tunele pod calą Europą.docx

(71 KB) Pobierz

W języku ludowym zwane są „skrzacimi jamami” lub „jaskiniami mandragory”. Mieszkańcy uważają, że zbudowały je skrzaty, a żyją w nich duchy ziemi. Według legend są to zaś wielokilometrowe drogi ewakuacyjne prowadzące z okolicznych zamków.

W Bawarii ciągnie się pod ziemią ponad 700 tuneli liczących sobie wiele setek lat. Nie wiadomo, do czego służyły owe tajemne przejścia ani kto je zbudował. Archeolodzy postanowili rozwikłać tę zagadkę.

Beate Greithanner brnie na bosaka przez mokrą łąkę Doblbergu. W oddali błyszczą pokryte śniegiem szczyty Alp. Chłopka pokazuje otwór w ziemi. – Tutaj pasła się krowa – mówi. – I nagle wpadła do tej dziury.

Otworzył się krater. Dzień później Rudi, mąż kobiety zbadał to miejsce. Zaciekawiony wsadził głowę w głębinę. Może ktoś ukrył tu jakiś skarb? Tunel prowadził ukośnie w dół, był ciasny i wilgotny, jak kiszki jakiegoś potężnego prehistorycznego stwora. Rudi nie słyszał żadnych odgłosów z zewnątrz, powietrze było lepkie. Poczuł lęk i przerwał swoje badania.

Państwo Greithannerowie z Glonn niedaleko Monachium są właścicielami osobliwego zabytku. Pod ich ziemią biegnie labirynt o co najmniej 25-metrowej długości, pochodzący prawdopodobnie z okresu średniowiecza. Niektórzy uważają, że mieszkały w nim pomagające ludziom skrzaty.

Geolodzy i geodeci, którzy pod koniec czerwca odwiedzili gospodarstwo Greithannerów, chcą dowiedzieć się, do czego naprawdę służył ów tunel. (…) Przeprowadzane obecnie badania to pionierska praca. Pierwszy raz archeolodzy w Niemczech zainteresowali się tym zadziwiającym reliktem z dawnych czasów. Od Węgier po Hiszpanię pod ziemią ciągną się niewielkie labirynty. Nikt nie ma pojęcia, jakie było ich przeznaczenie.

W samej tylko Bawarii znaleziono 700 takich obiektów. W Austrii – około 500. W języku ludowym zwane są „skrzacimi jamami” lub „jaskiniami mandragory”. Mieszkańcy uważają, że zbudowały je skrzaty, a żyją w nich duchy ziemi. Według legend są to zaś wielokilometrowe drogi ewakuacyjne prowadzące z okolicznych zamków.

W rzeczywistości tunele te mają często zaledwie 20 do 50 metrów długości. Przez duże korytarze można przejść w schylonej pozycji. Niektóre miejsca pokonuje się na czworaka. Najbardziej podejrzane są te o średnicy zaledwie 40 centymetrów.

Czymże są rzymskie katakumby wobec owych labiryntów z podziemnego świata? Cała Bawaria jest nimi podziurawiona – i nikt nie wie, dlaczego. Wiele z nich biegnie z dawnych siedzib ludzkich, wejścia do tuneli znajdują się w kuchniach dawnych chłopskich domów. Leżą w pobliżu kościołów i cmentarzy – albo też w samym środku lasu.

Atmosfera tu jest mroczna i przytłaczająca. Ten, kto chciałby ją poznać, może zgłosić się do Vinzenza Wenera z Münzkirchen w Austrii, który oferuje zwiedzanie czy raczej pełzanie. Po kamiennych schodach w jego lokalu schodzi się z pomieszczenia z wyszynkiem do piwnicy win. Są tam drzwi zapadowe, za którymi znajduje się dziura w ziemi. – Chorych na serce nie wpuszczamy – mówi właściciel. W razie wypadku ma przygotowane miękkie nosze, aby móc wyciągnąć nieprzytomną osobę z lochu. (…)

Żaden średniowieczny dokument nie wspomina ani słowem o owych labiryntach. Na ten temat panuje całkowite milczenie. Kolejną rzeczą, jaka wprawia w zdumienie badaczy, jest fakt, że nie odkryto tu niemal żadnych znalezisk. Są kompletnie puste, jak gdyby nigdy nie były używane, przez co przypominają miejsca zamieszkane przez duchy. W jednym z tuneli leżał żelazny lemiesz pługa, w trzech kolejnych ciężkie kamienie młyńskie. I to już niemal wszystko.

W języku ludowym zwane są „skrzacimi jamami” lub „jaskiniami mandragory”. Mieszkańcy uważają, że zbudowały je skrzaty, a żyją w nich duchy ziemi. Według legend są to zaś wielokilometrowe drogi ewakuacyjne prowadzące z okolicznych zamków.

W Bawarii ciągnie się pod ziemią ponad 700 tuneli liczących sobie wiele setek lat. Nie wiadomo, do czego służyły owe tajemne przejścia ani kto je zbudował. Archeolodzy postanowili rozwikłać tę zagadkę.

Beate Greithanner brnie na bosaka przez mokrą łąkę Doblbergu. W oddali błyszczą pokryte śniegiem szczyty Alp. Chłopka pokazuje otwór w ziemi. – Tutaj pasła się krowa – mówi. – I nagle wpadła do tej dziury.

Otworzył się krater. Dzień później Rudi, mąż kobiety zbadał to miejsce. Zaciekawiony wsadził głowę w głębinę. Może ktoś ukrył tu jakiś skarb? Tunel prowadził ukośnie w dół, był ciasny i wilgotny, jak kiszki jakiegoś potężnego prehistorycznego stwora. Rudi nie słyszał żadnych odgłosów z zewnątrz, powietrze było lepkie. Poczuł lęk i przerwał swoje badania.

Państwo Greithannerowie z Glonn niedaleko Monachium są właścicielami osobliwego zabytku. Pod ich ziemią biegnie labirynt o co najmniej 25-metrowej długości, pochodzący prawdopodobnie z okresu średniowiecza. Niektórzy uważają, że mieszkały w nim pomagające ludziom skrzaty.

Geolodzy i geodeci, którzy pod koniec czerwca odwiedzili gospodarstwo Greithannerów, chcą dowiedzieć się, do czego naprawdę służył ów tunel. (…) Przeprowadzane obecnie badania to pionierska praca. Pierwszy raz archeolodzy w Niemczech zainteresowali się tym zadziwiającym reliktem z dawnych czasów. Od Węgier po Hiszpanię pod ziemią ciągną się niewielkie labirynty. Nikt nie ma pojęcia, jakie było ich przeznaczenie.

W samej tylko Bawarii znaleziono 700 takich obiektów. W Austrii – około 500. W języku ludowym zwane są „skrzacimi jamami” lub „jaskiniami mandragory”. Mieszkańcy uważają, że zbudowały je skrzaty, a żyją w nich duchy ziemi. Według legend są to zaś wielokilometrowe drogi ewakuacyjne prowadzące z okolicznych zamków.

W rzeczywistości tunele te mają często zaledwie 20 do 50 metrów długości. Przez duże korytarze można przejść w schylonej pozycji. Niektóre miejsca pokonuje się na czworaka. Najbardziej podejrzane są te o średnicy zaledwie 40 centymetrów.

Czymże są rzymskie katakumby wobec owych labiryntów z podziemnego świata? Cała Bawaria jest nimi podziurawiona – i nikt nie wie, dlaczego. Wiele z nich biegnie z dawnych siedzib ludzkich, wejścia do tuneli znajdują się w kuchniach dawnych chłopskich domów. Leżą w pobliżu kościołów i cmentarzy – albo też w samym środku lasu.

Atmosfera tu jest mroczna i przytłaczająca. Ten, kto chciałby ją poznać, może zgłosić się do Vinzenza Wenera z Münzkirchen w Austrii, który oferuje zwiedzanie czy raczej pełzanie. Po kamiennych schodach w jego lokalu schodzi się z pomieszczenia z wyszynkiem do piwnicy win. Są tam drzwi zapadowe, za którymi znajduje się dziura w ziemi. – Chorych na serce nie wpuszczamy – mówi właściciel. W razie wypadku ma przygotowane miękkie nosze, aby móc wyciągnąć nieprzytomną osobę z lochu. (…)

Żaden średniowieczny dokument nie wspomina ani słowem o owych labiryntach. Na ten temat panuje całkowite milczenie. Kolejną rzeczą, jaka wprawia w zdumienie badaczy, jest fakt, że nie odkryto tu niemal żadnych znalezisk. Są kompletnie puste, jak gdyby nigdy nie były używane, przez co przypominają miejsca zamieszkane przez duchy. W jednym z tuneli leżał żelazny lemiesz pługa, w trzech kolejnych ciężkie kamienie młyńskie. I to już niemal wszystko.

Dziwne tunele pod Europą

 

Takimi tajemnicami mogli zachwycać się do tej pory jedynie ich amatorzy. Pionier badań nad tego rodzaju tunelami, Lambert Karner (1841-1909) był księdzem. Jak pisze w swoich książkach, przeciskał się w migoczącym świetle świec przez 400 lochów o „cudownych zakrętach”, „przez które trzeba było często przepełznąć niczym robak”.

Potem dziedzina ta stała się domeną pełnych fantazji krajoznawców. Twierdzili, że owe jaskinie były niegdyś „zimowymi kwaterami germańskich plemion” i miejscami, w których trzymano osoby kalekie.

Dieter Ahlborn, kierujący obecnymi badaniami, chce zaangażować teraz do nich naukę. Dowodzona przez niego grupa robocza zmieniła się w silny zespół badawczy. Są w nim speleolodzy, nauczyciele geografii i inżynierowie, jak Nikolaus Arndt, który budował metro w Indiach i na zamówienie Kaddafiego poprowadził wodę przez pustynię.

(…) Wystawa zorganizowana w Passau ma przybliżyć tę dziedzinę szerszej publiczności. Kto chce, może przemierzyć tu na czworakach tunel zbudowany ze sklejki. Tablice informacyjne mówią o „ostatniej wielkiej tajemnicy, jaką kryje w sobie środkowa Europa”. Taka wiedza jest bardzo potrzebna. Często tunele te odkrywano przy okazji budowy dróg lub domów czy też przez przypadek, a następnie z powodu ignorancji zasypywano je z powrotem. Największy taki obiekt w Niemczech, liczący 125 metrów długości, właściciel zamienił w basen. – Hańba! – zżyma się Arndt. 90 procent owych katakumb spoczywa jeszcze nieodkryta pod ziemią.

Jak trudno jest je wytropić, pokazuje historia Josefa Wasmeiera z Beutelsbach w Dolnej Bawarii. Niedaleko jego zagrody stał niegdyś zamek, który zburzono w XVIII wieku. Dzisiaj rosną tu robinie. – Według legendy z zamku wiodły tunele ewakuacyjne – opowiada rolnik. Wraz z kilkoma zaufanymi ludźmi rozpoczął poszukiwania. Dzień w dzień kopali i wiercili. Wreszcie Wasmeier trafił na jaskinię. Za nią znajdował się osobliwy tunel o ścianach z piasku. Prowadził przez cztery metry stromo w dół, a potem zygzakami dalej. (…)

Wasmeier z wielką ostrożnością wszedł do środa. – Można było się tam poczuć jak Indianin z plemienia Hopi – stwierdza. – Oni też zamieszkiwali jaskinie, chcąc otrzymać odpowiedzi na ważne pytania.

Ile lat może liczyć sobie owa budowla? Członkowie grupy roboczej prowadzące badania aż palą się, by się tego dowiedzieć. Z własnej kieszeni zapłacili za analizę próbek pyłków. Datowanie radiowęglowe wskazuje na X-XIII wiek. Znalezione tu okruchy węgla drzewnego pochodzą z okresu między 950 a 1050 rokiem.

Heinrich Kusch, specjalista w dziedzinie prehistorii, uważa jednak owe informacje za nieprawdziwe. Przypuszcza, że podziemne labirynty powstały częściowo już przed 5 tysiącami lat, w epoce neolitu. Od paru lat z pomocą ogromnych urządzeń wiertniczych przeszukuje Styrię, próbując odnaleźć „bramy prowadzące do podziemnego świata”.

Jego teoria straciła jednak na aktualności. Wszystkie datowania przeprowadzone za pomocą metody radiowęglowej wskazują na okres średniowiecza. Zachwiało to dawnym przekonaniem, że budowle te powstały w okresie wędrówki ludów w V i VI wieku. Cale plemiona opuszczały wówczas swoje ojczyste strony, porzucając również cmentarze, gdzie spoczywali ich przodkowie. Aby móc nadal czcić swoich zmarłych – uważano – zbudowano na ich cześć puste grobowce.

Wiadomo przynajmniej tyle, że tunele są dziełem prawdziwych fachowców. Za pomocą trzymanych obiema rękami kilofów kopali je na czworakach, posuwając się naprzód. Co kilka metrów wykuwali w ścianach wnęki na lampy oliwne. Długie korytarze budowali, prowadząc je zakolami, aby zmniejszyć naprężenie poziome w gruncie. Nie stosowali żadnych podpór.

Około 1200 roku labirynty zostały z powrotem zasypane, a wejścia zablokowano gruzem. Znajdowały się w nim fragmenty ceramiki z epoki gotyku.

Nic dziwnego więc, że obecnie panuje wielkie zamieszanie. Jedni uważają, że tajemnicze tunele służyły jako więzienia dla przestępców, inni twierdzą, iż były to miejsca, w których chorzy leczyli się ze swoich dolegliwości, jeszcze inni utrzymują, że były to siedziby druidów.

Dzięki współpracy międzynarodowej pojawił się obecnie nowy ślad. Sporo takich labiryntów odkryto również w Irlandii i Szkocji, a także w środkowej Francji. Ich rozmieszczenie przypomina w zaskakujący sposób drogi wędrówek irlandzko-szkockich mnichów, którzy w VI wieku jako misjonarze przybyli na kontynent z celtyckiej północy. (…)

Ahlborn przypuszcza, że przywieźli oni ze sobą również wiele pogańskich wierzeń – pozostałości nauk druidzkich czy specyficzne celtyckie wyobrażenia o tamtym świecie, co doprowadziło do budowy podziemnych labiryntów. Być może służyły one za więzienia dla demonów, złych karłów czy żywych trupów. Niektóre tunele noszą ślady blokad oraz drzwi i zamków. W korytarzu w Bösenreutin koło Lindau odkryto płaskorzeźbę z piaskowca przedstawiającą gnoma z ogonem. Czy labirynty te były więc świątyniami zabobonów?

Nie każdy zadowala się takimi spirytualistycznymi wyjaśnieniami. Josef Weichenberger na przykład słysząc je, tylko potrząsa głową. – Owe teorie są całkowicie błędne – mówi. Jego zdaniem tunele te służyły po prostu jako kryjówki.

Pogląd Austriaka, z zawodu archiwisty, ma swoją wagę. Weichenberger już od 34 lat przemierza labirynty. Ze swego miejsca pracy kieruje przy okazji centrum alarmowym – gdy ekipy budowlane donoszą o odkryciu nowego tunelu, natychmiast wkracza do akcji, by udokumentować znalezisko z pomocą kompasu i taśmy mierniczej. Żaden tunel nie jest dla niego za wąski, żadne wejście zbyt mokre czy brudne.

Zdaniem tego badacza labirynty w jego kraju pochodzą z okresu średniowiecza, z XI wieku. Wtedy to osadnicy z Bawarii ciągnęli w dół Dunaju, by zagospodarować regiony na wschodzie. Uzbrojeni w topory, wyrąbywali przecinki w leśnej głuszy, co było dość niebezpieczne. Około 1042 roku przybyli tu Madziarzy. Jeszcze około 1700 roku kurucowie (uczestnicy powstań węgierskich przeciw panowaniu Habsburgów w XVII–XVIII w. – przyp. Onet), wspierani przez Osmanów, plądrowali owe regiony.

Rozbójnicy sprawiali, że nie można było czuć się tu pewnie. Napadali oni na samotne przysiółki i za pomocą łomów zapewniali sobie dostęp do domostw mieszkańców. Jak uważa Weichenberger, chłopi wraz ze swoim dobytkiem uciekali „przed tym motłochem“ do podziemnych kryjówek. Siedzieli tak bez tchu, z bijącymi mocno sercami, podczas gdy tam, na górze rabusie daremnie przeszukiwali ich izby, rozglądając się za wartościowymi przedmiotami. W taki sposób badacz ten przedstawia rozwiązanie zagadki owych tuneli.

Jako potwierdzenie prawdziwości tej tezy przytacza dowód na piśmie. –Dawny protokół zgonu mówi o kobiecie, która najwyraźniej ze strachu, że kryjówka zostanie odkryta, udusiła swoje płaczące dziecko.

