Palmer_Diana-Sercowe_klopoty.pdf

(554 KB) Pobierz
6969895 UNPDF
DIANA PALMER
Sercowe kłopoty
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Szedł korytarzem w stronę oddziału kardiologii szpitala
St. Mary i słyszał za sobą dyskretne szepty. Z trudem po­
wstrzymywał uśmiech. Dziś rano, udzielając wywiadu w te­
lewizji, mówił o swoich zwyczajach w sali operacyjnej. Te­
lewidzowie dowiedzieli się, że doktor Ramon Cortero pod­
czas operacji na otwartym sercu, z których słynął na całym
świecie, lubi słuchać grupy rockowej Desperado. Pielęgniar­
ki i technicy z kardiologii żartowali z niego przez cały dzień.
On i ci ciężko pracujący ludzie tworzyli zespół, więc się
nie obrażał. Część z nich zresztą również była fanami Despe­
rado.
Czarne oczy doktora Cortero błyszczały, gdy maszerował
w chirurgicznym zielonym fartuchu, szukając żony pacjenta,
któremu właśnie wymienił uszkodzoną zastawkę serca.
Nie znalazł tej kobiety w poczekalni przed salą operacyjną
na piętrze, gdyż pielęgniarka przez pomyłkę wysłała ją do
głównej poczekalni. Jednak i tam jej nie zastał, kiedy za­
dzwonił. Jej mąż przeżył, choć miał niewielkie szanse. Ra­
towanie go wymagało wielu godzin ogromnego wysiłku Ra­
mona i kilku modlitw.
Otworzyły się drzwi windy i stanęła w nich kobieta w śred­
nim wieku, której towarzyszył nastoletni syn i kilka osób z ro­
dziny męża. Miała zaczerwienione i opuchnięte od płaczu oczy.
6
SERCOWE KŁOPOTY
Dostrzegł w nich lęk. Uśmiechnął się, odpowiadając na py­
tanie, którego kobieta chyba nie miała odwagi zadać.
- Wszystko w porządku - oznajmił bez wstępu. - Ma
silne serce.
- Dzięki Bogu - szepnęła kobieta i objęła syna. - Dzięki
Bogu. I dzięki panu, panie doktorze. - Uścisnęła mu dłoń.
- De nada. - Ramon uśmiechnął się łagodnie. - Cieszę
się, że mogłem pomóc.
Jowialny ciemnoskóry kardiolog stanął obok i kobieta je­
mu też uścisnęła rękę.
- Po to tu jesteśmy - odparł z uśmiechem doktor Ben
Copeland. - Pani mąż jest na na oddziale intensywnej opieki
medycznej. Obok jest pokój, gdzie może pani poczekać, aż
podłączą męża do monitorów. Potem będzie go pani mogła
zobaczyć.
Pojawiła się pielęgniarka, by wskazać rodzinie drogę.
- Czasami zdarzają się cuda - powiedział Ben. - Kiedy
go przywieźli, nie dałbym za jego życie złamanego grosza.
- Ja też nie - zgodził się posępnie Ramon. - Ale niekiedy
mamy szczęście. - Westchnął i rozprostował ramiona. - Mógł­
bym spać przez tydzień, a jeszcze nie skończyłem dyżuru. Ty
pewnie idziesz już do domu?
Ben uśmiechnął się.
- Szczęściarz z ciebie. - Ramon pokręcił głową i pożeg­
nał kolegę skinieniem ręki.
Poszedł obejrzeć jeszcze dwóch pacjentów, których z Bo­
żą pomocą wyciągnął ze szponów śmierci. W tę niedzielę
wykonał trzy nagłe operacje. Był zesztywniały, obolały i bar­
dzo zmęczony, ale było to przyjemne zmęczenie. Zatrzymał
się przy oknie i spojrzał na wielki oświetlony krzyż widnie-
SERCOWE KŁOPOTY
7
jacy na głównej ścianie szpitala. Czasem modlitwy są wysłu­
chiwane. Tak jak dzisiaj.
