POLE MENTALNE.doc

(28 KB) Pobierz
POLE MENTALNE

POLE MENTALNE

 

Jestem przekonany, że wiele, jeśli nie większość, wróżb, w tym także astrologicznych prognoz, to prognozy samosprawdzające się. Czy astrologowie i wróżbici powinni się z tego cieszyć? Mnie wydaje się, że raczej jest to przekleństwo.

Kiedy byłem mały, czytałem piękną baśń Antoniny Domańskiej pod tytułem "Cosechciał". Tym dziwacznym słowem - "co-se-chciał" - autorka nazwała tajemnicze ziele. Człowiekowi, który je zjadł, dawało ono taką moc, że każde jego słowo natychmiast stawało się rzeczywistością. Na szczęście ziele to znalazła i zjadła mała wiejska sierotka, która wymarzyła sobie, że piękna i bogata pani, która przejeżdża gościńcem, to jej matka (której nigdy nie znała), co się zaraz okazało prawdą i baśń dobiegła kresu. Ale co by to było, gdyby cosechciału nażarł się jakiś złoczyńca albo nieodpowiedzialny żartowniś? Strach pomyśleć.

A teraz wyobraźmy sobie, że jest oto tak, że wróżby, szczególnie jeśli są wypowiadane przez pewnego człowieka i w specjalny ceremonialny sposób - spełniają się. Niekoniecznie spełniają się zawsze i dosłownie, ale tak, że "coś w tym jest". Wyobraźmy też sobie, że gdzieś w środku, w duszy człowieka znajduje się "czynnik X", jakiś chochlik, który sprawia, że to, co zostanie mu powiedziane o jego przyszłości, sprawdzi się! I te chochliki współpracują z zaklinającymi je magami-wróżbitami. Niech to zjawisko zachodzi z prawdopodobieństwem, powiedzmy, 10 procent.

Otóż mnie się wydaje, że właśnie tak jest faktycznie. Niektórzy z nas mają takie swoje "chochliki X" i niektórzy wróżbici, astrologowie i jasnowidze potrafią je odpowiednio zaprogramować. I wtedy ludzie robią to, do czego zostali zaprogramowani. Nawet jeśli się tego strasznie boją - to jednak robią. Coś się w nich boi, a coś innego to robi, samemu sobie na złość i na szkodę.

 

Uważam, że niektórzy ludzie mają w sobie bardzo silnego "wewnętrznego niszczyciela".

 

Kiedy się go doenergetyzuje - np. podsuwając mu sugestię, że on (a raczej jego właściciel) może za trzy lata umrzeć - to ów wewnętrzny psuj zrobi wszystko, żeby swojego właściciela uśmiercić. A astrolog będzie się cieszył, że mu się wróżba spełniła. Dlatego ja trochę boję się podpowiadać ludziom złe rozwiązania...

Ale tytuł dzisiejszego felietonu brzmi "pole mentalne". Chodzi mi o to, że taką podatność na sugestię mają nie tylko pojedynczy ludzie, ale i całe zbiorowości, społeczeństwa, narody. W naukach tajemnych mówi się: "egregory". Dokładniej zaś, egregor to jest duch zbiorowości. Masa ludzi, połączonych pewną organizacyjną i ideową więzią, robiących coś wspólnego i uważających się za pewną jedność, emituje z siebie własnego ducha, właśnie owo pole mentalne, w którym każda jednostka się "nurza", ale które ma właściwości inne niż jednostki.

 

Takie pole mentalne da się zaprogramować i niektórzy politycy robili to bardzo skutecznie.

 

Adolf Hitler był przecież bardzo zręcznym programatorem egregoru niemieckiego, a Lenin - rosyjskiego. Amerykanie przez wiele lat lubowali się w katastroficznych filmach - "Marsjanie atakują", "Płonący wieżowiec" - i w ten sposób programowali swój egregor, aż w końcu wizje stały się rzeczywistością i ludzie z al-Kaidy staranowali wieżowce World Trade Center.

Także artyści, zwłaszcza pisarze, potrafią programować swoje egregory. Kiedyś, podrostkiem będąc, z wypiekami na twarzy czytałem o przygodach Skrzetuskiego, Podbipięty i Kmicica. Ciekawe... Kiedy Sienkiewicz pisał "Trylogię", w naszej części świata panował pokój, sytuacja polityczna była stabilna, nie było wprawdzie wolności, ale był jaki taki porządek i Polacy, Rosjanie, Ukraińcy, a także Niemcy i Żydzi żyli w miarę zgodnie obok siebie.

Ale kiedy ja czytałem jego powieści, było już inaczej: pokolenie mojego ojca i dziadka przeżyło katastrofy podobne albo i gorsze od potopu szwedzkiego i najazdu Turków na Krzemieniec. Wojny i rzezie polsko-ukraińskie faktycznie niewiele lat przed moimi lekturami przewaliły się przez Kresy.

 

Tak jakby wizja, która wylęgła się w umyśle Sienkiewicza, wkrótce po jego śmierci stała się rzeczywistością.

 

Przecież "Ogniem i mieczem" czyta się jak zapowiedź krwawych czystek etnicznych na Wołyniu, "Potop" jak zapowiedź hitlerowskiej okupacji, a "Pana Wołodyjowskiego", powieść o bohaterze ginącym bez nadziei w wysadzonej twierdzy, jak zapowiedź zalewu Polski przez barbarzyńców, nie spod znaku półksiężyca wprawdzie, lecz sierpa i młota. Ciekawe, prawda?

A może Sienkiewicz miał swoją mentalną sondę zapuszczoną w przyszłość? Czyli był jasnowidzem? A co ma powiedzieć Stanisław Lem, któremu kolejne jego fantastyczne wizje się spełniają?

 

Wojciech Jóźwiak

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin