Kocha sie tylko raz.rtf

(2809 KB) Pobierz
Londyn, 1817

 

Londyn, 1817

Palce trzymające karafkę były długie i delikatne. Selena Ed-dington doskonale zdawała sobie sprawę z urody swoich dło­ni i nie bez odrobiny próżności wykorzystywała każdą okazję, aby je dyskretnie wyeksponować. Tak było i teraz. Zamiast wziąć kieliszek od Nicholasa, wolała raczej przynieść mu ka-rafkę. A przy tym, stojąc z karafką przed pokrytą błękitnym pluszem sofą, na której leżał, osiągała jeszcze jedno: światło ognia płonącego za nią w kominku prowokująco zakreślało jej zgrabną figurę, dobrze widoczną przez cienką, muślinową suknię. Nawet tak wytrawny kobieciarz jak Nicholas Eden musiał docenić urodę jej kształtnego ciała.

Kiedy napełniała jego kieliszek, w blasku ognia na lewej dłoni zalśnił duży rubin. Jej ślubny pierścionek. Choć od dwu lat była wdową, nosiła go nadal z dumą. Podobnym blaskiem lśnił jej rubinowy naszyjnik. Jednak nawet najwspanialsze ru­biny nie mogły rywalizować z jej niezwykle głębokim dekol­tem, oddzielonym zaledwie trzycalowym paskiem materiału od ściągniętej, wysokiej talii empirowej sukni spadającej w prostych liniach ku zgrabnym kostkom. Suknia w kolorze ciemnej, głębokiej magenty doskonale harmonizowała zarów­no z rubinami, jak i z urodą Seleny.

- Czy ty mnie w ogóle słuchasz, Nicky?

Na twarzy Nicholasa dostrzegła ten sam irytujący wyraz nieobecnego zamyślenia, który ostatnio gościł na niej coraz częściej. Zatopiony w myślach, które z pewnością nie miały z nią wiele wspólnego, w ogóle nie słyszał, co do niego mó­wiła. Nawet na nią nie spojrzał, gdy nalewała mu brandy.

7


-              Naprawdę, Nicky, to wcale nie jest takie przyjemne pa­
trzeć, jak błądzisz myślami gdzieś daleko, kiedy jesteśmy tyl­
ko we dwoje. - Stala przed nim tak długo, dopóki na nią nie
spojrzał.

-              O co chodzi, kochanie?

W jej orzechowych oczach pojawiły się groźne błyski. Mia­ła ochotę tupać ze złości, ale przecież nie mogła przy nim po­zwolić sobie na wybuchy irytacji. Choć zachowywał się tak prowokująco, tak obojętnie, tak... nieznośnie! Och, gdyby nie to, że był taką dobrą partią...

Usiłując opanować rosnące wzburzenie, odpowiedziała spo­kojnie:

-              Chodzi o bal, Nicky. Mówiłam o balu, ale ty mnie w ogó­
le nie słuchasz. Jeśli chcesz, nie wspomnę o nim już ani sło­
wa, ale tylko pod jednym warunkiem. Obiecaj mi, że jutro
przyjedziesz po mnie punktualnie.

-              Jaki bal?

Selena westchnęła, szczerze zaskoczona. Nie był pijany i nawet nie starał się okazywać jakiegoś szczególnego znudze­nia. Po prostu naprawdę nie wiedział, o czym ona mówi.

-              Nie drażnij się ze mną, Nicky. Bal u Shepfordów. Wiesz,
jak bardzo mi na nim zależy.

-              A, tak - odparł głucho. - Bal, który ma zaćmić wszystkie
pozostałe, choć to dopiero początek sezonu.

Udała, że nie dostrzegła jego tonu.

-              Wiesz przecież, jak długo czekałam na zaproszenie do
księżnej Shepford, a jej tegoroczny bal zapowiada się wyjąt­
kowo wspaniale. Będą tam po prostu wszyscy. Każdy, kto ma
jakieś znaczenie, Nicky.

-              I co z tego?

Selena policzyła powoli w myślach do pięciu.

-              To, że umrę, jeśli spóźnię się choć jedną minutę.

Na jego wargach pojawił się charakterystyczny szyderczy uśmieszek.

-              Umierasz zdecydowanie za często, kochanie. Nie powin­
naś traktować życia towarzyskiego aż tak serio.

-              Mam brać przykład z ciebie?

8


O, gdyby tylko mogła, odpowiedziałaby mu o wiele moc­niej. Czuła, że jeszcze chwila, a nerwy odmówiąjej posłuszeń­stwa, a przecież nie mogła sobie na to pozwolić. Wiedziała, jak bardzo potępiał nieopanowane wybuchy emocji u innych, choć sam pozwalał sobie na wiele.

Nicholas wzruszył jedynie ramionami.

-              Możesz mnie nazwać ekscentrykiem, kochanie, ale nale­
żę do prawdziwie nielicznej garstki ludzi, którzy niewiele so­
bie robią z tego całego zbiegowiska.

Nicholas mówił szczerą prawdę. W przypływie złego humo­ru potrafił zignorować, a nawet obrazić dosłownie każdego, bez względu na rangę. Przyjaźnił się też, z kim chciał, nawet z ludźmi, o których publicznie wiedziano, że są bękartami nie uznawanymi przez szanujące się towarzystwo. I nigdy, ale to nigdy, nikomu nie schlebiał. Był dokładnie taki arogancki, jak o nim mówiono. A mimo to potrafił być zabójczo uroczy -je­śli tylko miał na to ochotę.

Selena jakimś cudownym sposobem i tym razem zdołała utrzymać nerwy na wodzy.

-               A jednak, Nicky, jak pamiętasz, obiecałeś, że pójdziesz ze
mną na bal Shepfordów.

-               Doprawdy? - wycedził.

-               Jak najbardziej. - Jeszcze raz opanowała wzburzenie. -
Obiecaj mi, że się po mnie nie spóźnisz, dobrze?

Znowu wzruszył ramionami.

-              Jak mogę ci coś takiego obiecać, kochanie? Nie umiem
przewidywać przyszłości. Przecież nie sposób powiedzieć, czy
jutro nie zdarzy się coś, co mnie zatrzyma.

Miała ochotę krzyczeć. Oboje doskonale wiedzieli, że jeśli coś mogło go zatrzymać, to jedynie jego własna, perfidna obo­jętność. Miała już tego wszystkiego dość!

Szybko podjęła decyzję i odparła z wyraźną nonszalancją:

-              Dobrze, Nicky, skoro nie mogę na tobie polegać w sprawie
tak dla mnie ważnej, znajdę kogoś innego, kto odprowadzi mnie
na bal. Mam jednak nadzieję, że się tam w końcu pojawisz.

Igra z nią? Świetnie. Postanowiła odpłacić mu pięknym za nadobne.

9


-               Tak z dnia na dzień? - zapytał.

-               Wątpisz, że mi się uda? - odparła zaczepnie.
Uśmiechnął się i spojrzeniem znawcy przesunął po jej

kształtnej postaci.

-              O nie, myślę, że bez kłopotu znajdziesz kogoś na moje
miejsce.

Selena odwróciła się, zanim zdążył zobaczyć, jakie wraże­nie zrobiła na niej jego uwaga. Czy to było ostrzeżenie? Och, ależ był pewny siebie, łajdak. Dobrze by mu zrobiło, gdyby z nim zerwała. Żadna kochanka nigdy go jeszcze nie rzuciła. To zawsze on kończył romans. To zawsze on o wszystkim de­cydował. Ciekawe, jak by zareagował, gdyby go rzuciła? Wpadłby we wściekłość? A może zmusiłoby to go do działa­nia i wreszcie by się oświadczył? Perspektywa była kusząca i warto się nad nią poważnie zastanowić.

Nicołas Eden wyciągnął się wygodnie na sofie i spojrzał na Selenę, która wzięła swój kieliszek sherry i położyła się na grubym futrze, leżącym przed kominkiem. Wygiął usta w sardonicznym uśmiechu. Doprawdy, jej poza była bardzo kusząca, o czym ona świetnie wiedziała. Nigdy nie zapomi­nała o tym, by zrobić jak najkorzystniejsze wrażenie na męż­czyźnie.

Znajdowali się w miejskiej rezydencji jej przyjaciółki, Ma­rie. Po eleganckim obiedzie w towarzystwie Marie i jej ak­tualnego wielbiciela przez jakąś godzinę grali w wista, po czym przenieśli się do tego przytulnego salonu. Marie i jej namiętny przyjaciel oddalili się do pokojów na piętrze, po­zostawiając Nicholasa i Selenę samym sobie. Ileż to już wie­czorów spędzili w podobny sposób? Jedyna różnica polega­ła na tym, że hrabina za każdym razem miała innego kochan­ka. Prowadziła śmiałe, bujne życie, ilekroć jej mąż wyjeżdżał z Londynu.

A jednak było jeszcze coś, co odróżniało ten wieczór od innych. Chociaż w salonie panowała romantyczna, zmysło­wa aura, na kominku płonął ogień, lampa stojąca w rogu rzu­cała łagodnie przyciemnione światło, służba dyskretnie usu­nęła się do swoich pokojów, a Selena była uwodzicielska jak


zawsze - Nicholas był dziś wieczorem najzwyczajniej w świecie znudzony. Po prostu nie miał najmniejszej ochoty ruszyć się z sofy, by przyłączyć się do Seleny, leżącej na skó­rze przed kominkiem.

Już od pewnego czasu zauważał, że Selena przestaje go po­ciągać. A to, że nie miał większej ochoty iść z nią dziś wie­czorem do łóżka, potwierdzało tylko jego przeczucie, że na­deszła pora, by skończyć romans. I tak romans z Seleną trwał dłużej niż większość jego miłostek - prawie trzy miesiące. Być może dlatego czuł, że musi z nią zerwać, choć nie znalazł jeszcze następczyni.

Prawdę mówiąc, Nicholas nie widział wokół siebie kobie­ty, którą miałby ochotę zdobyć. Selena zaćmiewała wszystkie znane mu damy, jeśli nie liczyć kilku zdumiewających istot, które były zakochane w swoich mężach, a tym samym zupeł­nie niepodatne na jego uroki. Oczywiście, jego tereny łowiec­kie nie ograniczały się do zamężnych dam, znudzonych swo­imi małżonkami, o nie. Bez najmniejszych skrupułów uwodził niewinne dziewczęta, dopiero wchodzące w wielki świat. Je­śli więc delikatne młode damy były podatne na podobne po­kusy, powinny się strzec Nicholasa Edena. Albowiem jeśli tyl­ko panna gotowa była mu ulec, Nicholas nie odmawiał sobie tej przyjemności tak długo, dopóki udało się ukryć romans przed uważnym okiem rodziców. Niewątpliwie tego typu pod­boje należały do najbardziej przelotnych, niemniej cenił je so­bie jako szczególne wyzwanie dla jego ambicji.

W dniach bardziej szalonej, wczesnej młodości trzykrotnie zdarzyło mu się uwieść dziewicę. Jedną z nich, córkę diuka, szybko poślubiono kuzynowi, czy innemu podobnemu szczęś­ciarzowi. Dwie pozostałe również zdołano wydać za mąż, za­nim skandal nabrał pełnego rozgłosu. Co nie znaczy, że plot­karze nie mieli wspaniałego pola do popisu. Ponieważ jednak rozwścieczone rodziny nie wysuwały publicznych oskarżeń, za każdym razem musiano z konieczności ograniczać się do plotek i spekulacji. Rzecz w tym, że ojcowie uwiedzionych dziewcząt obawiali się wyzwać Nicholasa, który wcześniej dwukrotnie postrzelił w pojedynku znieważonych mężów.


 


10


11


Nicholas nie był szczególnie dumny z uwiedzenia trzech niewinnych panien, podobnie jak nie puszył się faktem, że zra­nił dwu mężczyzn, których jedynym błędem było posiadanie niewiernych żon. Nie znaczy to jednak, że odczuwał wyrzuty sumienia. To nie jego wina, jeśli debiutantki były tak nieroz­sądne, by oddawać mu się, nie czekając na obietnicę małżeń­stwa. Natomiast żony bogatych lordów doskonale wiedziały, co robią.

Powiadano o Nicholasie, że w dążeniu do zaspokojenia swoich pragnień zupełnie nie dba o uczucia innych osób. Być może była to prawda, a może nie. Nikt nie znał Nicholasa na tyle dobrze, by powiedzieć to z całą pewnością. Nawet on sam nie był pewny, co skłoniło go do niektórych zachowań.

Tak czy inaczej, płacił za swoją reputację. Ojcowie stojący wyżej od niego w hierarchii społecznej uważali go za nieod­powiedniego kandydata na męża dla swoich córek. Jeśli mógł liczyć na zaproszenia, to jedynie od ludzi nie zważających na konwenanse, albo takich, którzy szukali bogatego zięcia.

Jednak Nicholas nie szukał żony. Od dawna uważał, że nie ma moralnego prawa ubiegać się o rękę żadnej z młodych ko­biet, których pochodzenie i wychowanie odpowiadało jego po­zycji społecznej. Wszystko wskazywało więc na to, że nigdy się nie ożeni. A ponieważ nikt nie wiedział, dlaczego wice­hrabia Montieth postanowił wieść kawalerski żywot, wiele tęsknych spojrzeń biegło wciąż w jego stronę z nadzieją, że uda się go zreformować.

Jedną z dam hołubiących w sercu skryte nadzieje wobec Ni-cholasa była właśnie lady Selena Eddington. Bardzo się pilno­wała, żeby tego nie okazywać, ale Nicholas doskonale wie...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin