Premier jednak, za namowš Churchilla, który najwyraniej miał wyrzuty sumienia wobec Polaków, raz jeszcze pojechał do Moskwy. Było to już po kapitulacji warszawskich oddziałów AK, w Lublinie rzšdził od 2 miesięcy PKWN i Stalin (także Bierut) nie byli skłonni do najmniejszych ustępstw. Po wielokrotnych rozmowach, które odbyły się między 12 a 20 padziernika, żadnego porozumienia nie zawarto, Mikołajczyk za dowiedział się przy okazji, że alianci już w Teheranie zgodzili się na "linię Curzona". Przebieg rozmów moskiewskich i dramatyczne wiadomoci napływajšce z ziem ogarniętych przez Armię Czerwonš wzmocniły determinację premiera i jego najbliższych zwolenników wobec perspektywy powrotu do kraju nawet w charakterze słabszego partnera komunistów. Gdy Roosevelt nie zgodził się na żadne gwarancje dla polskich starań o utrzymanie Lwowa i drohobyckiego zagłębia naftowego, Mikołajczyk uznał, iż możliwoci działania władz RP na emigracji zostały wyczerpane. Znalazł się w mniejszoci we własnym rzšdzie i 24 listopada złożył dymisję, na którš znaczna częć opinii emigracyjnej od tak dawna czekała. Nowy rzšd, sformowany przez socjalistę Arciszewskiego i bez udziału ludowców, nie znalazł poparcia u Anglików i Amerykanów, co wykorzystał Stalin dla uczynienia następnego kroku - z dniem 1 stycznia 1945 r. PKWN przemianował się w Rzšd Tymczasowy i władze Rzeczpospolitej ostatecznie przestały być dla Kremla kandydatem na partnera. Niebawem znad Wisły miała ruszyć ostatnia ofensywa Armii Czerwonej, przekrelajšc ostatecznie szanse na Polskę suwerennš. `tc Komunistyczny Piemont `tc Na ziemiach między Wisłš a Bugiem stało się to, czego tak bardzo obawiał się Mikołajczyk: PKWN, osłaniany przez Armię Czerwonš, umocnił swoje pozycje i stworzył bardzo silny przyczółek - swego rodzaju "komunistyczny Piemont" - do dalszej ekspansji. Działania podejmowano w dwóch generalnych kierunkach. Pierwszy to destrukcja podziemnych struktur i terroryzowanie społeczeństwa. Drugi to budowa własnych instytucji, przejmowanie kontroli nad tymi, które istniały w czasie okupacji, "wyławianie" rodowisk (a nawet jednostek) skłonnych do współpracy oraz przycišganie tych warstw społecznych, które były najbardziej podatne na wizję społecznej rewolucji. Wszystko to odbywało się nie tylko pod obecnoć paromilionowego wojska, ale zadania "czyszczenia" terenu wykonywały bezporednio zarówno kontrwywiad Smiersz (Smiert Szpionam), jak i jednostki NKWD. Na stosunkowo niewielkim obszarze działała - powołana 15 padziernika - dywizja NKWD liczšca 11 tys. dobrze wyposażonych i wyszkolonych żołnierzy. Wojska NKWD, które działały na terenie "Polski lubelskiej", miały za sobš dowiadczenia niedawnych walk z partyzantkš ukraińskš, wraz z frontem nadcišgnęli nie tylko żołnierze, lecz także dobrze już znany specjalista od masowych akcji pacyfikacyjnych gen. Iwan Sierow, zastępca komisarza ludowego spraw wewnętrznych. Oddziały NKWD i tyłowe jednostki Armii Czerwonej przeprowadzały nie tylko wielkie obławy, ale także dokonywały aresztowań poszczególnych osób, wykorzystujšc informacje gromadzone m.in. przez nadsyłane do Polski już od 1943 r. grupy dywersyjne. Tylko wspomniana dywizja NKWD aresztowała do końca 1944 r. blisko 17 tys. osób. łšcznie z żołnierzami AK internowanymi w ramach likwidacji akcji "Burza", do stycznia 1945 r. aresztowano zapewne kilkadziesišt tysięcy osób. Znacznš ich częć wysłano w głšb ZSRR. Wedle danych NKWD latem 1945 r. w obozach na terenie ZSRR znajdowało się ponad 20 tys. internowanych żołnierzy AK, a liczba skazanych była z pewnociš niewiele mniejsza. Setki, jeli nie tysišce zamordowano na miejscu. Prawdziwymi władcami w terenie byli komisarze wojenni miast i powiatów, którzy ingerowali we wszystkie szczegóły życia publicznego i społecznego, tym łatwiej, że dysponowali siłš zbrojnš. Mieli też formalne oparcie w umowie z 26 lipca, w której PKWN przekazywał Armii Czerwonej jurysdykcję na "zapleczu frontu". Ale obce bagnety, nawet tak liczne, nie mogły rozwišzać sytuacji. Zarówno Stalinowi, jak i polskim komunistom nie zależało przecież, aby stan istniejšcy postrzegany był jako okupacja. Jednym z pierwszych segmentów aparatu administracyjnego, który tworzono na opanowanych terenach, był aparat bezpieczeństwa. W strukturze PKWN stanowił on osobny Resort Bezpieczeństwa Publicznego, na czele którego stanšł przedwojenny komunista Stanisław Radkiewicz. Trzon kadrowy resortu tworzyło ok. 200 osób, które przeszły paromiesięczny kurs w szkole NKWD w Kujbyszewie oraz członkowie grup dywersyjnych i partyzanckich, także przeszkoleni w zakresie kontrwywiadu. Nieomal wszyscy należeli przed wojnš do KPP lub (częciej) jej młodzieżowej organizacji, większoć przeszła przez pobyt w "strojbatalionach" lub na zsyłce, skšd trafiła do Dywizji im. Kociuszki. Z dywizji tej, jeszcze jesieniš 1943 r., wydzielono Specjalny Batalion Szturmowy - podporzšdkowany faktycznie ZPP - który stał się zaczštkiem wojsk wewnętrznych podległych Radkiewiczowi. Po paru tygodniach wahań do Resortu Bezpieczeństwa włšczono Milicję Obywatelskš (MO), której kadry rekrutowały się głównie z członków AL. W poczštku padziernika 1944 r. resortowi podporzšdkowano też więzienia i obozy (w których zrazu trzymano głównie volksdeutschów). W końcu 1944 r. w aparacie bezpieczeństwa - bez MO, wojsk wewnętrznych i więziennictwa - pracowało ok. 2,5 tys. funkcjonariuszy. PKWN troszczył się o to, aby działalnoć służb bezpieczeństwa miała za sobš sankcję prawnš, choć z reguły odpowiednie akty prawne ukazywały się z opónieniem. Najważniejszymi były dekrety o "rozwišzaniu tajnych organizacji" (z 24 sierpnia), o wymiarze kary dla zbrodniarzy wojennych i "zdrajców Narodu polskiego" (z 31 sierpnia), o wojskowym kodeksie karnym i sšdach wojskowych (z 23 wrzenia) oraz o ochronie państwa (z 30 padziernika, ale działajšcy wstecz od 15 sierpnia). Szczególnie perfidnie - i to przez wiele jeszcze lat - wykorzystywano przepisy dekretu dotyczšcego "zdrajców". Pod pojęcie to podcišgano bowiem, zgodnie z założeniami politycznymi, przynależnoć do AK i struktur Delegatury, które generalnie kwalifikowano nie tylko jako "reakcyjne", ale po prostu jako "prohitlerowskie" i "kolaboracyjne". Mimo zapowiedzi manifestu z 22 lipca, iż reformy społeczne nie zakłócš porzšdku prawnego ustanowionego w Konstytucji z 1921 r., dosyć szybko zrezygnowano z "pokojowej" realizacji najważniejszej z nich, tzn. reformy rolnej. Dekret o jej wykonywaniu, uchwalony 6 wrzenia 1944 r., został zignorowany i przystšpiono do wywłaszczania i dzielenia ziemi poza powołanymi do tego urzędami. Decyzja ta miała charakter wyranie polityczny - chodziło o przycišgnięcie do nowej władzy rzesz bezrolnych i małorolnych. Z miast wyruszyły "brygady parcelacyjne", które doć często znajdowały pozytywne przyjęcie, ale asysta wojskowa bywała też konieczna. Znaczna częć chłopów znajdowała się w trudnej sytuacji. Wie wyniszczona działaniami wojennymi i rabunkowš gospodarkš okupanta musiała dostarczać nowe kontyngenty i żywić ogromnš armię. Niemniej włanie na wsi - biednej i rozdrobnionej - komunici znaleli wówczas stosunkowo największe poparcie, choć oczywicie na pewno nie wszyscy członkowie ok. 100 tys. rodzin, które otrzymały nadziały z parcelacji, stawały się automatycznie entuzjastami nowej władzy. To włanie wie i chłopi byli najbardziej naturalnš bazš dla niepodległociowej partyzantki. W życiu społecznym miast nowe porzšdki były znacznie mniej dostrzegalne. Nieliczny na tych terenach przemysł został przejęty jako mienie poniemieckie, ale kierownictwo zakładami sprawowali z reguły dawni fachowcy. Handel pozostawał w rękach prywatnych, z tym, że wzrosła rola "Społem", spółdzielni rozbudowanej w czasie okupacji. Do pracy powróciła (lub w niej pozostała) przeważajšca częć urzędników niższej administracji i pracowników komunalnych, w sšdach znaleli się dawni sędziowie, do uruchamianych szkół powrócili "starzy" nauczyciele. Jesieniš wznowił zajęcia KUL, a dla przeciwwagi otwarto Uniwersytet Lubelski obsadzony w większoci przez przedwojennš kadrę. Po koszmarze okupacji niemieckiej, nieustannym zagrożeniu wszystkich i wszędzie, nowa sytuacja wydawała się wielu - zapewne większoci - etapem powrotu do normalnoci. Wprawdzie teren był niezwykle nasycony Armiš Czerwonš, a jej żołnierze wyróżniali się często grubiaństwem i rabunki oraz gwałty były na porzšdku dziennym, wprawdzie cigano bezwzględnie akowców a "bezpieczeństwo" było wszechobecne, niemniej istniał przecież w Londynie Rzšd RP i prezydent, istniały na Zachodzie Polskie Siły Zbrojne, Mikołajczyk jedził do Moskwy na rozmowy z samym Stalinem. Spora częć opinii liczyła, że nie dojdzie do definitywnego opanowania kraju przez komunistów. Jedni pokładali nadzieje w nacisku zachodnich sojuszników, inni wierzyli, że wraz z pobiciem III Rzeszy koalicja antyniemiecka rozpadnie się i wybuchnie nowa wojna wiatowa, która musi zakończyć się zwycięstwem demokracji nad bolszewizmem. Ale nawet ci, którzy tak myleli, w większoci przystosowywali się do sytuacji i podejmowali pracę w instytucjach publicznych, które przecież musiały funkcjonować. Wchodzenie do nich bywało uważane za swego rodzaju kontynuację konspiracji i ułatwić miało przywrócenie Polski suwerennej. Zdarzało się, że całe "dołowe" komórki milicji opanowywane były przez grupy konspiracyjne AK czy NSZ. Robotnicy folwarczni przyjmowali ziemię z przymusowej parcelacji, dosyć powszechnie dochodziło nie tylko do dzielenia, ale wręcz grabienia majštków. Aczkolwiek władze nie stawiały wyranie takiego wymogu, t...
jagaw7