`tc Marek Bachulski.� O �yciu Jana Silhana `tc Komu�, kto straci� wzrok w wieku dojrza�ym, kiedy cz�owiek zdaje sobie spraw� w pe�ni z tego, co utraci�, wyda� si� mo�e dziwnym stosunek Jana Silhana do w�asnej utraty wzroku. W jednym ze swych list�w do Stanis�awa �emisa pisa� on o �lepocie jak o czym�, do czego tak mocno si� przyzwyczajamy, �e nie mo�emy wyobrazi� sobie bez niej dzia�ania. Jana Silhana trudno by�oby nazwa� dzia�aczem niewidomych, je�li termin "dzia�acz" kojarzy si� komu� co najwy�ej z typem urz�dnika lub funkcjonariusza, kt�remu zalecono zaj�cie si� takim czy innym resortem, a kt�ry z tej racji ro�ci sobie tytu� do chwa�y. Mo�na by go nazwa� raczej wybitn� osobisto�ci� ruchu niewidomych w Polsce. Z metryki chrztu Jana Silhana mo�emy si� dowiedzie�, �e pochodzi z rodziny inteligenckiej. Ojciec Franciszek by� urz�dnikiem bankowym, matka Anna z Paczoskich - nauczycielk�. Ich przynale�no�� pa�stwowa do monarchii austrow�gierskiej mia�a w przysz�o�ci zawa�y� na losach syna. Nawiasem warto wspomnie�, �e ksi�dzem udzielaj�cym chrztu by� pra�at Jan Skalski, autor ciekawych wspomnie� z tamtych czas�w. Jan Silhan urodzi� si� w Kijowie 1 listopada 1889 r. Ojciec jego, jak sam pisze by� spolszczonym Czechem, matka Polk� i w polskim duchu by� wychowywany. W swym mie�cie rodzinnym uko�czy� �redni� szko�� realn� - gimnazjum matematyczno-fizyczne. W latach szkolnych Silhana stolica Ukrainy - dawniejszej Rusi, kolebki pa�stwa car�w - nie by�a terenem tak polako�erczej kampanii, z jak� polska m�odzie� musia�a styka� si� w szko�ach �wczesnej Kongres�wki. Ze wspomnie� szkolnych - nie tylko Polak�w, lecz i Rosjan, np. Konstantego Paustowskiego - wynika�o, �e w szko�ach kijowskich nie dochodzi�o w�wczas do wi�kszych zadra�nie� mi�dzy m�odzie�� polsk�, rosyjsk�, ukrai�sk� czy �ydowsk�. Kij�w, cho� nie obj�ty granicami Polski sprzed pierwszego rozbioru, zasiedla�a liczna kolonia polska, a do szk� zje�d�ali tu synowie polskiego ziemia�stwa czy jeszcze liczniejszych oficjalist�w dworskich i inteligencji technicznej skupionej wok� dobrze rozwijaj�cego si� przemys�u cukrowniczego na tych �yznych ziemiach. Kiedy wysoki, jasnow�osy, przystojny Jan Silhan, maj�cy niew�tpliwie uzdolnienia matematyczno-techniczne (na p�niejszym �wiadectwie z egzaminu pa�stwowego we Lwowie wida� same bardzo dobre i celuj�ce stopnie) wst�powa� na politechnik�, na wydzia� budowy maszyn w rodzinnym mie�cie, by�o ju� po rewolucji 1905 r. Odp�ywa�a fala strajk�w, manifestacji, rozbijania fabryk monopolu spirytusowego i wylewania ich produkt�w do rynsztok�w, zach�cano do program�w anty�ydowskich. Okres studi�w Jana Silhana (1907-1911�) zbiega si� z wprowadzeniem na terytorium pa�stwa car�w tzw. reakcji sto�ypinowskiej. Mianem tym okre�lano polityk� premiera i ministra spraw wewn�trznych Piotra Sto�ypina, kt�ra zmierza�a do odebrania spo�ecze�stwu niewielkiego marginesu swobody zdobytego podczas rewolucji 1905 r. M�odemu studentowi nie dane jest jednak uko�czy� wybranej przez siebie uczelni, cho� niewiele mu do tego brakuje. Ko�czy tylko 8 semestr�w. Wra�liwo�� na krzywd� spo�eczn� sk�ania go do dzia�alno�ci w szeregach Socjal-Demokratycznej Partii Robotniczej Rosji, co przyjdzie mu przep�aci� dziewi�ciomiesi�cznym pobytem w wi�zieniu w latach 1911-1912. Niezale�nie od tego, na politechnice jest cz�onkiem Korporacji Polskiej M�odzie�y Demokratycznej. Tymczasem starania matki Jana zosta�y uwie�czone powodzeniem i krn�brnego studenta wypuszczono z wi�zienia pod warunkiem, �e natychmiast opu�ci granice Rosji. Sprawa by�a o tyle prosta, �e jak ju� powiedziano wy�ej, rodzice Jana byli poddanymi monarchii austrow�gierskiej, podobnie zreszt� jak prawie wszyscy Polacy zamieszkuj�cy wtedy wschodni� i zachodni� Ma�opolsk�. Wkr�tce Jan Silhan immatrykulowany zosta� w poczet student�w politechniki lwowskiej, gdzie panowa�y bez por�wnania liberalniejsze stosunki, a j�zykiem wyk�adowym by� polski. Studiowa� tu 4 semestry, do 1913 r. Nie przerwa� swojej dzia�alno�ci spo�ecznej, uczestnicz�c w pracach Akademickiego Zrzeszenia M�odzie�y Lewicowej "Sp�jnia". Na terenie Lwowa kierowa� te� dzia�alno�ci� emigracyjnej grupy SDPRR. Ale tymczasem to, co nazywano potem zbrojnym pokojem, a co wkr�tce mia�o si� przerodzi� w wielk� wojn�, wymaga�o nowych si� ludzkich i �wie�o upieczony lwowianin zostaje powo�any do austriackiej armii. Austriacka by�a to armia wi�cej z nazwy, strategii dowodzenia i mundur�w, ni� ze sk�adu narodowo�ciowego jej �o�nierzy. By�a to niew�tpliwie najbardziej zr�nicowana pod wzgl�dem narodowo�ciowym armia europejska (w sk�ad rosyjskiej wchodzi�y narodowo�ci azjatyckie). Pr�cz rdzennych Austriak�w spotyka�o si� tam W�gr�w, Polak�w, Czech�w, S�owak�w, Niemc�w, Chorwat�w, ch�op�w z Bo�ni i Hercegowiny, Rumun�w, �yd�w, Ukrai�c�w, kt�rych wtedy jeszcze nazywano Rusinami, a nawet Tyrolczyk�w, kt�rzy - cho� u�ywali mi�dzy sob� niemieckiego dialektu - uwa�ali si� za co� odr�bnego ni� Austriacy z ni�ej po�o�onych rejon�w. Wojna zastaje por. Jana Silhana w macierzystym pu�ku w Libercu w p�n. Czechach. Stamt�d zostaje on wraz ze swym pu�kiem, wys�any na front serbski, gdzie dochodzi do bitwy pod Szabacem. Wojna ma swe �elazne prawa, kt�re zmuszaj� �o�nierza do walki, niezale�nie od tego czy �ywi wrogo�� lub nienawi�� do cz�owieka ubranego w inny mundur, po tamtej stronie linii frontu, czy te� przeciwnie - wsp�czuje mu lub �ywi do niego sympati�. W p�niejszej korespondencji kpt. Silhan wyra�a� si� o serbskich �o�nierzach z �yczliwo�ci�, cho� za walk� z nimi otrzyma� austriacki z�oty medal za waleczno��. Ponadto serbska kula karabinowa wybija mu lewe oko, wychodz�c w okolicy prawego przy skroni. W efekcie Jan Silhan traci obie ga�ki oczne. Dla ka�dego cz�owieka jest ci�kim przej�ciem, zw�aszcza nag�e, od stanu pe�nej sprawno�ci fizycznej do ci�kiego inwalidztwa. Pomoc� w psychicznym prze�amaniu przygn�bienia, w jakim si� znalaz� m�ody oficer, by� niew�tpliwie ordynator szpitala w Budapeszcie, dok�d go przewieziono - prof. Gross, kt�ry sprowadzi� do Jana Silhana znanego tyflopedagoga z Czerniowiec, Jerzego Halarewicza. Ten nauczy� nowo ociemnia�ego alfabetu brajla i pom�g� mu w wyrobieniu prze�wiadczenia o mo�liwo�ci dalszego dzia�ania na tym w�a�nie polu, w kszta�ceniu m�odzie�y pozbawionej wzroku. Z my�l� o poznawaniu metod nauczania w �wiecie ciemno�ci, w kt�rym znalaz� si� tak nagle, udaje si� Silihan do Wiednia, aby tam ucz�szcza�, jako hospitant (rodzaj wolnego s�uchacza), na zaj�cia w