Wojciech Boguslawski Cud mniemany czyli Krakowiacy i Górale.doc

(480 KB) Pobierz

Wojciech BOGUSŁAWSKI

Urodził się 9 kwietnia 1757 we wsi Glinno pod Poznaniem w rodzinie szlacheckiej. Kształcił się u pijarów w Warszawie, w 1770 immatrykulowany w Akademii Krakowskiej, w następnym roku kształcił się w Szkołach Nowodworskich. Przebywał na dworze biskupa krakowskiego K. Sołtyka. W 1775 wstąpił do gwardii pieszej litewskiej, wystąpił z wojska - na skutek pominięcia w awansie - 24 lutego 1778 w stopniu podchorążego. W tym roku debiutuje jako aktor, śpiewak operowy i autor dramatyczny. Libretto opery Nędza uszczęśliwiona do muzyki M. Kamieńskiego (wyst. 11 lipca 1778) inicjuje polską twórczość operową opartą na motywach ludowych. W 1781 przenosi się do teatru lwowskiego, powróciwszy do Warszawy wchodzi do Zrzeszenia Aktorów Narodowych, w roku 1783 uzyskał przywilej na teatr polski w Poznaniu. 1 maja 1783 mianowany dyrektorem sceny polskiej, a potem także dyrektorem zespołów obcych w przedsiębiorstwie M.J. Lubomirskiego. W sierpniu 1784 za Stanisławem Augustem podążył do Nieświeża, zorganizował występy podczas sejmu w Grodnie. W lutym 1785 przeniósł się do Wilna, skąd organizował stałe wyjazdy do Grodna, Dubna i Lwowa. Na wezwanie Stanisława Augusta Poniatowskiego w lutym 1790 objął ponownie scenę warszawską, wystawiając sztuki patriotyczne. Za rządów Targowicy popadał w konflikt z władzami, min. z powodu wystawienia Henryka VI na łowach. W 1792, w listopadzie wystawił Meropę Voltaie'a - pierwszą na scenie narodowej tragedię, w 1793 operę Axur z muzyką A. Salierego we własnym przekładzie. W roku 1794 należał do sprzysiężenia kościuszkowskiego; wystawienie Krakowiaków i górali 1 marca odegrało ważną rolę agitacyjną; 18 kwietnia 1794 podpisał Akt powstania, brał udział w pracach Deputacji Rewizyjnej i Indagacyjnej. Na polecenie Rady Najwyższej Narodowej wznowił przerwane przedstawienia. 4 listopada 1794 opuszcza Warszawę, ocalając majątek teatralny i osobisty. W roku 1795 rozpoczyna działalność teatralną we Lwowie, tutaj wystawia po raz pierwszy w Polsce we własnym przekładzie (na podstawie adaptacji niemieckiej) Hamleta (1797). W roku 1799 powraca do Warszawy; gdzie kieruje teatrem przez najbliższe 14 lat. Za rozpowszechnianie ulotek z tekstem patriotycznym w 1801 władze pruskie zakazują Bogusławskiemu występów pod karą więzienia; zakaz zostaje anulowany za wstawiennictwem wysokich władz wolnomularskich. W 1802 wystawił Zaczarowany flet Mozarta, inicjował przekłady tragedii Racine'a i Corneille'a. W czerwcu 1802 przyjęty w Poznaniu przez Fryderyka Wilhelma otrzymuje przywilej na 10 lat na prowadzenie teatru we wszystkich językach. Za jego sprawą przebudowano Teatr Narodowy w Warszawie, na własny koszt przebudował teatr we Lwowie. W 1811 otwarto dzięki jego staraniom Szkołę Dramatyczną w Warszawie. Przekazawszy w 1814 dyrekcję teatru zięciowi - L. Osińskiemu, prowadził nadal czynną działalność jako aktor i organizator życia teatralnego. 20 listopada 1827 wystąpił po raz ostatni na scenie w komedii Koszyk wiśni. W 1824 zamieszkał we wziętym w wieczysta dzierżawę Jasieniu. Należał do masonerii, w loży Świątynia Mądrości otrzymał stopień mistrza. Dwukrotnie wysuwano jego kandydaturę do Towarzystwa Przyjaciół Nauk. Wszystkim swoim nieślubnym dzieciom dał swoje nazwisko. Zmarł w Warszawie 23 lipca 1829.

