Zasady duchowego wzrostu
Miles J. Standford
PRZEDMOWA
Swego czasu otrzymałem od przyjaciela egzemplarz książki Milesa J. Stranforda "The Green Letters" (Zielone listy). Już po przeczytaniu pierwszych kilku stron wiedziałem, że mam w rękach coś niezwykłego. Dzień po dniu, w czasie, który zazwyczaj poświęcam duchowej sferze mojego życia, czytałem przynajmniej jeden rozdział i wtedy odkryłem, że książka prezentuje jedno z najbardziej praktycznych spojrzeń, o jakich kiedykolwiek czytałem, na różne dziedziny mojego duchowego życia. Poprosiłem innych o jej przeczytanie. Potwierdzili oni moje wrażenia. Wiele rozdziałów tej książki stanowiło pierwotnie krótkie listy posyłane niemałej liczbie zainteresowanych przyjaciół. Następnie zostały one zebrane w książkę znaną pod tytułem "The Green Letters" (Zielone listy), jednakże w celu zwrócenia uwagi nowej grupie czytelników na znaczenie nowego wydania, tytuł książki został zmieniony na "Zasady duchowego wzrostu". Jesteśmy wdzięczni Autorowi za pozwolenie opublikowania tej książki ku pożytkowi większej grupy przyjaciół. Książka omawia podstawowe zasady związane z duchową praktyką chrześcijanina. Zasady te podane zostały w tak praktyczny sposób, że czytanie, korzystanie i, oczywiście wprowadzanie ich w życie, wynagrodzone zostaną w pełni. Niektóre aspekty chrześcijańskiego życia, które, być może, dawały Czytelnikowi do myślenia, wprawiały w zakłopotanie, staną się jasne, w miarę jak Duch Boga będzie je czynił rzeczywistością codziennego życia. Tytuły niektórych rozdziałów mogą wzbudzić czyjeś zainteresowanie aż do pragnienia natychmiastowego ich przeczytania, byłoby jednak lepiej czytać je w takiej kolejności, w jakiej zostały ustawione. Tworzą one bowiem logiczny ciąg; reguła podana w następnym rozdziale opiera się na regule podanej w rozdziale poprzedzającym (Iz.28,10), Ufamy, że prawdy podane w tej książce spotkają się z szerokim przyjęciem.
Theodore H. Epp DyrektorBack to the Bible Broadcast
SPIS TREŚCI· WIARA · CZAS · AKCEPTACJA · CEL · PRZYSPOSABIANIE · PEŁNIA W NIM
· PRZYJĘCIE NASZEJ WŁASNOŚCI · UTOŻSAMIENIE · POŚWIĘCENIE · "STARY CZŁOWIEK"
· ZAPARCIE SIĘ SIEBIE · KRZYŻ - BOŻA DROGA · KRZYŻ · UCZNIOSTWO
· PROCES CZNIOSTWA · ODPOCZNIENIE · POMOC · DOSKONALENIE · TRWANIE
Celem tej książki jest staranne i jasne wyłożenie ważniejszych zasad duchowego wzrostu; zasad, które dopomogły budować na biblijnym fundamencie w Chrystusie. Innego fundamentu nie ma, żadnego innego Bóg nie uznaje.
Duch Święty napisał ręką Pawła do każdego z nas: "Siebie samych badajcie, czy trwacie w wierze..." (2Kor.13,5 BT). Zalecenie to nie jest bez znaczenia na samym początku tej serii studiów. Musimy sobie przede wszystkim przypomnieć, że "bez wiary nie można podobać się Bogu" (Hebr.11,6). Więcej, i to jest najważniejsze, prawdziwa wiara musi być mocno oparta na faktach z Pisma Świętego, dlatego że "wiara rodzi się z tego, co się słyszy, tym zaś, co się słyszy jest słowo Chry-stusa" (Rzym.10.17;BT). Jeśli nasza wiara nie opiera się na faktach, nie jest niczym więcej niż domysłem, przesądem, spekulacją lub przypuszczeniem.
List do Hebrajczyków 11.1 nie pozostawia miejsca wątpliwościom w tej sprawie: "A wiara jest pewnością tego, czego się spodziewamy, przeświadczeniem o tym, czego nie widzimy". Wiara oparta na faktach Słowa Bożego uzasadnia i dowodzi tego, co niewidzialne. Każdy z nas zaś wie, że dowód musi być oparty na faktach. Wszyscy rozpoczęliśmy od tej zasady z chwilą nowego narodzenia - nasza wiara stoi bezpo-średnio na fakcie odkupieńczej śmierci i zmartwychwstania Pana i Zbawiciela Jezusa Chrystusa, jak napisano w 1 Liście do Koryntian 15,1-4. "A przypominam wam, bracia, ewangelię, którą wam zwiastowałem, którą też przyjęliście i w której trwacie, i przez którą zbawieni jesteście, jeśli tylko ją zachowujecie tak, jak wam ją zwiastowałem, chyba iż nadaremnie uwierzyliście. Naj-pierw bowiem podałem wam to, co i ja przyjąłem, że Chrystus umarł za grzechy nasze według Pism, i że został pogrzebany, i że dnia trzeciego zmartwychwstał według Pism..."
To właśnie od wiary zaczęliśmy i ta sama jest tym, w czym mamy "trwać" (1Kor.16,13;BT): "...trwajcie mocno w wierze...", "pielgrzymować" (2Kor.5,7): Gdyż w wierze, a nie w oglądaniu pielgrzymujemy", "żyć" (Gal.2,20;BT): "Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. Choć nadal prowadzę życie w ciele, jednak obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który mnie umiłował i samego siebie wydał za mnie". "Jak więc przyjęliście Chrystusa Jezusa, Pana, tak w Nim chodźcie" (Kol.2,6). Prawdziwa wiara zakotwiczona jest w gruncie biblijnych faktów, dla-tego jest rzeczą oczywistą, że nie mamy się poddawać odczuciom. George Mueller powiedział: "Odczucia nie mają dokładnie nic wspól-nego z wiarą. Wiara związana jest ze Słowem Boga. Nie odczucia, mocne lub słabe, są źródłem i motorem zmiany. Mamy do czynienia ze Słowem zapisanym, nie z sobą czy naszymi odczuciami".
Gdy dochodzi do doświadczenia wiary, pojawia się pokusa rozważa-nia, oceniania, czy to, o co prosimy, jest możliwe do spełnienia, czy też nie. Oto częste, zbyt częste nastawienie: "Nie wydaje się prawdopo-dobne, aby kiedykolwiek został on zbawiony". "Gdy tak patrzę na to, jak mi się wiedzie, to zastanawiam się, czy Pan naprawdę mnie kocha".
Mueller pisze: "Wielu ludzi gotowych jest wierzyć temu, co im wydaje się możliwe. Wiara nie ma nic wspólnego z myśleniem w kate-goriach "możliwe-niemożliwe". Kraina wiary zaczyna się tam, gdzie kończą się możliwości, gdzie wzrok i rozsądek zawodzą: "Możliwość - -niemożliwość nie może być brana pod uwagę; trzeba postawić inne pytanie: Czy Bóg powiedział to w Swoim Słowie".
Aleksander R. Hay dodaje, mówiąc: "Wiara musi być oparta na pewności. Musi w niej być wyraźna znajomość Bożego celu i Bożej woli. Bez tego nie ma prawdziwej wiary, wiara bowiem nie jest siłą, z jakiej korzystamy, nie jest też usiłowaniem przekonania siebie, że coś się stanie i że stanie się tak, jak myślimy, jeśli będziemy przekonani wystarczająco mocno". Owszem, będzie to pozytywny sposób myślenia, ale na pewno nie biblijna wiara.
Evans Hopkins pisze: "Wiara potrzebuje faktów, na których mog-łaby spocząć. Przypuszczenie zadowoli się złudzeniem, nie potrzebuje faktu. Bóg w Słowie objawia nam fakty, z którymi wiara powinna poprzestawać". Na tej właśnie podstawie J.B. Stoney może powiedzieć: "Prawdziwa wiara wzrasta zawsze dzięki przeciwnościom, podczas gdy fałszywa ufność doznaje z powodu nich szkody i zniechęca się". Bez niepodważalnych faktów nie może być mowy o stałości. Piotr był przekonany, że przez doświadczenia "wartość naszej wiary okaże się o wiele cenniejsza od zniszczalnego złota, które przecież próbuje się w ogniu, na sławę, chwałę i część przy objawieniu się Jezusa Chry-stusa" (1Ptr.1,7;BT).
Jeśli zaczynamy liczyć na fakty, nasz Ojciec zaczyna budować nas w wierze. Dzięki swej całkowicie prostej ufności ku Bogu, Mueller był w stanie powiedzieć, że "Bóg pragnie pomnażać wiarę swoich dzieci. Powinniśmy, zamiast pragnąć życia bez prób poprzedzających zwycię-stwo, życia bez ćwiczenia cierpliwości, chętnie przyjmować je z Bożej ręki jako środki służące osiągnięciu celu. Twierdzę, i wiem co mówię, że próby, przeszkody, trudności, a czasem porażki są pokarmem wiary".
Na ten sam temat pisał James McConcey: "Wiara jest jak gdyby pozostawaniem na całkowitym utrzymaniu Boga. To pozostawanie na całkowitym utrzymaniu Boga zaczyna się dopiero wtedy, gdy przestaję sam się utrzymywać. Utrzymywanie zaś samego siebie kończy się u niektórych z nas dopiero wówczas, gdy smutek, cierpienia, nieszczęścia, pokrzyżowane plany, niespełnione nadzieje stawiają nas w pozycji pokonanego i bezradnego. Wtedy dopiero do nas dociera, że przyswoiliśmy sobie lekcje wiary, odkry-wamy, że nasza niemoc pcha nas ku błogosławionemu zwycięstwu nad naszym "ego", ku mocy i ku służbie, o jakich nawet nie śniliśmy w dniach naszej cielesnej siły i ufności zwróconej ku sobie samym".
Zgadza się z tym J. B. Stoney, gdy mówi: "Wielka to rzecz uczyć się wiary, to jest po prostu zależność od Boga. Niech cię pocieszy ta pewność, że Pan uczy cię być zależnym od Niego Samego. Wiara potrzebna jest we wszystkim i to jest godne uwagi. "Sprawiedliwy z wiary żyć będzie" - nie tylko w warunkach twego życia, w każdych warunkach. Wierzę, że Pan dozwala wielu rzeczom wydarzyć się w naszym życiu po to, byśmy czuli potrzebę i tęsknotę za Nim Samym. Im lepiej Go odnajdziesz w swoich potrzebach i zmartwieniach, tym bardziej będziesz z Nim związany, tym wyżej wzniesiesz się ponad poziom twoich zmartwień ku Niemu, ku miejscu, gdzie On jest. "O tym, co w górze, myślcie, nie o tym, co na ziemi". (Kol.3,2).
Nie możemy komuś ufać w większym stopniu, niż go znamy. Dla-tego musimy nie tylko uczyć się faktów Bożej rzeczywistości, ale w coraz bardziej osobisty sposób poznawać Tego, który jest w ich Przy-czyną, i który je podtrzymuje. "A to jest żywot wieczny, aby poznali Ciebie, jedynego prawdziwego Boga i Jezusa Chrystusa, którego posła-łeś" (Jan.17,3). "Łaska i pokój niech się wam rozmnożą poprzez pozna-nie Boga i Pana naszego, Jezusa Chrystusa. Boska Jego moc obdaro-wała nas wszystkim, co jest potrzebne do życia i pobożności, przez poznanie Tego, który nas powołał przez własną chwałę i cnotę, przez które darowane nam zostały drogie i największe obietnice, abyśmy przez nie stali się uczestnikami Boskiej natury, uniknąwszy skażenia, jakie na tym świecie pociąga za sobą pożądliwość". (2 Ptr.1,2-4).
Wydaje się, że większość wierzących ma trudności z uświado-mieniem sobie i pogodzeniem się z nieubłagalnym faktem, że Bóg nie uznaje pośpiechu w rozwijaniu naszego chrześcijańskiego życia. Jego działanie jest działaniem wiecznym; działa On od wieczności i po wie-czność! Tak wielu ma odczucie, że jeśli nie posuwają się do przodu szybko i nieprzerwanie, to nie robią żadnego postępu. Owszem, prawdą jest, że nowo nawrócony często trwa w szybkim biegu w pierwszym okresie swego duchowego rozwoju, ale jeśli jego wzrost ma być wzro-stem zdrowym, prowadzącym ostatecznie do dojrzałości, to jego tempo nie będzie ciągle tak szybkie. Sam Bóg będzie je zmieniał. Ważne jest, aby o tym wiedzieć, ponieważ w większości przypadków pozorne odchylenie od stanu, który ogół uważa za normę nie jest, jak sądzi wielu, sprawą ponownego upadku w grzech.
John Darby wyjaśnia to w ten sposób: "To Boża metoda odstawiać ludzi na bok po ich pierwszym starcie po to, aby umarło ich zaufanie we własne siły. Mojżesz, na przykład, miał czterdzieści lat, kiedy po swym pierwszym starcie musiał uciekać. Paweł także, został odsta-wiony na trzy lata po swym pierwszym wejściu ze świadectwem. Dzieje się tak nie dlatego, że Bóg nie uznaje pierwszego, szczerego świa-dectwa. Nie. To my musimy poznać samych siebie, musimy poznać, że jesteśmy bezsilni. W ten sposób musimy się uczyć. Dopiero wówczas, nauczeni polegania na Panu, możemy bardziej dojrzale, z większym doświadczeniem troszczyć się o dusze".
Życie chrześcijańskie dojrzewa i wydaje owoc raczej według zasady wzrostu z 2Ptr. 3,18: "Wzrastajcie raczej w łasce i w poznaniu Pana naszego i Zbawiciela, Jezusa, Chrystusa" niż dzięki gwałtownym wysiłkom i "przeżyciom religijnym". Właśnie dlatego proces ten wymaga wiele czasu. Jeśli nie uświadomimy sobie tego i nie pogodzimy się z tym, będziemy ciągle zawiedzeni, nie mówiąc nic o barierze, na jaką napotka proces roz-woju, przez który chce nas przeprowadzić nasz Ojciec. Oto jak ilustruje to dr A.H. Strong: "Jeden ze studentów zapytał dyrektora swojej szkoły, czy nie mógłby studiować według skróconego toku studiów. "Owszem" - odpowiedział dyrektor, "możesz, to zależy od tego, kim chcesz być. Jeśli Bóg chce stworzyć dąb, przeznacza na to sto lat, jeśli dynię, wystarczy pół roku". Strong w mądry sposób wykazuje także, że "wzrost chrześcijanina, jak wzrost drzewa, nie jest czymś jednostajnym i równomiernym. W niektórych miesiącach roku wzrost drzewa jest szybszy niż w pozostałych. Jednakże w ciągu tych pozostałych miesięcy przyrośnięte włókna twardnieją. Bez tego drzewo jako budulec byłoby bezużyteczne. Okres szybkiego wzrostu, kiedy włókna drzewne odkła-dają się między korą a drewnem, trwa tylko cztery do sześciu tygodni w maju, czerwcu i lipcu".
Powiedzmy to sobie raz na zawsze - do prawdziwej wielkości nie dochodzi się skrótami. Droga meteoru jest krótka. Świeci on pełnym blaskiem, ale rychło gaśnie. Nie tak jest z gwiazdą, na której może słabszym, ale pewnym świetle tak często polegają żeglarze. Jeśli nie uznamy i nie przyjmiemy całym sercem czynnika czasu, wciąż zagrażać nam będzie niebezpieczeństwo zwrócenia się ku złudnym skrótom, ku ścieżce prowadzonej przez "przeżycia" i "błogosławieństwa". Człowiek zostaje na nich wciągnięty w wir wciąż zmieniających się uczuć, odciągnięty od pewnych przystani faktów biblijnych i zdany na łaskę wiatru i fal, bez steru.
George Goodman pisze na ten temat: "Niektórzy zostali uwiedzeni wyznając doskonałość i pełne uwolnienie, ponieważ w czasie, gdy o tym mówią, są szczęśliwi i pełni ufności wobec Pana. Zapominają oni, że nie to, co jest przeżyciem chwili owocuje na rzecz dojrzałości, ale cierpliwe trwanie w czynieniu dobra. Kosztowanie Bożej łaski to jedna rzecz, a trwanie w niej, przejawianie jej w charakterze, w zachowaniu, normalnym, codziennym życiu, to inna rzecz. Przeżycia i błogosławień-stwa, będące prawdziwym nawiedzeniem miłosierdzia Pana, są niewystarczające same w sobie, aby oprzeć się na nich, i nie one mają nas wieść do chwały. Nie powinniśmy traktować ich jako magazynu łaski na dni przyszłe, lub jako lekarstwa na wszystko. Nie. Owoc doj-rzewa powoli, dni słoneczne i burze zaznaczają w tym swój udział. Bło-gosławieństwo przejdzie za błogosławieństwem, burza za burzą, zanim owoc w pełni dorośnie, zanim osiągnie dojrzałość"
Taką metodę stosuje Bóg, nasz Gospodarz, kierując naszym ducho-wym wzrostem. Pozwala nam przeżywać tak ból, jak i radość, dozna-wać i cierpień i szczęścia, zaliczać niepowodzenia i sukcesy, przecho-dzić przez okresy nieaktywności i służby, nosić na ciele i śmierć i życie.
Pokuszenie pójścia skrótami jest szczególnie mocne wtedy, gdy nie dostrzegamy wartości, nie poddajemy się myśli o potrzebie elementu czasu wartości w duchowym wzroście. W prostej ufności musimy spo-cząć w Bożych rękach "mając tę pewność że Ten, który rozpoczął w nas dobre dzieło, będzie je też pełnił aż do dnia Chrystusa Jezusa" (Flp.1,6). Zabierze to wiele czasu! Ale Bóg działa po wieczne czasy, dlaczego więc mamy martwić się o czas?
Potwierdza to Graham Scroggir, gdy mówi: "Duchowa odnowa jest procesem stopniowym. Każdy wzrost jest procesem wstępującym, a im doskonalszy organizm, tym proces ten jest dłuższy. Przechodzi on z miary w miarę: trzydziestokrotny, sześćdziesięciokrotny, stokrotny (2Kor.4,10): "Zawsze śmierć Jezusa na ciele swoim noszący, aby i życie Jezusa na ciele naszym się ujawniło". Przebiega on etap po etapie: najpierw trawa, potem kłos, potem pełne zboże w kłosie" (Mar.4,28): "Bo ziemia sama z siebie owoc wydaje, najpierw trawę, potem kłos, potem pełne zboże w kłosie". Przebiega on dzień po dniu. Jakże róż-nią się one między sobą! Są dni wielkie, dni decydujących bitw, są dni ognia i miecza, dni triumfu w chrześcijańskiej służbie, dni, w których jest nad nami prawica Boża. Ale są także dni bezczynności, dni na pozór niepotrzebne, dni, w których nawet modlitwa i święte usługiwa-nie wydają się być ciężarem. Czy i te dni są pod każdym względem dniami naszej odnowy? Tak, gdyż każde przeżycie, które czyni nas bardziej świadomymi naszej potrzeby Boga, musi się przyczynić do naszego duchowego postępu, jeśli oczywiście nie odrzucamy Pana, który nas kupił".
Moglibyśmy wymieniać znane nazwiska wierzących, których Bóg w oczywisty sposób doprowadził do dojrzałości i użył dla swojej chwały, na przykład Pierson, Chapman, Tauler, Moody, Goforth, Mueller, Taylor, Watt, Traubuel, Meyer, Murray, Havergal, Guyon, Mabie, Gordon, Hyde, Mentle, McCheyne, McConcey, Deck, Paxon, Stoney, Saphir, Carmicheal, Hopkins. Dopiero przeciętnie po piętnastu latach od rozpoczęcia dzieła ich życia w Chrystusie zaczęli rozpoznawać Pana Jezusa jako swoje życie, zaprzestali starań, by pracować dla Niego, zaczęli natomiast pozwalać Jemu działać przez nich. Niech to nas w żaden sposób nie zniechęca, niech nam raczej pomoże utkwić wzrok w wieczności, przez wiarę dążyć do tego, by pochwycić, jak On, Jezus Chrystus pochwycił nas. Zmierzajmy do celu, do nagrody w górze, do której zostaliśmy powołani przez Boga w Chry-stusie Jezusie (Flp.3,12-14).
Nie pomniejsza to oczywiście wartości przeżyć, które są wynikiem obecności Ducha, przeżyć błogosławieństw czy nawet kryzysu. Trzeba jednak mieć do nich właściwe podejście: musimy pamiętać, że są one częścią składową całego i posiadającego wagę najwyższą, procesu wzrostu. Trzeba czasu, by poznać samego siebie; trzeba czasu, a wręcz wieczności, aby poznać naszego Pana Jezusa Chrystusa - Nieskończo-nego. Dzisiaj jest dzień stosowny dla przyłożenia ręki do pługa, dla podjęcia nieodwołalnej decyzji realizowania celu, jaki On ma dla naszego życia, to znaczy: "żeby poznać Go i doznać mocy zmart-wychwstania Jego, stając się podobnym do Niego w Jego śmierci, aby tym sposobem dostąpić zmartwychwstania" (Flp.3,10-11;BT).
"Tak często w czasie bitwy - mówi Austin-Sparks - przychodzimy do Pana, modlimy się, błagamy, wołamy o zwycięstwo, o panowanie, o władzę nad siłami zła i śmierci. W myślach malujemy obraz Pana, który wkracza do walki z potężnym objawieniem Swojej mocy i jednym pociągnięciem wznosi nas w zwycięstwo oraz duchowe panowanie. Musimy poprawić ten sposób myślenia. To co Pan czyni, służy rozwo-jowi naszemu i przygotowywaniu nas na przyjście czegoś. On wiedzie nas przez różne doświadczenia, posyła różne doznania, prowadzi nas drogą duchowego rozwoju, drogą ćwiczenia naszego wewnętrznego życia, dzięki czemu stajemy się w sposób naturalny posiadaczami więk-szego dobra. "Nie wypędzę (Chiwwity, Kananejczyka, Chetyty) sprzed ciebie w jednym roku, aby kraj nie stał się pustkowiem i nie rozmnożył się w nim dziki zwierz na twoją szkodę. Będę ich wypędzał sprzed cie-bie stopniowo, aż się rozrośniesz i będziesz mógł objąć kraj w posiada-nie" (Wj.23,29-30;BT).
"Pewnego razu brytyjski premier Beniamin Disraeli wygłosił w Izbie Gmin wspaniałe przemówienie. Tego samego dnia wieczorem ktoś z przyjaciół powiedział: "Muszę Panu powiedzieć, że szalenie mi się podobała Pańska zaimprowizowana mowa. Myślałem o niej cały dzień". "Pani" - wyznał Disraeli - "ta zaimprowizowana mowa cho-dziła mi po głowie dwadzieścia lat!".
AKCEPTACJA
Każdy wierzący powinien postawić sobie dwa następujące pytania; im wcześniej to zrobi, tym lepiej. Pierwsze: Czy Bóg w pełni mnie akceptuje i drugie: Jeśli tak, to na jakiej podstawie to czyni? Są to decydujące pytania. Od odpowiedzi na nie zależy przełom w życiu nie-jednego człowieka. Brak akceptacji, nawet w stosunkach międzyludz-kich poważnie pustoszy życie ludzi młodych i starszych, majętnych i ubogich, zbawionych i niezbawionych. A jednak wielu wierzących, zarówno tych, którzy chcą coś w sferze ducha osiągnąć, jak i tych "wegetujących", żyje bez świadomości faktu, który przynosi odpo-cznienie, stanowi fundament duchowego życia i głosi, że On "w miłości przeznaczył nas dla siebie do synostwa przez Jezusa Chrystusa według upodobania woli swojej, ku uwielbieniu chwalebnej łaski swojej, którą nas obdarzył w Umiłowanym". (Ef.1,5.6).
Bóg Ojciec przyjmuje każdego z nas w Chrystusie. "Usprawiedli-wieni tedy z wiary, pokój mamy z Bogiem przez Pana naszego, Jezusa Chrystusa". (Rz.5,1).
Pokój ten wychodzi ze strony Boga ku nam, poprzez umiło-wanego Jego syna - na tym fundamencie opierać się musi nasz pokój. Nasz Pan Jezus Chrystus sprawia, że między nami a Bogiem panuje pokój. "On przywrócił go przez krew krzyża swego" (Kol.1,20;BW). Nigdy nie wolno nam zapominać, że pokój ten opiera się wyłącznie na dziele krzyża, zupełnie niezależnie od czegokolwiek w nas lub z nas, gdyż "Bóg daje dowód swojej miłości ku nam przez to, że kiedy byliśmy jeszcze grzesznikami, Chrystus za nas umarł" (Rz.5,8).
Jeśli wiara nasza spocznie na tym cudownym fakcie, wówczas okrzepnie w mocy, stanie się niewzruszonym stanowiskiem. Ludzie mogą ją uznać za bezwartościową i odrzucić - nie szkodzi. Przez Boga jest ona wybrana i kosztowna (1Ptr.2,4): "Przystąpcie do Niego, do kamienia żywego przez ludzi wprawdzie odrzuconego, lecz przez Boga wybranego jako kosztowny". Tego uspokajającego dzia-łania, które wypływa z faktu Bożej akceptacji potrzebuje większość wierzących obecnej doby.
Sto lat temu J.B. Stoney pisał: "Błogosławiony Bóg nigdy nie zmie-nia, nigdy nie uchyla swego postanowienia o przyjęciu nas dzięki śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa".
Niestety! My rozmijamy się z Bożą rzeczywistością! Oto Bóg ma stale twarz swoją zwróconą ku nam, jak napisano w Liście do Rzy-mian 5,1-11. A jednak wielu wierzących, będąc pod wpływem poczu-cia winy, myśli, że Bóg się odwrócił, że muszą na nowo błagać Go o przyjęcie ich. Prawda zaś jest taka: Bóg się nie zmienia. Jego oko spo-czywa na dziele dokonanym przez Chrystusa na rzecz każdego wierzą-cego. Jeśli nie chodzisz w Duchu, pozostajesz w ciele; to ty zawróciłeś do starego życia, które zostało ukrzyżowane (Rzym.6,6): "...nasz stary człowiek został wespół z Nim ukrzyżowany, aby grzeszne ciało zostało unicestwione, byśmy już nadal nie służyli grzechowi...", ty musisz odnowić społeczność z Nim, a kiedy już to uczynisz, spotkasz się z przyjęciem Boga, który się nie zmienił i który zmianie nie podlega. Gdy w nasze życie wkradnie się grzech, pojawia się wraz z nim obawa, że Bóg się zmienił. Ale to nie Bóg się zmienił, to ty się zmieniłeś. T y nie chodzisz w Duchu, ty pozostajesz w ciele, ty musisz osądzić siebie samego i odnowić społeczność z Nim. "...To jest krew moja, nowego przymierza, która się za wielu wylewa na odpuszczenie grzechów" (Mt.26,28). Krew gładzi wszelki grzech. Jest to jedyny sposób osiągnięcia przebaczenia, jeśli odrzucisz ten sposób, nie znajdziesz innego, lep-szego. "Gdzie zaś jest odpuszczenie (grzechów), tam już więcej nie zachodzi potrzeba ofiary za grzechy" (Hbr.10,18; BT). Bóg już pojednał nas z sobą. On zawsze pozostaje temu wierny. Niestety! My rozmijamy się z tym. My przejawiamy tendencję do przypuszczania, że błogosławiony Bóg zmienił się w stosunku do nas. Oczywiście, osądzi On grzeszne ciało, jeśli my tego nie uczynimy, ale nigdy nie odstąpi od miłości, którą okazał nam, marnotrawnym. Kiedy rozwieją się chmury naszej cielesności, odkryjemy, że Jego miłość - błogosławione niech będzie imię Jego - pozostała ta sama, że ona się nigdy, nigdy nie zmienia.
Musimy pamiętać, na jakim fundamencie opiera się Boża akceptacja. Sami musimy się na nim oprzeć. Zresztą jest to fundament jedyny, innego nie ma, a można by go wyrazić tak: Bóg akceptuje nas w umiłowanym (Ef.1,4-6): "...w miłości przeznaczył nas dla Siebie do synostwa przez Jezusa Chrystusa według upodobania woli Swojej, ku uwielbieniu chwalebnej łaski Swojej, którą nas obdarzył w Umiłowanym". Dzieło Jezusa Chrystusa, Umiłowanego Syna Bożego, dokonane ze względu na nas, jest dziełem w pełni wystarczającym. Bóg je uznaje, nie ma przeto podstawy, abyśmy my nie mieli go uznać. Przecież nasze uznanie ma rację bytu tylko dzięki Jego uznaniu. To Bóg, nie my, decyduje o tym, jaka ofiara czyni zadość Jego woli. Bóg wyznacza je za nas, nie my wyznaczamy ją Bogu. Bardzo jasno wyraził się na ten temat J. N. Darby: "Duch Święty przekonuje człowieka nie w oparciu o to, kim człowiek jest dla Boga, ale w oparciu o to, kim Bóg jest dla człowieka. Wierzący wnio-skują często o Bożym przyjęciu na podstawie tego, kim są sami w sobie. Jeśli w taki sposób wnioskujesz, Bóg nie może cię przyjąć, szu-kasz bowiem w samym sobie argumentu przemawiającego za twoim usprawiedliwieniem, myślisz, że On cię przyjmie na podstawie twej własnej sprawiedliwości.
Myśląc w ten sposób, nigdy nie osiągniesz pokoju
Duch Święty przekonuje zawsze w oparciu o to, kim jest Bóg. Sprawia to w mojej duszy całkowitą zmianę. Rzecz nie polega bowiem na tym, że nienawidzę moich grzechów - moje dotychczasowe postę-powanie mogło być całkiem zadowalające - rzecz polega na tym, że nienawidzę siebie. W ten sposób przekonuje Duch Święty. Poka-zuje On nam, kim jesteśmy. Jest to też jeden z powodów, dla których często się wydaje, że Bóg jest tak bardzo surowym względem nas. Jest to jeden z powodów, dla których nie daje On pokoju naszym duszom; nie mamy bowiem ulgi dopóty, dopóki z całego serca, przekonani do głębi istoty, nie przyjmiemy do swej świadomości Bożej prawdy o nas samych.
Dopóki ta prawda nie podbije naszego przekonania, Bóg nie daje pokoju duszy - nie może. Byłoby to leczeniem rany po wierzchu. Dusza musi iść naprzód, aż odkryje, że nie ma dokładnie niczego, na czym mogłaby się oprzeć, poza Bogiem samym, poza Jego dobrocią. Dopiero wówczas jest w stanie powiedzieć "Jeśli Bóg z nami, któż przeciwko nam?" (Rzym.8,31).
Smutny to fakt, że większość wierzących rozumuje dzisiaj właśnie na odwrót: pomijają to, co Bóg uczynił dla nich, w sobie samych natomiast szukają czegoś, co "zmusiłoby" Boga do uznania ich. Efekt jest taki, że gdy wszystko toczy się pomyślnie, Bóg wydaje się błogos-ławić, wówczas czują, że On ich kocha, przyjmuje, akceptuje. Ale kiedy się potykają, kiedy wszystko zdaje się suche i twarde, wtedy prze-stają czuć Jego miłość i akceptację.
Jak to możliwe?
Oto w nas samych nie ma nic, co mogłoby nas zalecić Bogu. To Chrystus jest naszą szansą na przyjście, największy zaś i najtrwalszy wkład w nasz duchowy rozwój wnoszą dni posuchy i trudu. On przyjął nas, zaakceptował nas w Swoim Synu i dzięki Mu za to. Na tym fak-cie musimy oprzeć naszą wiarę. Akceptacja, podobnie jak usprawied-liwienie, jest darem łaski i tylko łaski. Wm. R. Newell, w swym stu-dium "Romans, Varse by Varse" ("List do Rzymian, wiersz po wierszu") zawarł pewne głębokie myśli odnośnie tej właśnie łaski (s. 245-247):
"W samym stworzeniu nie ma nic, co mogłoby sprowadzić Bożą łaskę, stworzenie musi raz na zawsze skończyć ze staraniem się , by dać Bogu powód okazania łaski. Zostało ono przyjęte w Chrystusie. Chrystus jest podstawą jego przyjęcia! Bóg nie przyjął stworzenia na okres próbny".
Jeśli chodzi o jego przyszłe życie, to nie istnieje ono przed Bogiem, umarło na krzyżu. Chrystus jest teraz jego życiem. Łaska, raz okazana, jest nieodwołalna :
Bóg znał przedtem całą krytyczną sytuację człowieka, który na Boże działanie nie miał żadnego wpływu i niczym go nie spowodował.
NASTAWIENIE CZŁOWIEKA POZOSTAJĄCEGO POD ŁASKĄ:
· Wierzyć i zgadzać się być kochanym niezasłużenie. Wielka to tajemnica.
· Odrzucić myśl o robieniu jakichś postanowień, o składaniu jakichś ślubów, jest to bowiem pokładanie ufności w ciele.
· Spodziewać się błogosławieństwa, pomimo coraz lepszego uświa-damiania sobie, że się na nie, nie zasługuje...
· Powierzyć się Bożej ręce, która często po ojcowsku ćwiczy dziecko dowodząc w ten sposób swej łaskawości i życzliwości...
CO ODKRYWAJĄ DUSZE SPOLEGAJĄCE NA ŁASCE:
· "Mam nadzieję, że będę lepszy" - taka podstawa jest sprzeczna z widzeniem siebie skrytym w Chrystusie.
· Zawieść się na sobie to uwierzyć w siebie.
· Być zniechęconym to trwać w niewierze; w niewierze w Boży cel i Boży plan względem naszego życia.
· Być dumnym to być ślepym! W nas samych nie ma bowiem nic, z czym moglibyśmy stanąć przed Bogiem.
· Brak Bożego błogosławieństwa jest zatem wynikiem niewiary, nie wynikiem upadku pobożności.
· Głoszenie poświęcenia, pobożności, przede wszystkim, a błogosła-wieństwa jako ich konsekwencji, jest odwracaniem Bożego porządku, jest głoszeniem zakonu, nie łaski.
To zakon uzależniał błogosławieństwo od pobożności; łaska daruje niezasłużone, niczym nie uwarunkowane błogosławieństwo. Pobożność zaś, nie zawsze we właściwej mierze, podąża za nim.
Czy była w nas kiedykolwiek obawa przed całkowitym zawierzeniem Bogu? Czy kiedykolwiek obawialiśmy się pozwolić innym zawierzyć Mu całkowicie? Otóż nie wolno nam nigdy zapominać, że "drogi Boże nie zawsze są drogami człowieka? Otóż, dla niektórych ludzi jedyną motywacją do działania jest ciągły strach.
Argumentem tym posługuje się wiele religii, wiele systemów psycho-logicznych. Strachem one utrzymują swych uczniów w posłuszeństwie. Prawdą jest, że strach ma także miejsce w chrześcijaństwie, ale Bóg ma wyższe i bardziej skuteczne motywacje niż ta; jedną z nich jest miłość. Strach powoduje odrętwienie, miłość rozwija miłość.
Obiecywać człowiekowi szczęśliwy los, to igrać z ogniem. Tak może się wydawać, gdy patrzymy z ludzkiego punktu widzenia, gdy usuwamy Boga poza nawias naszych myśli. Ci jednak, którzy właściwie ocenili łaskę i uchwycili się łaski, nie trwają w grzechu. Więcej: strach wywo-łuje posłuszeństwo właściwe niewolnikom, miłość rodzi posłuszeństwo właściwe synom". (J. W. Sanderson, junior).
"A gdyby trąba wydała głos niewyraźny, któż by się gotował do boju?"(1Kor.14,8). Dopóki chrześcijanin nie będzie pewny swego stanowiska, dopóki na gruncie Pisma Świętego nie będzie o nim całko-wicie przekonany, nie da sobie rady, nie wytrzyma długo. Pismo zaś mówi: "Stańcie więc" (Ef.6,14;BT).
"Sam zaś Pan nasz Jezus Chrystus i Bóg Ojciec nasz, który nas umi-łował i przez łaskę udzielił nam niekończącego się pocieszenia i dobrej nadziei, niech pocieszy serca wasze i niech utwierdzi we wszelkim czy-nie i dobrej mowie!" (2Tes.2,16.17).
Nasz Ojciec niebieski kryształowo jasno określił swój cel względem każdego z nas. Poznanie tego celu jest czymś wspaniałym, niesie w sobie tyle zachęty! Czy znasz ten cel? Teraz jest czas, abyś na podstawie autorytetu Jego wiecznego Słowa upewnił się o Jego celu względem twojego osobistego życia.
"Potem rzekł Bóg: "Uczyńmy człowieka na obraz nasz" (Rdz.1.26). Pierwszy Adam, ojciec rodzaju ludzkiego, został stworzony na podo-bieństwo Boga. Boże podobieństwo dostrzegamy w sferze jego osobo-wości, jego umysłu, uczuć, woli i tak dalej; umożliwia ono nawiązanie łączności duchowej, społeczności i współpracy między Bogiem a czło-wiekiem. W społeczności tej Bóg jest władzą, człowiek - sługą, jest poddanym Jego woli, która jest doskonałą wolnością. Wiemy jednak, że, w swej wolności wyboru, Adam wybrał inną drogę życia niż ta, którą wyznaczył mu Bóg, wybrał ją, gdyż polegał na sobie, ukochał samego siebie, usunął Boga z centrum swego życia, sam zajął to miejsce - stał się egocentryczny. Umarł wtedy dla Boga, który jest źródłem wszelkiego życia, umarł w swych przestępstwach i grzechach. W takich warunkach urodził się Adamowi syn "podobny do niego jako jego (upadłego) obraz (Rdz.5,3;BT): "G...
kanaan