Instytucie Wychowawczym Niewidomych Dzieci, kt�ry pod kierownictwem dyrektora Aleksandra Mella ma s�aw� drugiej, po paryskiej, tego rodzaju plac�wki w Europie. Chc�c pog��bi� sw� wiedz�, ucz�szcza na wyk�ady pedagogiczne na wydziale filozoficznym trzeciej swej kolejnej wy�szej uczelni - Uniwersytetu Wiede�skiego. Wkr�tce te� spotka� ma oferuj�c� mu pomoc przy przepisywaniu ze stenografii na alfabet brajla notatek z wyk�ad�w, starsz� o 3 lata od siebie pann� Margit Krausz. Urodzona w Budapeszcie i pracuj�ca jako ksi�gowa, zg�osi�a si� na okres wojny do pracy w szpitalu wojskowym, jako asystentka chirurgiczna, by nie�� pomoc rannym. Nied�ugo zostanie, mimo niech�tnie patrz�cej na ten maria� rodziny, pani� Silhanow�, by towarzyszy� swemu m�owi a� do jego �mierci. O tym spotkaniu tak napisze po latach, w styczniu 1968 r., Jan Silhan: "Wsp�praca ta datuje si� w�a�ciwie z okresu jeszcze wcze�niejszego, albowiem rozpocz�a si� niemal nazajutrz po zawarciu naszej z m� Margit znajomo�ci na terenie jednego ze szpitali wiede�skich, gdzie Margit by�a asystentk� chirurgiczn�. By�o to w marcu 1915 r., gdy �ona moja mia�a ju� za sob� dobrych par� miesi�cy ochotniczej s�u�by niesienia pomocy rannym. Do s�u�by tej zg�osi�a si� przerywaj�c, jak przypuszcza�a, na par� miesi�cy swoj� prac� biurow� buchalterki w jednej z tamtejszych firm. (...) Z kolei i ja zg�osi�em si� do podobnej pracy - z tym tylko, �e obejmowa� mia�a zar�wno ociemnia�ych wojennych jak i dzieci niewidome. Hospitalizowa�em ju� w Pa�stwowym Instytucie Wychowania Niewidomych, studiuj�c odno�n� literatur� fachow�. A Margit z miejsca o�wiadczy�a, �e by�aby gotowa przyj�� mi w tej pracy z pomoc�, oczywi�cie - bezinteresownie. Tote� po wyczerpuj�cej b�d� co b�d� pracy szpitalnej, w kt�rej zreszt� wyr�nia�a si� zar�wno gorliwo�ci� jak i techniczn� i merytoryczn� sprawno�ci�, ca�e popo�udnia po�wi�ca�a czytaniu na g�os, kopiowaniu brajlem niezb�dnych tekst�w, towarzysz�c mi na popo�udniowe wyk�ady tamtejszej wszechnicy na wydziale filozoficznym i sekunduj�c mi w zabiegach o stworzenie Zwi�zku Ociemnia�ych Inwalid�w Wojennych i w trosce o pozostaj�cych w �wczesnej Centrali Ociemnia�ych Inwalid�w Wojny Polakach". A tak okoliczno�ci ich �lubu opisa�a po wielu latach Margit Silhanowa: "Nasz �lub (...) by� bardzo uroczysty i powa�ny zwi�zek serc, po�wi�cony przez kapelana wojskowego Henryka Dobro�e�skiego w ma�ej, pi�knie udekorowanej i rz�si�cie o�wietlonej kaplicy szpitalnej. Obecna by�a tylko z rodziny moja matka, �wiadkowie nasi, Dyrektor Radca Mell i Dr Bayer (nasi prze�o�eni), wszyscy z mojego szpitala pracuj�cy lekarze z �onami, tamtejszy personel i nasi przyjaciele. "Nawet po latach pobytu w Polsce nie pozby�a si� pani Margit drobnych, czasem zabawnie brzmi�cych dla polskiego ucha b��d�w j�zykowych. Zamiast "zar�czeni" pisze "za��czeni", miast "wy�ej wymieniony" pisze "nazwany", miast "umniejsza�" - "umala�", lecz �wiadczy to wi�cej o tym, jak trudny jest dla cudzoziemca j�zyk polski, ni� o niezdolno�ci j�zykowej osoby z innego kraju nim si� pos�uguj�cej. Bo opr�cz lekkiego obcego akcentu u�ywa�a go w mowie i w pi�mie na og� poprawnie. Zapewne poczucie obco�ci wobec polskiego otoczenia musia�a Margit odczuwa� jednak p...
jagaw7