Wykłady wygłaszane w Szkole Dramatycznej przygotował do druku pt. Dramaturgia, czyli Nauka sztuki scenicznej; cz. 2 pt. Mimika nie ukazała się drukiem. Opracował w formie pamiętnika Dzieje Teatru Narodowego wraz z sylwetkami aktorów swoich czasów. Dorobek dramatopisarski obejmuje około 80 tytułów, z czego większość stanowią tłumaczenia bądź też adaptacje, zgodne z konwencją oświeceniowego przekładu literackiego; we własnej twórczości wykorzystywał przede wszystkim wzorce angielskie i włoskie.

Szczególne znaczenie w twórczości Bogusławskiego odgrywa opera komiczna z muzyką J. Stefaniego pt. Krakowiacy i górale, powstała w latach 1793-1794, ponoć z inicjatywy spisku, poprzedzającego powstanie kościuszkowskie. Premiera 1 marca 1794 przyjęta została entuzjastycznie, po trzecim wystawieniu zabroniona przez ambasadora carskiego, powróciła na scenę w czasach insurekcji kościuszkowskiej. Ponownie wystawiony we Lwowie utwór cieszył się wielką popularnością, był nieustannie aktualizowany, przerabiany (stąd różne wersje tytułu), miał także liczne kontynuacje. Nie odnaleziono tekstu spektaklu premierowego; pierwodruk berliński z roku 1841 oparty jest na jednym z rękopisów Bogusławskiego.

 

 

 

 

Bibliografia:

- W. Bogusławski, Cud mniemany czyli Krakowiacy i górale. Tekst według autoryzowanego odpisu z r. 1796 przygotował M. Rulikowski. Wstęp, przypisy i odmiany tekstu oprac. S. Dąbrowski i S. Straus, Wrocław 1957.
- W. Bogusławski, Henryk VI na łowach. Oprac. Z. Wołoszyńska, Wrocław 1964.
- Teatr Narodowy w dobie Oświecenia, Warszawa 1967.
- Z. Hübner, Bogusławski - człowiek teatru, Warszawa 1958.
- M. Klimowicz, Początki teatru stanisławowskiego, Warszawa 1965.
- Z. Raszewski, Bogusławski, t.1-2, Warszawa 1972

 

Karta tytułowa

 

 

 

 

OSOBY:

Bartłomiej, młynarz.

Dorota, jego żona.

Basia, córka młynarza z pierwszego małżeństwa.

Wawrzyniec, zagrodnik.

Stach, syn jego, kochanek Basi.

Jonek, przyjaciel Stacha.

Paweł, Państwo młodzi

Zosia,

Bardos, student z Krakowa.

Bryndus, górale.

Morgal,

Świstos

Miechodmuch, organista.

Pastuch

Stara baba.

Krakowiacy. Krakowianki. Górale. Góralki. Lud

(Rzecz dzieje się w Mogile, o milę od Krakowa.)

 

ODSŁONA I

 

SPRAWA I

Teatr przedstawia z jednej strony chałupy wiejskie, wspośrzód nich widać karczmę z wystawą, po drugiej stronie pod laskiem młyn i rzeka, na której stoi mostek, w głębi widać wieś Mogiłę, 
kościół i grobowiec Wandy.  
Jonek siedzi na wierzbie i spogląda ku Wiśle. 
Stach biega niespokojny.

 

DWUŚPIEW

STACH

Cós Jonku, nic tam nie widzis?

JONEK

Nic wcale, prózno się bidzis.

STACH

Patsaj jeno, miły Jonku,

Patsaj dobze pseciw słonku.

Bo słysałem, ze dziś wcale

Mają psypłynąć górale.

O niescęście tes to moje,

Jakze ja się tego boję!

JONEK

Nie lękaj się, miły Stachu,

Wsakci nie umzem od strachu,

Toć górale nie są carci

A jeźli będą uparci,

Tak ich tu gracko wyćwicem,

Ze się musą wrócić z nicem.

STACH

Ale jak mi porwą Basię?

JONEK

Jesceć im, od tego zasię.

Ale cicho! Coś spod góry

Płynie: kieby dwaj gąsiory.

STACH

Ach, to oni pewniusienko!

JONEK

Nieinacej, mój Stasienko,

Teras widzę dokonale,

Zeć to oni są górale. (skacze z drzewa.)

STACH

Cós tu cynić?

JONEK

Cós pocniewa? (myślą.)

STACH

Oto do ojca pójdziewa,

I nim górale psypłyną,

Padniem mu do nóg z dziewcyną.

I opowiem moje chęci

JONEK

Ja w tem za druzbę słuzę ci.

(razem)

Idźma, wsak on nie ze skały

Wzrusy się na me (twe) zapały,

Wsak on kiedyś w młodym wieku,

Musiał tes doznać nieboze,

Jak to wej doskwiera cłeku,

Kiej do swej lubej nie moze

(odchodzą obydwa.)

(Stach zatrzymuje się przed samym młynem.)

STACH

Ach, nie mogę mój Jonku, jakoweś mnie mory

Psechodzą i drzę cały.

JONEK

Zwycajnie, jamory

Nieśmiałym cłeka cynią, ośmielze się psecie.

STACH

Wiem, ze młynaz najlepsa jest dusa na świecie,

Ale jego zonecka, oj, ta, zadną miarą

Nie pozwoli wej na to, wsak wies, miły bracie,

Ze go tak osiodłała, jak kobyłę starą:

W ustawicnej nieborak zyje tarapacie.

JONEK

Dobrze mu tak, na co stary, ozenił się z młodą?

Posed wej i on za modą.

Chciał pewnie, azeby go sąsiedzi chwalili,

Zeby go, jak po miaStach, karmili, poili,

Byle tylko wstęp mieli do ładnej zonecki:

Myślał, ze złoto złapie, dziś ma torbę siecki.

Jak tylko pani Dorota

Wlazła w dom - zaraz niecnota,

Starca zawojowała i córkę mu gryzie;

A sama, jak zobacy zwawego chłopaka,

To tak do niego lizie,

Kieby smoła jaka.

STACH

Otós to, miły Jonku, moja bida cała,

Pani młynarka, tak się we mnie pokochała,

Ze, kaj mie tylko spotka, w oboze cy w gumnie,

Zaras chce całusa u mnie.

Ongi, jak mie pod stogiem siana psycapiła,

Tak mię ściskała niecnota,

Ledwie mnie nie udusiła.

JONEK

Cy tak? no, wejcie to ta

Psycyna, ze ci Basi nie chce dać za zonę:

Wiesze co, to psed Bartkiem oskarzemy onę,

A tak się wsyćo skońcy.

STACH

Oj nie, miły Jonku,

Nie psycyniajmy prózno staremu frasunku,

Mógłby się na śmierć zagryść, gdyby lepi

Męzowie na swych zonek figle, byli ślepi,

Więcejby spokojności między ludźmi było.

JONEK

Mów racej, ze rozpustniejby się jesce zyło,

Ale wies co, te wsytkie matki korowody

Są furdą, jezeli mas słowo panny młody.

STACH

Ej Basiać mnie lubuje i tak powiedziała,

Ze nie chce tego drągala, Górala,

Którego jej macocha za męza obrała:

Tylko, ze ociec stary, zapewne mu słowa

Zechce dotsymać, bo to jus dawna umowa.

Między niemi stanęna, ach otós jus płyną

Górale i Bryndusa zaręcą z dziewcyną.

Ja się zabije, Jonku, jeźli ją postradam.

JONEK

Cekajno, niech ja wpsódy z młynazem pogadam,

Kto wie, moze go jako w zdaniu pseonace,

Gdy mu nase racyje dobze wyonacę,

Psecies to co swój, to swój; na cós tu obcego,

Kiej haw mamy i w domu, rodaka swojego.

Alboś to ty wej hołys, lub jaki mitręga,

Psecieć to i twój ociec seść kobył zapsęga

W furmankę, i niedawno woził kastelana

Do Warsawy, ba, nawet i samego pana

Wojewodę do Grodna, a jak się obrócił,

W tsy niedziele go zawiózł, i nazad się wrócił.

I ty tes ctery konie pędzis jednym licem,

Po wąwozach się kręcis, tsaskas łepsko bicem,

Mas tes dwa morgi gruntu, dwa zupany syte

I tańcujes najlepiej między parobkami,

Mas i kozuch skalmieski, buty z podkówkami,

Dwie laski w srebro kute, ksemieniem obite,

A jezeli dotego dziewcyna ci spsyja,

To się nicego nie bój.

STACH

Ale nam cas mija,

Bo jak wej ci Górale psypłyną do młyna,

Jak się upse Dorota, to za poganina

Bartłomiej wyda córkę, i stracę dziewcynę.

JONEK

Jesce tutaj nie zdązą ani za godzinę.

Basie tsa ze młyna zwabić, byśwa uradzili.

STACH

Nie wiem, jak to tu zrobić. (Basia w dymniku pokazuje się.)

JONEK (spostrzega Basię.)

Cyt, widzis ty Basie?

 

SPRAWA II

Stach - Jonek. - Basia.

STACH (biegnąc do Basi.)

Basiu! moja dusecko, zleź tu do nas trocha.

BASIA

Nie mogę, bo młyn wejcie zamknęła macocha.

Ale patsajcie jeno, jest ona w stodole?

Jezeli jej nie widać, zejdę choć po kole.

JONEK

Nie mas jej, chwila temu, posła za ogrody.

STACH

Zejdź więc, tylko ostroznie, abyś sobie skody

Niezrobiła.

BASIA

Nie bój się, nie pierwsy raz ci to. 
(schodzi po kole, Stach jej rękę podaje, a Jonek patrząc śmieje się.)

JONEK

Ba, ba, ba! nie musiałaby chyba być kobietą,

Zeby się nie umiała wykradać do gacha.

Ale jak zręcnie skace, jak koza, ha! ha! ha!

Mówią, ze nie tsa wiezyć po miaStach niewieście.

Diabła prawda, i nase to zrobią, co w mieście.

STACH

Ach, Basiu! zycie moje, cós to będzie z nami?

BASIA

Abo co?

STACH

Juz dwie krypy płyną z Góralami.

Niezadługo tu staną.

BASIA

A to niech i ta staną.

STACH

To cie wej nic nie martwi, to chces być wydaną

Za Bryndosa, Górala?

BASIA

Nic z tego nie będzie.

Wsak wies, kiej u nas był tu po kolędzie

Powiedziałam mu wyraźnie,

Ize ja się z nim nie draźnie,

Ale mu sceze mówię, że jak diabła, jego

Nie cierpie i, ze pójdę za Stasia mojego,

A ze on nie chce wiezyć, ze tak jest uparty,

Niech go biorą carty.

Jak psyjdzie tak pójdzie s kwitkiem.

STACH

Dobze to moja Basiu, ale gdy s tem wsytkiem

Ociec cię musić będzie, albo tes macocha?

BASIA

Ociec tego nie zrobi, bo mnie mocno kocha,

A matuli zaś powiem: matulu słuchajta,

Kiej wam tak Góral miły, to se go kochajta,

Ja zaś za górala niechce pójść i kwita,

A jak mnie gwałtem weźmie, pozna, zem kobieta,

Tak go gryść, tak cartowsko zyciem z nim gotowa,

Ze mu za jeden tydzień, jak kadź spuchnie głowa;

Otósto jej tak powiem, i na tym się skońcy.

Nie bój się mój Stasieńku, nic nas nie rozłący,

Jeźli cię nie nawiną inne pseciwności.

STACH

Basiu cylis ty nie znas, całej mej miłości:

Jako wągiel skropiony wodą, bardziej pazy,

Jako wiatr rozdymając, ogień, lepiej zazy,

Tak me serce więksego doznaje płomienia,

Kiedy na się fortuna pseciwną zamienia.

BASIA

Jus se wej nie gryź głowy, jus ja w to poradzę,

Ze tego natrętnego Górala odsadzę;

A jak będzie uparty, zaśpiewam mu wreście

Tę piosneckę, co to ją jakaś panna w mieście

Swemu kawalerowi psed ślubem śpiewała,

Kiej ją matka za niego gwałtem wyganiała.

ŚPIEWKA

Mospanie kawaleze,

Nie zeń się, prosę, ze mną,

Bo ja powiadam sceze,

Ze ci nie będę wzajemną.

Natura kochać kaze

I mnozyć swoje plemię,

Ja mam ku tobie odrazę,

Prosę, zaniechajze męe.

Gdzie jest w małzeństwie zgoda,

Tam słodko lata schodzą,

Tam w domu jest swoboda,

Tam się i ludzie rodzą.

Lec gdzie w małzeńskie łózko

Niezgodę djabeł wdmuchnie,

Tam zonie schnie serdusko,

Męzowi głowa puchnie.

Nie zda się baran kozie,

I kacka nie chce kruka,

Wabią się ptaki w łozie,

Kazde swojego suka.

Gdzie się w niewoli zyje,

Niemas tam wzajemności,

Pies na powrozie wyje,

Kazdy pragnie wolności.

Otóz to tak mu powiem.

 

JONEK 
(który dotychczas w pole patrzał.)

Ej, cicho!

Dorota wej tam idzie.

STACH

A cy ją tu licho

Niesie, uciekaj, Basiu, by cię nie zocyła.

BASIA

Ale jak łatwom na dół s pod dachu zskocyła,

Ale w górę nie mozna, a dzwi odemłyna

Zamknęła wej macocha, by snać starowina

Ociec nie wysedł patsyć, kędy ona chodzi,

Bo jak wejcie uwazam, ze ona coś godzi

Na jakiegoś jamanta, s którym się wej wdaje,

A musi jus mieć kogoś, bo raniutko wstaje,

I biega za stodoły -

JONEK 
(do Stacha cicho.)

Ciebie pewnie suka,

STACH 
(do Jonka.)

Nie mówze nic.
(do Basi.)

Idź, Basiu, bo cie matka sfuka,

Najlepiej idź do karcmy pomiędzy dziewcyny,

Tańcują tam, bo Pawła dzisiaj zaślubiny,

Mają tu psyjść i ojca prosić na wesele

Ty se tes potańcujes z niemi -potem śmiele

Psyjdzies, pomiędzy gośćmi nie będzie cię łajać.

BASIA

Bywaj mi zdrów. 
(odchodzi.)

STACH

Ty tes Jonku, psestań bajać,

Gdyby dziewucha zwęchła te matki zaloty,

Miałzebym potem w domu cartowskie kłopoty;

Idź za nią, wsak ty druzba, ty mas tańce wodzić.

JONEK

Podchlebiaj matce Stachu, bo ci moze skodzić,

Nie zawadzi dla zysku osukać nawjasem,

Wsak i panowie zonki tes zdradzają casem;

A próc tego s psybytku, wsak głowa nie boli,

Potrafis ty i matce i córce dowoli.

STACH

Nie baj, idź prędzej.

JONEK

Idę. Nim staną górale,

Ja tu s całą ceredą w tańcu się psywalę,

Weźmiewa sobie sksypki i kozę maćkową.

 

SPRAWA III

Stach sam, potem Dorota.

STACH

A ja w moje obroty wezmę tu Bartkową,

Jezeli się da wzrusyć, to o starca fraski,

Jak go wej rozkomosą weselne igraski,

Wtencas mu padnę do nóg i wsystko opowiem,

Moze się da nakłonić.

DOROTA 
(biegnie i wiesza mu się na szyi.)

Ach, Stasieńku miły!

Tyś moją dusą, tyś jest mojem zdrowiem!

Jus cię od świtu sukam, pewnie cię zwabiły

Dziewuchy wej do karcmy - a ja bes cie konam!

STACH

Ale pani młynarko, na cós to nam?

Te prózne swary;

Wacpani mąz stary,

Jakby się wejcie o tym dowiedział, toby to

Dopiero biedy było.

DOROTA

Na cós się s kobietą

Młodą zenił, kiej stary, mógł mnie wej nie zwodzić,

Kiej w nicem młodej zonie nie umie dogodzić.

Zawse to chore, ksywe,

A jesce tak podejzliwe,

Chciałby mnie zbyć głaskaniem, a to nic nie nada:

On mnie osukał, ja tes osukuje dziada....

Zgłoś jeśli naruszono regulamin