Zbadał pacjentów, wpisał zalecenia, ubrał się i przeszedł
do miejskiego szpitala O'Keefe, po drugiej stronie ulicy, by
obejrzeć trzech innych pacjentów po operacji. Po drodze do
domu musiał jeszcze zajrzeć do szpitala uniwersyteckiego
w Decatur. Kiedy wreszcie skończył, wrócił do domu.
Mieszkanie Ramona było duże, lecz nie wyglądało na dom
człowieka bogatego. Jego właściciel preferował prostotę. Po­
zostało mu to z czasów dzieciństwa spędzonego w barrio
w Hawanie. Wziął do ręki egzemplarz Cuentos Pia Baroi
i uśmiechnął się smutno. Na stronie tytułowej przeczytał de­
dykację, którą znał na pamięć. „Ukochanemu Ramonowi
- Isadora". Isadora była jego żoną, która zmarła na zapalenie
płuc dwa lata temu. Umarła, kiedy wyjechał za granicę na
konferencję. Jej kuzynka zostawiła ją samą i płyn w płucach
oraz wysoka gorączka w końcu ją zabiły.
To ironia losu, pomyślał, że nie było go w domu, kiedy
żona go potrzebowała. Opiekę nad Isadora powierzył jej
młodszej kuzynce, Noreen, dyplomowanej pielęgniarce.
Uważał, że może jej zaufać. Lecz ona zostawiła Isadorę,
a kiedy wrócił do domu, znalazł żonę martwą. Wciąż obwi­
niał za to Noreen. Rozpaczliwie próbowała mu coś tłuma­
czyć, ale on nie chciał słuchać. Jej wina była oczywista dla
wszystkich, nawet jej ciotka i wuj oskarżali ją równie gwał­
townie jak on.
Odłożył książkę i delikatnie przesunął palcem po okładce.
Baroja, znany hiszpański powieściopisarz z początku dwu­
dziestego wieku, także był lekarzem. Ramon bardzo go lubił.
Opowiadania zawarte w tym zbiorze były pełne opisów życia
8
SERCOWE KŁOPOTY
Baroi w madryckim barrio, w czasach przed odkryciem anty­
biotyków. Były to historie o bólu, tragedii i samotności,
a mimo to pełne nadziei. A nadzieja była ważna w zawodzie
lekarza. Kiedy wszystko zawodziło, wciąż pozostawała wiara
w moce wyższe, nadzieja, że zdarzy się cud. Jeden zdarzył
się dzisiaj tej kobiecie, której mąż leżał teraz na oddziale
intensywnej opieki medycznej. Ramon cieszył się z tego, bo
ci ludzie wyglądali na dobre małżeństwo, kochali się tak jak
on i Isadora. Przynajmniej na początku...
Westchnął i ruszył do kuchni.
- Ojej - mruknął do siebie, badając zawartość lodówki.
- Jesteś słynnym kardiochirurgiem, senor Cortero, a dzisiaj
na kolację czeka cię uczta z mrożonego kurczaka i nie dogo-
towanych brokułów. Jakże nisko upadłeś!
Usłyszał dzwonek telefonu i uniósł brwi. Do północy miał
dyżur przy telefonie, więc może był potrzebny.
Podniósł słuchawkę.
- Cortero - powiedział.
Chwila ciszy.
- Ramon?
Twarz mu stężała. Znał ten głos tak dobrze, że nie miał
kłopotu z rozpoznaniem dzwoniącej do niego osoby.
- Tak, Noreen - odparł zimno. - Czego chcesz?
Przez chwilę panowało milczenie.
- Ciotka chciała wiedzieć, czy przyjdziesz na urodziny
wuja.
Właściwie Noreen nigdy nie utrzymywała bliskich stosun­
ków z ciotką i wujem, a od śmierci Isadory prawie wcale nie
miała z nimi kontaktu.
- Kiedy?
Zgłoś jeśli naruszono regulamin