Jaguar's Claim.pdf

(347 KB) Pobierz
684729026 UNPDF
Pan młody opętany żądzą, niechętna panna młoda i jedna noc dominacji, której
oboje nie zapomną.
Tanesha zrobiła jedyną sensowną rzecz, kiedy jej brazylijska rodzina
zaaranżowała jej małżeństwo z rozsądku z innym zmiennokształtnym. Uciekła.
Teraz prowadzi wygodne życie na Manhattanie jako call girl. W jednej
sekundzie straciła swoje dziewictwo i pragnienie posiadania towarzysza na całe
życie. Żyje tak do czasu, gdy przez krach na giełdzie traci wszystkie swoje
oszczędności. Bez grosza przy duszy rozważa powrót do Brazylii.
Danilo, pogardzany od momentu w którym jego dziewicza panna młoda ucieka
mu sprzed nosa, wcale nie jest ucieszony gdy dochodzą do niego wieści o jej
powrocie do Brazylii. Przeszła mu chęć do małżeństwa, pomimo tego że nadal
wiąże go obietnica. Uzbrojony w milion dolarów, skórzany pejcz i zajadłą
determinację żeby wyrównać rachunki, wyrusza na poszukiwanie Taneshy.
Powalona na kolana – słysząc trzask bata na swojej nagiej skórze – Tanesha
walczy by nie poddać się zmysłowemu urokowi zmiennokształtnego, którym
niegdyś wzgardziła.
684729026.001.png
Prolog
Danilo Tovares przemierzał swój pokój, rozmyślając o tym jak długo ma
jeszcze czekać na swoją kotkę. Dziesiątki lat. Po tygodniu spędzonym w USA
dziś o świcie przyleciał do Brazylii. Nie zamierzał czekać ani minuty dłużej. Nie
miał cienia wątpliwości, że ona jest dla niego stworzona, nawet nie patrząc na
to, że ich rodziny próbowały ich złączyć.
Zadając sobie pytanie - dlaczego tak długo? , zatrzymał się naprzeciwko
okna. Przed jego oczami widniała jedynie bujna roślinność i całkiem
opustoszała droga. Powrót do domu powinien zająć jej nie więcej niż godzinę.
Jednak była spóźniona więcej niż godzinę. Z każdą mijającą sekundą w jego
umyśle rosło przekonanie, że coś było nie tak. Odszedł od okna wściekły na
siebie za zdenerwowanie przed ślubem.
Nie miał powodów by czuć napięcie. Ktoś powiedział mu, że ona wciąż
nosi naszyjnik który lata temu dla niej zrobił. Był jeszcze dzieckiem, kiedy kupił
u wiedźmy w lesie kawałek czarnego onyksu. Zaczął szlifować kamień, pociął
się do krwi ale nie rozstawał się z nim dopóki z onyksu nie wyłonił się mały
czarny jaguar.
Nie pozwolili mu wręczyć prezentu osobiście. Lecz między nimi była więź,
wiedział, kiedy onyks dotknął jej skóry. Nie mógł dłużej czekać, chciał
zobaczyć naszyjnik na jej obnażonej piersi.
Głęboko westchnął, rozmyślając o pierwszej nocy. Jako dziewica nie
miała doświadczenia. Czule pieściłby ją. Powstrzymywałby się z trudnością, ale
starałby sprawić jej rozkosz. Rękami i językiem doprowadziłby ją do duszącej
namiętności. Chciał czuć jak bije jej serce, wdychać jej zapach i słyszeć jak
krzyczy z rozkoszy. Gdyby prosiła, nie – błagała go o to by wziął ją, gwałtownie
wszedłby w jej wnętrze i zapanował nad nią naprawdę. Z czasem poznawaliby
najtajniejsze sposoby rozkoszy.
Kiedy drzwi otworzyły się, lekko podskoczył. Na miejscu jego przyszłej
żony stała jego babcia.
- No – powiedział Danilo – Gdzie ona jest?
- Szukaliśmy jej wszędzie. Wyjechała.
- Jak to – wyjechała?
- Jej młodsza siostra to potwierdziła. Uciekła. Obawiam się, że już nie
wróci.
- Uciekła ode mnie?
Kiedy zrozumiał co się tak naprawdę stało, całe jego ciało poraził chłód.
Jego miłość, jego dziewczynka, odrzuciła go. Instynkt kazał mu zmienić się i
złapać ją. Wyśledzić ją i uczynić swoją, nawet jeżeli to będzie wbrew jej woli.
„Tanesha” – wyszeptał, tęsknota walczyła w nim z pragnieniem zemsty. Jeśli ja
znajdzie, to nie będzie już miejsca dla czułości.
Rozdział 1
„Nadszedł czas by zabierać stąd swój tyłek z Manhattanu”.
Tanesha da Silva postawiła gorącą filiżankę kawy na stół i wygodnie
rozsiadła się na fotelu.
- Ostrożnie, bardzo gorące – dodała Tanesha uprzedzając, ale było za
późno. Jej najlepsza przyjaciółka, Serene, poparzyła o gorącą filiżankę palce. By
zmniejszyć ból zaczęła machać w powietrzu ręką.
Serena pstryknęła na filiżanką palcami. Para zniknęła.
- Cały czas nie rozumiem dlaczego wyjeżdżasz.
- Przeleciałam wszystkich mężczyzn w tym mieście. Nikt już nie został.
Serena roześmiała się.
- Nie chwal się, kochanie.
Tanesha zamknęła oczy, ciesząc się zapachem świeżo mielonej kawy,
który unosił się w powietrzu. Kiedy przyjechała do Nowego Yorku pięć lat
temu, Serena była jej moralnym wsparciem.
- Cukier i śmietanka? – wskazała na kawę Sereny. Ta podniosła filiżankę i
upiła łyk.
- Wolę mocną czarną.
- Dalej będziemy gadać o kawie? – puściła oczko Tanesha. O ile
wiedziała, Serena zachowywała się jak zakonnica.
Serena zacisnęła wargi.
- Gdybym wiedziała, że zastanę w takim dobry nastroju, to nie
siedziałabym tu z tobą by dotrzymać ci towarzystwa. – Serena rzuciła jej
oceniające spojrzenie. – Wyglądasz dużo lepiej niż oczekiwałam.
Tanesha przełknęła stojącą w gardle gulę i odchrząknęła wymijająco. Nie
czuła się zbyt dobrze, ale starała się trzymać fason i urządziła sobie pożegnalną
kolację. Na stół położyła najlepszą porcelanę, srebro i dużo słodyczy. To była
jej ostatnia kolacja na Manhattanie i wszystko musiało być na poziomie.
- Jestem taka szczęśliwa – powiedziała ze spokojem Tanesha. – Nie
gadajmy o tych sprawach. Chcesz jeszcze kawy? – podskoczyła kierując się do
kuchni. - Ta kawa była od Emilio. Czysta, brazylijska, świeżo mielona. Nie będę
już mogła robić u niego zakupów.
- Czysta brazylijska? – uśmiechnęła się Serena. – Tak samo jak ty. Jaki
zbieg okoliczności.
Tanesha podniosła wzrok, rozlewając świeżą kawę do filiżanek.
- Tak, mielona – rzuciła Serenie rozgniewane spojrzenie. – Ale ja jestem o
wiele droższa.
Usta Sereny wygięły się w uśmiechu.
- Zawsze dziwiłam się, dlaczego mężczyźni ci płacą. Oni nigdy nie
rozumieli, że ich wykorzystujesz. Jesteś... seksowną kocicą.
- Nie drocz się ze mną. – Tanesha wzięła do ust rogalik, który
posmarowała czarnym dżemem. – Jestem warta każdego dolara.
- Więc dlaczego wyjeżdżasz? – spytała Serena. – Dlaczego nie zaczniesz
wszystkiego od początku?
Tanesha wzruszyła ramionami, czując na języku porzeczkowy smak,
który wspaniale komponował się ze świeżym wypiekiem. Oczywiście mogła
zacząć wszystko od zera. Już o tym myślała. Ciężko pracowała, by mieszkać w
tym luksusowym apartamencie na Upper West Side. No, może nie do końca to
była prawda. Jej praca nigdy nie była aż tak ciężką bardziej przypominała
ekscytującą rozgrzewkę.
- Zaryzykowałam wszystkim – powiedziała Tanesha, w głębi przeklinając
siebie po raz setny. Pieprzona giełda fundacyjna, przeklęty broker, a najbardziej
przeklinała swoją głupią cechę – wszystko stawiać na jedną kartę. – Straciłam
wszystko. – Po koniec miesiąca musiała wynieść swój tyłek z mieszkania.
Tanesha zanurzyła palec w filiżance z dżemem śliwkowym. Z głębokim
westchnieniem zlizała go z palca.
- Teraz czuję się taka przegrana.
- I dlatego pakujesz swoje rzeczy i wyjeżdżasz z powrotem do rodziny?
- Może potrzebuje czegoś więcej niż Manhattan? – powiedziała. –
Nadszedł czas wyjechać. – Chociaż powrót do babci nie był krokiem do przodu,
a właściwie krokiem w przeszłość. – Będzie mi ciebie bardzo brakować – z
trudem przełknęła ślinę.
Chciałaby móc z powrotem cofnąć te słowa. Gdyby Serena ją teraz objęła,
rozpłakałaby się jak dziecko.
Serena otworzyła swoją torebeczkę od Kate Spade i zaczęła wyrzucać na
dywan jej zawartość.
- Zrobię ci pożegnalny prezent. Oczywiście jeżeli go tylko znajdę –
wymamrotała.
Tanesha z uśmiechem przyglądała się, jak Serena wyciągała źdźbła trawy
i małe zasuszone części zwierzątka ze swojej stylowej torebki, i cieszyła się, że
Serena jest tak miękka i nadmiernie emocjonalna.
- Wiem, że gdzieś na pewno tutaj jest – praktycznie wyrzuciła wszystko
ze swojej torebki na podłogę.
- Nie śpiesz się. Samolot odlatuje dopiero o dziewiątej.
Zadzwonił telefon, przerywając złośliwą odpowiedz Sereny. Tanesha
wyskoczyła z krzesła i pobiegła odebrać.
- Tak, słucham…
- Tanesha da Silva?
Tanesha uniosła jedną brew. Usłyszała piękny, głęboki, nieznajomy męski
głos. A przecież to był jej prywatny numer.
- Z kim rozmawiam?
- Chcę cię zobaczyć – powiedział, ignorując jej pytanie. – Przyślę
kierowcę.
Dziewczyna otworzyła usta, po chwili zamknęła je i postanowiła dalej być
uprzejma, zamiast posłać go do diabła.
- Myślę, że zaszło tu jakieś nieporozumienie.
- Nie ma tu żadnego nieporozumienia – odpowiedział, a jego głos stał się
jeszcze niższy, wywołując na skórze Taneshy dreszcze.
Dziewczyna wolno wypuściła powietrze z płuc, przenosząc wzrok na
Serenę, która koniuszkami palców trzymała bransoletkę zrobioną z czarnych i
złotych przeplatających się nici. Przykryła telefon ręką.
- Przyjacielska bransoletka – powiedziała, zwracając się do Sereny. –
Jakie to miłe z twojej strony.
- Czy pani nadal jest przy telefonie?
Tanesha znów skoncentrowała się na mężczyźnie z którym rozmawiała.
- Tak, jestem cały czas. – On naprawdę miał piękny głos. – Czego pan
chce? – spytała tylko po to, by móc dłużej słuchać jego głosu, chociaż rozmowa
była całkiem bez sensu.
- Coś, o czym wolałbym powiedzieć ci...
- Tak, oczywiście – powiedziała. Nie podoba mi się to. Odłożyła
słuchawkę.
- Kto to był? – spytała Serena. – Wyglądasz jakoś dziwnie.
- Zapomnij. Nieważne. – Tanesha podeszła, by wziąć bransoletkę z rąk
Sereny i zaczęła ją oglądać. – Jak miło.
- To jest o wiele więcej niż miło – odpowiedziała Serena, obrażona.
Pracowała wczoraj cały dzień by zrobić odpowiednie zaklęcie. Poczekaj aż ją
założysz.
- Mam nadzieję, że nie chcesz rzucić na mnie jakiegoś zaklęcia?
Serena wywróciła oczami, po czym wypowiedziała zaklęcie i mocnym
węzłem ściągnęła bransoletkę z nadgarstka Taneshy.
- Podobają mi się kolory, ale co powinnam teraz czuć? To… - zamknęła
usta, gdy lekki dreszcz przebiegł od jej nadgarstków w górę, pokrywając
jednocześnie całe ciało. Ale przyjemnie. Coś rozpierało jej ciało i nigdy nie
przestanie. Uczucie, jakby zrobiła krok w wiosenny dzień, rozlało się w jej
brzuchu unosząc smutek, która się tam zadomowił.
- To jest niezwykłe – powiedziała Tanesha, gotowa teraz uśmiechnąć się i
zatańczyć.
- Pomoże ci wytrzymać – powiedziała Serena. – Nie będziesz tęskniła za
domem. To poprawi twój humor na parę dni. Potem zaklęcie będzie stopniowo
słabnąć.
- Potrzebuje dobrego nastroju. Będę musiała tkwić godzinami w ciasnym
wagonie drugiej klasy. Nie mogę sobie pozwolić na pierwszą klasę. Nie
poszczęściło mi się i nie znalazłam zbędnych dziesięciu dolarów – powiedziała
Tanesha, lecz zamiast smutku poczuła szczęśliwe ożywienie. Roześmiała się. –
Co ja takiego mówię? Nie mogę pozwolić sobie nawet na drugą klasę. Moi
krewni przysłali mi bilet - szybko przytuliła się do Sereny. – Bardzo ci dziękuję.
- Czy ktoś zawiezie cie na lotnisko? Któryś z twoich mężczyzn?
Zgłoś jeśli naruszono regulamin