu, za karę muszą bawić jego goryli.

Silver nie obawiała się nieoczekiwanej wizyty. Przeciągnęła się leniwie w gorącej wodzie i wyszła na brzeg. Minęły już dwadzieścia dwie godziny od rozmowy z Jakiem. Jeszcze się nie odezwał.

Silver wytarła się, stojąc przed ogromnym oknem. Rozkoszowała się wysoką temperaturą panującą w pomieszczeniu. Całą tylną ścianę pokrywały tropikalne rośliny, dzięki czemu panowała tutaj podniecająca erotycznie atmosfera orientalnego luksusu. Tym bardziej uderzający był kontrast z surowym chłodem przyrody za szybą.

Przed ubraniem się Silver natarła całe ciało balsamem. Pachniał tak samo, jak jej kosztowne perfumy. Dzięki temu skóra stała się miękka jak aksamit i nabrała połysku drogocennego jedwabiu.

Jake miał jeszcze dwie godziny do namysłu. Jeśli nie zadzwoni, pora będzie pakować walizki.

Rozległ się dzwonek. Silver upuściła jedwabne majteczki, które miała właśnie włożyć, i podeszła do telefonu. Usiłowała opanować ogarniające ją podniecenie.

- Silver?

To nie Jake. Dziewczyna zmusiła się do ukrycia rozczarowania.

- Cześć, Annie. Jak się masz?

- Znakomicie. Czy możesz przyjść na kolację w piątek? To żadna uroczystość, po prostu kilkoro moich  przyjaciół przyjechało do Gstaad. Będzie też Jake.

- Czy wie, że mnie zapraszasz? - spytała Silver, zastanawiając się, czy przypadkiem w ten sposób Jake nie spróbował przesunąć ustanowionego przez nią terminu, dając jednocześnie do zrozumienia, iż zaakceptuje ofertę.

- On jeszcze nie wie, że zamierzam go zaprosić - odpowiedziała Annie.

- Piątek? Obawiam się, że nie będę mogła przyjść. Pewnie mnie już tu nie będzie.

Przez chwilę w słuchawce panowała cisza.

- Zamierzasz jednak zrealizować swoje plany? Rozumiem twoje powody, ale czy to jest rozsądne? Czy nie byłoby lepiej pozostawić sprawy ich naturalnemu biegowi i zapomnieć o przeszłości?

- Nie - odparła beznamiętnie Silver. Rozmawiały o tym już wiele razy. W chwili słabości Silver wyznała Annie, jak ważne jest dla niej osiągnięcie zamierzonego celu, niemożliwego, a zapewne również niebezpiecznego. Z pewnością tak myślała Annie, chociaż Silver nie wtajemniczyła jej we wszystkie szczegóły. O pewnych sprawach nie mogła z nikim rozmawiać, ponieważ sama nie była w stanie pogodzić się z nimi.

Nie potrafiła w pełni przyjąć do wiadomości faktu, iż człowiek, którego kochała, nie tylko ją zdradził, lecz także maczał palce w śmierci ojca i był handlarzem narkotyków.

Nie, o tym nie mogła z nikim rozmawiać. Charles przechwalał się przed nią, że jest poza zasięgiem prawa, że jego potężni przyjaciele zawsze zapewnią mu ochronę. Silver postanowiła pokazać, że nie jest tak niezwyciężony, jak to mu się wydaje, że może okazać się równie bezbronny, jak niegdyś i jej ojciec. Postanowiła go pokonać i zniszczyć.

- Silver, zastanów się - nalegała Annie. - Jeśli nawet ci się powiedzie, to co dalej?

- ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin