IIWojna w naszej krwi.doc

(502 KB) Pobierz

Naja Snake

. . : : WOJNA W NASZEJ KRWI : : . .

POCZĄTEK

Wszystko się zmieniło. Jest synem Śmierciożercy i Krakerki. Ma siostrę. Malfoyowie są jego krewniakami. Drako niedługo wróci, z nową twarzą, nazwiskiem i życiorysem. Harry Potter nigdy nie istniał; jest tylko pół-człowiek pół-Alfa, syn złodziejki, która niemal zabiła Voldemorta Czarną Magią. Harry to przeszłość, złuda, kłamstwo; jest tylko Serpens. Brutalna prawda, wypowiedziana w krótkich, okrutnych słowach, bez owijania w bawełnę. I Lily, i Severus nazwali rzeczy po imieniu.

A potem...

Potem była bitwa z szalonym ex-Śmierciożercą, Godrykiem Angriffem, Synem Węża i Serp Evans brał w niej udział jako Kraker. Zginąłby, gdyby ojciec nie wysłał za nim Lucjusza Malfoya. To Malfoy pomógł mu rozpracować system. I to wtedy Serp zabił po raz pierwszy. Fakt, Harry Potter zarąbał bazyliszka ale to nie było to samo. W tej bitwie Serpens zabił człowieka.

A teraz siedzi na parapecie i gapi się na padający śnieg. Dziś Boże Narodzenie ale Serp wcale się nie cieszy. Tak musi się czuć ktoś, kogo pocałował Dementor. Zupełna pustka, jakby był martwy.

I to prawda. Harry Potter umarł i inny chłopak zajął jego miejsce. To Serpens, pół-Alfa, syn Psa Wojny i Krakerki. Piętnastoletni żołnierz.

 

Mamy wojnę we krwi
Uczymy się walczyć
Wcześniej niż mówić

 

To piosenka Psów. Część walczących już wyjechała, chcąc zdążyć na Święta do domów, a reszta szykuje się do wyjazdu. Hiszpanie właśnie się Deportują. Wkrótce wszyscy odejdą. Kapłanki wsiadają na swoje ogromne rumaki i znikają za bramą; tylko Pantera zostaje. Stoi sama, patrząc na swoje byłe podwładne. Jej czas w Świątyni minął i musi wszystko zaczynać od nowa.

Serp gapi się tępo na to wszystko, nie wiedząc, co właściwie czuje. Może nic?

"A, tu jesteś."

"Regulus?"

"Szukałem cię, Serp." - uśmiecha się Auror. "Nie powinieneś teraz być sam."

"Wszyscy są tacy zajęci; nie chciałem im przeszkadzać."

"Gdyby twój ojciec był przytomny, nie zostawiłby cię tak."

"Aż taki jest troskliwy? Kazał mi iść walczyć!"

"Sam wiesz, że nie chciał." - wzdycha Auror. "Ale co miał zrobić?"

"Wiem." - przyznaje Serp. "Ale co JA teraz zrobię? Nikt w szkole mnie nie zrozumie!"

"Ale my tak."

"Kto? Śmierciożerca Malfoy czy Kraker Magnus?" - prycha Serp ze złością.

"A żebyś wiedział. Ja też cię rozumiem."

"Nic nie rozumiesz." - syczy Serp.

"Każdy pamięta swoją pierwszą Avadę, zaręczam, nawet Śmierciożercy i nawet dla nich to nie jest miłe wspomnienie. Nie martw się, nikt cię nie będzie włóczył po sądach..." - cierpliwie tłumaczy mu Auror.

"To nic nie zmieni. Zrobiłem to. Jak można tak żyć?"

"Ludzie są silniejsi, niż myślisz."

"No tak." - niechętnie przyznaje Serp. "Regulusie, mogę ci zadać osobiste pytanie?"

"O co chodzi?"

"Jak ty... Po tym jak Voldemort... No wiesz..." - Serp boi się otwarcie poruszyć tak delikatny temat.

"Chodzi ci o moje cztery noce w jego łapach." - twarz Aurora ciemnieje gwałtownie. "Mogę ci tylko powiedzieć, że to, co oni wszyscy gadają o piekle to same bzdury. Nie ma piekła ani Szatana, sami ich sobie tworzymy." Obaj siedzą długo, bardzo długo w milczeniu, gapiąc się na wirujące płatki. Ich zadumę przerywa pojawienie się Blaise Zabini. Dziewczyna była kiedyś w Slytherinie, ale musiała przenieść się do Artanigry, tak jak jej kolega Mordred. Blaise jest Inwokerką, jak Carmen.

"Hej!" - uśmiecha się Blaise. "Musimy już jechać. Daj to proszę Profesorowi Snapeowi, jak się obudzi." - mówi, wręczając Serpowi małą paczuszkę. "To ode mnie i Mordreda. Powiedz mu, że w nowej budzie jest super, ale tęsknimy. Powiedz, że życzymy mu wszystkiego najlepszego, jeśli w tych okolicznościach wypada tak życzyć..."

"Niech nic nie zostanie." - mruczy do siebie Serp, patrząc na odchodzącą Blaise. "Wszyscy wyjeżdżają... Niech nic nie zostanie."

"Mądre podejście do sprawy." - przytakuje Auror. "Niech nic nie zostanie. Odrzuć to wszystko, cały strach i złość, bo zwariujesz. Możesz zacząć od nowa, nie zmarnuj takiej szansy."

"Łatwiej powiedzieć niż zrobić."

"Wiem."

 

Tymczasem w stajniach

 

"Pantero!"

"Co, Lucjuszu?" - Kapłanka wystawia głowę z boksu.

"Zostajesz, prawda?"

"Nie mogę wrócić do Świątyni." - wzdycha Pantera. "Oto cena kariery..." - uśmiecha się smutno. "Traci się dom i rodzinę. I stanowisko też..."

"Nie zabij mnie za to, co powiem, ale cieszę się, że nie możesz tam wrócić." - uśmiecha się Lucjusz.

"Lucjuszu, bądź rozsądny. Wiesz, że nie zostałam wychowana do... No, do normalnego życia. Chcę odejść. Nie" - powstrzymuje go gestem - "Ze mną nie możesz żyć, rozumiesz? Z takimi jak ja... Takie rzeczy nie trwają długo."

"Nie chcę rozumieć."

"Nie wygłupiaj się." - warczy Pantera. "Nie jestem z twojego świata. Nie jestem nawet człowiekiem. U nas jest takie powiedzenie: pamiętaj, wybacz i daj odejść. Nie, było fantastycznie, naprawdę, ale..."

"Ale co?"

"Byłam Najwyższą Kapłanką i na zawsze będę tym, co zrobiła ze mnie Świątynia."

"No i bardzo dobrze." - stwierdza Malfoy, próbując ją objąć.

"Daj spokój!" - odpycha go Pantera. "Wyjeżdżam!"

"A mogę chociaż wiedzieć, dokąd?"

"A ja wiem." - Kapłanka wzrusza ramionami. "Dobry miecz i różdżka zawsze znajdą robotę."

"To ile? Potrzebuję pomocnika do Sleipnirów."

"Ty nieuleczalny durniu."

"Ktoś taki jak ty nie powinien lizać butów każdemu, kto da parę Galonów. Powinnaś mieć swoją dumę. Chcę, żebyś została. Zostań, proszę. Potrzebuję cię. Co będzie, jeśli Drako będzie miał kłopoty? Kto mu pomoże?"

"Nie."

"Dumbledore o to prosił. Hogwart potrzebuje strażników."

"No dobra." - zgadza się w końcu Pantera. "Ale Dyrektor będzie mi płacił setkę miesięcznie, albo nici z umowy!"

 

W gabinecie Dyrektora.

 

"Nie mogą tu zostać. To nielegalne, Albusie!" - wrzeszczy Knot. "Nie chcę tu widzieć żadnych Psów! Zgodziłem się na ich przybycie tylko dlatego, że nie miałem innego wyboru!"

"Wiem." - stwierdza Dumbledore. Knot mówi prawdę - Psie gangi to wysoce nielegalne organizacje. "Ale w takim razie proszę o Aurorów. Myślę, że Regulus Magne mógłby wszystko zorganizować. Szkoła potrzebuje ochrony, Korneliuszu."

"Na Aurorów mogę się zgodzić, ale ci barbarzyńscy bandyci mają stąd wyjechać!"

"Ci "barbarzyńscy bandyci" uratowali nas, Korneliuszu. Wielu z nich zginęło w naszej obronie."

"Szkoda, że nie powyrzynali się nawzajem." - mruczy Knot pod nosem. "Kazałbym ich wszystkich wrzucić do Azkabanu..."

"Nawet o tym nie myśl." - odpowiada ostro Dumbledore. "Nie poszliby tam jak pokorne owieczki i chyba dobrze o tym wiesz. Nie potrzeba nam więcej krwi, prawda? I nowych wrogów też nie."

 

W domu Transfiguratora

 

Co prawda Drako, jak każdy wampir, nie może spojrzeć na swoje odbicie w lustrze, ale wie, że Transfigurator dał mu nową twarz, z kwadratową szczęką i ostrzejszymi rysami. Ma teraz ciemniejsze i kręcone włosy; tylko oczy zostały takie same, ponieważ bardzo trudno byłoby je zmienić.

"Twoja nowa tożsamość." - wyjaśnia Lucjusz cichym głosem, wręczając mu plik dokumentów. "Będziesz mógł wrócić do szkoły po Świętach. Drako, ja..." Lucjuszowi brakuje słów. "Ja wiem, że gdybym nie był takim durniem, nie potrzebowałbyś ich. Nie chciałem cię skrzywdzić."

"Wiem, tato. Dzięki za papiery ale nie wracam do szkoły."

"Jak to?"

"Wyjeżdżam, tato."

"Dokąd? Do Artanigry? Chcesz zmienić szkołę?"

"Nie. Mam pracę w Azji. W szpitalu. Kapłanki mi ją załatwiły."

"Drako, nie możesz! Najpierw musisz zdać egzaminy..."

"Mogę i wyjadę. To wielki szpital; nigdzie nie zdobędę takiego wykształcenia jak tam. Już mnie przyjęli, tam nie potrzebuję żadnych OWL-i."

"Drako, nie możesz..."

"Nie mogę zostać w szkole, nie rozumiesz? Nie po tym wszystkim!"

"To nie była twoja wina!" - wrzeszczy Lucjusz. "Ale moja." - dodaje szeptem.

"Wiem, ale chcę się pozbyć przeszłości. Jestem dorosły. Daj mi odejść. I tak to zrobię, ale nie chcę, żebyśmy się rozstali jak wrogowie, tato. Wiesz dobrze, że tam będę tak samo bezpieczny, jak tu. Chcę wykorzystać dar ciotki Ateny. Daj mi tam pojechać."

"No dobrze." - Lucjusz w końcu się zgadza. "Ale masz do mnie często pisać, synu."

"Uważaj na siebie, tato." - Drako uśmiecha się smutno. "Nie zrób niczego głupiego. I wujek Severus niech się też nie wygłupia."

"Chyba nie mogę zrobić niczego głupszego, niż to, co już narobiłem." - szepcze Lucjusz, patrząc na odchodzącego jedynaka. "To wszystko przeze mnie. Mogłem wtedy powstrzymać Narcyzę."

 

W Skrzydle Szpitalnym

 

Oczy Snapea otwierają się gwałtownie.

"Gdzie ja jestem?"

"W Hogwarcie, Severusie." - odpowiada Dumbledore.

"Dlaczego?" - Snape omiata wzrokiem Skrzydło Szpitalne. "Co się stało?"

"Nic nie pamiętasz?" - pyta zaniepokojony Dumbledore.

"Lily... Animag, jednorożec... Galopowała, żeby mi pomóc... Chyba. Potem my razem... Atakowaliśmy węża?"

"To nie była Lily." - wyjaśnia mu Dumbledore - "Ale wasz syn."

"Serpens?" - Snape potrząsa głową, jakby usiłował sobie coś przypomnieć. "Przecież ona nie żyje... O NIE!!!"

"Co się stało?"

"Jej Lapis Animae!" - szepcze przerażony Snape. "Jej diament. Zgubiłem go! Musiał mi zginąć w walce."

"Znajdziemy go, Severusie. Wiem, jak cenna jest dla ciebie ta pamiątka..."

"Pan nie rozumie, Dyrektorze. Niech pan to przeczyta." - Snape przywołuje list Set jednym ruchem różdżki.

Pozdrowienie dla czytającego!

Ty, który czytasz to jako pierwszy, strzeż się, bo nie przyniesie ci to szczęścia.

Ty, który czytasz to jako drugi, ciesz się, mój dziedzicu.

Przełamałam barierę śmierci, przywracając mojego męża do życia. Każdy potężny czarodziej albo wiedźma może to uczynić, ale pamiętaj: możesz to zrobić najwyżej trzy razy w życiu.

Najpierw musisz przygotować eliksir:

Składniki:

Szklanka krwi czarnego feniksa
2 serca jednorożca
pięć uncji owoców cisa

............

Lapis Animae zmarłej osoby

............

Ty, który czytasz to jako pierwszy, strzeż się, bo nie przyniesie ci to szczęścia. Tylko głupiec ożywia własnych wrogów a my, Slytherinowie, nie wybaczamy, jeśli krzywdzisz nasze dzieci.

Ty, który czytasz to jako drugi, ciesz się. Pierwszy przywrócony do życia przyniesie ci sławę Basileusa; poprowadzisz do zwycięstwa armię, jakiej Anglia nie widziała od wieków. Drugi ożywiony stanie się największą radością twojego serca. Zniszczyłabym ten list, gdybym nie wiedziała, że da ci on to, za czym najbardziej tęsknisz. Mój synu, nie wiem, ile wieków nas dzieli ale chcę ci oddać to, co straciłeś. Jesteś Slytherinem, jak ja, a my wiemy, co to lojalność względem rodziny. Idź swoją ścieżką; nie musisz się bać, bo wiele starych rodów upadnie, ale nie Slytherini.

Set Wiktoria Slytherin-Hengst

"No i?" - pyta Snape. "Co pan o tym sądzi?"

"Nie jestem pewien" - wzdycha Dumbledore - "Ale najwyraźniej ty jesteś tą drugą osobą."

"Śnieg topił się od krwi." - szepcze Snape. "Nie prosiłem o taką sławę. Czemu nie można żyć normalnie? To jak w tej piosence o wojnie we krwi. Nie mogę mieć normalnego życia."

"Severusie, jeżeli zaczniesz czytać kroniki, to się dowiesz, że wojny zdarzały się niezwykle często. Nasze niespokojne czasy nie są, niestety, wyjątkiem. Ale, Basileusie" - Dumbledore uśmiecha się do Snapea - "Za kim najbardziej tęsknisz? Kto powróci do życia jako drugi?"

"Nie wie pan?" - warczy Snape. "Jeśli on ją sobie podporządkuje, Hogwart padnie. Nasze osłony przepuszczają Animagów i Śmierciożerców; przepuszczają WSZYSTKICH. Musimy je wzmocnić."

"Kto jest najbardziej kompetentny pod tym względem?"

"Taki jeden z blond włosami do pasa, który włóczy się po stajniach z ex-Kapłanką." - Snape uśmiecha się leciutko. "Ale Architekt wie bardzo dużo o zamku, którego broni. O wiele za dużo. Niech pan sam zdecyduje, Dyrektorze, czy ufa mu pan na tyle, żeby powierzyć mu to zadanie."

 

NEVIL

Lord Voldemort uśmiecha się z satysfakcją, obracając Kamień Duszy w dłoniach.

"Pomyśl, tylko, Nagini" - szepcze z dzikim błyskiem w oczach, patrząc, jak brylant płonie w świetle świec - "Jaką to maleństwo dało mi moc. Mam plan, który zaskoczy starego Trzmiela." - wybucha śmiechem. "Wesołych Świąt, kochana Nagini! Angriff nie żyje; droga wolna. Czas rozpocząć atak."

"Naresssssszzzzcie!" - syczy Nagini, wijąc się szaleńczo po podłodze. "Naresssssszzzzcie!"

Serp budzi się gwałtownie, nie wiedząc, o co chodziło w tym śnie. Jedno jest pewne: Czarny Łajdak znów coś knuje.

"Nie mam pojęcia, co planuje." - potrząsa głową Dumbledore. "Ale założyliśmy osłony wokół domów uczniów mugolskiego pochodzenia; wyposażyliśmy ich również w Świstokliki. Jeśli ktokolwiek będzie próbował tam się włamać, Aurorzy natychmiast się o tym dowiedzą."

"To Knot w końcu nam zaufał?"

"Nie miał innego wyjścia. Po tragedii w domu Malfoyów wreszcie zrozumiał, że może być następny na liście i zaczął działać."

"Powinien był coś zrobić dawno temu!"

"Wiem." - przyznaje Dumbledore. "Ale niektórzy wolą udawać, że nic się nie dzieje, niż mierzyć się z nieprzyjemną prawdą. Łatwiej jest mówić "Nic się nie da zrobić" niż walczyć. Na szczęście nie wszyscy tak myślą. Jestem z ciebie naprawdę dumny, Harry."

"Niech pan mówi do mnie Serpens, Profesorze. Harry Potter umarł; zresztą przecież nigdy nie istniał."

"Tak mi przykro, Serp. Jest w tym też sporo mojej winy."

"Co się stało, to się nie odstanie." - odpowiada Serp zimnym, napastliwym tonem.

"Jakbym słyszał twoją matkę."

"Jestem Czarny jak ona." - ripostuje chłopak. Jest zły i nie zamierza dalej udawać, że wszystko jest w porządku.

"Serp, Niewybaczalne nie zrobiło z ciebie złego człowieka." - Dumbledore próbuje go uspokoić.

"Czyżby?" - Serp naśladuje sarkastyczny ton swojego ojca.

"Mogę to udowodnić."

"A niby jak?" - odszczekuje chłopak.

"A jak się czujesz, Serp?"

"Jak śmieć."

"A to znaczy, że nie jesteś zły. Gdybyś nic nie czuł, albo gdybyś się z tego cieszył, to bym miał powody do zmartwienia, ale reagujesz prawidłowo. Tak długo, jak wiesz, że to, co zrobiłeś było... cóż..." - Dumbledore szuka właściwego wyrażenia - "Regulus powiedziałby tak: "To nie było dobre, to było złe, ale tak trzeba", rozumiesz?"

"Wybrałem mniejsze zło, Profesorze. Wiem."

"Można tak powiedzieć. Zrobiłeś to, co powinieneś."

"Co nie zmienia faktu, że będzie mi się to śniło po nocach."

"Wiem." - Dumbledore dawno nie był tak zmartwiony. "Wybacz mi, dziecko, jeśli możesz. To moja wina. Mogłem się na to nie zgodzić."

"Niektóre Psy były młodsze ode mnie."

"Ale oni są przygotowywani do tego od małego, nie tylko magicznie, ale i psychicznie, a ty nie. To był mój błąd; nie - moja WINA, że to się stało."

"Ale oni by odeszli, gdyby Pan im odmówił, Profesorze. Pan nie miał wyboru, jak nie miałem, a pewnie ten człowiek, którego... zabiłem" - Serp bierze głęboki wdech - "Też nie miał wyboru. Może urodził się Psem. W końcu to był jego obowiązek, żeby nas zatrzymać. Im więcej o tym myślę, tym mniej wszystkich oskarżam, nawet Śmierciożerców. Pewnie gdybym wychował się w takim domu jak Malfoy, byłbym taki, jak on."

"A ja, jako Dyrektor, powinienem był działać, zanim moi uczniowie wybrali złą ścieżkę. Nikt się nie przejmował, że Tom Riddle wracał na wakacje do sierocińca, którego nienawidził, dopóki Lord Voldemort nie zaczął zabijać. Nikt się nie przejmował, że dzieci grzebią po śmietnikach Nokturnu, szukając resztek jedzenia, dopóki się nie zorientowały, że przestępstwo lepiej je wyżywi. Nikt się nie przejmował, że dzieciaki fascynują się złem, dopóki Mroczne Znaki nie zapłonęły na niebie. Nikt nie urodził się zły, Serp, nawet Lord Voldemort. To wina wszystkich, całego społeczeństwa, że udajemy, że wszystko jest w porządku. Niesprawiedliwość rodzi niesprawiedliwość a przemoc tylko więcej przemocy, ale mało kto się tym przejmuje. Nikt nie przejmuje się złem, dopóki to zło nie naciągnie na twarz maski i nie wyważy mu nocą drzwi."

 

Dwie godziny później

 

"Witaj!" - Freja zagląda do jego pokoju.

"Cześć" - odpowiada Serp. "Co ty tu robisz?"

"Przyszłam się pożegnać." - odpowiada Pies. "Wyjeżdżamy."

"Jak to wyjeżdżacie? Przecież ktoś musi pilnować zamku!"

"To już zadanie Aurorów." - Freja uśmiecha się smutno. "My tu jesteśmy nielegalnie i musimy stąd zniknąć, zanim wasz Minister straci do nas cierpliwość."

"Ale Frejo, ja..."

"Lubisz mnie i ja ciebie też. Niech tak zostanie. Zatrzymaj amulet, który ci dałam. Przyniesie ci szczęście, gwarantuję. I nie smuć się tak." - uśmiecha się Pies.

Pył na wietrze
To wszystko, czym jesteśmy
Piana na wodzie
To wszystko, czym jesteśmy
Przychodzimy, odchodzimy...

"Jestem Psem; przychodzę i odchodzę i taka już moja praca. Jutro będę już tysiące mil stąd i będę walczyć z nowym wrogiem. Normalka. Nigdy nie zostajemy na zawsze; jesteśmy najemnikami, więc gdy wojna się kończy, pakujemy manatki i ruszamy dalej. Zawsze przychodzimy na skrzydłach burzy, a burza nigdy nie trwa wiecznie, Serp. Służę Deletrix, Pani Zniszczenia i tak już zawsze będzie. Niech bogowie Ciemności i Światła cię chronią i obyśmy się już nigdy nie spotkali... w pracy."

"Meinherr, jesteśmy gotowi!" - jeden z jej podwładnych wchodzi do komnaty.

"Powodzenia, Serp! Uważaj na siebie!" - Freja odwraca się na pięcie i wychodzi.

"Powodzenia." - odpowiada chłopak, patrząc, jak Freja szybko zbiega po schodach. "Powodzenia."

 

W Skrzydle Szpitalnym

 

"Witaj, Serp" - Snape wciąż musi leżeć, ale ma się już o wiele lepiej. "Ale mamy wspaniałe" - uśmiecha się sarkastycznie - "Święta, prawda? Mam coś dla ciebie. Masz." - wręcza mu coś długiego i ciężkiego, owiniętego w papier.

"Co to jest?"

"Rozpakuj i sam zobacz." - uśmiecha się Snape. "Tylko ostrożnie." Serp rozwija papier i szczęka mu opada z wrażenia. To miecz!

"Suuuper..." - tylko tyle jest w stanie powiedzieć. "Musiał kosztować majątek!"

"Należał do mojego dziadka." - odpowiada krótko Snape.

"Którego?"

"Wolfganga "Wolfiego" Malfoya."

"Malfoya?"

"Moja babka, niejaka Morrigan Romanowa wyszła za mąż za Wolfganga Malfoya."

"Byli Psami Wojny."

"Zgadza się."

"Opowiedz mi o nich." - prosi Serp.

"Nie pamiętam ich." - Snape potrząsa głową. "Zginęli, zanim się urodziłem."

"Na służbie, jak mniemam." - mruczy chłopak z sarkazmem.

"No pewnie."

"A twoi rodzice?" - ciekawość nie daje Serpowi spokoju. W końcu to jego dziadkowie!

"Zginęli, kiedy byłem dzieciakiem, ale dobrze ich pamiętam. To byli wspaniali ludzie."

"Pozwolili Voldemortowi cię napiętnować, kiedy byłeś jeszcze mały! Miałeś pięć lat!"

"Fakt." - stwierdza Snape z niezmąconym spokojem.

"Nie nienawidzisz ich za to?" - dziwi się Serp.

"A dlaczego miałbym?" - spokój Snapea wyprowadziłby świętego z równowagi.

"Jeszcze pytasz dlaczego?! Myślałem, że nienawidzisz Voldemorta!"

"Bo nienawidzę tego drania. Nie ryzykowałbym życiem, gdybym go nie nienawidził." - syczy Snape z wściekłością.

"To powinieneś być na nich wściekły. Sprzedali cię mu."

"Chcieli dobrze, Serp. Musieli mi znaleźć opiekuna, przecież sami mogli zginąć w każdej chwili! Na Nokturnie to było normalne. Jakby na to nie patrzeć, wybrali najsilniejszego."

"I największego drania!"

"Serp" - Snape wykrzywia wargi w uśmieszku, który mówi "ty głupi dzieciaku" - "Porządni ludzie rzadko wynajmują Psy, a zwłaszcza psie dzieci, nie sądzisz? Moi rodzice wiedzieli, że tylko potężny kryminalista ochroni mnie i wyszkoli, jeśli zginą. To, że go zdradziłem, to już moja sprawa, oni chcieli jak najlepiej. Popatrz na niego: przecież to wymarzony pan dla Psów!"

"Niektórzy by za nim nie poszli nawet za Mount Everest złota!"

"Moi rodzice służyli każdemu, kto płacił." - wyjaśnia Snape. "Nie byli za dobrzy w swoim fachu, więc nie mogli wybrzydzać. W tej pracy albo jesteś mistrzem, albo bierzesz, co dają."

"A ty ich i tak szanujesz."

"Bo mnie kochali. Byli rabusiami i mordercami, ale zrobili dla mnie wszystko, co mogli. Naprawdę się o mnie troszczyli, chociaż może mieli skrzywione pojęcie o tym, co jest dobre dla dzieci... Żyłem na Nokturnie i uczyłem w szkole tyle lat, że dość się naoglądałem nieszczęśliwych, zaniedbywanych i maltretowanych dzieciaków, ale o własnych rodzicach nie mogę nic złego powiedzieć. Zrobili co mogli; to ja postąpiłem wbrew Psiej logice."

"Dziwny jesteś, wiesz?"

"Beznadziejny ze mnie dziwak." - śmieje się Snape. "Serp, dzięki za zaufanie i pomoc. Kiedy zobaczyłem tego jednorożca, to mało nie zemdlałem."

"Pewnie pomyślałeś, że to moja mama."

"Wyglądałeś jak ona."

"To będę mógł zmieniać się w jednorożca, kiedy tylko zechcę, prawda?"

"Tak." - stwierdza krótko Snape.

"A będę mieć takie tatuaże, jak wy?"

"Tatuaż swojej zwierzęcej formy na łopatce? To było kiedyś bardzo modne. Mogę ci go wyczarować, jeśli chcesz."

"Może później, dobra?"

"Jak chcesz, Serp. Jak twoja ręka?"

"Skąd wiesz, że mnie boli?" - dziwi się chłopak.

"Bo szpieg i belfer dużo widzą i dużo wiedzą." - śmieje się Snape. "Przecież wiem o śladzie po wampirzych zębach."

"Ale przecież ja nie powinienem mieć takiego śladu!"

"Każdy wampir ma taką bliznę, Serp, nawet ten, który się urodził wampirem. To draństwo otwiera się, gdy nadchodzi czas przemiany, a potem jeszcze pod wpływem co mocniejszej magii. Po czymś takim, czym poczęstował nas Angriff, znów musiało się otworzyć. Mnie też boli."

"Ile ja jeszcze nie wiem o samym sobie..."

"Powoli wszystkiego się dowiesz." - Snape uśmiecha się leciutko. "No, Sever" - mówi do siebie - "Do roboty, ty leniu. Serp, podaj mi te papiery..."

"Nasze zadania? Czytasz nasze zadania?"

"W końcu to moja praca." - odpowiada Snape. "O, panna Granger, uwielbiam jej dziełka... Są doskonałe."

"Myślałem, że jej nie lubisz."

"Lojalny Śmierciożerca nie może publicznie chwalić mugolskiego dziecka."

"No tak." - przyznaje Serp. "Innym też dajesz w kość, bo musisz?"

"Czasem tak, ale niektórych naprawdę nienawidzę." - odpowiada Snape, wpatrując się w kartki zapisane drobnym, starannym pismem Hermiony.

"A Nevil? Wiem, że jego ojciec..." Snape gwałtownie odkłada wypracowanie; Serp dawno nie widział go tak rozwścieczonego.

"Jego ojciec był sukinsynem i cieszę się, że już nikomu nic nie zrobi." - syczy jadowicie. "Ale o Alice nie mogę powiedzieć złego słowa; ona nie zasługiwała na taki los. Nigdy nic nikomu nie zrobiła. Po prostu była w złym czasie w złym miejscu."

"Nie mogliście im pomóc?"

"Serp, to ja ich znalazłem i natychmiast ściągnąłem Atenę Malfoy. Nawet ona, najlepsza Uzdrowicielka na świecie, nic nie mogła zrobić. Uratowaliśmy tylko Nevila."

"On też oberwał?" - Serp o mało nie zleciał z krzesła. "Ale on był tylko dzieckiem!"

"Idź i powiedz to Bellatrix." - mruczy Snape, zaciskając pięści. "Powiedz, to cię wyśmieje. Fanatycy nie mają sumienia. To wariaci."

"A on o tym wie, czy zmieniliście mu wspomnienia?"

"A jak myślisz? Mieliśmy go z tym zostawić, żeby zwariował?" - prycha Snape. "To nic nie pamięta."

"Profesor Dumbledore powtarza zaklęcie od czasu do czasu, tak na wszelki wypadek." - wyjaśnia Snape. "Biedny dzieciak..."

"A to nie wpływa na jego pamięć?"

"Serp, a przyrzekniesz, że to zostanie między nami?"

"Przysięgam."

"Cóż" - zaczyna Snape - "Jak pewnie Lucjusz ci powiedział, Cruciatus i niektóre inne przekleństwa uszkadzają mózg. Te mikrouszkodzenia są na ogół niegroźne, chyba, że mamy do czynienia z wielokrotnym użyciem przekleństwa w krótkim czasie, a to właśnie spotkało Longbottomów. Atena powiedziała, że może dla nich zrobić już tylko jedno."

"Co?"

"Wyciągnąć różdżkę i powiedzieć Avada Kedavra."

"Szybko i bezboleśnie zabić."

"Właśnie, Serp. Nevil miał jeszcze szansę wyzdrowieć, bo dzieci łatwiej się regenerują, niż dorośli, więc Atena poprosiła mnie o eliksir dla niego. Zrobiłem, taki, jaki chciała, ale personel Św. Munga podał lekarstwo całej trójce, wbrew woli Ateny. To ich uratowało, ale nie mogło wyleczyć, więc uważam, że powinni byli dać im umrzeć." - ciągnie Snape cichym głosem, wpatrując się w ścianę, jakby wciąż widział tamte wydarzenia. "Rodzicom nie umieliśmy pomóc, ale mały wyzdrowiał. Niby. Sądzę, że dalej ma coś nie w porządku z pamięcią, bo jego rodzice byli bardzo utalentowani - w końcu nie każdy mógł zostać Aurorem - a on to pół-Charłak. W życiu nie widziałem bardziej tępego dzieciaka i dlatego uważam, że coś wciąż jest nie tak i kiedy na niego patrzę, widzę efekty własnej niekompetencji."

"Nie byłeś niekomp...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin