Roberts Nora - Bracia z klanu MacGregor 01 - Daniel.pdf

(469 KB) Pobierz
Microsoft Word - Roberts Nora - Bracia z klanu MacGregor 01 - Daniel
NORA ROBERTS
BRACIA Z KLANU MACGREGOR
TOM PIERWSZY
 
TOM PIERWSZY
DANIEL
Z DZIENNIKÓW DANIELA DUNCANA MACGREGORA
Kiedy człowiek prze Ň yje tyle łat co ja, czas mija mu coraz szybciej. Pory roku
zmieniaj Ģ si ħ jak w kalejdoskopie, dzie ı goni za dniem. Ani si ħ obejrzysz, jak przychodzi zima,
po niej lato, potem znowu zima, i tak w koło. Dlatego uwa Ň am, Ň e nie wolno marnowa ę ani
chwili. Trzeba cieszy ę si ħ Ň yciem w całej pełni, smakowa ę ka Ň d Ģ jego minut ħ . Kiedy miałem
trzydzie Ļ ci lat, my Ļ lałem dokładnie tak samo.
W ostatnich latach nie brakowało mi powodów do rado Ļ ci. Widziałem, jak czworo z
moich ukochanych wnucz Ģ t zakochuje si ħ szcz ħĻ liwie, a potem zakłada rodziny. Najpierw
Laura, po niej Amelia, wreszcie Maks. Wszyscy znale Ņ li swoj Ģ drug Ģ połow ħ i zaznali
szcz ħĻ cia, jakie mo Ň e da ę spełniona miło Ļę . Tylko dlaczego, u licha, tak długo trwało, zanim
zrozumieli t ħ oczywist Ģ prawd ħ , Ň e bez rodziny człowiek jest nikim?
Jedno jest pewne - gdyby nie ja, wci ĢŇ jeszcze chodziliby po tym Ļ wiecie sami jak
palec i nawet nie pomy Ļ leli o tym, Ň e ju Ň najwy Ň sza pora uradowa ę moje oczy widokiem
zdrowych, rumianych prawnuków. Całe szcz ħĻ cie trzymałem r ħ k ħ na pulsie i dzi ħ ki temu moja
Anna ma teraz kogo przytula ę i rozpieszcza ę . I czy oczekuj ħ słówka podzi ħ kowania? Nie,
absolutnie nie! Tak długo, jak Bóg pozwoli mi decydowa ę o losach mojej rodziny, b ħ d ħ
wypełniał obowi Ģ zki, nie licz Ģ c na niczyj Ģ wdzi ħ czno Ļę . Po to jestem, Ň eby dba ę o szcz ħĻ cie
najbli Ň szych.
Ju Ň miałem nadziej ħ , Ň e po tylu wspaniałych Ļ lubach moje pozostałe wnuki wezm Ģ
dobry przykład z rodze ı stwa i kuzynów. Ale sk Ģ d Ň e, ani im to w głowie! Swoj Ģ drog Ģ , nie
byliby MacGregorami, gdyby nie upierali si ħ przy swoim. I dobrze, takich wła Ļ nie ich
kocham. Co oczywi Ļ cie nie znaczy, Ň e b ħ d ħ przygl Ģ dał si ħ bezczynnie, jak marnuj Ģ swoje
najlepsze lata, Ň yj Ģ c samotnie albo, co gorsze, wikłaj Ģ c si ħ w głupie zwi Ģ zki. Pomogłem trzem
moim wnuczkom znale Ņę drog ħ do ołtarza, doprowadziłem tam pierwszego wnuka, to i
poradz ħ sobie z reszt Ģ towarzystwa. A Ň e niektórzy kr ħ c Ģ nosem i mówi Ģ , Ň e niepotrzebnie si ħ
wtr Ģ cam? Ba! Co zrobi ę . Po to człowiek przez całe Ň ycie nabiera m Ģ dro Ļ ci i do Ļ wiadczenia,
Ň eby w odpowiednim czasie podzieli ę si ħ tym bezcennym skarbem z innymi. I to ma by ę
w Ļ cibstwo?
Bez wzgl ħ du na to, co sobie ró Ň ni gadaj Ģ , doszedłem do wniosku, Ň e czas zaj Ģę si ħ
moim wnukiem Danielem Campbellem MacGregorem. Bystry z niego chłopak, zadziorny, z
temperamentem. A do tego jaki przystojny! Powiem nieskromnie, Ň e prócz imienia,
odziedziczył po mnie tak Ň e urod ħ . Nic wi ħ c dziwnego, Ň e kobiety lec Ģ na niego jak muchy do
2401566.001.png
miodu i w tym cały ambaras. Mówi Ģ , Ň e od przybytku głowa nie boli, ale to nie zawsze
prawda. Poza tym ilo Ļę nie zawsze znaczy jako Ļę , niestety! Nie byłbym jednak sob Ģ , gdybym
nie znalazł na to sposobu.
Daniel jest artyst Ģ i wszystko wskazuje, Ň e chłopak ma prawdziwy talent. Co prawda
ja sam niewiele rozumiem z jego malarstwa, za to inni wr ħ cz przeciwnie, bo odniósł du Ň y
sukces i stał si ħ bardzo popularny w Ļ ród znawców sztuki. Do pełni szcz ħĻ cia brakuje mu ju Ň
tylko odpowiedniej kobiety, z któr Ģ mógłby podzieli ę si ħ swoim sukcesem. A gdyby jeszcze po
jego pracowni zacz ħ ły biega ę dzieciaki, cz ħĻ ciej odrywałby si ħ od sztalug. Do tego trzeba
oczywi Ļ cie odpowiedniej partnerki, dziewczyny z klas Ģ , charakterem, ambicjami, no i
oczywi Ļ cie wła Ļ ciwym pochodzeniem. Dawno ju Ň tak Ģ znalazłem. Jeszcze w czasach, kiedy
obydwoje z Danielem byli małymi brzd Ģ cami. Czekałem cierpliwie, a Ň wreszcie nadeszła
pora, Ň eby działa ę .
Najwa Ň niejsze, by zachowa ę dyskrecj ħ , bo z moim Danielem trzeba bardzo uwa Ň a ę .
Twarda z niego sztuka, lubi skaka ę i wierzga ę jak rozbrykany Ņ rebak. Kate mu si ħ i Ļę w lewo,
a on daje susa w prawo. Taka ju Ň jego buntownicza natura. Zdaje si ħ , Ň e rekompensuje sobie
wszystkie wyrzeczenia dzieci ı stwa, gdy jako syn prezydenta musiał przestrzega ę niezliczonej
ilo Ļ ci nakazów i zakazów.
Po to s Ģ wypróbowani przyjaciele, Ň eby od czasu do czasu skorzysta ę z ich pomocy.
Mam nadziej ħ , Ň e jedna z moich starych znajomych pomo Ň e mi popchn Ģę Daniela we
wła Ļ ciwym kierunku i przypilnowa ę , Ň eby nie zboczył Z kursu. Oczywi Ļ cie wszystko po cichu i
dyskretnie. Niech chłopak my Ļ li, Ň e sam sobie sterem. Jedna z dewiz m Ģ drego człowieka
nakazuje, by nigdy nie domaga ę si ħ podzi ħ kowa ı . Najwa Ň niejsze s Ģ wyniki.
2401566.002.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Przez wysokie okna wpadały promienie sło ı ca, w których wirowały drobinki złotego
pyłu. Szerokie smugi Ļ wiatła kładły si ħ jasnymi plamami na drewnianej podłodze. Po Ļ rodku
jednej z takich Ļ wietlistych plam stał młody m ħŇ czyzna i wpatrywał si ħ ze skupieniem w
rozpi ħ te na sztalugach płótno, gdzie agresywna purpura zmagała si ħ z gł ħ bokim szafirem.
Podchodził co chwila do swojego obrazu, wyci Ģ gał energicznie dło ı uzbrojon Ģ w p ħ dzel, ale
zaraz cofał j Ģ niecierpliwie.
Szybkie, zdecydowane ruchy i smukła, silna sylwetka przywodziły na my Ļ l bardziej
antycznego wojownika ni Ň współczesnego malarza. Posługiwał si ħ p ħ dzlem jak no Ň em albo
mieczem. Szerokie barki, w Ģ skie biodra i długie mocne nogi zdradzały fizyczn Ģ sił ħ , skupiona
twarz odznaczała si ħ niepokoj Ģ c Ģ dziko Ļ ci Ģ . M ħŇ czyzna miał regularne rysy, cho ę ostre ko Ļ ci
policzkowe były wyra Ņ nie zaznaczone, pełne usta mocno zaci Ļ ni ħ te. Przymru Ň one
jasnoniebieskie oczy kryły w sobie jakby wieczny chłód lodowca. Ich intensywny kolor
kontrastował z kasztanowym odcieniem faluj Ģ cych, długich włosów. Niesforne pasma co
chwila wpadały mu do oczu, wi ħ c odgarniał je szorstkim ruchem, napinaj Ģ c przy tym mi ħĻ nie
ramion, które wyłaniały si ħ spod wysoko podwini ħ tych r ħ kawów znoszonej d Ň insowej
koszuli.
Poplamione farb Ģ szczupłe dłonie dr Ň ały nerwowo, kiedy p ħ dzel atakował gwałtownie
kolejne fragmenty zagruntowanego płótna. Bose stopy nerwowo uderzały o deski podłogi,
wystukuj Ģ c na nich rytm, niczym w jakim Ļ ta ı cu wojennym.
Dla m ħŇ czyzny malowanie było wła Ļ nie wojn Ģ , zaci ħ t Ģ walk Ģ z samym sob Ģ i
emocjami. W jego wyobra Ņ ni a Ň kipiało od burzliwych uczu ę . Pasja mieszała si ħ z
po ŇĢ daniem, zachłanno Ļę z wiecznym głodem wra Ň e ı . Przelewanie tego kł ħ bowiska emocji
na płótno przypominało rozgrywanie zaci ħ tej bitwy. Kiedy malarza ogarniało natchnienie,
jego determinacja, aby wygra ę t ħ walk ħ , brała gór ħ nad wszystkim. Malował wtedy w
całkowitym zapami ħ taniu, głuchy na ryk ostrego rocka, który dudnił w ogromnej pracowni.
Stał przy sztalugach a Ň do wyczerpania, póki nie poczuł, Ň e ramiona bol Ģ go ze zm ħ czenia, a
kark sztywnieje od wielogodzinnego wysiłku. Kiedy za Ļ natchnienie mijało, nie zbli Ň ał si ħ do
zacz ħ tego obrazu przez całe dni, a nawet tygodnie. Dlatego ci, którzy go znali, nigdy nie
odmawiali mu wielkiego talentu, ale ganili za całkowity brak dyscypliny.
2401566.003.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin