598 Rozdzia� 13 Lasy, ruiny czary Ruszyli. Baron, jak zwykle, szepta� z narzeczon�, Starski w gwa�towny spos�b umizga� si� do pani W�sowskiej, kt�ra ku zdumieniu Wokulskiego przyjmowa�a to do�� �yczliwie, a Ochocki powozi� czw�rk�. Tym razem jednak jego furma�ski entuzjazm hamowa�o s�siedztwo panny Izabeli, do kt�rej odwraca� si� co chwil�. "Weso�y ptaszek z tego Ochockiego! - my�la� Wokulski. -Do mnie m�wi, �e argumentacja panny Izabeli wylewa mu si� uszami, a teraz z ni� tylko rozmawia... Oczywi�cie, chcia� mnie do niej zrazi�..." I wpad� w bardzo pos�pny humor, by� ju� bowiem pewny, �e Ochocki kocha si� w pannie Izabeli i �e z takim wsp�konkurentem prawie niema walki. "M�ody, pi�kny, zdolny... - m�wi� w sobie. -Nie mia�aby chyba oczu albo rozumu, gdyby wybieraj�c mi�dzy nim i mn� nie odda�a jemu pierwsze�stwa... Lecz nawet i w tym razie musia�bym przyzna�, �e ma szlachetn� natur�, je�eli gustuje w Ochockim, nie w Starskim. Biedny baron, a jeszcze biedniejsza jego narzeczona, kt�ra tak widocznie durzy si� w Starskim. Trzeba mie� bardzo pust� g�ow� i serce..." Przygl�da� si� jesiennemu s�o�cu, szarym �cierniskom i p�ugom z wolna orz�cym ugory i pe�en g��bokiego smutku w duszy, wyobra�a� sobie chwil�, w kt�rej ju� zupe�nie straci nadziej� i ust�pi miejsca przy pannie Izabeli Ochockiemu. "C� robi�?... C� robi�, je�eli go wybra�a... Moje nieszcz�cie, �em j� pozna�..." Wjechali na wzg�rze, gdzie roztoczy� si� przed nimi rozleg�y horyzont, obejmuj�cy kilka wiosek, lasy, rzek� i miasteczko z ko�cio�em. Brek chwia� si� w obie strony. - Pyszny widok! - zawo�a�a pani W�sowska. - Jak z balonu, kt�rym kieruje pan Ochocki - doda� Starski trzymaj�c si� por�czy. - Pan je�dzi� balonem? - zapyta�a panna Felicja. - Balonem pana Ochockiego?.:. - Nie, prawdziwym... - Niestety! nie je�dzi�em �adnym - westchn�� Starski - ale w tej chwili wyobra�am sobie, �e jad� bardzo lichym. - Pan Wokulski pewnie je�dzi� - rzek�a tonem g��bokiego prze-konania panna Felicja. - Ale�, Felu, o co ty nied�ugo zaczniesz pos�dza� pana Wokulskiego! - zgromi�a j� pani W�sowska. - Istotnie je�dzi�em... - odpar� zdziwiony Wokulski. - Je�dzi� pan?... ach, jak to dobrze! - zawo�a�a panna Felicja . -Niech nam pan opowie... - Je�dzi� pan?... - odezwa� si� z koz�a Ochocki. - Hola!... Niech pan zaczeka z opowiadaniem, zaraz tam przyjd�. Rzuci� lejce furmanowi, cho� zje�d�ali z g�ry, zeskoczy� z koz�a i po chwili siad� w breku naprzeciw Wokulskiego. - Je�dzi� pan?.. - powt�rzy�. - Gdzie?... Kiedy?... - W Pary�u, ale tym uwi�zionym balonem. P� wiorsty w g�r�, prawie �adna podr� - odpar� nieco zmieszany Wokulski. - Niech pan m�wi... To musi by� olbrzymi widok?... Jakich uczu� doznawa� pan?.. - m�wi� Ochocki. By� dziwnie zmieniony: oczy rozszerzy�y mu si�, na twarz wyst�pi� rumieniec. Patrz�c na niego trudno by�o w�tpi�, �e w tej chwili zapomnia� o pannie Izabeli. - To musi by� szalona przyjemno��... M�w pan... - pyta� natarczywie, schwyciwszy Wokulskiego za kolano. - Widok jest istotnie wspania�y - odpowiedzia� Wokulski - poniewa� horyzont ma kilkadziesi�t wiorst w promieniu, a ca�y Pary� i jego okolice wygl�daj� jak na wypuk�ej mapie. Ale podr� nie jest mi�a; mo�e tylko pierwszy raz... - Jakie� wra�enie?.. - Dziwaczne. Cz�owiek my�li, �e sam pojedzie w g�r�; nagle widzi, �e nie on jedzie, ale ziemia szybko zapada mu si� pod nogami. Jest to zaw�d tak niespodziany i przykry, �e... chcia�oby si� wyskoczy�... - C� wi�cej?... - nalega� Ochocki. - Drugim dziwowiskiem jest horyzont, kt�ry ci�gle wida� na wysoko�ci wzroku. Skutkiem tego ziemia wydaje si� wkl�s�� jak ogromny, g��boki talerz. - A ludzie?... domy?... - Domy wygl�daj� jak pude�ka, tramwaje jak du�e muchy, a ludzie jak czarne krople, kt�re szybko biegn� w r�nych kierunkach, ci�gn�c za sob� d�ugie cienie. W og�le jest to podr� prze�adowana niespodziankami. Ochocki zamy�li� si� i patrzy� przed siebie nic wiadomo na co... Par� razy zdawa�o si�, �e chce wyskoczy� z breka i �e go dra�ni towarzystwo, w kt�rym te� zapanowa�a cisza. Dojechali do lasu, za nimi dwie s�u��ce w bryczce. Panie wzi�y do r�k koszyki. - A teraz ka�da dama ze swoim kawalerem w inn� stron�! -zakomenderowa�a pani W�sowska. - Panie Starski, ostrzegam, �e jestem dzi� w wyj�tkowym humorze, a co znaczy u mnie wyj�tkowy humor, wie o tym pan Wokulski - doda�a �miej�c si� nerwowo. -Panie Ochocki, Belu, prosz� do lasu, i nie pokazujcie si�, dop�ki... nie zbierzecie ca�ego kosza rydz�w... Felu!... - Ja p�jd� z Michalink� i z Joasi�! - szybko odpowiedzia�a panna Felicja patrz�c na Wokulskiego w taki spos�b, jakby to on by� owym wrogiem, przeciw kt�remu nale�a�o uzbroi� si� we dwie s�u��ce. - No, id�my�, kuzynie - rzek�a do Ochockiego panna Izabela widz�c, �e towarzystwo wesz�o ju� w las. - Ale we� m�j koszyk i sam zbieraj rydze, bo mnie to, przyznam si�, nie bawi. Ochocki wzi�� koszyk i rzuci� go na bryczk�. - Co mi tam wasze rydze! - odpar� zachmurzony. - Straci�em dwa miesi�ce na rybach, grzybach, bawieniu dam i tym podobnych g�upstwach... Inni przez ten czas je�dzili balonem... Wybiera�em si� do Pary�a, ale prezesowa tak nalega�a, �ebym u niej wypocz��... I pi�knie wypocz��em... Zg�upia�em do reszty... Ju� nawet nie umiem my�le� porz�dnie... straci�em zdolno�ci... Eh! dajcie mi �wi�ty spok�j z rydzami... Jestem taki z�y!... Machn�� r�k�, potem obie w�o�y� do kieszeni i poszed� w las ze spuszczon� g�ow� mrucz�c po drodze. - Mi�y towarzysz! - odezwa�a si� z u�miechem panna Izabela do Wokulskiego. - Ju� b�dzie z nim tak do ko�ca wakacyj... By�am pewna, �e zepsuje mu si� humor, jak tylko Starski wspomnia� o balonach... "B�ogos�awione te balony! - pomy�la� Wokulski. - Taki wsp�zawodnik przy pannie Izabeli nie jest niebezpieczny... " I w tej chwili uczu�, �e kocha Ochockiego. - Jestem pewny - rzek� do panny Izabeli - �e kuzyn pani zrobi wielki wynalazek. Kto wie, czy nie stanie si� on epok� w dziejach ludzko�ci... - doda� my�l�c o projektach Geista. - Tak pan s�dzi? - odpowiedzia�a dosy� oboj�tnie panna Izabela. - Mo�e by�... Tymczasem kuzynek jest chwilami impertynent, z czym mu niekiedy bywa do twarzy, ale chwilami jest nudny, co nie przystoi nawet wynalazcom. Kiedy na niego patrz�, przychodzi mi na my�l historyjka o Newtonie. By� to podobno bardzo wielki cz�owiek, czy tak, panie?... Ale i c�, kiedy jednego dnia siedz�c przy jakiej� panience wzi�� j� za r�k� i... czy pan uwierzy?... zacz�� czy�ci� swoj� fajk� jej ma�ym palcem!... No, je�eli do tego prowadzi geniusz, dzi�kuj� za genialnego m�a!... Przejd�my si� troch� po lesie, dobrze, panie? Ka�dy wyraz panny Izabeli pada� Wokulskiemu na serce jak kropla s�odyczy. "Wi�c ona lubi Ochockiego (bo kt� by go nie lubi�?), ale za niego nie wyjdzie!..." Szli w�sk� drog�, kt�ra stanowi�a granic� dwu las�w: na prawo ros�y d�by i buki, na lewo sosny. Mi�dzy sosnami od czasu do czasu b�ysn�� czerwony stanik pani W�sowskiej albo bia�a okrywka panny Eweliny. W jednym miejscu rozwidla�a si� droga i Wokulski chcia� skr�ci�, ale panna Izabela zatrzyma�a go. - Nie, nie - rzek�a - tam nie id�my, bo stracimy z oczu ca�e towarzystwo, a dla mnie las tylko wtedy jest pi�kny, kiedy w nim widz� ludzi. W tej chwili na przyk�ad rozumiem go... Niech no pan spojrzy...prawda, jak ta cz�� jest podobna do ogromnego ko�cio�a?... Te szeregi sosen to kolumny, tam boczna nawa, a tu wielki o�tarz... Widzi pan, widzi pan... Teraz mi�dzy konarami pokaza�o si� s�o�ce jak w gotyckim oknie... Co za nadzwyczajna rozmaito�� widok�w! Tu ma pan buduar damski, a te niskie krzaczki to taburety. Nie brak nawet lustra, kt�re zosta�o po onegdajszym deszczu... A to ulica, prawda?... Troch� krzywa, ale ulica... A tam znowu rynek czy plac... Czy pan widzi to wszystko?... - Widz�, o ile mi pani pokazuje - odpowiedzia� Wokulski z u�miechem. - Trzeba jednak mie� bardzo poetyck� fantazj�, a�eby spostrzec te podobie�stwa. - Doprawdy?... A ja zawsze my�la�am, �e jestem uosobion� proz�. - Mo�e by�, �e jeszcze nie mia�a pani sposobno�ci odkry� wszystkich swoich zalet - odpar� Wokulski, niekontent, �e zbli�a si� do nich panna Felicja. - Jak to, nie zbieracie pa�stwo rydz�w? - dziwi�a si� panna Felicja. - Cudowne rydze; jest ich takie mn�stwo, �e nam nie wystarczy koszyk�w i b�dziemy chyba musia�y sypa� je do bryczki. Da� ci, Belu, koszyk?... - Dzi�kuj� ci! - A panu?... - Nie wiem, czy potrafi�bym odr�ni� rydza od muchomora odpowiedzia� Wokulski. - �licznie! - zawo�a�a panna Fela. - Nie spodziewa�am si� od pana takiej odpowiedzi... Powiem to babci i poprosz�, a�eby �adnemu z pan�w nie pozwoli�a je�� rydz�w, a przynajmniej nie te, kt�re ja zbieram. Kiwn�a g�ow� i odesz�a. - Obrazi� pa...
ABDITA