(…) Po czterech godzinach jazdy samochodem docieramy do Kleinzwettl. Mury tutejszego kościoła wyposażone były niegdyś w zwodzony most i wał obronny. Tuż pod świątynią biegnie system podziemnych korytarzy. Zeszłej jesieni Weichenberger dokładnie je wymierzył – liczą 62 metry długości. Wejście znajduje się w granitowej posadzce przy ołtarzu. Aby zajrzeć do środka, trzeba mieć specjalne pozwolenie, ze względu na niebezpieczeństwo zawalenia się. Z początku idzie się niepewnie przez kręty korytarz, nogawki spodni natychmiast pokrywają się błotem.

Robi się coraz bardziej ciasno. Po zalaniu przez wodę część tunelu zamieniła się w zamuloną pustynię. Z sufitu kapie, na górze znajdują się ciężkie kolumny kościoła. Trochę strach. ­ Było tu niezbyt wygodnie – przyznaje Weichenberger – ale ludziom chodziło przecież o ratowanie swego życia.

Aby dowieść słuszności swojej hipotezy, poważył się na odważny eksperyment. Wraz z dwoma kolegami zamknął się na 48 godzin w jednym z owych tuneli. Po krótkim czasie czujniki zaczęły alarmować, że jest za mało tlenu, a płomienie świec chwiały się w charakterystyczny sposób. Mężczyźni wegetowali tak w niepełnej świadomości, a gdy oddychanie stawało się zbyt trudne, przeczołgiwali się do innych korytarzy. Test się udał.

Czego jednak on dowodzi? – Niektóre z owych tuneli były rzeczywiście wykorzystywane jako schrony, ale dopiero w znacznie późniejszym okresie – uważa Dieter Ahlborn. – Traktowano je również jako toalety i wysypiska śmieci.

Także austriacka speleolożka Edith Bednarik jest pewna, że kręte groty nie nadawały się do pełnienia funkcji schronów. Argumentuje to tym, że nie było w nich większych pomieszczeń, przeznaczonych do przebywania w nich ludzi. Nie miały też żadnych wyjść awaryjnych, w razie pożaru zamieniłyby się natychmiast w „śmiertelne pułapki”. Ciężarne kobiety z kolei nie przedostałyby się przez wąskie otwory. W sytuacjach zagrożenia wystraszeni ludzie musieliby tu siedzieć w kucki, ciasno jeden obok drugiego. Ale dlaczego nie wypadło im przy tym nic z kieszeni? Nie ma żadnych śladów pożywienia ani też resztek pochodni.

Dlatego właśnie większość badaczy przypisuje owym labiryntom funkcje sakralne i kultowe. Wielu z nich szczególnie atrakcyjna wydaje się wersja o „komnacie dusz”. Według niej tunele te stanowiły coś w rodzaju poczekalni, w których dusze zmarłych czekają na zmartwychwstanie po Sądzie Ostatecznym, kiedy to Bóg sądzić będzie „żywych i umarłych” . Dopiero w XII wieku rozpowszechniła się teologia czyśćca, który umożliwiał oczyszczenie duszy. Dobrzy ludzie mogli natychmiast dostać się do nieba. Wtedy jaskinie stały się zbędne, co pasuje do daty ich zasypania.

Ta hipoteza nie wyjaśnia jednak, czemu sprawa owych krypt owiana była taką tajemnicą. I dlaczego na przykład w Szwajcarii i w Schwarzwaldzie nie ma podobnych obiektów. – Potrzebujemy pomocy fizyków, teologów i specjalistów od prehistorycznego górnictwa – mówi Dieter Ahlborn. Jak dotąd na temat owych tuneli nie powstała jeszcze ani jedna praca doktorska, wśród uniwersyteckich naukowców sprawa ta jest niemal w ogóle nieznana.

Rolnikowi Wasmeierowi wcale to nie przeszkadza. Lubi swój podziemny korytarz właśnie za tę aurę tajemniczości. Niekiedy wieczorami idzie na pół godziny do swojej prywatnej jaskini i siedzi tam medytując. – A kiedy wychodzę na zewnątrz – opowiada – gwiazdy świecą tak jasno, jak gdyby można było ich dosięgnąć.

Autor: Matthias Schulz Źródło: Der Spiegel

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin