Związek przeznaczenia 30 - 32.rtf

(2640 KB) Pobierz

Rozdział XXX

 

Harry'ego zaczęła nękać tęsknota oraz marzenia o uściskach i pocałunkach. Jednakże brakowało mu czegoś więcej niż tylko zaspokojenia potrzeb seksualnych. Chciał spoglądać w oczy swojego partnera, słyszeć jego głos, poczuć jego dobroć i emocje poprzez dotyk…

 

Jak nazwać te uczucia, które żywię do swojego męża, Severusa Snape'a? Szeptał do siebie od czasu do czasu.

 

Ostatnią rzeczą, jakiej się spodziewał po tym związku, były uczucia w stosunku do Severusa, byłego śmierciożercy, znienawidzonego mistrza eliksirów oraz nemezis Jamesa Pottera i Syriusza Blacka, dwójki szczególnie bliskiej sercu Gryfona.

 

Nawet jeżeli nie mógł zapomnieć o zdecydowanie nieprzyjemnych faktach z życia profesora, nie mógł też zapomnieć o tym, czego dowiedział się o mężczyźnie w czasie tych wszystkich miesięcy, które ze sobą spędzili. A to, czego się dowiedział, poruszyło go w niewyjaśniony sposób. Zmieszany, szukał ukojenia w rysowaniu.

 

Znajdywał natchnienie częściowo w przedmiotach ze swojego otoczenia, a częściowo czerpał je ze swojej wyobraźni. Przesiadując na błoniach, przenosił na kartki papieru rozmyte deszczem kwiaty. Chowając się w małym sanktuarium Severusa, malował dzwoneczki i domek dla ptaków, a z pamięci narysował dwa stykające się ze sobą i leżące na stole pierścienie — w jednym z nich był osadzony zielony kamień, w drugim czarny.

Jednak jego najulubieńszy i równocześnie najbardziej osobisty rysunek przedstawiał klęczącą w cieniu obok krwawiącego serca postać o zmierzwionych włosach i otwartej ranie w piersi, podczas gdy druga, szczupła postać stała odwrócona tyłem.

 

Chociaż to zmieszanie sprawiało, że czuł się zarówno niezręcznie jak i niezwykle radośnie, przebywając w pobliżu swojego męża, cieszył się, że nie powraca do ich wspólnych, minionych zakupów w Hogsmeade. Wprost przeciwnie. Za każdym razem, gdy Severus widział go noszącego ubrania, które dla niego kupił, uśmiechał się z dumą, a pod koniec marca wręczył mu małą paczuszkę i powiedział:

 

— To dla ciebie.

 

— Dla mnie? Ale z jakiej okazji? — zapytał zaskoczony.

 

— Może na początek rozpakujesz — napomknął wyniośle Snape.

 

Harry spojrzał na paczkę, obrócił ją w dłoniach, napawając się jej widokiem i dotykiem, a potem otworzył ją powoli i wydobył kosztownie wyglądające pudełko. Przez chwilę podziwiał je tak samo jak opakowanie, po czym uniósł wieczko. Głośno przełknął. W środku leżał piękny zegarek z czarnym, satynowym paskiem, czarną tarczą z czterema kreseczkami oznaczającymi cyfry i dwoma wskazówkami — zupełnie jak większość mugolskich zegarków. Zauważył, że z tyłu znajdują się dwa przyciski i z ciekawością nacisnął jeden z nich. Gwałtownie wciągnął oddech, gdy linie zniknęły, a zamiast nich pojawiły się gwiazdy i dwanaście wskazówek.

 

— Większość czarodziejów dostaje zegarek, kiedy osiąga pełnoletniość. Ja nie dostałem. Ty też nie, więc najwyższa pora, abyś go otrzymał — powiedział Severus. — Harry popatrzył prosto w oczy swojego męża, nie mogąc znaleźć odpowiednich słów. — Nie bez powodu mówi się, że szwajcarskie zegarki są najlepsze — dodał nieco sztywno starszy czarodziej. Często mówił w ten sposób, gdy chciał ukryć swoje zakłopotanie. — W Genewie mieszka ich czarodziejski wytwórca i zamówiłem właśnie u niego. Z tej ulotki dowiesz się, z jakiego materiału go wykonano i jak przestawić mugolską tarczę na czarodziejską. Chociaż widzę, że już się domyśliłeś, jak to zrobić.

 

Jego wywody przerwały dwa ramiona owijające mu się wokół szyi i pocałunek w policzek. Severus poklepał plecy małżonka i pogłaskał zmierzwione włosy chłopaka, podczas gdy Harry przytulał go tak mocno, że aż trudno było mu oddychać.

 

— Severusnie… ja… to jest… Och, nie wiem, co powiedzieć! Bardzo ci dziękuję! Jest wspaniały! — Młodzieniec promieniał, zdejmując swój stary zegarek. — Pomożesz mi go założyć? — Cofnął się, wyciągając przed siebie dłoń. Mężczyzna delikatnie zapiął prezent na nadgarstku Gryfona. — Severusie, zupełnie mnie rozpuścisz — stwierdził Harry. Dotknął palcami błyszczący, ciemny pasek i zamrugał, chcąc ukryć cisnące się do oczu łzy. — Jest tak samo czarny jak twoje oczy. Jest po prostu prześliczny — westchnął. Mistrz Eliksirów zarumienił się. Mocno. Potter sam poczerwieniał, gdy spostrzegł zmieszanie małżonka. — Zacząłem doceniać czas spędzony z tobą, Severusie — uśmiechnął się i uniósł dłoń, obracając tarczę zegarka w stronę Snape'a.

 

— Podarowałem ci go, żeby okazać wdzięczność za wszystkie chwile, które mogłem z tobą spędzić, Harry — odpowiedział łagodnie mężczyzna, bez cienia sztywności w głosie. Chłopak nie mógł się powstrzymać i jeszcze raz uściskał męża.

 

Severus odkrył dwie rzeczy. Po pierwsze, podobało mu się, kiedy Harry go obejmował, a po drugie, poczuł tak silny przypływ ciepłych uczuć względem tego spontanicznego chłopaka, którego poślubił, jak jeszcze nigdy dotąd. Równocześnie przeszyło go ostre ukłucie żalu na myśl o zbliżającym się starciu z Voldemortem... i ich rozwodu, jeśli przeżyją.

Harry nigdy nie będzie chciał z nim zostać…

 

Młody czarodziej stanął na czubkach palców i odcisnął długi pocałunek na czole Snape’a, przeganiając jego obecny, zły nastrój.

 

— Dziękuję — wyszeptał z błyszczącymi oczyma. — Bardzo ci dziękuję. To najlepsza chwila w moim życiu.

 

Nie było żadnego sposobu… prawda?

 

Dostrzegł, że chłopak nadal się czerwieni. Właściwie, to zdarzało mu się to dość często.

 

— Dlaczego się rumienisz? — zapytał.

 

— No cóż, twoje spojrzenie jest takie… intensywne. Tak jakbyś właśnie ćwiczył na mnie legilimencję. I… — Gryfon oblizał usta.

 

— Tak? — zachęcał go Severus.

 

— Podobają mi się twoje oczy. Kiedyś były takie zimne i martwe! Teraz są ciepłe i pełne życia i… ośmielę się twierdzić, czułości dla tego gryfońskiego bachora, którego poślubiłeś — dodał cicho.

 

Snape, oczarowany słowami męża, zrozumiał, co ten miał na myśli i uśmiechnął się. Pochylił nieco głowę, aż ich twarze znalazły się na tym samym poziomie.

 

— Pozwól, że odwzajemnię komplement, Harry. Odziedziczyłeś po matce wyjątkową cechę i nie tylko to. — Jego głos był niski, a słowa wypowiedział szybko, by pośpiesznie opuściły usta, zanim zmieni zdanie i zdusi je w sobie w obawie, że zabrzmią głupio czy sentymentalnie.

 

Marnujesz swoje uściski i uśmiechy na tego sztywniaka, którego byłeś zmuszony poślubić, pomyślał z goryczą Snape. Zasługujesz na kogoś, kto by ci dorównywał…

 

Mężczyzna zastanawiał się, czy Dumbledore, z całą tą swoją przenikliwością ludzkiej natury, przewidział, że Harry i Severus odłożą na bok swoje uprzedzenia i zbliżą się do siebie.

Czy to czyniło ich równymi sobie?

 

 

 

ROZDZIAŁ 31

 

Harry siedział w chacie Hagrida i popijał herbatę. Opowiadał mu właśnie o Severusie i zegarku, który mu podarował. Olbrzym uśmiechał się, patrząc na twarz młodego przyjaciela.

- Ach, chciał ci powiedzieć, że docenia czas spędzony z tobą, wiesz? A dlaczego ma tego nie zrobić, hę? Takiego fajnego chłopa jak ty? Nie dziwię się, że zaczęliście się dogadywać — zaobserwował mądrze gajowy.

Jego słowa i szeroki uśmiech przypomniały chłopcu, jak wślizgnął się do laboratorium swojego męża. Mężczyzna poprosił go, aby posiekał między innymi magiczny wieczorny pierwiosnek i kwiaty lilii wodnej, których potrzebował do sporządzenia anty-afrodyzjaku. Gryfon pogodził się już z tym, że nauka o eliksirach nigdy nie będzie jego specjalnością, jednakże odkąd Snape zaczął angażować go w swoją pracę badawczą, uczył się coraz więcej o miksturach i magicznych maściach. Kiedyś tylko kroił składniki. Teraz był nimi bardziej zainteresowany i dokładniej się im przyglądał. Severus bystrze mu się przypatrywał.

- Co się stanie, jeśli nie dodamy lilii wodnych do eliksiru? — zapytał żwawo.

- Pijący wpadnie w seksualny szał — odpowiedział natychmiast Harry.

Kiedy jego mąż po raz pierwszy powiedział tę informację na zajęciach na siódmym roku, wszyscy uśmiechali się złośliwie, a sam chłopak był tym bardzo rozbawiony.

Niezrażony Snape kontynuował:

- Osoba spożywająca wywar może wpaść w taką desperację, że on lub ona, płeć nie ma tu najmniejszego znaczenia, nie zawaha się zaatakować innych ludzi, co może skończyć się molestowaniem seksualnym, a nawet gwałtem. Osoby, które sporządzają taki eliksir, jak i ci, którzy świadomie do sprzedają, mogą liczyć na to, że trafią do Azkabanu.

Uśmieszki zniknęły, a Snape odjął Gryffindorowi mnóstwo punktów.

 

- Dobrze — powiedział mistrz eliksirów, wręczając Harry’emu srebrny nóż.

Ich palce zetknęły się ze sobą i młodzieńcowi przez chwilę zdawało się, że dostrzegł coś w oczach swojego męża – coś namiętnego i ognistego zarazem, ale wtedy właśnie mężczyzna wycofał się w stronę swojego kociołka. Włosy miał niedbale związane z tyłu głowy, a kilka pasm luźno zwisało tuż przy jego twarzy. Doskonale znał recepturę tego eliksiru – tak jak wielu innych – więc mógł sobie pozwolić na równoczesną obserwację młodego Gryfona i swojego kociołka. Zerkając potajemnie zza kilku pasm włosów okalających jego twarz, śledził ruchy Harry’ego. Wyczuwając jego spojrzenie, chłopak oderwał wzrok od kwiatów, które kroił i popatrzał na starszego czarodzieja. Ten zaś szybko odwrócił się w stronę kociołka.

Minęło dziesięć minut.

Obaj mężczyźni byli milczący, pochłonięci swoją pracą. Kiedy Potter skończył siekać kwiaty, podszedł do szafki z zapasami. Miał na sobie parę starych dżinsów i równie starą koszulkę, która oblepiała jego ciało, gdy sięgał po narzędzia. W komnacie było bardzo gorąco. Chłopak raz próbował wyregulować temperaturę w pomieszczeniu, ale Severus prychnął wtedy, że to jego laboratorium.

- Jest gorąco, ciężko mi się skoncentrować — odpowiedział wtedy Gryfon, na co Snape odparł iż to nie jego interes.

Ta wymiana zdań odbyła się w czasie, gdy ich małżeństwo przechodziło okres nieporozumień, jednak młodzieniec nie zapomniał o niej i starszy czarodziej zazwyczaj sam dostrajał temperaturę. Tym razem mężczyzna postanowił nacieszyć oczy widokiem nieco spoconego męża. Chciał podziwiać ten lekki rumieniec, wpełzający na jego policzki. Język, zwilżający wyschnięte usta. Widzieć, jak poprawia okulary. Pozwolić, aby to zielone spojrzenie szukało jego – czarnego, aby milcząco prosić o zmieszenie temperatury. Severus miał na tyle szczęścia, że już wkrótce doczekał się tych wszystkich małoznaczących objawów – od rumieńca począwszy, na błagającym spojrzeniu skończywszy. Jemu również było gorąco i to nie tylko z powodu gotującego się kociołka. Harry skończył trzeć korzeń imbiru, który wyciągnął z szafki i teraz udał się w stronę zlewu w rogu pokoju, aby umyć ręce. Kiedy wrócił, zaczął ucierać kwiaty i imbir w małej miseczce. Po skończonym zadaniu, Severus podszedł do niego i sprawdził powstałą miksturę. Pachniała intrygująco, ale w powietrzu unosił się o wiele bardziej zachęcający zapach. Osobisty zapach młodzieńca dotarł do nozdrzy mistrza eliksirów. Świeży, słodki, niczym trawa i deszcz. Zapach jego mydła i coś jeszcze, co miało bardziej abstrakcyjne źródło. Podniecająca mieszanka zmysłowości i niewinności sprawiła, że mężczyzna mocno zapragnął rozebrać swojego młodego małżonka i poczuć jak to nagie ciało poddaje się jego dłoniom i językowi…

- Czy mógłbyś podać mi chochlę? — zapytał Harry’ego. Chłopak spełnił jego prośbę. Ich dłonie ponownie się zetknęły. — Dziękuję — rzekł.

- Proszę bardzo — powiedział Potter.

Ich oczy spotkały się przez chwilę.

Wygląda na to, że popadam w seksualny obłęd bez spożywania niedorobionego anty-afrodyzjaku – pomyślał Harry.

Nagle, zdał sobie sprawę, że patrzy w oczy nadzwyczaj utalentowanemu mistrzowi Legilimencji, więc szybko odwrócił twarz i zaczął porządkować stół, przy którym pracował. Severus roztarł kilka ziaren sezamu i dodał proszek do mieszaniny lilii wodnych, pierwiosnków i imbiru. Następnie zaniósł wszystko do kociołka i przesypał do środka.

- Dziękuję ci za pomoc. Możesz już iść, jeśli chcesz — powiedział Gryfonowi. Młodzieniec opuścił komnatę.

Dlaczego każde jego dotknięcie i każde spojrzenie powoduje dreszcze na całym moim ciele? – zastanawiał się, wychodząc. – Czy to możliwe, że zaczynam… zakochiwać się… w Severusie Snape’ie?

 

Harry poszedł do swojej sypialni, aby przebrać się w czyste ubrania. Wybrał następną parę dżinsów i koszulkę, którą kupił mu Severus. Nie widział męża do końca dnia. Mistrz eliksirów miał zajęcia, a potem zebranie rady pedagogicznej. Kiedy mężczyzna wrócił, był podenerwowany i szorstki, mamrocząc coś o bezużytecznych uczniach i braku talentu.

- Ja też nie byłem zbyt dobry z eliksirów — przypomniał mu Harry w nadziei, że to nieco poprawi jego podły nastrój.

- Tak, masz rację — padła gburowata odpowiedź. — Nie masz za grosz talentu swojej matki.

- Mama była dobra w eliksirach? — zapytał chłopak.

- Twój ojciec i chrzestny też, ale twoja matka najbardziej.

Harry spoglądał przez kilka minut na swojego męża. Często zastanawiał się, w jaki sposób postrzegał jego matką. Obraził ją we wspomnieniu, które widział Potter. Jednak chłopak zauważył, że mężczyzna wiele razy obrażał jego ojca w jego obecności, ale nigdy nie Lily. Zdał sobie z tego sprawę gdzieś w okolicach świąt – kiedy ich relacje zaczęły iść ku dobremu.

Wydawało się, że Severus odgadnął jego myśli. Przez moment wahał się zanim ujął dłoń męża.

- Wiem, o czym myślisz. Sądzisz, że obrażałem twoją matkę. Ty, który masz jej czy… - zamilkł na chwilę, a potem ciągnął dalej: – Lily była miła dla wszystkich. Starała się także być uprzejma dla mnie i powstrzymywała innych przed prześladowaniem mnie. A ja w zamian za to zająłem się Czarną Magią. Pomyliłem współczucie z protekcjonalną żałością, a dobroć ze słabością. Ty Harry, jesteś współczujący i dobry. Tak jak twoja matka. A ona była dobra w eliksirach. Bardzo dobra. Mogłaby bez problemu zostać mistrzynią eliksirów.

- Doprawdy?

- Tak — odpowiedział Snape, patrząc prosto w błyszczące, zielone oczy.

- Nie odziedziczyłem jej talentu — stwierdził ze śmiechem Gryfon.

- Nie, najwidoczniej nie odziedziczyłeś — zgodził się rozbawiony mistrz eliksirów. Młodzieniec splótł palce u ich dłoni.

- A po kim ty odziedziczyłeś swoje dłonie? I te długie palce?

- Po matce. — W głosie Severusa słychać było gorycz.

Chłopak żałował, że zadał mu to pytanie. Zapanowała cisza.

- Muszę iść do Hogsmeade i pilnie kupić świeże skarabeusze i smoczą łuskę — oznajmił nagle mistrz eliksirów.

- O.K. — odpowiedział Harry.

Severus dotarł do apteki tuż przed jej zamknięciem. Kupił wszystko, co potrzebował i wyszedł na ulicę. Za jego plecami sklepikarz zaczął zamykać sklep. Zrobiło się ciemno. Mężczyzna z niecierpliwością, chociaż z pewnym ociąganiem, wracał do Harry’ego by zjeść z nim kolację. Z niecierpliwością, ponieważ teraz towarzyszyły mu same dobre wspomnienia o młodym małżonku. I z ociąganiem, z powodu pogmatwanych uczuć, jakie targały nim, gdy myślał o nim.

Droga do Hogwartu była opustoszała. Był kompletnie sam. Albo nie zupełnie sam? Nagle jego ciało przeszła fala przerażenia i natychmiast sięgnął po różdżkę, marszcząc brwi. Usłyszał znajomy, świszczący oddech i coś przepłynęło obok niego, a jakaś lepka dłoń otarła się o jego twarz.

- Dementor! — wymamrotał.

Dreszcz przebiegł mu po placach, gdy zdał sobie sprawę z tego, co to oznacza. Ramię Voldemorta sięgało coraz dalej i dalej. Posyłał dementorów w okolice Hogwartu, siedlisk mugoli i czarodziejów, aby żerowali na ludziach. Osoby, które nie były w stanie wyczarować patronusa, albo nie znajdowały się obecności kogoś, kto to potrafi, były zgubione. Czarny Pan wysyłał je, aby zebrać siły w nadchodzącej wojnie. Severus machnął różdżką. Przypomniał sobie jak Harry zawiesił łańcuszek na jego szyi. Prawą dłonią dotknął ozdoby i wymierzył różdżką w stronę zbliżającego się de mentora, trzymając ją w lewej ręce.

- Expecto Patronum! — zawołał.

Z różdżki wystrzelił piękny, wściekle oślepiająco srebrny patronus. Snape zamarł. Jego patronus był… inny. Z szeroko otwartymi oczyma patrzał jak szarżuje wprost na dementorów, zmuszając ich do ucieczki. Poruszał się z gracją i lekkością, zupełnie jak Harry. Nagle odwrócił się i ruszył w kierunku Severusa, a gdy mężczyzna spojrzał na jego twarz, gwałtownie wciągnął powietrze. Patronus zniknął. Mistrz eliksirów potrząsnął głową. Musiał jeszcze raz na niego spojrzeć. Powtórzył zaklęcie, a jego czarne oczy zalśniły łzami w świetle rzucanym przez nowego patronusa.

Severus nadal znajdował się w stanie głębokiego szoku, gdy dotarł do domu, do lochów. Czuł niewypowiedzianą ulgę, że był Oklumentą i potrafił tak dobrze kontrolować swoje uczucia. Dopiero po kolacji opowiedział mężowi o dementorach – nie chciał popsuć mu apetytu. Jednak nie powiedział Harry’emu o patronusie.

- A więc dementorzy grasują — podsumował Potter. Był blady. — I chcieli cię zaatakować…

- Tak. Chcieli. Dementorzy mogą być kontrolowani przez mrocznego czarodzieja, lub czarownicę, przy użyciu Czarnej Magii. Tym właśnie zajmują się śmierciożercy.

- I nie mogą rozpoznać śmierciożercy?

- Nie, nie specjalnie. Muszę poinformować o tym Albusa. I uprzejmie proszę, żebyś przestał patrzeć na mnie jakbyś miał ziemniaka wetkniętego w odbyt.

Harry zamrugał.

- Ja nie…

Severus wymknął się z komnaty, gdy młodzieniec wlepiał w niego wzrok.

 

 

 

Rozdział 32

 

Opiekun Slytherinu siedział w gabinecie dyrektora, popijając gorącą herbatę. Omówili już zdarzenie z udziałem dementorów i Severus miał jeszcze tylko jedną wiadomość do zakomunikowania.

 

— Mój patronus się zmienił, Albusie — powiedział łagodnie. — Trzeba poinformować o tym Zakon.

 

— Jaki ma teraz kształt? — zapytał Dumbledore, podsuwając Fawkesowi kolejny migdał.

 

— Expecto Patronum! — młodszy mężczyzna wypowiedział zaklęcie. Z różdżki wyskoczyła ogromna, srebrna pantera. Przemaszerowała majestatycznie obok czarodziejów, a zanim zniknęła, odwróciła się w ich stronę i wtedy obaj wyraźnie zobaczyli zdobiącą jej czoło błyskawicę.

Dyrektor spojrzał w oczy swego protegowanego.

 

— Czy Harry o tym wie?

 

Severus potrząsnął głową.

 

— Nie, nie wie.

 

Dumbledore podszedł do przyjaciela i delikatnie położył dłoń na jego ramieniu.

 

— Kochasz go, prawda?

 

Blada twarz mężczyzny nagle nabrała koloru.

 

— Jeżeli za kilka miesięcy uda nam się pokonać Czarnego Pana i przeżyć to starcie, wtedy dostaniemy rozwód — wydusił w końcu. — Harry stanie się wolny i będzie mógł się zakochać i poślubić, kogo tylko zapragnie albo nie zrobić tego wcale. Znajdzie kogoś, kto jest go wart.

 

— Myślę, że już znalazł taką osobę, Severusie — odpowiedział staruszek, uśmiechając się do niego. — Nie zapomnij mu powiedzieć. I nie mam na myśli samego patronusa. Poinformuję Zakon o dementorach, ale ty sam musisz powiedzieć im o zmianie twojego patronusa. Dobrej nocy, mój chłopcze.

 

— Dobranoc, Albusie.

 

***

Kiedy Severus wrócił do lochów, salon był pusty. Słyszał, jak Harry bierze prysznic. Mężczyzna opadł na kanapę. Potter musiałby być skończonym idiotą, żeby nie zrozumieć, co oznacza zmiana kształtu patronusa. Widział, jak Tonks zmieniła swojego, kiedy pokochała Lupina. Z pewnością doda dwa do dwóch, kiedy tylko go o tym poinformuje. A może mógłby powiedzieć mu, że jego patronus zmienił się w panterę i nie wspominać w ogóle o bliźnie? Tylko co będzie, gdy chłopak wyrazi ochotę go zobaczyć? Z pewnością o to poprosi. To oczywiste. Gdy odtrąci go i odmówi jego prośbie, Harry będzie zaskoczony i zraniony. To też oczywiste.

Severus poczuł nadchodzący ból głowy.

 

Na stoliku leżało kilka książek. Severus podniósł jedną z nich i przeklął, gdy zorientował się, że trzyma ją do góry nogami. W chwili gdy Gryfon wpadł do salonu z mokrymi włosami, udawał, że jest głęboko pochłonięty lekturą. Harry usiadł obok niego.

 

— Dosłownie zasypiasz nad tą książką. Lepiej idź się połóż — powiedział, delikatnie się uśmiechając.

 

Snape potrząsnął głową. Chłopak wiedział, że jeśli będzie nalegał, rozpali tylko jego uparty charakter i usłyszy w zamian kilka ironicznych uwag. Dlatego w zamian jedynie dotknął jego ręki. Podziałało. Mężczyzna przeciągnął się nieco i wstał.

 

— A mogę zapytać, co ty jeszcze robisz poza łóżkiem? — spytał oschle.

 

— Przebywam poza łóżkiem — odpowiedział młodzieniec.

 

— Uważasz, że jesteś dowcipny?

 

— Nie, staram się tylko być konkretny.

 

— To oczywiste — stwierdził Mistrz Eliksirów, wygładzając swoje szaty i ziewając, zasłoniwszy wpierw usta dłonią.

 

— Och, chciałem ci coś jeszcze dać. — Harry wręczył mężowi ziemniaka. Brwi starszego czarodzieja powędrowały wysoko w górę. — Udało mi się wyciągnąć go z tyłka — dodał chłopak uprzejmie.

 

— Harry Potterze!

 

— Przepraszam za język! Wydobycie ziemniaka wetkniętego w mój odbyt zakończyło się sukcesem — zakpił sam z siebie.

 

Severus wbił wzrok w małżonka, zapominając zupełnie o uczuciu senności.

 

— Wygadujesz jakieś bzdury! — rzucił, po czym cisnął ziemniakiem w nastolatka. Harry odrzucił go z powrotem, wcześniej dotykając go różdżką. Ziemniak zaczął groźnie syczeć.

 

— Co do cho…? — zaczął Severus, wypuszczając warzywo z rąk.

 

— Podarunek od Freda i George’a — uśmiechnął się Potter, gdy bulwa eksplodowała tysiącem iskier. — Nie mogłem się powstrzymać, by go użyć, od kiedy wspomniałeś o ziemniaku.

 

„Ziemniak” zasyczał jeszcze raz i zniknął z głośnym hukiem.

 

— Łóżko! — rozkazał potwornie oburzony Snape, gdy jego mąż zanosił się od śmiechu.

 

— Pójdę spać, jeśli ty pójdziesz pierwszy.

 

— Ty idziesz pierwszy.

 

— Nie, to ty idziesz pierwszy — przekomarzał się Gryfon.

 

Severus wziął Harry'ego na ręce.

 

— Hej! Oszukujesz! — zaprotestował chłopak. Przypomniała mu się scena, w której mąż przyniósł go na rękach z Wieży Gryffindoru, pomimo głośnych protestów z jego strony.

 

— W takim razie, bądź tak uprzejmy i przestań zachowywać się jak małe dziecko.

 

— W każdym dorosłym jest trochę z dziecka — zauważył młodzieniec.

 

— Ja się do nich nie zaliczam.

 

— Przepraszam, zapomniałem. Nie jesteś dorosły — wyszczerzył się chłopak. Severus przycisnął partnera mocno do swojego ciała i spojrzał mu głęboko w oczy.

 

— Zapewniam cię, że jestem bardzo dorosły — powiedział, muskając oddechem jego twarz. Ich usta znajdowały się teraz bardzo blisko siebie. Mężczyźni przeszywali się spojrzeniem, obaj zdeterminowani, by nie odwrócić wzroku. Snape pozwolił mężowi wyślizgnąć się powoli ze swoich ramion.

 

— Jesteś nieco cięższy niż wtedy, gdy niosłem cię z Wieży Gryffindoru — zauważył. — Najwyższy czas, abyś przybrał nieco na wadze i przestał być taki wychudzony. Wciąż rośniesz.

 

— No cóż, cokolwiek przytyję podczas pobytu w Hogwarcie, zniknie w czasie bytności u Dursleyów — odpowiedział Harry żartobliwym tonem, chociaż jego oczy pozostały śmiertelnie poważne.

 

— Teraz jesteś ze mną i dopilnuję, żebyś jadł jak należy.

 

— Sam mało jesz!

 

— Przywykłem do małych ilości, a poza tym, młodzieńcze lata mam już dawno za sobą. Ty wciąż możesz zmienić swoje nawyki żywieniowe. Jesteś młody.

 

— Ty też — odpowiedział Potter. Snape potrząsnął głową.

 

— Chodziłem do tej szkoły z twoimi rodzicami, Harry. Jak możesz uważać, że jestem młody?

 

— Spędziłem z tobą wiele miesięcy, Severusie. Wpuściłeś mnie do swojego życia i dzielisz je ze mną każdego dnia. Widziałem, jak się uśmiechasz i śmiejesz, jak walczysz w Voldemortem, by chronić mnie i cały czarodziejski świat. Potrafisz byś bardzo namiętny, w tym, co robisz.

 

— Namiętny?

 

— Czyżby to było zbyt nieślizgońskie? — drażnił go chłopak.

 

Snape pochylił się i wyszeptał wprost do jego ucha:

 

— Możesz mi wierzyć, że Ślizgoni również potrafią być bardzo… bardzo… bardzo namiętni. — Wycofał się. Wtedy Harry stanął na palcach i odszepnął do ucha męża:

 

— To tak jak Gryfoni.

 

— Zgadza się — odpowiedział Severus zachrypniętym głosem. Położył dłonie na talii partnera i zaczął kołysać ich w rytm niesłyszalnej muzyki.

 

— Tańczymy?

 

— Tak jakby. Właściwie, to nie umiem tańczyć.

 

— Ja też nie.

 

— Pamiętam każdy szczegół twojego tańca na balu podczas Turnieju Trójmagicznego — skomentował zjadliwie mężczyzna.

 

Harry roześmiał się. Jedną rękę położył na ramieniu męża, a drugą na jego plecach. Ich kontakt wzrokowy stał się niezwykle intensywny i głęboki. Kołysanie stawało się coraz wolniejsze, aż w końcu zatrzymali się na środku salonu. Ich twarze były tak blisko siebie, że prawie się dotykały.

Harry poczuł, jak miękną mu kolana. Wydawało mu się, że cały pokój wstrzymuje oddech. Chłopak szukał odpowiedzi w oczach męża i zauważył delikatny rumieniec na jego policzkach.

 

Severus zawahał się. I wtedy raptownie odsunął się od Harry’ego.

 

— Dobranoc — powiedział.

 

— Dobranoc — odpowiedział Gryfon.

 

Kiedy kładł się do łóżka, jego serce nadal waliło jak oszalałe. Czuł równocześnie ogromną radość i niesamowite rozczarowanie. Gdyby tylko był szybszy i wykorzystał wahanie męża, by pokonać dzielącą ich odległość… ale, co będzie, jeśli mąż go odrzuci? Odepchnie? Zrobi awanturę? Może lepiej, by zostało tak jak jest… Ich związek miał być przecież tylko małżeństwem z obowiązku…

 

***

Następnego dnia Severus wstał bardzo wcześnie, aby uniknąć Harry’ego i mieć czas na przemyślenie swoich uczuć. Zjadł śniadanie w sypialni, a po nim wyszedł na błonia. Powietrze było chłodne i rześkie. Odwiedził swoje sanktuarium, gdzie słuchając dzwonków, dumał nad swoim małżeństwem.

 

Jakie to wszystko było dziwne! Początek był koszmarny: ceremonia, skonsumowanie związku i ich późniejsze kłótnie… A potem nastąpiły zmiany. Zdał sobie sprawę, że Harry zadaje interesujące pytania i ciekawie się z nim rozmawia. Że wyraża swoje uczucia poprzez rysunki i szkice. A gdy się uśmiecha, wszystko staje się cieplejsze i jaśniejsze. Był mu bardzo lojalny, bronił go i stał u jego boku. Był nie tylko przystojny, ale też mądry, dobry i… słodki. Mężczyźnie nie przychodziło na myśl żadne inne słowo, poza „słodki”.

 

Od kiedy jego serce szybciej biło na widok młodzieńca wchodzącego do pokoju? Czy od chwili, gdy ich dłonie i ciała zaczęły się o siebie przypadkowo ocierać? Czy od momentu, gdy chłopak spoglądał na niego tymi zielonymi oczyma i uśmiechał się promiennie? A może odkąd dotykał łańcuszka wiszącego na szyi? Teraz znów go dotknął, przymykając przy tym oczy. W tej chwili wiedział, że kocha Harry’ego bardzo mocno. Bardziej niż jakąkolwiek inną osobę na świecie. Jego uśmiech czy spojrzenie pięknych, zielonych oczu było wszystkim, czego potrzebował, by rozpocząć i zakończyć dzień.

 

Mężczyzna wstał i pośpieszył z powrotem do zamku. Zanim opuścił dziedziniec, upewnił się, że ptaszki mają, co jeść i pić. Miał przed sobą długi dzień wypełniony zajęciami.

 

Kiedy wrócił do domu, przywitała go cisza. Zdenerwowany, przypomniał sobie, że Harry mówił coś o spędzeniu tego wieczoru z Ginny i przyjaciółmi. Mężczyzna spojrzał na zegarek. Lochy były koszmarnie ciche bez chłopaka. Rzucił spojrzeniem w kierunku sypialni Gryfona. Drzwi były otwarte. Zawahał się przez chwilę, czy nie naruszy prywatności męża, więc stanął w progu, zaglądając do środka. W końcu pozbył się wątpliwości i szerzej otworzył drzwi....

Zgłoś jeśli naruszono regulamin